Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31-03-2013, 12:58   #128
Kizuna
 
Kizuna's Avatar
 
Reputacja: 1 Kizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodze
Tsuki miała lekko przymrużone oczy, po cichu się zastanawiając które zadanie byłoby dla niej korzystne. I zastanawiała się cicho by sobie stanu nie pogarszać. Tragicznie nie było, ale nie nazwałaby tego przyjemnością.

-Laurie... jakieś opinie co do misji? W końcu to nie tylko ja będę musiała się błąkać by je wykonać.-

Laurie zamyśliła się i bez słowa wyrwała z ręki Carla notes, w którym zapisane miał informacje na temat ewentualnych zleceń.

-Hmmm...- lekko zmarszczyła brwi.- Na wstępie odrzuciłabym to dla kupca. Dwanaście tysięcy? Coś mi tu śmierdzi... I świadczy o tym szczególnie fakt że od prawie trzech miesięcy nikt się tego nie podjął...

Spojrzała na przyjaciółkę.

-Coś czuje że to raczej rozgrywki między handlarzami niż coś co może interesować inkwizycje...


Uśmiechnęła się lekko chociaż nie ważyła się otworzyć bardziej oczu niż to koniecznie minimum.

-A pozostałe dwie? Biorąc pod uwagę, że jesteśmy we dwie, nie mamy raczej dużej siły przebicia..


No jakby nie patrzeć, mistrzynią siebie by nie nazwała jeszcze, a Laurie tym bardziej nie była wojowniczką do walki na froncie.

-Cóż... Za to to zlecenie z Zachodniej Delty nie jest zleceniem zewnętrznym więc nie mamy co liczyć na pensję podstawową...-
spojrzał krótko na Carla.- Ile dokładnie, Carl?

-Em... Inkwizytor z Czarną Odznaką zarabia za zlecenie wewnętrze sto pięćdziesiąt sztuk złota na zaksięgowany dzień pracy, nie licząc przy tym dojazdu na miejsce...

-Czyli zarobisz maksymalni sześćset złotych lintarów, o ile ta spokojna wieś nie okaże się źródłem jakiegoś straszliwie heretyckiego kultu.- Laurie westchnęła, zaglądając do notatnika.- Zostaje dochodzenie w Słonym Lesie...

Pokiwała głową.

-Czyli wycieczka do Słonego Lasu.-

I lekko ziewnęła.

-Jest jakaś karawana w tamte okolice czy coś?-

Czy może konno będzie trzeba? Bo na pieszo za cholerę nie planowała iść.

-Suchy Last to istne odludzie, ale kursują tam dyliżanse, karawany kupieckie oraz statki. Rzecz jasna ziemie Lorda Bucklanda znajdują się w centrum lasu, gdzie ludzie utrzymują się głównie z wyrębu drzew, ale na granicę na pewno uda wam się dotrzeć w wygodny sposób.-
Carl uśmiechnął sie lekko.- Jeśli chcesz skorzystać ze znajomości, to mogę wepchnąć wynajem statku w wydatki służbowe i nie będziesz musiała płacić z własnej kieszeni. Albo równie dobrze możesz postraszyć kapitana swoją Czarną Odznaką.

Carl uśmiechnął się lekko, lecz szybko przestał pod twardym spojrzeniem Laurie.

-Daleko to?

-Statkiem? Pół dnia drogi. Konno, dzień.

Zastanowiła się.

-Cóż, zostawię to w twoich rękach by wcisnąć nas na statek. Dzień to nie dużo, ale dzień konno to obolały tyłek.-

Obie dobrze wiedziały, że tego im nie trzeba. Nie po ostatniej nocy, definitywnie.

Laurie uśmiechnęła się nawet leciutko.

-Cóż... Skoro to wszystko, czekamy na informacje na temat statku...-
pomogła samurajce wstać i już zaczęła kierować się ku drzwiom gabinetu gdy Carl odchrząknął za jej plecami.- Tak?

-Statek wypływa o ósmej wieczór. "Dwunasty Zach". Będziecie mieć kajutę pasażerską...

-Szybko ci poszło...-
dziewczyna uniosła lekko brwi.- Jakim cudem?

-Zakon ma wieeelu ludzi winnych mu przysługę.-
zakonnik uśmiechnął się lekko.- Dacie radę wyszykować się do rana?

-Tak... Mnie też suszy....-
dziewczyna pokiwała głową.- I tak przy okazji... Czy my... I ten wieszak na płaszcze...

Spojrzała na przyjaciółkę z niemym przerażeniem.

-To co się wydarzyło jest przeszłością o której ani ty, ani ja, ani nawet przodkowie nie będziemy wspominać by ta wiedza została zagubiona w dziejach czasu. Co więcej, jeśli wieszak zdecyduje coś sypnąć, posypią się z niego wióry...-

Tego dnia ktoś wypił całą wodę z beczek, w których trzymano wodę do uzupełniania wodopojów dla koni.


***

Statek, nazwany "Dwunastym Zachem" okazał się konstrukcją dość nietypową. Okuty metalem, krępy i buchający dymem z dwóch potężnych kominów wydawał się obu dziewczyną obcy, w porównaniu do statków którymi podróżowały do tej pory.

Laurie, idąca z Tsuki pod ramię, mocniej chwyciła dłoń przyjaciółki.

-Co to za diabelstwo... ?






Sama zamrugała i lekko odkaszlnęła.

