Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-03-2013, 18:23   #164
Ajas
 
Ajas's Avatar
 
Reputacja: 1 Ajas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie coś
Sanity Knights


Strażnik podziemia.


[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=uGoQV6D-5xA[/MEDIA]

Zagadka luster jak i gra planszowa zostały pokonane przez wędrowców w całkowicie bez problemowy sposób. Ich kroki skierowały się teraz ku kolejnemu korytarzowi, w którym panował mrok tak gęsty iż nóż mógłby się na nim połamać. Nie pomagały pochodnie, a nawet oczy Kaze tak przyzwyczajone do życia w mroku nie widziały dalej niż na wyciągnięcie ręki. Grupa błądziła niemal na ślepo, a jedynie dotyk szorstkich kamiennych ścian pozwalał im nie potykać się o własne nogi.
- Jakaś…kwik…krasnoludzka..kwik…magia.-wysunął oczywisty wniosek prosiaczy archeolog, gdy przez dłuższy czas szli prostym monotonnym korytarzem. Jednak gdy mrok powoli zaczynał być męczący na ścianie pojawiła się pojedyncza pochodnia, która w jakiś sposób pokonywała okowy magicznej ciemności. Zaraz znajdowała się kolejna i kolejna tak, że drużyna dokładnie widziała gdzie teraz wkracza . Członkowie tej części ekspedycji do walki z zarazą stanęli przed potężnym kamiennym łukiem, który stanowił bramę do kolejnego okrągłego pomieszczenia.

Sala wyłożona była wypolerowanymi kaflami z czarnego materiału, gdy stało się w blasku pochodni widać było odbicie własnej twarzy na posadzce. Dwanaście kolumn tworzyło okrąg w centralnej części komnaty, wydzielając tym samym coś na kształt dużego placu. Za każda z kolumn w odległości kilku kroków, znajdowała się wnęka w ścianie. W Każdym z takich wgłębień znajdował się kamienny pomnik, o wysokości ponad dwóch metrów. Figury przedstawiały ludzkich rycerzy, o twardych rysach i hardych od wielu bitew, który stoczyli za życia, twarzach. Każdy z nich odziany był w kamienny pancerz, pięknie zdobiony wykonany z wielką dbałością o szczegóły, niczym ten wykuty przez największych mistrzów kowalstwa. Każdy był tez uzbrojony, w szeroką tarczę która niektóre z pomników trzymały w dłoniach inne zaś na plecach, jak i długie miecze i topory z tego samego kruszcu.

W Sali nie było drzwi, a przynajmniej nie było ich widać, jednak gdy tylko noga ostatniego z członków grupy przekroczyła próg komnaty, jasnym się stało jaka próba ich tu czeka. Stalowe kraty opadły za ich plecami odcinając możliwość ucieczki, a pomniki po kolei poczęły otwierać jarzące się na czerwono ślepia.



Ich potężne kamienne sylwetki, poczęły z wolna poruszać się i wstawać z miejsc jakie nadał im architekt. Kamienne tarcze zazgrzytały ciężko gdy każdy z golemów poprawił je na ręce, a miecze świsnęły w starym zatęchłym powietrzu, gdy wojownicy machnęli nimi na odlew. Dwanaście kamiennych figur poczęło zbliżać się z każdej strony do grupy, chcą zepchnąć ich na placyk między kolumnami, zmuszając ich do walki ze wszystkimi naraz.

Guardian of Balance
Opowieść


Faust leżał na trawie, a Inori przysiadła obok niego. Dziewczyna przeczesała swoje włosy, po czym poprawiła amulet ku czci swego bóstwa –Jonisa, opiekuna zagadek i podstępów, bóstwa typowego dla tych którzy bardziej miłowali chaos niżeli równowagę.
- A więc chcesz posłuchać legendy o początkach kata? –zapytało dla upewnienie dziewczę podając Faustowi kolejną porcje zimnej wody. – A więc dobrze, było to tak…

~*~

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=HmJivWlka74[/MEDIA]

