Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-04-2013, 05:08   #167
Ajas
 
Ajas's Avatar
 
Reputacja: 1 Ajas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie coś
Blackskin's Brutes


Gort & Calamity

Oaza


[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=6PEcfuKOJ-A[/MEDIA]

Ciemne chmury przysłaniały słońce, a zwiastujący burzę zimny wiatr, towarzyszył podróżnikom w drodze przez pustkowie. Silne podmuchy przesuwały po ziemi piasek, odsłaniając spękaną i łaknąca wody ziemię, która oczekiwała na spóźniające się ulewy. Czyżby zjawiska meteorologiczne tak samo jak ludzie postanowiły oddać się szaleństwu, zupełnie zaniedbując swe obowiązki, czy może, co bardziej prawdopodobne, obszar nawiedziła krótka susza? Takie rozważania drugi słuchaczu zostawmy jednak, na później gdy będzie czas by posłuchać opowieści o pięknie dzikiej natury, a uwierz mi mój drogi, że taki czas nadejdzie niebawem.
Teraz skupmy się jednak na dwójcę wojowników kroczących przez te nieprzyjazne ziemię, by zdobyć wodę – substancję tak prosta a zarazem cenną, dla przyjaciółki czarnoskórego wilka morskiego. Kroki Gorta były twarde i pewne, jego tors nic nie robił sobie z podmuchów zimnego wiatru, a skały z których się składał miały w nosie efekty geologicznego wietrzenia. Murzyn kroczył tłumiąc w sobie słuszny gniew, tylko po to by w odpowiedniej chwili uwolnić go i uderzyć w tych którzy tknęli jego kamratów. Chociaż sytuacja była dość dziwna – nie często znajduje się własny statek w środku lądu, to jednak jak to się mówi istnieją rzeczy o których się filozofa nie śniło. A co dopiero wspominać tu sny zwykłych piratów, których rozmyślanie nigdy mocna stroną nie były.
Szarfy i kawałki purpury falowały przy pancerzu Calamitiego, który chwiejnym krokiem szedł obok swego przyjaciela. Ciężkie kroki rycerza głucho stukały o płyty wyschniętych skał, gdy w milczeniu podążał by pomóc kamratowi. Miałwszak dług do spłacenia, przecież nie kto inny jak Gort uratował go przed tragiczną śmiercią na wysypisku.
Droga nie należała do przyjemnych, w żołądkach wojowników poczęły odzywać się pierwsze spowodowane brakiem żywności burknięcia, a usta pragnęły wody, która szybko skończyła się w bukłakach. Można by powiedzieć że zimny wiatr był teraz zbawieniem, bowiem gdyby z nieba lał się żar, siły opuściły by ciała podróżników zdecydowanie szybciej.
Jednak gdy słońce ukryte za chmurami przemierzyło już spora część widnokręgu, dwójka bojowniku dojrzała swój cel – Oazę. Miejsce zieleni na tym pustkowiu, rośliny życia na polach śmierci, jeżeli chcielibyśmy silić się na metaforyczne sformułowania. Co ciekawe jednak roślinność nie otaczała typowej i utartej w schematach Oaz misy z wodą, o nie. Ona znajdywała się przed wejściem do groty, widać to tam znajdowało się jakieś górskie źródło co tłumaczyłoby zawartość minerałów w owej cieczy. Gort i Calamity szybko skryli się za jedną ze skał by przyjrzeć się miejscu do którego dążyli a o to co ich oczy ujrzały
Wejście do jaskini chronione było przez nie lada oddział. Mężczyźni w liczbie dwudziestu siedzieli na skrzynkach jak i opierali się o drzewa, rozmawiając i zajadając się jakimś mięsiwem. Odziani byli w długie szale osłaniające twarz przez piaskiem niesionym przez wiatr, jak i peleryny zapewniające dodatkową osłonę przed zimnem. Buty wykonane zostały z lekkich pasów skóry, by chodzenie po trudnym terenie, było łatwiejsze, natomiast luźne ubrania skrywały lekki zbroje. Każdy z wojów wyposażony był w szeroki miecz, a niektórzy z nich na plecach przewieszone mieli kuszę.


