Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-03-2013, 18:39   #161
Zajcu
 
Reputacja: 1 Zajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znany
Równowaga w śmierci odnaleziona, part 1

[Media]http://www.youtube.com/watch?v=V_G-XDRXGGk&feature=player_embedded#![/media]

- Kacie! - blondyn krzyknął, zaś głos który unosił się przez wszystkie pomniejsze placyki bitewne, zdawał się być nieco silniejszy niż zwykle, jakby sam wiatr chciał przekazać jego słowa dalej i dalej.
- Czy ta rzeź cię nie nudzi? - zapytał po chwili, jakby nieco ciszej. Nawet jeśli strach był czymś, co wgniatało teraz jego ciało w ziemię, to mógł być absolutnie pewien że najpotężniejsza ze wszystkich znanym ludziom emocji nie tyle sparaliżuje go, co doda mu sił.
Kat powoli odwrócił twarz w stronę tego kto ośmielił się odezwać bezpośrednio do niego. Nie odparł od razu, zbyt zajęty smakowaniem krwi swej ofiary, której truchło po chwili zrzucił z swego ostrza, niczym zwykły śmieć.
- W życiu nie można się nudzić! -zagrzmiał olbrzymi mężczyzna, jednym ruchem reki pozbawiając głowy jakiegoś najemnika który ruszył na niego. - Ja nigdy się nie nudzę! -dodał z okropnym uśmiechem na twarzy, gdy jego koń powolnym stępem ruszył w stronę Fausta.
- Krew, mord - blondyn rozpoczął, zgrabnie przeskakując nad jednym z walających się wszędzie ciał. Tylko magiczne prawo zwane przez wielu dążeniem do epickości pozwalało dwójce na słyszenie siebie nawzajem.
- Krew, mord - powtórzył swe słowa raz jeszcze, wykonując kolejny krok do przodu. - Ciągle jedno i to samo, nawet krzyki ofiar zdają się powtarzać - dodał po chwili.
- To co jest dobre nie wymaga zmiany.- odparł mężczyzna odziany w zbroję który z każda sekundą zbliżał się do Fausta. - Kim jesteś robaczku? - zapytał oblizując usta z pozostałości krwi Libry, zaś blondyn poczuł jak jego nogi powoli znowu wrastają ze strachu w ziemię.
Blondyn spojrzał na zwłoki z których krew lała się niczym woda z fontanny. Większość z nich jeszcze kilka godzin temu popijała boski trunek Dionizosa, teraz to oni przypominali małe, jednoosobowe winnice. Strażnik równowagi westchnął głośno, z trudem powstrzymując coraz szybciej krążącą w nim krew.
- Jam jest tym, który szkarłatny.
Przynajmniej przez chwilę. Błogosławieństwo Bachusa spłynęło na niego niczym prezent od dawnego przyjaciela, zaś sam fakt tego, że poprzedni dzień spędził w absolutnej zgodzie z dygmatami patrona wszelkich imprez zapewniał o tym, że życiodajna ciesz będzie krążyć szybciej niż inne, może nawet przełamie strach. Faust nie należał do głupich. Był całkowicie świadom tego, że strach nie zawsze jest racjonalny. Wiedział też, że najlepszym wyjściem z takiej sytuacji będzie najszybsza w każdym możliwym wymiarze konfrontacja z wyobrażeniem. Bowiem tylko to mogło uchronić go od zguby, która czekała teraz na znajdujących się w każdym z otaczających go fragmentów byłej już karczmy.
Delikatne uderzenie w splot słoneczny towarzyszyło kolejnemu//Buff z aku//, niemalże stoickiemu już przejściu nad zwłokami. - Jam jest tym, który perłowy - powiedział, gdy jego stopa zetknęła się z ziemią. Blondyn zniknął, zaś nogi, które nieco spętane za sprawą mylnych założeń w głowie strażnika zdawały się porzucać to, co blokowało płynność ruchu. Biała katana pojawiła się w dłoni strażnika gdy ten był daleko ponad możliwościami percepcji walczących, którzy byli teraz tylko obserwatorami.