Był zimny poranek, koniec jesieni nadchodziły już zimowe przymrozki, a maleńkie płatki śniegu zaczęły opadać z nieba, by pokryć mury twierdzy swym delikatnym dotykiem. Na placu zebrała się spora grupa strażników jak i gawiedzi z okolicznych wiosek, wzrok wszystkich zwrócony był w stronę drewnianego podwyższenia. Stał nań osobnik w czarnym kapturze, a jego dłoń z utęsknieniem gładziła dźwignię uaktywniająca zapadnię, umieszczoną tuż pod szubienicą. Dwóch uzbrojonych zbrojnych, pilnowało wejścia na schody, a rządek przerażonych zbliżającym się zgonem więźniów powolnym krokiem zbliżał się do wejścia na podest.
Jednym z nich był właśnie Kat, mężczyzna który jako jedyny nie wyglądał na przygnębionego zbliżającym się wyrokiem śmierci. Mimo iż jego ręce zakute były w drewniane okowy, a jedynym ubiorem w ten mroźny dzień były spodnie, on uśmiechał się patrząc w stronę schodów. Robaki chodziły po jego czarnych kudłach, niczym starzy goście, którzy zabrali się na ostatnia wycieczkę wraz z tym który dawał im miejsce do życia. Umięśniony i owłosiony tors nie drgnął nawet raz, mimo zimna i drwin strażników. Kat pewnie szedł w stronę schodów prowadzących do jego zguby.


Kruki powoli zlatywały się siadając na murach twierdzy, wyczuwały iż ludzkie truchła już niedługo staną się dlań najlepsza uczta w ostatnich dnia.
Drewno zaskrzypiało cicho gdy stopy kata naciskały na kolejne stopnie, a gdy w końcu wprowadzono go na podest i postawiono przy szubienicy, młody mężczyzna w fikuśnym stroju rozwinął listę przestępstw za jakie został ukarany czarnowłosy osobnik.

- Derylu Crow… –rozpoczął od wymówienia prawdziwego imienia i nazwiska przestępcy. – Zostajesz oskarżony o liczne gwałty, morderstwa i grabieże, poprzedzone aktami szczególnego okrucieństwa i bestialstwa. Jako karę zostałeś skazany na śmierć przez powieszenie, czy masz jakieś ostatnie słowo?- zapytał wieszcz z odrazą zerkając w stronę owłosionego mężczyzny.
Kat rozejrzał się po zebranych na placu ludziach. Szczerząc swe paskudne zębiska w szkaradnym uśmiechu. – Jedyne co mogę powiedzieć, to że nie zaznałem nudy w żadnym dniu swego życia! Nie żałuje żadnego dnia! –zarechotał mężczyzna co wzbudziło okrzyki, żądnego krwi zbójcy, tłumu. Wieszcz z odraza cofnął się ok. rok i kiwnął w stronę strażników.

Zbrojni podeszli do Deryla i zarzucili pętle na jego szyję, ten nie opierał się, bez żadnych zbędnych ruchów przyjął swój wyrok i karę. Uśmiechnął się jeszcze raz, po czym za sprawa ruchu ręki prawdziwego kata na tej egzekucji, runął w dół a lina poczęła odcinać dopływ powietrza do jego płuc. Ciało mężczyzny zaczęło miotać się w naturalnej reakcji o życie, celowo użyto węzła który nie złamie karku mordercy, miał on cierpieć jak niegdyś jego ofiary.
Wtedy jednak zdarzyła się rzecz, niezwykła. Lina która trzymała Dryla Crowa nad ziemią pękła, jak gdyby przecięło ją niewidzialne ostrze. Mężczyzna wylądował na ziemi, a nim ktokolwiek zdołał mrugnąć był już przy jednym z gwardzistów wyrywając mu broń z dłoni. Po chwili głowa strażnika potoczyła się po ziemi, a władca czarnej wieży zawył niczym dziki zwierz.
- Tak wiec nie nadszedł jeszcze mój dzień!

Tłum wpadł w panikę, wszyscy zaczęli uciekać tratując siebie nawzajem, a kat z głośnym śmiechem wprawiał ich serce w coraz to większa trwogę. Mężczyzna wskoczył na koni jednego ze strażników, zawczasu pozbawiając stróża prawa życia, pędząc w stronę bramy.
Bełty strzały i włócznie posyłane w jego stronę mijały go, jak gdyby ręka losu chciała uratować łotra, który przyniósł już tyle bólu. Kat uciekł z fortecy i słuch po nim zaginął.

~*~

-… A potem po kilku latach wrócił wraz ze swoja bandą. Mordując i niszcząc jeszcze więcej niż kiedyś. Brutalniejszy i potężniejszy, jak gdyby w czasie tej nieobecności jeszcze bardziej sprzedał swa dusze w celu zyskania potęgi. Jak było naprawdę ciężko stwierdzić bowiem twierdze zrównał z ziemią i wybił wszystkich świadków jego nieudanej egzekucji. –zakończyła kapłanka, a jej dłoń przejechała po włosach Fausta. –[i] A teraz śpij, musisz odpoczywać.

