Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-04-2013, 10:13   #168
Fiath
 
Fiath's Avatar
 
Reputacja: 1 Fiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputację
Przepis na: Koniec
(czyli o krasnoludzkich golemach i śmierci)

Shiba zacisnęła dłoń na rękojeści broni, która forma tym razem niezbyt nadawał się do pracy w kuchni. Dla dziewczyny logicznym było, że na kamień najlepszy będzie kilof. Więc zrobiła młot z trójkątną głowicą. Ot, aby uderzyć i skruszyć.
- Narzekałeś na nudę, Kaze? Masz za swoje...mogliby to miejsce otworzyć jako park rozrywki wszelakiej. Wszyscy razem w kole to może nie dobiorą nam się do pleców.
Dziewczyna miała nadzieję, że prędkość przeciwników będzie adekwatna do ich wagi. Wtedy nie powinni sprawiać specjalnych trudności.
Kamienne figury nie spieszyły się, pozwoliły grupce ustawić się w kółku, z czego nie był to szyk nad wyraz zwarty. Archeolog trząsł się ze strachu, a Krio wręcz przysypiał na stojąco. Kamienni rycerze otoczyli swych przeciwników wystawiając do przodu tarczę, a miecze ustawiając gotowe do sztychu za nimi, jednak nie attakowali, widać nikt nie chciał podejść pierwszy, pod młot i potężną rękawice.
- Wyglądają na silnych... -mruknął Madred zaciskając pięść.
- To w końcu golemy. Dostałeś kiedyś kamieniem w twarz? To chyba będzie coś w tym stylu. - Dziewczyna stała twardo czekając i dociskając nogi do podłogi. Niech tylko mechanizmy zaatakują, będzie mogła wyskoczyć jednemu za plecy i go załatwić. Kto wie, może zdoła wykonać potem flash i zgarnąć szybko dwóch? A może nawet jeden nie upadnie po byle uderzeniu w głowę? Nie była pewna siebie walcząc z mechanicznym przeciwnikiem o którym mało co wiedziała.
Golemy zerknęły na siebie wolno przysuwając się do całej grupy, krąg dookoła Shiby i jej kompanów zaciskał się z każdą chwilą. Po chwili wszystkie golemy jednocześnie uniosły swe miecze, by tym ciężkim orężem zmiażdżyć na miazgę intruzów krasnoludzkich tuneli.
Ostrza zaczęły z opadać na grupę bohaterów, a każdy podjął własne kroki by uniknąć ciosów. Shiba podskoczyła, jednak golem chciał uderzyć ją swoją tarczą, co zmusiło kobietę do nagłego zniknięcia i pojawienia się za plecami przeciwnika. Wzięła potężny zamach a młot uderzył w plecy golema, wbijając się w niego głęboko. Golem ryknął co brzmiało niczym zgrzyt dwóch wielkich głazów, po czym rozpadł się w pył, niczym zwłoki po setkach tysięcy lat.
W tym czasie Madred zaatakowany został przez trzech kamiennych żoładaków, pierwszy z nich otrzymał cios metalowa pięścią w twarz, tak silny, że kamienna głowa odbiła się od przeciwległej ściany, a zdekapitowany oponent zmienił się w kolejną garstkę prochu. Nieczułe na straty kompanów golemy, uderzyły jednak w ciało technokraty, jedno z kamiennych ostrzy wgniotło jego rękawice, niczym cios zadany przez wściekłego ogra. Para uleciała z mechanizmu, a Madred syknął, tylko po to by obrócić się i ta samą kończyną zbić drugi nadlatujący miecz, co zaowocowało przeciągłą rysą na mechaniźmie.
Kaze zaś bawił się doskonale, przemienił się w czarną mgiełke, tak ze cztery ostrza, po prostu przeniknęły przez niego, a on po chwili znalazł się na plecach jednego z oponentów, nogami oplatając mu szyję. Ostrze jego kamy, wraz ze śmiechem cienia, wbiło się w kamienny hełm, niczym w soczyste jabłko, a oczy maszyny zgasły gdy ta przeminiła sie w pył.
Jednak walka nie zawsze i nie dla każdego jest zabawą. Archeolog zakwiczał przerażony, gdy kamienny miecz zaczął opadać na niego z góry, a jego trzesące się nóżki, nie pozwoliły na unik. Uniósł do góry swój krótki miecz, w desperackim akcie, jednak na nic się to zdało. Ostrze z starego kruszcu, przełmało gardę i opadło na łeb świniaka, a czaszka Ryjca pękła ze zgrzytem. Oczy wyszły z oczodołów, a mózg w artystyczny sposób rozpłynął się po posadzce, gdy golem uniósł swój miecz triumfalnie.
Ostatnim osobnikiem na placu boju o którym nie było jeszcze mowy był wiecznie zaspały Krio, gdy miecz poszybował w jego stronę, on zatoczył się niczym w sennym widzie i uniknął ciosu, opadając twarzą na klatkę piersiową golema. - White fang... -wymruczał mag a ciało jego oponenta momentalnie zmieniło się w zamrożoną statuę. Krio ziewnął głośno po czym przetarł leniwie oczy, gdy nagle miecz jednego z wojowników z impetem walnął w jego bok. Ciało chłopaka niczym papierek na wietrze zostało poderwane do góry, a on przeleciał w stronę najbliższej kolumny, po której spłynął niczym trzepnięty przez kulturystę komar. Z rozerwanego boku lała się krew, a żebra przebijały skórę, tworząc naprawdę paskudny widok. Golemy strząsnęły krew z mieczy, po czym ruszyły powolnym krokiem w stronę pozostałej na placu boju trójki bohaterów.
Niebieskoskóra zacisnęła zęby.
- Jeden padł...Co jest z Krio? Oy, ubijmy to szybko. - Była pewna, że trzymanie się razem w miarę im pomoże, jak się jednak okazuje cywil pozostaje cywilem nawet odziany w pancerz. Zajmie się tym później. Golemy okazały się powolne i mało wytrzymałe. Powinni byli być w stanie szybko się ich pozbyć. - Starajcie się atakować ich tak, aby nie mogli nikogo flankować. - tak długo jak będą ich ubijać jednego po drugim z lewej do prawej, powinni być bezpieczni. No, może poza ostatnią osobą w kolejce.