Dwudziestym pierwszym ze strażników, był natomiast bez wątpienia szef tutejszego oddziału. Brodaty mężczyzna górujący nad pozostałymi wzrostem, miał z dwa metry a jego twarz poznaczona była bliznami i zmarszczkami, sugerującymi znajomość słowa „bitwa” Jego potężne stopy znalazły sobie ochronę w prostych sandałach, zaś zamiast spodnie nosił coś na kształt spódniczki. Cóż niektórzy na stare lata lubili gdy pewne rejony były odpowiednio wentylowane, zwłaszcza gdy głównym składnikiem diety była na ten przykład kapusta. Umięśnione odsłonięte nogi, ugięte były w tym momencie, bowiem starzec siedział na dużym głazie popijając wodę z ciężkiego bukłaka. Jego siwe włosy falowały na wietrze, muskając tym samym materiał zbroi skórzanej, która pełniła bardziej funkcję ozdobną niżeli ochronną. Oręż tegoż osobnika była zaś naprawdę imponujący, to co wydawało się drugim, mniejszym kamieniem , okazało się być potężną stalową kulą, najeżoną kolcami, zdolnymi przebić najlepiej nawet wykonaną tarczę. Obiekt przy pomocy grubych ogniw łańcucha przyczepiony był do długiego i grubego metalowego pręta, dając tym samym wielkich rozmiarów cep, o tak zwanym jednym ogonie.



Nikt chyba nie spodziewał się ataku, co dawało dwójce bohaterów pewna przewagę. Ale czy poradzą oni sobie z tak dominująca przewagą liczebną wroga? Wszak nie wiadomo było czy ktoś nie krył się jeszcze w jaskini, oraz jak wyszkoleni byli przeciwnicy. Jedna informacja jednak pewna była, ludzie Ci byli sługami Shuu, bowiem nad jaskinią powiewała opisana przez gnoma flaga. Czarny materiał z wymalowanym na nim Rogerem w oku cyklonu.

John & Elathorn

Jeźdźcy


[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=s5LmRi70RIc[/MEDIA]

Gort I rycerz niosący smutek wyruszyli w stronę Oazy, pozostawiając resztę grupy w ruinach okrętu, który stał się domem gnoma wynalazcy. Mały przedstawiciel rasy o wzroście co najmniej niewielkim, jako gospodarz nie był najlepszy. Furknął jedynie na grupkę by niczego nie ruszali, po czym zasiadł przy swej księdze, w której zawzięcie notował informacje, językiem którego nikt z obecnych na łodzi zrozumieć nie mógł. Nawet uczony mag lodu, nie władał dialektem tak rzadkim jak gnomi. Drużyna miała sporo czasu by rozejrzeć się po wraku, wszak ich towarzysze wrócą dopiero za dzień, o ile wszystko pójdzie zgodnie z planem.
Przydupas, którego brak imienia był niemal taką sama zagadką, jak obecność załogi Czarnej Jagody na pustkowiu, wraz z mechaniczna kobietą usadowili się na wydmie. Za pomocy lornetki, którą dał im gnom, przestrzegając przed wszystkimi konsekwencjami prawnymi jakie grożą za jej zniszczenie, obserwowali okolicę, by patrole Shuu nie zaskoczyły ich. Na razie wróćmy jednak do tych którzy postanowili zwiedzić okręt pirackiej załogi.
Łajba była od wewnątrz w nienajgorszym stanie, nie widać było by ktoś sabotował ją od wewnątrz. Ot uszkodzenia wynikające z upadku z dużej wysokości i starych ran odniesionych w bitwach, które po zderzeniu się z ziemia otworzyły się na nowo. To co jednak martwiło, szczególnie Johna, który do szczegółów przywiązywał wagę nadzwyczajną, był brak jakiegokolwiek znaku po ostrzale. Wynikało z tego, że Jagoda nie stoczyła bitwy morskiej nim została pojmana przez dziwacznego wroga. Czyżby przeciwnik użył jakiegoś sposobu by zmusić załogę statku do poddania się bez walki? A może nie potrzebował ostrzału by ich pokonać… chociaż w to też John nie chciał uwierzyć, na statku brakowało bowiem śladów krwi, które mogłyby się pojawić w razie szybkiego abordażu. Wyglądało na to, iż na jego pokładzie w ostatni czasie nie toczyła się żadna bitwa.
Elathorn i Khali trafili tymczasem do starej kajuty kapitańskiej. Miejsce było opróżnione, jednak dalej zdawało się wyczuwać tutaj klimat Gortowskiej osoby. Tak jak gdyby statek przejął kawałek jego duszy i przelał w to miejsce, oddając hołd wielkiemu kapitanowi.
Co ciekawe gnom przerobił to pomieszczenie na tymczasowy skład – którego zawartość jednak nie była obfita . Trochę jedzenia w skrzyniach, pół beczki wody pitnej i dwie małe skrzyneczki z różnego rodzaju materiałami i narzędziami. Po za tym znajdowały się tu tylko poukładane w stosy deski i gwoździe, z czego te drugie widać nie były już pierwszej młodości.
Oczywiście opcja podkradzenia odrobiny żywności była kusząca, jednak niczym za sprawa magicznej siły, za każdym razem gdy ktoś zbliżał się do skrzyń, Gnom wyrastał w drzwiach niczym z podziemia. Elathorn zaczął nawet rozmyślać czy ma tu miejsce jakaś magia – i owszem miała, arkany których mag nie poznał tak dobrze jak przedstawiciel niskiego ludu, czyli chciwość i dbanie o własny dobytek . Sztuka której mógł nauczyć się każdy, ale do perfekcji opanowały ją póki co tylko gnomy i krasnoludy.

