Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-03-2013, 19:43   #126
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Jean był wściekły zachowaniem tej bandy zbójów zabijających ludzi po nocy. To był bezsensowny i bezpodstawny pokaz okrucieństwa.
Gnoma zaskoczył rozmach akcji, która była równie subtelna co krasnoludzkie dowcipy.
Po co aż tyle zachodu z powodu jednego szpiega, jakim on był ? I co to niby miało dać, skoro jego raport jest już na biurku Leonarda...

Seravine miała jednak rację, ktoś włożył dużo wysiłku by zabić jednego małego szpiega... zaczynającego dopiero karierę. Musiał być ku temu ważny powód. Ironią losu był fakt, że ten brak subtelności i rozmach obracał się przeciw nim.
Dzięki Sargasowi, Jean przeżył. A ich zacieranie śladów nic nie pomogło, skoro Le Courbeu zobaczył swego prześladowcę. Mimo nocnych ciemności blask ognia dawał wystarczająco dużo światła czułym oczom gnoma.

Agent ich królewskich mości przyjrzał się dobrze swemu prześladowcy. I dzięki magii iluzji, będzie w stanie go odszukać, zanim jednooki go ubiegnie we wzajemnych poszukiwaniach... ale na razie.

-Chętnie bym mu złożył podpis na zadku... taki nieusuwalny...- burknął pod nosem Jean i ruszył za Seravine. Przynajmniej na początku musiał jej pozwolić prowadzić.
Dziewczyna lekkim krokiem przebiegła w poprzek uliczki, przylegając plecami do ściany po przeciwnej stronie. Rzuciła jeszcze okiem w stronę gnoma i westchnęła.
-Że też masz ze sobą ten swój kapelusz...- mruknął, zbliżając się do rogu i wyglądając zza niego. Szybko cofnęła głowę i syknęła.- Biegają bez ładu i składu, ale jest ich dość dużo... Nawet przypadkiem któryś może nas zauważyć... Zejścia do kanałów zostały tu zapieczętowane na głucho, na skakanie po dachach masz za krótkie nogi...
Spojrzała znowu na Jeana, lekko poirytowana swoją bezradnością.
-Jakieś pomysły, Kotku?
-Mogę stworzyć jeszcze jedną iluzję przynęty... wystarczy ich zwabić w pobliże...-
zamyślił się gnom. Był to jego ostatni czar, którym mógł namieszać nie włączając się w walkę.- A gdy zajmą się iluzją, my będziemy mogli uciec.

Dziewczyna pokiwała głową, rozglądając się.

-To daje nam punkt wyjścia... Problem polega jednak an tym że nie wiemy gdzie są te pozostałe grupy, o których mówił ten krzykacz na koniu...- nagle przerwała.- No właśnie! Konie.

Pociągnęła Jeana za sobą i wspólnie wyjrzeli za róg. Dłonią wskazała na jeden z bocznych budynków, niczym nie wyróżniający się od reszty. Przy jego ścianie stała podłużna, drewniana stodoła. Dopiero po chwili gnom dostrzegł niewielki, skromny szyld.

Cytat:

"Peri'latre - Usługi Kurierskie".
-Sądzisz że posłańcy będą mieli konia na stanie... ?- zapytała, uśmiechając się dwuznacznie.
-Na pewno...- odparł niemrawo Jean, któremu pomysł już się nie podobał. Choć nawet go nie usłyszał. Problemem, był jednak fakt, że nie miał za bardzo lepszego.
-No wybacz, latać nie potrafimy a Sargas nas raczej nie poniesie...

Kot obrócił łeb i spojrzał na dziewczynę z przerażeniem.

-Eeeech... ja nie umiem jeździć konno, więc...będę bardzo bliziutko. I będzie reakcja.- Jean wolał uprzedzić pewne niespodzianki.
-Co masz na myśli?- dziewczyna spojrzała na gnoma i uniosła brew.- W sensie że boisz się jeździć, rzygasz od wstrząsów, mdlejesz? Wiesz, wolę wiedzieć zawczasu...

Sargas przejechał łapą po pysku w bardzo ludzkim geście.

-Znaczy jak się do ciebie przytulę i obejmę... i no wiesz... -mruknął nieco speszony gnom.- Eeeech ...nieważne. Nie boję się jeździć, ani nie rzygam, ani nie mdleję.
-Ale czujesz wewnętrzną potrzebę ostrzeżenia mnie przed odrobiną przytulania, po tym co działo się w moim łóżku jeszcze godzinę temu?-
tym razem Seravine była szczerze rozbawiona. Z szerokim uśmiechem zdjęła Jeanowi kapelusz, cmoknęła go w nos i oddała mu filuterne nakrycie głowy.- Zaskakujesz mnie panie Le Courbeu.

