Jest czas ucieczki i czas walki. Zebedeusz doszedł do wniosku że nadszedł czas na to drugie. Mruknął coś pod nosem i wyszedł z kaplicy. Jego celem był największy skurwiel, bo inaczej tego stwora nie można było nazwać. Przemykał pomiędzy walczącymi przeciwnikami, trzymając się mroku. Ostrze w jego dłoniach spokojnie spoczywało, czekając aż zasmakuje krwi.
Życie wymagało od niego podejmowania wielu wyborów. Także było i tym razem. Ruszył pędem na bestię, póki jej wzrok go nie sięgał. Nie było czasu na cackanie, także musiał przyłożyć się. Skupić i zadać cios. Celny i śmiertelny.
__________________ Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-) |