Faust pragnął dostać się za kata, zjawić się na jego wierzchowcu i rozciąć jego ciało na pół. Standardowo główną defesywą było to, co wychodzi mu najlepiej - błyskawiczne odskoczenie z tymczasowego podłoża, tak by atak Kata uderzył w jego rumaka, blokując jego broń chociaż na kilka chwil.
Faust pojawił się za przeciwnikiem, nim jego nogi dotknęły zadu rumaka, katana już przecinała powietrze, by rozedrzeć ciało tego który śmiał tytułować się katem. Siła i pęd ataku wypływał z mieszanki Bachusowej mocy jak i skrętu całego ciała, atak który miał zakończyć życie potwora w ciągu jedynie mrugnięcia okiem. Gdy ostrze zbliżyło się do czarnego niczym dusze grzeszników pancerza, Faust poczuł nagle na ręce ciepło, a krew poczęła delikatnie spływać po jego dłoni. Przeciwnik nie zasłonił się nieboszczykiem czy też nie przyjął ataku na siebie, ot jego potężne łapsko zacisnęło się dookoła dłoni Fausta, tak że ostrze katany znalazło się między jego palcami, nie dotykając skóry czy nawet futra zwierzęcia które okrywało tego olbrzyma. Dłoń zacisnęła się delikatnie, jak gdyby kat łapał motyla, którego nie chce za szybko skrzywdzić.
- Tu jesteś ptaszyno. -odparł z uśmiechem przeciwnik unosząc do góry drugą dłoń, która zaciśnięta była na rękojeści potężnego ostrza. Wtedy jednak strzały uformowane z krwi Libry wystrzeliły w stronę twarzy oponenta.
- Ekscytujące! -zawył z zachwytem i opuścił miecz na krwiste pociski, by się przed nimi zasłonić, a druga ręką zrzucił Fausta z konia.
Blondyn wylądował w błocie, a kat począł powoli nawracać gotowy do kolejne szarży.
- Podniecenie i ekscytacja to należy czerpać z życia.- zawołał niczym wilk wyjący do księżyca.
Strażnik równowagi w każdym kolejnym starciu miał coraz większe problemy z zachowaniem takowej. Zawsze brakowało czegoś, lub coś było problemem. Wszystko opierało się na nim- taka właśnie była idea tego, o co walczył.
Był tego świadomy.
Był z tego dumny.
Z jednej strony jego ciało przeszywał strach, z drugiej jednak nie mógł on nim zawładnąć. Każda, nawet najbardziej prymitywna rzecz mogła stać się bronią. Tak też było w przypadku strachu, nawet jeśli było to wyjątkowo trudne zarówno do zaakceptowania jak i wykorzystania, musiało być to możliwe.
Strażnik wziął głębszy wdech, uniósł ostrze do góry. Ustawił swe ciało bokiem do kierunku w którym szarżował Kat. Stali naprzeciw siebie, zaś niemalże każdy możliwy kamerzysta ukazał by teraz wzrok którym darzyli siebie, jakby przekazując poprzez to swe emocje. Jeśli chodzi o Fausta przywdzianego w pozostałości po błotnej kąpieli, oraz nieco potu będącego zarówno efektem trwającej jeszcze nocy, jak i wywieranej na nim obecnie presji.
- Znałem kogoś, kto byłby ci tak bliski. - blondyn zaśmiał się cicho, zaś wspomnienie fiołkowych oczu dodało mu nieco otuchy. Krew zapłonęła w nim raz jeszcze, ukazując to, jak bardzo blondynowi zależy na czasie walki. Najwyraźniej wygrana była jedyną opcją by oddalić goniące go z każdej możliwej strony demony jego własnego umysłu.
Strażnik będący w postawie otwarcia zniknął, by zaatakować raz jeszcze, wykorzystując dokładnie ten sam wzór. Przynajmniej gdyby nie to, że to zagranie miało być tylko i wyłącznie podpuchą, bowiem prawdziwe ostrze blondyna wraz ze swym szermieżem powinno znajdować się teraz nad Katem.