Trzy golemy szybko padły pod atakami drużyny, pozostawiając jedynie piątkę maszyn na placu boju. Jednak wciąż miały przewagę liczebną, jedna walczyła z Shiba jednak dziewczyna z łatwością wymijała ataki, kamienne ostrza. Madred już taki zwinny jednak nie był, w pewnym momencie jedno z ostrzy uderzyło w jego pierś z taką siłą, że aż słychać było gruchnięcie. Mężczyzna upadł na plecy z jego oczy gasły powoli, gdy umierał pod stopami kamiennych wojowników.
- Co jest do kurwy nędzy! -krzyknął Kaze widząc, że tylko on i Shiba zostali na placu boju. Cień zniknął by pojawić się przy jednym z rycerzy, ale te uderzył w niego tarczą odrzucając, cienistego osobnika do tyłu.
Golemy? Pozbawione świadomości mechaniczne istoty, miał być kresem tej podróży?
- ...Dobre pytanie... - Shiba nie mogła uwierzyć w prostotę z jaką wszyscy tu umierają, jej sojusznicy jak i jej przeciwnicy. - Po prostu ich rozwal to będziemy mogli odpocząć. - zaproponowała, szykując się do skoku na kolejnego z golemów. - Trzymajmy się blisko, wciąż jest ich więcej. - podyktowała Kaze lekko obawiając się utknięcia między kilkoma golemami naraz.
Kolejne dwa golemy opuściły ziemski padół, a po chwili młot Shiby rozbił łepetynę jeszcze jednego, tak że teraz w końcu ilość przeciwników była wyrównana. Dwa kamienne konstrukty, zamachnęły się mieczami na pozostałości grupy bojowników, jednak ta dwójka była za zwinna, na ich ślamazarne ruchy, a po chwili jedynie pył na posadzce świadczył o kamiennych strażnikach tego miejsca.
Plecy Shiby uderzyły o kamienną kolumnę. Dyszała ciężko łapiąc oddech.
- Pieprzona rzeźnia, a dopiero co graliśmy w grę planszową. Krasnoludy mają beznadziejne poczucie humoru. - Może taka kolejność atrakcji nieco przytępiła uwagę Shiby do walki na początku, to nie sądziła aby Madred czy Ryjec tracili poczucie zagrożenia tak szybko.
Po chwili dziewczyna zerwała się do Kiro. Miała nadzieję, że chłopak jeszcze żyje.
Szybko ułożyła go na ziemi po czym wyjęła księgę białej magii i zaczęła modlitwę. Dla niego była jeszcze nadzieja.
- Niezłych słabiaków ze sobą zabrałaś.- prychnął Kaze i machnął swoją bronią na odlew. - Za moich czasó... - przerwał jednak, bowiem kamienny miecz przeszył jego trzewia, a on kaszlnął krwią. Cienista dłoń zacisnęła się na ostrzu ze skały - Co do chu...- wydyszał po czym zsunął się mieczu na ziemię. Z ziemi zaś podrywał się pył, na nowo formując skalnych żołnierzy. Cała dwunastka po chwili stała już na nogach z bronią gotową do dalszej walki.
Shiba zamknęła księgę z trzaskiem i odskoczyła do jednej z ścian. Schowała ją i wyjęła Safaię, która ponownie przybrała formę młota.
- To jest kurwa dowcip. - Dziewczyna zaczęła szukać po ścianach, w wnękach z których przybyły golemy jakiejś dalszej drogi. Póki co nie ruszała się jednak. Trzymała plecy przy ścianie, aby były bezpieczne. Przy szczęściu przeskoczy za golemy...może krótki teleport? Powinna już być w stanie. Weźmie jednego, potem drugiego...
Ile można?
Po prostu wstaną.
Gdyby tu było wyjście widziałaby je już dawno. W najlepszym wypadku zniszczy pochodnie i schowa się w cieniu, gdzie golemy nie będą jej widzieć. Może wtedy coś wymyśli?
To powinno zadziałać.
- Sidhe nie upadną od byle kamiennego ścierwa. - syknęła ostro.
Golemy poczęły wymachiwać mieczami, tak że ciężko było unikać takiego natłoku ciosów, miecz śmigały w powietrzu, a ciężkie kamienne buciory rozchlapywały krew poległych, gdy Shiba skakała między nimi. Kamienni żołnierze w ciszy i skupieniu napierali na kobietę, ciągle otaczając ją i zmuszając do pozostawania w ruchu. Pot powoli spływał po jej ciele, a ruchy stawały się coraz wolniejsze. Zgaszenie pochodni nic nie dało, rycerze dalej zacięcie atakowali, przeciwniczkę, a ciosy powoli zaczynały trafiać w cel. Shiba upadła na ziemię podcięta przez jedno z ostrzy, a rycerze stanęli nad nią by zakończyć i jej żywot.
Dziewczyna wyrwała rękę do przodu ukazując swoją bransoletę. Wszystkie z jasnych cyrkonii utraciły kolor gdy opuściły je białe świetliki, mające za zadanie bronić niebieskoskórej, która dyszała ciężko.
Jakoś nie wyobrażała sobie takiego końca. Może będzie w stanie bronić się przez chwilę...Zaraz...
Cyrkonii było niewiele, wciąż większa część była niezregenerowana. Dwanaście mieczy...
Przerażona sięgnęła do kieszeni szukając w niej imbiru. Te właściwości. Przetrwa chociaż chwilę dłużej, prawda?
Miecze jeden za drugim poczęły opadać na dziewczynę, co z tego ze broniły ją kamienia, gdy każdy poległy przeciwnik od razu wracał do życia. Zaś ciosów było zbyt wiele by móc je zatrzymać, więc zaklęcie bardzo szybko rozwiało się, a potężne ostrza poczęły uderzać w ciało dziewczyny, gruchocząc powoli jej kości, bowiem ręka nie była wstanie odnaleźć odpowiedniej fiolki pod napływem tych ciosów. Mrok powoli zakrywał oczy Shiby, a krew zaczęły spływać po jej twarzy, jak i napływać do ust.
- Skurwysyni...Ja to jestem...żałosna...
Kolejny miecz przeciął ze świstem powietrze kierując się w stronę głowy kobiety po czym...