Siedzący obok kot spojrzał żałośnie na swojego pana. Cóż, jazda konna nie służyła mu, zwłaszcza gdy siedział wciśnięty między jeźdźca a Jeana.
-Przed przytulaniem i reakcją...- mruknął Jean. Po czym zmienił temat. - No to porywajmy konia. Ty będziesz nim... sterowała...czy jak to się zwie. Ja zajmę się strzelaniem. W pewnym sensie.
-Mam przy sobie w sumie siedem pistoletów, z czego dwa są dubeltowe. Ty też masz pistolet, no i swoje czary.- uśmiechnęła się leciutko.- Mamy przy sobie dość sprzętu by w razie czego postawić całkiem ładną ścianę ołowiu...

Wyjrzała za róg.

-No dobrze, część już poszła... Chyba czas na twoje małe czary-mary? Bo mam nadzieję że potrafisz wyczarować coś po za obściskującymi się babami w bieliźnie?- zachichotała cicho. Ech, figiel gnoma z ich pierwszego spotkania z perspektywy czau wydawał się niezbyt przemyślany.
Jean zaczął rzucać czar... Magia tworzyła w pobliżu beczki na deszczówkę zarysy dwójki przyczajonych osób. Gnoma i złodziejki. Trzeba było przyznać, że Jean miał oko do szczegółów, a iluzja była bardzo...realistyczna. Choć tym razem postacie były ubrane.

Seravine uśmiechnęła się lekko.

-Nieźle...- mruknęła, obserwując iluzję plecioną przez kochanka. Nagle zamarła, unosząc brwi.- Moje włosy naprawdę tak wyglądają z tyłu... ?!
Nim Jean zdążył odpowiedzieć, rozległy się krzyki. Kilku muszkieterów ruszyło w stronę mirażu. Kilku następnych wystrzeliło, wyrywając małe dziury w murze oraz beczce, za którą kryły się postaci.

Wszyscy, którzy pierwotnie mieli obstawić plac, ustawili się w półkolu dookoła zaułka, dziurawiąc pociskami ściany, rynny oraz stojące tam drewniane szpargały.


Dziewczyna poderwała się na równe nogi.

-Teraz!

Jean poderwał się do biegu na swych krótkich nóżkach jakby goniły go wszystkie demony...nie.. wszyscy mężowie, którym rogi doprawił, i ojcowie z których córkami miał przyjemność się zaprzyjaźnić. A i tak Sargas go wyprzedził.

Cóż, Jean pędził jak wicher. Mały, na krótkich nogach. W sumie to wicherek.
Starając się nie narobić hałasu, przy kanonadzie wystrzałów w charakterze dźwięków tła, gnom dopadł do drzwi przy których klęczała już Seravine i spojrzał na wytrych, płynnie zmieniający pozycje wewnątrz kłódki. Każdemu ruchowi dłoni dziewczyny, towarzyszyło słyszalne kliknięcie.
Złodziejka rzuciła okiem na kota.

-Chcesz brać go na koń?- zapytała, przymierzając się do podważenia zapadki.
-Na wszelki wypadek.- mruknął gnom zerkając za siebie i wypatrując zagrożenia. Wszak ktoś już mógł się zorientować w "nieśmiertelności” dwójki ukrywających się za beczką osób.
Sargas coś miauknął w irytacji, ale nie wydawał się chętny na dyskusję. Mimo że jeszcze nie był tak inteligentny jak rozwinięte chowańce, to rozumiał sytuację. Nie chciał też sprawdzać, czy w ramach zemsty fałszywi żołnierze nie wytną w pień tutejszej kociej populacji.

-Po prostu nie wiem, gdzie go wciśniemy...- wzruszyła ramionami, otwierając w końcu kłódkę i wślizgując się przez uchylone wrota.
Idący za nią gnom od razu poczuł charakterystyczną mieszaninę zapachu siana, gorącej sierści oraz końskich odchodów. Słowem, poczuł aromat typowy dla dowolnej stajni.
Seravine uśmiechnęła się lekko, widząc w półmroku bystre oczy myszatego kłusaka.

-Wciśniemy go do sakwy przy siodle. Powinien się zmieścić.- zaproponował Jean ignorując spojrzenie Sargasa. Gdyby wzrok kota był bazyliszkowy, to jego pan byłby właśnie ładną figurą ogrodową. -Tylko trzeba znaleźć takie siodło... i sakwę.
-Siodło jest.-
Seravine bez widocznego wysiłku zdjęła je ze ścianki boksu i podeszła do wierzchowca, by go osiodłać. Przy okazji, rozejrzała się dookoła.- Hmmm... A tam widzę ładny worek.
Faktycznie, na gwoździu obok drzwi wisiał nieco przykurzony wór. Kanonada na zewnątrz zaś ucichła.
Za to zastąpiły ją gniewne okrzyki.
Czas dwójki uciekinierów się kończył.

