Mierzwa radował się tylko przez chwilę trzymając w swych zgrabiałych łapskach dziewczynkę.
- Hanka, żyjesz? Oj, to dobrze... - uśmiechnął się pod wąsiskiem do dziewczynki. - Widzisz, musimy teraz na samą górę wejść i będziesz bezpieczna i zdrowa - przekonywał dziewczynkę.
Gdy minęli podwoje klasztoru, Kislevita spochmurniał. Olbrzymia narośl blokowała dalszą drogę. Ba, jawiła się jako przeszkoda nie do pokonania. - Za nami potwory, przed nami plugawa maszkara. Musimy pójść na okrętkę. Tam - Mierzwa wskazał na zamknięte drzwi po swej lewej ręce. - Tam gdzieś pewnie są inne drzwi prowadzące na górę. Prędko! Nie nam mierzyć się z tym okropieństwem, za wcześnie na to!
Nie zastanawiając się dłużej skierował wraz z dziewczynką ku salom w zachodniej części klasztoru. W mniemaniu najemnika należało działać szybko i jak mniej wiązać się w walkę. Dotarcie na szczyt było priorytetem. |