Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-03-2013, 13:12   #106
valtharys
 
valtharys's Avatar
 
Reputacja: 1 valtharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputację
Nugan biegł w kierunku Leichberg. Biegł, co sił w nogach, czuł uciekający czas... Jego serce waliło, a nogi pokonywały kolejne metry. Słońce już zaszło, a księżyc powoli budził się do życia. Pot spływał krasnoludowi po twarzy i plecach, a nogi stawały się coraz cięższe. Wczorajsza noc jednak dawała o sobie znać. Przedzierałeś się przez las, nie zatrzymując się ani na chwilę, przebijając się przed krzaki, nie bacząc na lekkie zadrapania, aż w końcu dotarłeś do ścieżki prowadzącej do Leichberg. Z daleka dostrzegłeś potężne mury miasta i ruszyłeś dalej biegiem przed siebie. Mimo, iż biegłeś ile miałeś sił, to jednak Mannslieb wznosił się coraz wyżej i wyżej, a jego poświata stała się coraz bardziej czerwona, wręcz krwista. Nie zważałeś jednak na to i w końcu przekroczyłeś bramy Leichberg. Strażnicy zdawali się nie zwracać na Ciebie uwagi, ludzie powoli zbierali się do domów. Noc nigdy w Sylvanii nie uchodzi za bezpieczną porę. Pędem udałeś się do domu Kaupfenbergów. Furtka była otwarta, więc ruszyłeś ku drzwiom domostwa. Otworzył Ci je lokaj. Mężczyzna, zdawało Ci się, iż widziałeś go wcześniej, miał około czterdziestu lat. Ubrany był w elegancki frak i białe rękawiczki. Spojrzał na Ciebie i rzekł poważnie:

- Pani czekała na Ciebie.. Proszę pozwolić za mną - czekał na Twoją reakcję.

- Jak czekała?! - Zdziwił się krasnolud. - Aaa, prowadź pędem - dodał od razu.

Podążyłeś więc za lokajem, który poprowadził Cię głównym korytarzem, aż do drzwi prowadzących na dół. Zapalił pochodnię i zaczął schodzić. Ty szedłeś za nim. W domu panowała cisza. Nie widziałeś także innych służących. Zeszliście najprawdopodobniej do podziemi. Kamienne, zimne, pokryte pajęczyną mury przyprawiały Cię o ciarki. Chciałeś coś powiedzieć, zapytać, lecz za każdym razem słowa grzęzły Ci w gardle. Szliście więc wąskim, mrocznym korytarzem oświetlanym przez blask pochodni, aż w końcu wkroczyliście do wielkiej komnaty rozświetlonej przez pochodnie. Komnata musiała znajdować się głęboko pod ziemią, podtrzymywana była przez potężne filary, a na środku niej widniał tron. Ktoś na nim siedział, lecz z racji tego, że odwrócony był do ciebie plecami, nie mogłeś dostrzec kto.

Nugan zaczął przeczuwać, że znalazł to, czego szukał. Ale czy był z tego zadowolony, to już inna bajka… Czuł się bardzo niepewnie, lecz postanowił nie dawać tego po sobie poznać.

- Jestem! Jam cię szukał teraz! Ty czekałaś mnie! - krzyknął, nie ruszając się z miejsca.

Tron powoli obrócił się i dostrzegłeś siedzącą na nim Rebeccę. Biała suknia idealnie na niej leżała, a ona sama emanowała potęgą i siłą. Pstryknęła palcami i wokół niej rozpaliły się pochodnie, a ty dostrzegłeś, że za nią, przykuty łańcuchami do ziemi klęczy Sigmarita. Inkwizytor był mocno skrępowany, jego twarz wykrzywiała się w bólu i furii. Jego oczy były czerwone niczym krew, a ciałem wstrząsały lekkie spazmy, które napinały mięśnie jego ciała do granic możliwości.

Rebecca wstała z tronu. Zauważyłeś, że cienie wokół niej zdają się tańczyć radośnie.

- Tak więc..? - zapytała zirytowana

- Przyszedłem cię ostrzec. Niepotrzebne to jednak, widzę – krzyknął khazad. - Cóż wyprawiasz wiedźmo?! - burknął wściekle.