- Scarslash: Unleashed - powiedział wykonując wzmocnioną wersję cięcia blizny.
Kat zaryczał unosząc swe ostrze w szarży która mogłaby złamać serce niejednego wojownika. Faust jednak przełamał strach i oderwał się od ziemi, aczkolwiek czuł się niczym pływak, powietrze dookoła przeciwnika było aż gęste od strachu, ciężko wręcz było się w nim poruszać. Iluzja pojawiła się za katem który ryknął niczym dziki zwierz rozcinając widmowy obraz potężnym ostrzem.
- Powtarzanie tych samych sztuczek jest nudne! -zagrzmiał, jednak jego parszywe oczy nagle rozszerzyły się ze zdumienia, gdy zobaczył że za jego plecami nigdy nikogo nie było.
Faust pojawił się nad głową przeciwnika, jego włosy i kolczyki falowały od pędu powietrza, gdy unosił błyszcząca od energii wiatru katanę. Opadła ona w momencie gdy kat uniósł wyszczerzony pysk, z ekscytacją obserwując atak którego nie był wstanie uniknąć. Fala energii uderzyła go prosto w twarz, sprawiając że krople deszczu na chwile zmieniły swój kierunek, a koń stanął dęba przerażony. Faust opadł na ziemię od razu odskakując na bezpieczna odległość, bowiem zaciśnięte na lejcach łapsko wroga mówiło o tym, że ten jeden atak to za mało by go powstrzymać.
- Niezwykłe... dawno tak krótka walka nie przyniosła mi tyle radości. -zagrzmiał rzeźnik opuszczając twarz tak, by Faust mógł ją zobaczyć. Głęboka rana przechodziła przez prawą brew oponenta, krocząc swoją własną sciężką przez jego paskudną mordę, zahaczając o nos by zakończyć się nad przeciwległym kącikiem ust. Krew sączyła się z niej zalewając twarz przeciwnika potokami czerwonej mazi, on jednak tylko szczerzył się radośnie. Rana cudem ominęła oko kata, który ryknął głośno z radością w głosie.
- Będę miał po tobie pamiątkę robaczku! -zawył po czym uniósł rękę dzierżącą miecz i napinając muskuły machnął w stronę Fausta. Siła przeciwnika była tak monstrualna, iż wzbiła powiew tnącego wiatru, szybki i niespodziewany, a Faust którego spowalniał strach nie miał szans na unik. Jedyne co zdążył zrobić to wytworzyć barierę na swym torsie, jednak i to było za mało. Cięcie zniszczyło magiczną ochronę, rozrywając ciało blondwłosego strażnika, niczym pazury jakiejś bestii. Podłużna poprzeczna rana, była niezwykle bolesna i głęboka, niemal odsłaniała wnętrzności chłopaka o białym uśmiechu. Gdy wiatr przeleciał dalej, powalił jeszcze dwóch najemników i ściął niczym zapałkę jedno z drzew.
- Nie mów, że już umierasz, jesteś niezwykle ciekawą zabawką. -zarechotał Kat od razu rozpczynając szarże na zataczającego się z bólu Fausta.
[Meida]http://www.youtube.com/watch?NR=1&feature=endscreen&v=fMGCcRAVpcM[/media]
- Khe-he-hehehehe - śmiech, któremu nie było zbyt blisko do idealnego, zrównoważonego wizerunku strażnika równowagi wydobywał się z jego ust, zwalczając otaczający go strach, oraz ból. Za sprawą adrenaliny, której produkcja była naturalną reakcją na otrzymane przez niego rany sprawaiała że każda myśl znajdująca się w jego umyśle krążyła znacznie, znacznie szybciej. Właściwie to nie było możliwości, by porównać normalny stan do tego, w którym obecnie znajdował się blondyn. Czerwona koszula była, jak i jakiekolwiek wierzchnie okrycie były już tylko wspomnieniami.
