Tsuki miała lekko przymrużone oczy, po cichu się zastanawiając które zadanie byłoby dla niej korzystne. I zastanawiała się cicho by sobie stanu nie pogarszać. Tragicznie nie było, ale nie nazwałaby tego przyjemnością.
-Laurie... jakieś opinie co do misji? W końcu to nie tylko ja będę musiała się błąkać by je wykonać.-
Laurie zamyśliła się i bez słowa wyrwała z ręki Carla notes, w którym zapisane miał informacje na temat ewentualnych zleceń.
-Hmmm...- lekko zmarszczyła brwi
.- Na wstępie odrzuciłabym to dla kupca. Dwanaście tysięcy? Coś mi tu śmierdzi... I świadczy o tym szczególnie fakt że od prawie trzech miesięcy nikt się tego nie podjął...
Spojrzała na przyjaciółkę.
-Coś czuje że to raczej rozgrywki między handlarzami niż coś co może interesować inkwizycje...
Uśmiechnęła się lekko chociaż nie ważyła się otworzyć bardziej oczu niż to koniecznie minimum.
-A pozostałe dwie? Biorąc pod uwagę, że jesteśmy we dwie, nie mamy raczej dużej siły przebicia..
No jakby nie patrzeć, mistrzynią siebie by nie nazwała jeszcze, a Laurie tym bardziej nie była wojowniczką do walki na froncie.
-Cóż... Za to to zlecenie z Zachodniej Delty nie jest zleceniem zewnętrznym więc nie mamy co liczyć na pensję podstawową...- spojrzał krótko na Carla.
- Ile dokładnie, Carl? -Em... Inkwizytor z Czarną Odznaką zarabia za zlecenie wewnętrze sto pięćdziesiąt sztuk złota na zaksięgowany dzień pracy, nie licząc przy tym dojazdu na miejsce... -Czyli zarobisz maksymalni sześćset złotych lintarów, o ile ta spokojna wieś nie okaże się źródłem jakiegoś straszliwie heretyckiego kultu.- Laurie westchnęła, zaglądając do notatnika.
- Zostaje dochodzenie w Słonym Lesie...
Pokiwała głową.
-Czyli wycieczka do Słonego Lasu.-
I lekko ziewnęła.
-Jest jakaś karawana w tamte okolice czy coś?-
Czy może konno będzie trzeba? Bo na pieszo za cholerę nie planowała iść.
-Suchy Last to istne odludzie, ale kursują tam dyliżanse, karawany kupieckie oraz statki. Rzecz jasna ziemie Lorda Bucklanda znajdują się w centrum lasu, gdzie ludzie utrzymują się głównie z wyrębu drzew, ale na granicę na pewno uda wam się dotrzeć w wygodny sposób.- Carl uśmiechnął sie lekko.
- Jeśli chcesz skorzystać ze znajomości, to mogę wepchnąć wynajem statku w wydatki służbowe i nie będziesz musiała płacić z własnej kieszeni. Albo równie dobrze możesz postraszyć kapitana swoją Czarną Odznaką.
Carl uśmiechnął się lekko, lecz szybko przestał pod twardym spojrzeniem Laurie.
-Daleko to?
-Statkiem? Pół dnia drogi. Konno, dzień.
Zastanowiła się.
-Cóż, zostawię to w twoich rękach by wcisnąć nas na statek. Dzień to nie dużo, ale dzień konno to obolały tyłek.-
Obie dobrze wiedziały, że tego im nie trzeba. Nie po ostatniej nocy, definitywnie.
Laurie uśmiechnęła się nawet leciutko.
-Cóż... Skoro to wszystko, czekamy na informacje na temat statku...- pomogła samurajce wstać i już zaczęła kierować się ku drzwiom gabinetu gdy Carl odchrząknął za jej plecami.
- Tak?
-Statek wypływa o ósmej wieczór. "Dwunasty Zach". Będziecie mieć kajutę pasażerską...
-Szybko ci poszło...- dziewczyna uniosła lekko brwi.
- Jakim cudem?
-Zakon ma wieeelu ludzi winnych mu przysługę.- zakonnik uśmiechnął się lekko.
- Dacie radę wyszykować się do rana?
-Tak... Mnie też suszy....- dziewczyna pokiwała głową.
- I tak przy okazji... Czy my... I ten wieszak na płaszcze...
Spojrzała na przyjaciółkę z niemym przerażeniem.
-To co się wydarzyło jest przeszłością o której ani ty, ani ja, ani nawet przodkowie nie będziemy wspominać by ta wiedza została zagubiona w dziejach czasu. Co więcej, jeśli wieszak zdecyduje coś sypnąć, posypią się z niego wióry...-
Tego dnia ktoś wypił całą wodę z beczek, w których trzymano wodę do uzupełniania wodopojów dla koni.
***
Statek, nazwany "Dwunastym Zachem" okazał się konstrukcją dość nietypową. Okuty metalem, krępy i buchający dymem z dwóch potężnych kominów wydawał się obu dziewczyną obcy, w porównaniu do statków którymi podróżowały do tej pory.
Laurie, idąca z Tsuki pod ramię, mocniej chwyciła dłoń przyjaciółki.
-Co to za diabelstwo... ?
Sama zamrugała i lekko odkaszlnęła.
