Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-01-2007, 08:30   #19
Kedrick
 
Reputacja: 1 Kedrick ma wyłączoną reputację
Glein

Przechodząc przez małą rzeczkę całkiem nieźle sobie przemoczyłeś spodnie, jak i buty. Na szczęście jest dziś upalny, letni dzień więc raczej obędzie się bez większych konsekwencji. Kiedy doszedłeś do chłopaka, zobaczyłeś, iż w międzyczasie położył się pod drzewem i przysnął. Był młodym chłopcem, góra trzynaście lat. Był ubrany podobnie jak ty, ale jeszcze ubożej. Wyglądał na syna w miarę bogatego chłopa, gdyż koszula, spodnie i buty były skromne, acz czyste. Jego twarz była zakryta przez burzę włosów. Były w miarę zadbane i błyszczące w odblaskach słońca. Znad owych włosów wystawały koniuszki spiczastych uszu. Położyłeś jemu jabłko do otwartej dłoni i odszedłeś w kierunku miasta, które widniało niedaleko na horyzoncie. Chcąc przejść inną drogą niż zazwyczaj, zszedłeś do niedaleko położonej kotlinki. Ciągnęła się pionowo przez jakieś dwie minuty niespiesznego chodu, nawet nie marszu. Został stworzony z jednego olbrzymiego kawału piaskowca, z którego tutejsi rzemieślnicy stworzyli małe dzieło sztuki. Po jego stronach wiły się kunsztowne arabeski. Były tam róże, z których wyrastały winne latorośla, które niespiesznie
płynęły, wiły się niespiesznie przez całe dzieło sztuki. Pod nimi znajdowały się jeszcze kafelki w kształcie trójkątnych obelisków. Całość prezentowała się mniej więcej tak:



Tutejsze arabskie miasteczko słynęło właśnie ze wszelkiego asortymentu rzemieślników, a zwłaszcza kamieniarzy. To właśnie im zlecono to zadanie, a do tego tutejszy czarodziej rozpostarł nad korytarzykiem drobne zaklęcie ochrony przed deszczem. Było to swoistym symbolem bogactwa i potęgi nowopowstałego małego państewka.

Charlotte

Valahuir, owy bard, uśmiechnął się do Ciebie promiennie, zapewne chcąc Cię uspokoić.
-To ja błagam panienkę o wybaczenie. Nie dość, że śmiałem znajdować się z panienką w tym samym miejscu, to jeszcze roznegliżowałem się! Szczerze przepraszam. - Rzekł ze skruchą wpatrując się wręcz nieświadomie w Twe oczy. Zapewne się panienka zastanawia, jak mogę jednocześnie grac na lutni i złapać panienkę! - Wraz z tymi słowami lutnia sama z siebie wydała cichy trel. Zapewne słyszała panienka Angelique o nowym magu, który miał przybyć do Twego zamku. To właśnie ja, Valahuir, Niebiański Mistrz. Zapewne domyśla się pani, iż specjalizuję się w magii przeznaczenia i wiatru. Właśnie to robię z mą lutnią. Chciałaby panienka polatać? A może przepowiedzieć pani przyszłość? Nawet teraz już czuję potęgę drugiego proroctwa Amaul... - Uśmiechnął się do ciebie promiennie, puszczając filuternie oczko. Może to i ryzykowne, ale dla pani mego serca - wszystko.

Jonas

Przesiadując w swym pokoju, nagle usłyszałeś cichą, piękną pieśń, zdaje się, dobiegającą zza okna. Była przecudna, gdyż (mimo, że słowa prawdziwego uświadczyć się w niej nie dało) miała coś niepowtarzalnego w sobie. Raz się wznosiła, raz opadała, jakby chciała zaprosić Cię do wody. Na jedną, jedyną krótką kąpiel... Pod powierzchnią wody coś zaczęło się kotłować, ale co - nie byłeś w stanie ujrzeć. Raz po raz "to coś" śmigało wokół statku. Co do samego statku - była to nieduża galera. Szybka, zwrotna i wprost idealna do transportu. Na dolnym pokładzie znajdował się magazyn, w którym (głównie) przewożono wino. Znajdował się tam również ładunek zbrój do Miragliano i zamówiona dostawa mieczy i tarcz do Tobaro. Reszta statku składała się z kajut, i, rzecz jasna, sali "wioślarskiej". Na szczęście w tej podróży towarzyszył Wam lekki, przyjemny zefirek, tak, że statek poruszał się szybko i nie był uzależniony od siły i wytrzymałości ludzkich ramion. Cała galera wyglądała mniej więcej tak: .
Nagle usłyszałeś ciche, nieśmiałe pukanie do drzwi...

Jamisia

-Ach, ale... ja... nie myślałem, że ty... jesteś zwykłą, sprzedajną dziewką. - Z początku był zaskoczony, ale później ściągnął gniewnie brwi. To była jedynie gra. Chciałem Ci jakoś urozmaicić pobyt tutaj. Wynoś się stąd. Wynocha. Nie chcę tutaj takich jak ty. Panna Myrmidia nie popiera takich jak ty. I jeszcze jedno - za dobrą pracę, masz tutaj dwie złote korony. - Rzekł, po czym rzucił łaskawie na kontuar dwie złote korony. Jeżeli nie wyjdziesz stąd do przybycia książęcego syna - oskarżę cię o próbę morderstwa. I teraz idz, pókim dobry.

Lethias

-Och. Nie chciałem mości pana urazić, to była tylko taka gra. Forma zabawy czyimś kosztem. Chyba nie ma nic w tym złego? W każdym razie - jaka forma praca zainteresowałaby pewnego elfiego jegomościa?
 
__________________
Popierajmy Arcyksiężną Milly!
Kedrick jest offline