- Kończę to, co zaczęłam osiem lat temu. Sięgam po to, co mi pisane. A ty... - zamilkła, jakby nie zdecydowała co z Tobą zrobić - Czas nadszedł...

Poczułeś, jak w całej komnacie robi się przeraźliwie zimno i choć Rebecca zaczęła coś mamrotać pod nosem, to Twoją uwagę zwrócił Sigmarita. Jego ciało wygięło się w łuk, komnatę wypełnił przeraźliwy krzyk. Kości przybierały nowe kształty, mięśnie pękały i łączyły się na powrót w nienaturalnych kształtach, a szmaty, w które ex-Inkwizytor był ubrany, zaczęły się rozrywać. Na skórze pojawiały się cebulki nowych włosów i natychmiast kiełkowały gęstą szczeciną, która przez ciało przebijała się na zewnątrz. Istota, bo ciężko było nazwać to człowiekiem, miała coraz większe stopy - buty zdawały się przypominać papier, pojawiły się czarne ostre szpony. Sznurowadła pękły, jak źdźbła trawy, zniszczona skóra obuwia rozpadła się na kawałki, a jego stopy nieprzerwanie się zmieniały - pięty unosiły coraz wyżej, a zakrzywione szpony wbijały w kamienną posadzkę komnaty. Część zębów przesunęła się do przodu, robiąc miejsce dla masywnych łamaczy, których wcześniej nie miał, a siekacze i kły gwałtownie rosły i stawały się ostrzejsze, mocniejsze i bardziej wysunięte. Sigmarita chciał coś powiedzieć, lecz z jego gardła wydobywał się jedynie zwierzęcy ryk. Nie było w nim nic ludzkiego.

Bestia niechybnie rzuciła by się na Ciebie, gdyby nie krępujące ją łańcuchy. Wierzgała się i szczerzyła zębiska w Twoim kierunku, w ogóle nie zwracają uwagi na Rebeccę.

Wyjąłeś kuszę i strzeliłeś, lecz spudłowałeś. Chciałeś dobyć topora, by ruszyć na wiedźmę, lecz poczułeś uderzenie w tył głowy. Zachwiałeś się na nogach i odwróciłeś głowę, by zobaczyć jak coś trafia Cię ponownie między oczy. Ciemność nastała, a ty upadłeś na zimną posadzkę. Chciałeś wstać, lecz w głowie Ci szumiało, a przed oczami wirował cały świat . W końcu osunąłeś się w mrok.

Obudziłeś się, lecz byłeś skrępowany. Noc jeszcze trwała, bowiem księżyc roztaczał swoją krwawą poświatę. Do twoich uszu dobiegły krzyki mężczyzn, kobiet i dzieci. Zacząłeś się rozglądać. Byłeś na murach miasta, obalony na kolana, związany łańcuchem. Koło ciebie stało dwóch mężczyzn w czarnych szatach z mieczami przy bokach. Nieco dalej stała Rebecca, która spoglądała z satysfakcją jak miasto ogarnia chaos i pożoga. Na jej znak brutalnie podniesiono Cię z ziemi, a Ty mogłeś dostrzec jak przez główną bramę miasta wjeżdżają jeźdźcy. Było ich wielu. Każdy dumny, zakuty w zbroje płytową,a za nimi podążali nieumarli. Niegdyś żywi, a teraz chodzące trupy zależne od woli swojego Pana. Wampira. Tak upadał ostatni ludzki bastion wolny od Von Carsteinów.

Zimny i porywisty wiatr zawiał a Ty aż skuliłeś się z zimna. Wraz z wiatrem usłyszałeś szept, który doleciał do Twoich uszu:

Pięć zawsze było, teraz jedna jest
Przegraliście wasz jedyny test
Wpierw troje było, lecz jeden ino ostał się
Czas zakończyć więc tą grę
Mistrz się z was śmieje, śmierć za wami kroczy
Teraz już wiecie: wilkołakowi się jednak nie podskoczy


 
__________________
Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-)
valtharys jest offline