Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-03-2013, 13:20   #43
Stalowy
 
Stalowy's Avatar
 
Reputacja: 1 Stalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputację
Kapelan Magnus Sigismundson Drustar mierzył się wzrokiem ze Spowiednikiem Georgusem Jontusem Olmantem. Kapelan obnażył zęby i drapieżnym grymasie, zaś Spowiednik złączył dłonie i trzasnął kostkami.
- Co się dzieje?!
- Będą się napierdalać!
- Nie no co wy... To tak nie przystoi... poza tym duchowni.
- Mówię będą się napierdalać!
- Drodzy koledzy i koleżanki! Będziecie zaraz świadkami niesamowitego pojedynku! Przed państwem ważący sto kilo i mierzący dwa metry z hakiem misjonarz z sąsiadującej z Calixis, Ekspansji Koronus! Reprezentant drugiego plutonu, trzeciej kompanii...Kaaaaapeeeeelan Maaaagnus Drustar!!
Rozległ się wiwaty od strony członków wspomnianej formacji. Po chwili komentator, porucznik nadzorujący sekcję treningową uniósł ręce, a widownia się uciszyła.
- Naprzeciw niego stanie ktoś kogo wszyscy znamy! Proszę państwa! Oto ważący dziewięćdziesiąt pięć kilogramów i mierzący dokładnie dwa metry spowiednik z naszej rodzimej Cadii! Reprezentant czwartego plutonu, pierwszej kompanii... Spooooowiedniiik Geeeooorguus Jontuuuus Olmant!
Tak jak w przypadku kapelana i tutaj posypały się wiwaty i brawa.
Dwóch przeciwników naprężyło mięśnie. Obaj zsunęli z siebie swoje świętobliwe szaty zostając tylko w spodniach. Ciała duchownych zdobiła prawdziwa kolekcja blizn i śladów po stoczonych bojach. Pod napiętą skórą Drustara zarysowywały się dokładnie płyty pancerza podskórnego. Na jego ramieniu pyszniła się wypalona Imperialna Aquila. Olmant jednak wcale mu nie ustępował w robieniu wrażenia. Na piersi wypalony miał znak Adeptus Ministorum, zaś długa potrójna blizna ciągnąca się przez całe plecy dodawała mu jeszcze więcej powagi.
- Wasze Wielebności. Znacie zasady.
Obaj spojrzeli na komentatora ponuro i skinęli głowami.
- To do dzieła. - rzucił porucznik i odsunął się od obu wielkoludów.
Ci spojrzeli po sobie i zasiedli przy stołku. Zmierzyli się spojrzeniami i postawili prawe ręce na blacie. Lewymi chwycili się krawędzi stołu. Spletli dłonie. Widownia zacieśniła się bowiem każdy chciał widzieć test siły potężnie zbudowanych duchownych. Żołnierze chcieli obstawiać kto wygra jednak wtedy wydarł się na nich wikary Bonitatis wraz z kilkoma innymi co bardziej pobożnymi wojownikami, że żadnych zakładów nie ma i nie będzie. Nie zmieniło to faktu że niektórzy cicho między sobą wymieniali się hasłami, swoimi przypuszczeniami i na kogo stawiają.
- Start! - zawołał porucznik.
Duchowni naparli rękoma na siebie. Żołnierze zaczęli dopingować swoich faworytów. Olmant i Drustar siłując się patrzyli sobie w oczy. Na ich twarzach malowało się skupienie. Sekundy mijały dla nich nieznośnie powoli. Siłowanie się pochłonęło ich tak że nie wyczuwali emocji od których wokół aż szalało. Była tylko czysta determinacja.
Nie wiadomo ile czasu minęło, w końcu mięśnie na twarzach świętobliwych zaczęły się napinać. Żyły wystąpiła na rękach. Potem z każdą sekundą robili się coraz czerwieńsi. Żaden jednak nie mógł uzyskać przewagi. Olmatowi poliki nabrzmiały kiedy chwycił wielki haust powietrza i przywołał w końcu rezerwy sił, aby położyć rękę Drustara na blat. Ten płytkimi wdechami starał się uzupełnić zapas tlenu. Wykrzywił twarz w grymasie i zacisnął zęby tak mocno, że mógłby chyba przegryźć adamantową płytę. Widząc jednak że zaczyna przegrywać, też chwycił powietrze i naparł ile tylko mógł.

Łup.