Jeśli coś było zasobem który opisywał nieograniczony potencjał najbardziej prymitywnej emocji jaką był strach, to musiał to być każdy z odebranych niewinnym żywotów. Właściwie to otaczająca Kata aura najprawdopodobniej nie była jego świadomom kreacją, wręcz przeciwnie - każdy, kto padł jego ofiarą próbował mu jakoś przeszkodzić, zemścić się. Niestety, jak to bywa w przypadku tych, wobec których określenia zwykłego mordercy to komplement dla czystości ich dusz - nie odczuwał on z tego tytułu absolutnie niczego. Była to zwyczajna złośliwość losu. Ci, którzy chcieli mu zaszkodzić, pozbawili się możliwości wiecznego życia na polach elizejskich, czy też w głębi krainy Valhalli, tak naprawdę wyświadczali mu najlepszą z możliwych przysług.
Każdy jego zły uczynek miał dokładnie odwrotny do normalnego efekt. Koncept karmy, oraz istniejącej w tym wszechświecie równowagi został zachwiany. Za to czekała go tylko jedna kara.
- Ibababababababa - blondyn zaśmiał się, wydając z siebie dźwięki godne czarnoskórego pirata. Każda część onomatopei odbijała się od znajdujących się zewsząd trupów. - Widać nawet boski wyrok nie będzie potrzebny. - dodał po chwili wyraźnie rozbawiony.
- W imieniu równowagi skazuję cię na śmierć - strażnik z trudem wypowiedział te słowa. Krew zawrzała w nim niewątpliwie ostatni tej nocy raz. Dłoń, która jeszcze podczas pierwszego z ataków śmiechu zetknęła się z jednym z punktów na jego ciele, ułatwiając przepływ znajdującej się w nim energii, teraz dzielnie oplatała rękojeść.
- Sentencja śmierci: Ogień wygnanych - ostrze blondyna rozpaliło się ogniem podsycanym przez nienawiść wszystkich, którzy znajdowali się w koło - wyłączając z tego jednak Fausta, on bowiem nie zniżał się do czegoś takiego. Fragment miecza Kitsune ofiarowywał teraz tyle ile tylko potrafił, zaś boski koń parsknął gdy katana wykonała potężne horyzontalne cięcie, uwalniając tym samym dwużywiołową falę energii.
To jednak nie było wszystko, bowiem gdy tylko rozpoczęło się wykonywanie wyroku, blondyn przyjął postawę otwarcia, by zniknąć i podążając za swym przedziwnym atakiem, wystawić na zagrożenie obie strony szyi kata. Było to nie tylko dobicie, ale i kosmetyczny zabieg mający na celu uchywić jego duszę.
Zdawało się że potyczka blondwłosego strażnika i Kata toczyły sie w zupełnie odrębnym świecie. Nie obchodziły ich krzyki walczących, szczęk mieczy i wołania o pomoc, ważny był tylko przeciwnik. Dla jednego z bojowników głównym priorytetem była równowaga jak i pomszczenie tych których zginęli w okrutnych mękach z ręki drugiego. Kat szukał zaś jedynie uciechy, podniecenia i ekscytacji emocji tak wspaniałych, ale ukrytych w tak podłych i nieludzkich czynach jakich się dopuszczał.
Po raz kolejny tego wieczoru zawiał wiatr, tym razem niosąc ze sobą ogień, który za nic miał sobie ulewę, a grzmoty i błyskawice były tylko atutem dla tego ataku, nadając mu klimat nieporównywalnego do niczego zjawiska. Strach który wcześniej pętał Fausta teraz całkowicie zniknął, gdy tylko ten który tak często nosił się w szkarłacie, zrozumiał zjawisko i jego dziedzinę, tak wyrwał się spod wpływu klątwy. Kat widząc nadlatujący płomień, skrzyżował ręce, przed swym paskudnym pyskiem jak gdyby zasłaniał się przed rzutem kamieniem. Pierwsze uderzyło cięcie, które z brzdękiem rozstrzaskało zbrojne rękawice, ciału oprawcy jednak szkody nie czyniąc. Wtedy tez do przedstawienia wkroczył ogień, który objął swym gorącym uściskiem ciało Kata tysięcy dusz. Zbrojny wyszczerzył się jednak i ponownie zawył, kroplami śliny opluwając otaczającą do przestrzeń.