-To, o ile się nie mylę, jest... zdaje się okręt pancerny, czyli taki posiadający metalowe opancerzenie, co łatwo widzieć, a także jest poruszany, jeśli też mi się dobrze zdaje, parą. W sensie w wielkich piecach palą drewno czy coś innego co się pali, to podgrzewa wielkie zbiorniki z wodą, które dają dużo pary i ta para porusza masę różnych rzeczy, wprawia w ruch te koła jak w młynach i w ten sposób się porusza. Dobre jeśli chodzi o brak potrzeby używania wiatru, ale za to trzeba zachowywać masę rzeczy do palenia, bo bez nich się nie ruszy. No i trudniejsze do naprawy jak się popsuje.-


Lekko się uśmiechnęła. W sumie tylko tyle zapamiętała z całego wywodu jakiegoś gnoma, który jej opowiadał o podobnej łodzi, chociaż tamta była o jedną trzecią mniejszą, miała jeden komin i nie miała dział.

Idący obok krasnolud uniósł wysoko brwi, słysząc dość dobry opis działania statku na którym pływał. Ogółem, większość załogi "Dwunastego" stanowiły krasnoludy. Tsuki dostrzegła też kilku ludzi i gnoma, ale stojąc na pomoście, widziała tylko tych którzy wychylili się za reling.

Sam brodacz podszedł do elfki, zainteresowany.

-Całkiem niezła wiedza techniczka, jak na kogoś ze szpiczastymi uszami i tak chudym tyłkiem...-
uśmiechnął się lekko.- Skąd to panna wie?

-Jeden gnom mi opowiedział o tym w moich rodzinnych sprawach. Oczywiście, nie zmieniało to faktu, że był przemytnikiem i chciał sprzedawać w mojej wiosce jakieś świństwa zmieniające umysł w breję. Muszę przyznać, te Okręty Parowe czy jak je zwiecie efektownie wybuchają gdy napcha się do pieca za dużo drewna, a obok wysypie się górę prochu i poczeka aż płomienie lizną proch.-


Lekko się uśmiechnęła, podobnie do uśmiechu krasnoluda.

Krasnolud nieco pobladł, a uśmiech zniknął z jego twarzy.

-Czego tu chcecie?-
jego głos nie był już tak serdeczny jak na początku.

Czyżby odebrał przypowiastkę Tsuki jako groźbę?

Nie zwróciła najwidoczniej uwagi na zmianę tonu, za to obróciła się lekko w stronę krasnoluda i zaprezentowała swój piękny przód. Czyli twarz, zbroję i czarną odznakę na jej lewym ramieniu.

-Jestem Inwizytor z Czarną Odznaką Tsuki, z Zakonu św Cuthberta oraz członkini mojej grupy, Licencjonowany Inkwizytor i moja asystentka Laurie. Mamy, z tego co nas poinformowano, zabukowane miejsce na tym okręcie aż do Słonych Lasów.-


Krasnolud pobladł już na widok odznaki. Każde kolejne słowo sprawiało że jego skóra jaśniała, aż do poziomu kredowego kopca. Nim jednak odpowiedział, za jego plecami rozległ się tubalny głos.

-O! I są nasi honorowi pasażerowie!

Cóż, ten brodacz musiał być kapitanem. Trójkątna czapka ze skóry, poszarpany płaszcz i sposób poruszania się charakterystyczny dla wieloletnich żeglarzy. Po pokładzie, w sztormie, mógł pewnie chodzić prosto lecz na lądzie zataczał się na prawo i lewo.

Z uśmiechem podszedł do dwóch dziewczyn.

-Kapitan Dagnabit Morse. A to mój pancernik.-
ręką o czterech palcach i jednej, złotej protezie, wskazał na burtę statku.- Inkwizytor Tsuki, jak mniemam?

Skinęła głową.

-Zgadza się, Kapitanie.-


Cóż, jeśli on uhonorował jej tytuł to i ona mogła uhonorować go. W końcu zasłużył, raczej, na swój tytuł tak jak Tsuki na swój.

-Dla pewności, płyniecie do Słonego Lasu?-

-Tak, dotrzemy tam o świcie. Lantis opuścimy za jakąś godzinę.-
uśmiechnął się, dłonią zapraszając na trap bardziej podobny do schodów niż pomostu łączącego molo z burtą.- Po buzi pani towarzyszki, wnioskuję że "Dwunasty" ją ciutkę przeraża, hę?

Laurie przełknęła ślinę. Fakt, pancernik wyglądał na coś co pokładem po dnie, a nie pływa.

Mogła się jedynie uroczo uśmiechnąć.

-Parowce i okręty pancerne to nowość jakby nie patrzeć, a także są cholernie drogie jeśli nie ma się masy kontaktów.-

Cicho się zaśmiała.

-Wciąż, widok wielkiego klocka z metalu z działami, nawet nielicznymi, zdolnego wytrzymać znacznie więcej niż drewniane okręty to widok co najmniej inspirujący.-


I pozwoliła sobie ruszyć na pokład, oglądając okręt z zaciekawieniem.

Laurie przylgnęła do ramienia samurajki, pozwalając przeprowadzić się po trapie.

-Jeśli utoniemy, to cię zabiję...-
szepnęła, przerażona.
 
__________________
Oczyść niewiernych
Spal heretyka
Zabij mutanta
Kizuna jest offline