Siły w końcu zawiodły misjonarza. Spowiednik napierał nieubłaganie, pomimo starań Drustara. Porucznik wzniósł rękę zwycięscy. Olmant jednak pokazał klasę poklepał Magnusa po ramieniu i wzniósł i jego rękę w górę.
- Zaprawdę godny to przeciwnik! - zawołał donośnie.
Ludzie zaczęli gratulować spowiednikowi i pocieszać misjonarza. Inni po kryjomu zaczęli wymieniać się fantami z uśmiechem na twarzy lub z kamiennymi minami, zależy czy zakład im się udał czy nie.
- Tak... Rogue Traderzy mają takie powiedzenie: Oceniaj przeciwnika po tym z kim musi się mierzyć. - rzekł Magnus.
Spowiednik tylko pokiwał głową.
- Dzisiaj rano dostałem od kwatermistrza ciężki flamer, o który złożyłem podanie jakiś czas temu. Dziś wieczorem w kaplicy z Maksymilianem i Bonifacym będziemy błogosławić oręż. - nachylił się do kapelana i powiedział ciszej - A potem idziemy to opijać ku chwale Imperatora. Ty i wikary Bonitatis możecie czuć się zaproszeni.
Drustar odpowiedział szerokim uśmiechem.

***

Tego wieczoru kaplica była zarezerwowana dla duchowieństwa. U podnóża statuy przedstawiającej Imperatora stał ołtarz na którym złożono cały zestaw ciężkiego miotacza płomieni. Obecni byli Olmant, Drustar, Bonitatis, jak i znajomi spowiednika - niewysoki kapelan o donośnym głosie Maksymilian Godfrey i stary, ale wciąż krzepki i pełen werwy egzorcysta Bonifacy Wardlock wraz z uczniem Matiuszem. Duchowni stojąc okręgiem wokół ołtarza podawali sobie kadzidło, a ten kto akurat je trzymał wypowiadał błogosławieństwo i poprawiał je modlitwą błagalną do Imperatora. Każdy również przytwierdził do miotacza ognia po pieczęci czystości. W końcu po skończonym ceremoniale jako najbardziej sędziwy z całego towarzystwa, Wardlock stanął za ołtarzem i przemówił głosem jakby była to wyjątkowo doniosła chwila.
- Bracia! Oto dzisiaj nasza mała wspólnota duchowna została dozbrojona w potężne narzędzie niesienia chwały Boga Imperatora. Nie muszę chyba wspominać ile wysiłku, nerwów i cierpliwości kosztowało brata Georgus’a zdobycie tego wspaniałego oręża, ale na szczęście Imperator okazał łaskę. Oby nasze prośby zostały wysłuchane przez Zbawcę Ludzkości i oby dały naszemu bratu siłę, aby dzierżył pewnie swoją nową “pochodnię” i skutecznie pokazywał heretykom co znaczy występować przeciw Bogu Imperatorowi.
Kapłani złożyli dłonie w aquilę i pokłonili się posągowi Imperatora.
- No dobrze, a teraz chodźmy świętować. - zawołał weselej.

***

Świętobliwi zebrali się przy jednym stole w mesie i raczyli się jedzeniem z przydziału. Dodatkowo nawet udało się im wykombinować trochę alkoholu, jednak nie dostatecznie dużo, aby rozkręcić jakąś porządną “imprezę”. Jedli i pili rozważając przy tym wiele spraw. Od tego kto większą herezję poskromił, przez to z kim służą, aż po to jak najskuteczniej zająć się heretyckim elementem. Ludzie przyglądali się wesołym wielebnościom, jednak nikt do “biesiady” się nie dołączył. Zbyt wstrząsający był fakt z jaką swobodą potrafili opowiadać o horrorach które mroziły serca zwykłych śmiertelników. Jeszcze gorsze było to, że z zapałem i iskrami w oczach potrafili przechwalać się barwnymi opisami rozprawiania się z heretykami. Było to nie raz tak rzeczywiste że żołnierze o słabszych nerwach siedzący bliżej zaczynali dostawać mdłości.
Wielebni tego dnia zasiedzieli się w mesie bardzo długo zacieśniając więzi przyjaźni i braterstwa między sobą. Drustar i Bonitatis, chociaż byli misjonarzami, odkryli że inni duszpasterze działający pośród mas ludu, mają podobne spojrzenie na wiele rzeczy co oni. Zdołali się wymienić wieloma historiami i doświadczeniami ze swojej posługi i zdobyć nowych kamratów.

Dla podtrzymania tej nowej znajomości duchowni przydzieleni do drugiego plutonu trzeciej kompanii umówili się z pozostałymi klerykami na testowanie nowego nabytku spowiednika Olmanta w jednej z sekcji treningowych za parę dni. Oczywiście o ile do tego czasu nie dotrą do miejsca przeznaczenia...
 
Stalowy jest offline