- EKSCYTUJĄCE!- po czym silnym ruchem rozwarł ramiona, a ogień odstąpił od jego ciała, jak gdyby to było niewrażliwe na jego miłosne zaloty.




Jednak czy nie o to właśnie chodziło Faustowi? O to by ręce oponenta znalazły się w miejscu w który złapanie go będzie niemożliwe? Teraz właśnie tak się stało, gdy dwóch strażników pojawiło się z każdej strony głowy oponenta, a perliste katany zaczęły pędzić w stronę pyska szubrawca który przyjął tytuł kata. Jednak było coś dziwnego, z każdym ruchem Faust zdawał się zwalniać, a dopiero gdy umknęła jedna sekunda zdał sobie sprawę w jak potworne i straszliwe oblicze patrzy. Coś zmieniło się w twarzy Kata, wyraz tak nieludzki i tak potworny, że każdaludzka istota zleknęłaby się tego widoku.




Wzrok Kata przeszył tak i iluzję jak i Fausta, a ten prawdziwy skamieniał nagle niczym pod wpływem zaklęcia i jak skała opadł na ziemię obok wierzchowca przeciwnika.
- Fascynujące! Nie musiałem korzystać ze swego złowieszczego oka od wielu bitew... -stwierdził oponent z uśmiechem poczym poderwał konia, tak że kopyta miały zaraz spotkać się z czaszką Fausta, który powoli wracał do władzy nad swym ciałem, jednak było ono jeszcze zbyt sztywne by uciekać w typowy sposób.
Ostrze blondyna przykryło się ogniem, nawet jeśli on nie miał jak z tego korzystać, ot zwyczajnie zaczynało płonąć, jakby wyrażając swoją wolę dalszej walki.
- Sentecja śmierci: Ogień zaprzysiężonych - z racji na prawo dążenia do epickości strażnik zdołał wypowiedzieć te słowa, by za sprawą uciekającego od jego osoby powietrza, ruchu skrytego pod dumną nazwą “Kai”, oraz “Płomiennego pchnięcia”, zamierzął utworzyć jeden wielki wybuch, którego epicentrum będzie on, znajdując się, niczym oko cyklonu - w jedynym bezpiecznym miejscu. Ruch był wyjątkowo ryzykowny, bowiem zarówno fortuna, jak i Ksantos rzadko kiedy byli przekonani do tego właśnie manewru.
Faust przymknął oczy skupiając się nad atakiem który tak często go zawodził. Tym razem jednak Ksantos okazał sie łaskawym rumakiem, czyżby jego dumę ubodło to, że inny wierzchowiec chce zabić tego, komu powierzył swoją moc? Ogień i wiatr jeszcze raz tego wieczoru przeżyły fuzję, a wybuch odrzucił konia wraz z jego jeźdzcem, zaś dzikie rżenie rumaka zmieszało się z hukiem błyskawicy jak i samego ataku strażnika równowagi.





Dym podniósł się do góry, wraz z błotem i kawałkami ziemi, które otoczyły Fauta na chwilę, moment wystarczająco długi, by ten odzyskał władze w ciele i podniósł się na równe nogi. Jednak nie dane mu było odpocząć, ostrze wroga bowiem przecięło dym, a końcówka miecza przejechała pod oczami Fausta, rozcinając skórę na jego twarzy, niczym paznokieć niezbyt subtelnej kochanki. Blondyn jednak odskoczył do tyłu na tyle szybko, by przeciwnik nie uszkodził mu facjaty za bardzo.