-Sargas... i tak nie masz wyboru. -Gnom chwycił kota w pasie, zaś sam chowaniec splótł przednie łapki w całkiem ludzkiej manierze. Także i spojrzenie było gniewne. Ale ten niemy protest, w ogóle się nie sprawił zmiany zdania przez Jeana. Agent udał się w kierunku Seravine oraz worka i po chwili szamotaniny wsadził naburmuszonego kocura, tak że przednie łapy wystawały z niego, podobnie jak głowa.

-No to mamy kota w worku.- rzekł zadowolony gnom.- I sprawa rozwiązana.
-Całą masę, w jednej zostawiłem nawet całkiem sporo ...sprzętu.- odparł gnom stawiając skrzynkę na podłodze, a potem wdrapując się na konia. Nie szło mu to zgrabnie, ale w końcu znalazł się na końskim zadzie, przytraczając wór do siodła.
Mówił o szczególnym miejscu, bowiem "Płomyk nadziei"... była to karczma będąca kryjówką dla agentów. Jean korzystał z niej często, więc tam też zostawił swój sprzęt przed nocną randką. Piwniczka na wino tej karczmy z tajnym dojściem od zaplecza, byłaby idealną kryjówką dla ich dwojga. Nawet dość.. intymną. Nie mówiąc o tym całym winie. Wydawała się dość dobrym wyborem. O ile nie zostaną w niej przyłapani. Tak czy siak Jean i tak musiał zabrać swój sprzęt, więc zamierzał się tam udać... ale nie był pewien czy tam zostaną. Rzekł więc.- Do Płomyka Nadziei się udamy.Znam tam dobre miejsce na kryjówkę.
-Płomyk... ?- Seravine uniosła brwi i możliwie powoli skierowała wierzchowca w kierunki wrót od stodoły.- Piłam tam nie raz... Szkoda że nie spotkałam cię wcześniej.

Nim gnom zdążył jej jednak odpowiedzieć, dziewczyna spięła wodze. Koń zarżał, stanął na zadnich nogach i uderzył kopytami w odrzwia, otwierając je na oścież. Dwóch stojących pod nimi strzelców padło na wznak, pozostali trzej wytrzeszczyli oczy na egzotyczną dwójkę siedzącą na grzbiecie wierzchowca.
Seravine nie czekała długo, wyszarpując z kabury pistolet i strzelając w twarz najbliższemu napastnikowi.
Gnom objął jedną ręką dziewczynę w pasie, tuląc się do niej i uznając ten fakt za bardzo... stymulujący. Nie sięgał po pistolet, uznając że użyteczniejsze będzie jego mroczne dziedzictwo.
Z okrzykiem bojowym "Giń popaprańcu!" skierował otwartą dłoń w kolejnego strzelca. Strumień fioletowo-purpurowej energii skupił się w niej i wystrzelił z głośnym syknięciem celując wprost w klatkę piersiową następnego.
Zaś Sargas przezornie schował się w worku, przeklinając zapewne brawurę swego pana.

Muszkieter zawył z bólu i zatoczył się, łapiąc za przeszyte promieniem ramię. Muszkiet wypadł mu ze zdrętwiałych rąk a sam mężczyzna zatoczył się do tyłu, padając plecami w kałużę.
Ostatni z "czarnych" zaklął siarczyście, chwycił mocniej samopał i uniósł go do strzału. Sekundę później para podkutych nóg uderzyła z głuchym łupnięciem w jego pierś, posyłając nieszczęśnika w mroczne wnętrze stajni.
Seravine rozejrzała się i uderzyła konia piętami.

-Wio!


Pierwszy pocisk śmignął Jeanowi nad głową, kiedy reszta ścigających odkryła gdzie faktycznie znajduje się ich zwierzyna. Kopyta kradzione wierzchowca z donośnym łomotem uderzyły w brukowaną kamieniami ulicę.
Gnom tuląc się do kobiety wyciągnął rękę za siebie, posyłając niemal na oślep strugi energii uderzające to w bruk drogi, to w ściany budynków. Nie liczył na to, że coś trafi, ale miał nadzieję, że ten pokaz zniechęci wrogów do gorliwości w ściganiu.

-Tam są!

-Do szeregu!

-Ładuj... CEL I PAL! ! !

Seravine odruchowo skuliła się w siodle, kiedy ze strony kamienicy padł komenda ostrzału. Gnom skulił się prosząc Olidammarę o jeszcze jeden dzień życia i jeszcze jedną okazję do dowcipu. Choć pewnie powinien raczej prosić o pomoc Panią Rozkoszy. Wszak dzisiaj często działał w jej imieniu.

Dwanaście muszkietów wypaliło jednocześnie, tnąc powietrze dookoła uciekającej dwójki, krzesząc iskry od kamieni i dziurawiąc mury dookoła.
Jean odrzucił głowę kiedy jeden z pocisków musnął mu skroń, zostawiając brzydką szramę tuż nad brwią.
Kłusak grzmiąc kopytami, opuścił plac i pognał wzdłuż opustoszałej ulicy.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 31-03-2013 o 14:38. Powód: poprawki
abishai jest offline