~*~

W czasie gdy Faust słuchał opowieści gdzieś w górach wewnątrz czarnej wieży miała mieć miejsce ważna rozmowa. Dyskusja między katem a nieznanym Ci jeszcze słuchaczu tajemniczym osobnikiem.



W monumentalnej budowli z czarnego kamienia i stali, zawsze cos się działo. Bandyci pili i jedli, dzielili łupy jak i zabawiali się z pojmanymi kobietami, brutalnie gwałcąc je, póki te nie były wstanie dać im więcej przyjemności.
Na szczycie wieży znajdowała się natomiast komnata Kata. Wypełniona skórami zwierząt jak i różnorakim orężem, niczym leże jednego z dawnych barbarzyńskich królów. W pomieszczeniu znajdował się tez tron z kości, z ludzkich rzecz jasna. Czaszki tworzyły oparcia na dłonie, a żebra i piszczele mieszały się wraz z innymi partiami szkieletu by utworzyć siedzisko. Kat siedział nań nagi, trzymając w swych potężnych łapskach jedna z kobiet pojmanych w złotej karawce. Jego palce naciskały na krtań dziewczyny dając jej do zrozumienia, że jeden niewłaściwy ruch pozbawi ja żywota. Włochaty mężczyzna brutalnie poruszał biodrami, sprawiając iż jego niewolnica jęczała z bólu, gdy on raz po raz odbierał jej resztki godności, dając swemu parszywemu żywotowi jeszcze więcej przyjemności.


- I jak podobała Ci się w karawce? – z rogu Sali dobiegł zachrypnięty głos, a dźwięk drewna stukającego o kamienie, wskazywał iż ktoś wsparty na lasce porusza się tam.
- Tak jak mówiłeś znalazłem tam kogoś ekscytującego, dawno nikt nie zostawił mi takiej pamiątki. –mówiąc to zacisnął mocniej ręce i w akcie uniesienie sexualnego zmiażdżył krtań kobiecie. Odrzucił jej zbrukane truchło na bok niczym szmatę, a palcem przejechał po dużej bliźnie na twarzy. – Zgładziłem go jednak jak każdego innego robaka.
- Jesteś pewny? Czy jego ciało upadło przy twych nogach? –zapytał głos a z rogu pokoju wyłoniła się nikła i krucha w porównaniu do kata sylwetka.


Osobnik wspierający się na lace, która uwieńczona była koścista dłonią zaciśnięta na czerwonej kuli. Jego długa zielona szata wskazywała na magiczne zdolności, zaś szponiaste szare łapy i tendencja do chowanie twarzy w głębi kaptura na niekoniecznie ludzkie pochodzenie.
- Nie… ale nikt nie byłby wstanie przeżyć tego ciosu. Wykrwawił się na śmierć.- odparł kat, zaś wiedz słuchaczu że jego głos stracił swoją wieczną radość. Zdawało się iż czuł respekt, o ile takie uczucie posiadał, do osobnika w zielonej szacie.
- Dla pewności wyślij lepiej wilki… jak i szalonego psa. Czuję, że wciąż żyje, a wtedy an pewno tu przybędzie. –odparł mag poruszając lekko placami.
- Niech przybywa… wtedy pokonam go jeszcze raz. –zarechotał kat. – Przynajmniej znowu będzie ekscytująco.
- POWIEDZIAŁEM WYŚLIJ PSA!- ryknął osobnik w zielonej szacie, a kat wzdrygnął się lekko gdy głos zadudnił po ścianach.
- Dobra… dobra zaraz się tym zajmę. –stwierdził morderca i chwyciwszy spodnie powolnym krokiem ruszył wydać rozkazy.
Mag zaś wrócił do ukrytego w kącie Sali przejścia, wszystko szło tak jak chciał.

~*~

Faust obudził się następnego ranka, dalej cały obolały. Jedna zapach jedzenia dźwięk ogniska był odpowiednim bodźcem by wyrwać go ze snu.
- O Blondas się obudził. –burknął krasnolud, który tez cały w bandażach siedział, oparty o dużą skałę z półmiskiem w dłoniach. – Nie chce się wierzyć że taki ktoś przeżył, pewnie biegałeś od kryjówki do kryjówki jak myszka co? –zapytał Długiwąs a Inori westchnęła tylko mieszając w kociołku z jakaś potrawką.
 
__________________
It's so easy when you are evil.
Ajas jest offline