- Cóż za wspaniała rozrywka! -ryknął kat, zrzucając z karku dymiące futro zwierza i prostując się, wśród opadającego już popiołu. Deszcz bębnił o jego zbroję, gdy długi jęzor mężczyzny otarł się o ostrze smakując krwi Fausta, z lubieżnym przymrużeniem oka oddając się tej chwili.
- Chodź no robaczku, ciekawe jestem jakie odgłosy będziesz wydawał umierając. -zaśmiał się kat chwytając olbrzymi miecz w prawa rękę i ruszając w stronę blondyna z szerokim wymachem, zupełnie nie dbając o gardę.
Blondyn przyjął postawę którą rozpoczynał każdy swój atak tego dnia po raz kolejny, przygotowując się do czegoś, co najprawdopodoniej miało okazać się następną ostatnią wymianą ciosów. Strażnik dyszał ciężko, jednak sprawą jego rosnącej słabość nie był fakt wykorzystywania coraz większej ilości energii, lecz to, jak ranne było jego ciało. Nawet pomijając twarz, która została poddana operacji plastycznej niegodnej najgorszych nawet chirurgów, jego klatka piersiowa była conajmniej w obrzydliwym stanie.
Perłowa katana górowała nad jego włosami, zaś wyszczerzone w uśmiechu zęby pokrywały się z nią kolorystcznie, tworząc idealny wręcz kontrast na tle czerni będącej sprawką pani - nocy.
- Sentencja śmierci: Egzekucja - odparł znikający blondyn. Zmyłka pod postacią daru płynącego od lisiej pani miała uderzyć od tyłu, wprawiając tym samym Kata w niemiłą sytuację, zmuszając go do odwrotu, a przynajmniej do próby uniknięcia.
Pan czarnej wieży może i nie był zbyt mądrym przeciwnikiem, jednak nie można było uwierzyć w to, że po raz trzeci złapie się w dokładnie ten sam manewr. Może właśnie dlatego Faust zagrał znacznie silniejszą kartą - zamierzał postawić wszystko na wiarę przeciwnika w to, jak wielki wzbudza we wszystkich strach i wykonać najtrudniejszy do przewidzenia ruch - atak, w którym zamierzał minąć jego gigantyczny miecz, oraz zaatakować bezpośrednio w jego obrzydliwą, odrażającą twarz. Posiadacz czerwonej koszuli, która teraz stworzona była z wydobywającej się z rannej klatki piersiowej krwi nie kłopotał się z wkładaniem jakiejkolwiek siły w swój atak, ostrze prowadzone było tylko i wyłącznie jedną ręką, druga zaś wędrowała w kierunku punktu odpowiadającego za nerwy w bliższej strażnikowi ręce.
Krew opuściła ranę Fausta gdy ten po raz kolejny użył mocy boskiego rumaka by przyszpieszyć swoje ruchy. Ból to jednak przeciwnik którego ciężko jest pokonać czy tez okiełznać, o czym wojownik w sprawie równowagi miał zaraz się przekonać. Tak jak sie spodziewał, pan czarnej wieży nie dał się ponownie nabrać na tą samą sztuczkę, niedbałym uderzeniem łokcia zniszczył iluzję, oczekując prawdziwego Fausta. Ten niczym wiatr przeszedł pod jego mieczem, pojawiając się w przestrzeni osobistej przeciwnika, który śmierdział krwią i śmiercią. Katana ruszyła na spotkanie z twarza kata, jednak wtedy dała o sobie znać rana na piersi. Rękę blondyna zadrżała lekko a atak utracił część swej największej siły - prędkości. Ciało bowiem okazało swoje limity, co kat wykorzystał by uniknąć ciosu. Odchylił on głowę, tak że ostrze śmignęło nad jego nochalem i wyszczerzonym pyskiem.
Władca wieży chciał zrewanżować się uderzając rękojeścią w kark Fausta by pogruchotać jego kręgosłup, jednak mężczyzna o słomianych włosach, mimo bólu miał przewage prędkości. Wyślizgnął się, jednocześnie naciskając na jeden z nerwów oponenta, co wywołało lekki grymas na jego twarzy.