-To, o ile się nie mylę, jest... zdaje się okręt pancerny, czyli taki posiadający metalowe opancerzenie, co łatwo widzieć, a także jest poruszany, jeśli też mi się dobrze zdaje, parą. W sensie w wielkich piecach palą drewno czy coś innego co się pali, to podgrzewa wielkie zbiorniki z wodą, które dają dużo pary i ta para porusza masę różnych rzeczy, wprawia w ruch te koła jak w młynach i w ten sposób się porusza. Dobre jeśli chodzi o brak potrzeby używania wiatru, ale za to trzeba zachowywać masę rzeczy do palenia, bo bez nich się nie ruszy. No i trudniejsze do naprawy jak się popsuje.-
Lekko się uśmiechnęła. W sumie tylko tyle zapamiętała z całego wywodu jakiegoś gnoma, który jej opowiadał o podobnej łodzi, chociaż tamta była o jedną trzecią mniejszą, miała jeden komin i nie miała dział.
Idący obok krasnolud uniósł wysoko brwi, słysząc dość dobry opis działania statku na którym pływał. Ogółem, większość załogi "Dwunastego" stanowiły krasnoludy. Tsuki dostrzegła też kilku ludzi i gnoma, ale stojąc na pomoście, widziała tylko tych którzy wychylili się za reling.
Sam brodacz podszedł do elfki, zainteresowany.
-Całkiem niezła wiedza techniczka, jak na kogoś ze szpiczastymi uszami i tak chudym tyłkiem...- uśmiechnął się lekko.
- Skąd to panna wie?
-Jeden gnom mi opowiedział o tym w moich rodzinnych sprawach. Oczywiście, nie zmieniało to faktu, że był przemytnikiem i chciał sprzedawać w mojej wiosce jakieś świństwa zmieniające umysł w breję. Muszę przyznać, te Okręty Parowe czy jak je zwiecie efektownie wybuchają gdy napcha się do pieca za dużo drewna, a obok wysypie się górę prochu i poczeka aż płomienie lizną proch.-
Lekko się uśmiechnęła, podobnie do uśmiechu krasnoluda.
Krasnolud nieco pobladł, a uśmiech zniknął z jego twarzy.
-Czego tu chcecie?- jego głos nie był już tak serdeczny jak na początku.
Czyżby odebrał przypowiastkę Tsuki jako groźbę?
Nie zwróciła najwidoczniej uwagi na zmianę tonu, za to obróciła się lekko w stronę krasnoluda i zaprezentowała swój piękny przód. Czyli twarz, zbroję i czarną odznakę na jej lewym ramieniu.
-Jestem Inwizytor z Czarną Odznaką Tsuki, z Zakonu św Cuthberta oraz członkini mojej grupy, Licencjonowany Inkwizytor i moja asystentka Laurie. Mamy, z tego co nas poinformowano, zabukowane miejsce na tym okręcie aż do Słonych Lasów.-
Krasnolud pobladł już na widok odznaki. Każde kolejne słowo sprawiało że jego skóra jaśniała, aż do poziomu kredowego kopca. Nim jednak odpowiedział, za jego plecami rozległ się tubalny głos.
-O! I są nasi honorowi pasażerowie!
Cóż, ten brodacz musiał być kapitanem. Trójkątna czapka ze skóry, poszarpany płaszcz i sposób poruszania się charakterystyczny dla wieloletnich żeglarzy. Po pokładzie, w sztormie, mógł pewnie chodzić prosto lecz na lądzie zataczał się na prawo i lewo.
Z uśmiechem podszedł do dwóch dziewczyn.
-Kapitan Dagnabit Morse. A to mój pancernik.- ręką o czterech palcach i jednej, złotej protezie, wskazał na burtę statku.
- Inkwizytor Tsuki, jak mniemam?
Skinęła głową.
-Zgadza się, Kapitanie.-
Cóż, jeśli on uhonorował jej tytuł to i ona mogła uhonorować go. W końcu zasłużył, raczej, na swój tytuł tak jak Tsuki na swój.
-Dla pewności, płyniecie do Słonego Lasu?-
-Tak, dotrzemy tam o świcie. Lantis opuścimy za jakąś godzinę.- uśmiechnął się, dłonią zapraszając na trap bardziej podobny do schodów niż pomostu łączącego molo z burtą.
- Po buzi pani towarzyszki, wnioskuję że "Dwunasty" ją ciutkę przeraża, hę?
Laurie przełknęła ślinę. Fakt, pancernik wyglądał na coś co pokładem po dnie, a nie pływa.
Mogła się jedynie uroczo uśmiechnąć.
-Parowce i okręty pancerne to nowość jakby nie patrzeć, a także są cholernie drogie jeśli nie ma się masy kontaktów.-
Cicho się zaśmiała.
-Wciąż, widok wielkiego klocka z metalu z działami, nawet nielicznymi, zdolnego wytrzymać znacznie więcej niż drewniane okręty to widok co najmniej inspirujący.-
I pozwoliła sobie ruszyć na pokład, oglądając okręt z zaciekawieniem.
Laurie przylgnęła do ramienia samurajki, pozwalając przeprowadzić się po trapie.
-Jeśli utoniemy, to cię zabiję...- szepnęła, przerażona.