Czas płynął wolno, bowiem na pokładzie Jagody nie było zupełnie nic do roboty, przydupas poćwiczył trochę z Khali, zostawiając Bellę w roli obserwatorki, ale burczenie w brzuchach szybko odebrało im ku temu chęci.
John co chwilę musiał zmieniać miejsce pobytu, bowiem co rusz jakieś podejrzanie wyglądające robale, chciały zapoznać się z jego garniturem, a wizja tego iż są jadowite przyprawiała go o mdłości. Elathorn natomiast łapczywym wzrokiem spozierał na księgi małego pracusia, który jednak za każdym razem gromił jego spojrzenia, swymi własnymi ciężkimi niczym młoty krasnoludów.

Gdy minęło kilka godzin nudy stagnacji John i Przytdupas, którzy akurat znajdowali się na wydmie w końcu zobaczyli jakiś ruch. Kłęby pyłu i piasku nadchodzące z północnego wschodu, świadczyły o tym że ktoś nadciąga. Członek załogi Czarnoskórego szybko pobiegł po bron jak i po resztę kompani, a gdy wszyscy ułożyli się na piasku (po za gnomem który miał to gdzieś i został w swym statku) Elathorn okrył wszystkim zaklęciem prostej iluzji maskującej jak i stworzył więcej lodowych lunet i lornetek.

Do miasta wjechała spora grupa konnych, przypominających nomadów osobników. Był to mały oddział zwiadowczy pięciu osobników w szmatach, tak że ich twarze pozostawały ukryte. Przy bokach ich wierzchowców wisiały miecze jak i bukłaki z wodą, co dla spragnionej grupy było nie lada chrapką. Jednak konni nie przybyli tu sami, chwilę po tym jak zorientowali się iż pal z ostrzeżeniem został złamany a jedna z ofiar zniknęła, z pomiędzy budynków wyłoniło się jeszcze dwóch członków grupy.


Dwaj jeźdźcy dosiadający dziwnych czteronożnych stworzeń. Mężczyźni byli typowi, aczkolwiek porzucili szmaty na rzecz iście gladiatorskich pancerzy, zaś miecze wymienili na stalowe pół włócznie. Ich wierzchowce natomiast były już obiektem wartym głębszego zainteresowania. Cielska pokryte łuskami, ostre pazury i kły, oraz rogowate wypustki na głowach od razu na myśl przywodziły obrazy groźnych smoków. Jednak wiedza zawsze wygrywa z wyobraźnią, tak i tym razem zdołała ona pokonać moc wizji tworzonych przez umysł. Elathorn czytał o tych stworach, co szybko drużynie zaraportował. Były to tak zwane jaszczury jaskini owe, lub mówiąc fachowo Atlitusy. Wiele ludów wykorzystywało je jako wierzchowce, szkoląc dopiero co wyklute gady na szybki i silne środki transportu. Były one bardzo wytrzymałe i jak wielbłądy nie potrzebowały wiele wody by przetrwać. Na szczęście nie były to stworzenia jadowite, oraz nie potrafiły zionąc żadną wydzieliną.

Zwiadowcy Shuu chwili porozmawiali ze sobą, po czym podzielili się na dwie dwójki i jedna trójkę, zaczynając przeszukiwania miasta. Sądząc po tym iż obyli ostrzy, nie mieli zamiaru negocjować z tymi którzy naruszyli zakaz ich szefa.
 
__________________
It's so easy when you are evil.

Ostatnio edytowane przez Ajas : 01-04-2013 o 05:11.
Ajas jest offline