- Niczym ryba, a ryby trzeba rozpruć przed spożyciem. -krzyknął dziarsko kat, gdy Faust odskoczył do tyłu, dłonią przejężdżając po błotnistej ziemi by wyhamować prędkość swego uniku. Kat spojrzał na swoją nieruchomą rękę, po czym chwycił miecz w druga dłoń. - Dobra rybko, trzeba zobaczyć co masz w środku! -zarechotał po raz kolejny machając mieczem, który wywołał brutalny podmuch wiatru pędzący w stronę Fausta. Blondyn znowu musiał wymyślić sposób na defensywę, bowiem ból w ranie powrócił uniemożliwając mu uniknięcie fali uderzeniowej z odpowiednia prędkością.
- Sentencja śmierci: Ogień wygnanych - persona będąca znacznie bliżej sercu prawdziwego kata przemówiła, wyprowadzając cięcie. Jeśli jej fala wygra, zamierzała kontynuować ofensywę.
Siła kata starła się z ogniem lisiej panienki, jednak dar rudej boginii okazał się słabszy niż pokaz brutalności i żądzy miecznika z czarnej wieży. Jego cięcie tak podobne do ataku Blizny rozbiło ognistą zaporę i uderzyło w zdzumionego takim obrotem sprawy Fausta.

[media]http://www.youtube.com/watch?v=DZunDlz89ao[/media]

Jego spodnie jak i resztki koszuli zostały poszarpane, ale nie to było największą stratą. Kątem oka blondyn zobaczył dziwny kształt odlatujący od jego ciała, a z lewej strony zrobiło się jak gdyby ciszej, zdecydowanie za cicho. Odcięte ucho strażnika z plaskiem wpadło w błoto i wodę, które teraz stanowiły pole bitwy, a gdy pierwszy szok minął, ciało odruchowo wysłało impulsy do kończyn, a ręce złapały za miejsce gdzie jeszcze przed chwilą była tak ważna część twarzy szkarłatnego miecznika. Ryk bólu mimowolnie wyrwał się z jego ust, zaś kat ze śmiechem podbiegł do czerwonego strażnika i potężnym kopnięciem wycelował pod kolano Fausta.
Nadeszła chwila ostatecznej konfrontacji w pojedynku między dwoma wojownikami. Błyskawica rzuciła blask na ostatnia wymianę ciosów, sprawiając, że postać kata wyglądała jeszcze upiorniej niż zwykle, zaś zakrwawiony Faust przypominał zjawę, ducha zemsty. Przekrwione z bólu i wściekłości oczy Fausta spojrzały na kata, a jego ręka wystrzeliła w stronę twarzy oponenta, przy zabrać mu to co najcenniejsze. Katana o perłowej barwie błyszczała w świetle wyładowań atmosferycznych, a władca wieży przyjął chyba wyzwanie, bowiem zrezygnował z kopnięcia na rzecz ataku mieczem. Ostrze kata, ze świstem przecinało powietrze, zbliżając się do boku swego oponenta, by je rozedrzeć, by skąpać we krwi Fausta całą ziemię. Jednak... katana okazała się szybsza, ostrze przemknęło między dłońmi wroga, a miecz ugodził prosto w miejsce gdzie wróg miał swe paskudne usta. Faust odetchnął i cofnął katane... a dokładniej spróbował to zrobić, bowiem ta nie chciała drgnąć. Oczy blondyna uniosły się w górę, a kolejna błyskawica oświetliła twarz kata.




...trzymającego ostrze w zębiskach. Ostrze dzierżone przez kata w tym samym momencie uderzyło w bok blondyna,rozrywając skórę i gruchocząc kości, sprawiając że mięśnie zawyły z bólu, a organy zmieniły swe położenie. Ciało strażnika równowagi oderwało się od ziemi, a on odleciał w stronę budynku karczmy, w który gruchnął zatapiając się w jej tlących się szczątkach, przed oczyma zaś miał jedynie ciemność.
 
Zajcu jest offline