~*~

… Dziewczyna nagle otworzyła oczy. Czuła dłonie zaciskające się na jej ramionach. Rozejrzała się skołowana, znowu stała w pomieszczeniu, w którym całą drużynę ogarnęło niebieskie światło. Miejscu w którym byli, zanim trafili do sali z lustrami.
- Nic Ci nie jest? Shiba weź się w końcu odezwij! –krzyknął głośno Madred. – Stoisz tak już dobry kwadrans, zaraz każe Krio Cię obmacać to skończysz te żarty!
Shiba zacisnęła rękę na dłoni Madreda. Stała jeszcze chwilę, po czym głośno wypuściła powietrze.
- Ma ktoś pojęcie, jakiego boga jest ta świątynia? - zapytała nagle.
Spojrzała na innych nieco zatroskana. - Trzymajcie się blisko. I nie traćcie uwagi. - Poprosiła po czym ruszyła przed siebie.
Test świątyni, huh? Chyba da jej to trochę do myślenia...
Krasnoludy to naprawdę byli skurwysyni.
- Krasnoludzkiego.... -odparł Krio zaspany i przetarł oczy. - Blada... jakaś... jesteś. -zauważył chłopak zataczając zbliżając sie do dziewczyny. - Jak..ja...się...źle...czuje...to...się...kłade ..spać...i...przechodzi. -doradził młodzieniaszek.
- Nie ma czasu na drzemkę. To dopiero początek drogi. Odpoczniemy na powierzchni.
- Droga tym tunelem zajmie z tydzień. -stwierdził Kaze. -[i] Więc tutaj kilka postojów też będzie trzeba zrobić. - Złapało Cie jakieś krasnoludzkie zaklęcie czy co?
- Tak. Widać znali się na iluzji. - odparła chłodno wyraźnie nie chcąc wdać się w dyskusje na ten temat. Roztrąci to później. Przed snem w jakiejś spokojnej lokacji.
- Uu jaka chłodna. Może cie rozgrzać? -zarechotał Kaze a jego ręka ruszyła w stronę tyłka Shiby z zamiarem strzelenia w nią, w celu dania przysłowiowego klapsa.
Shiba przewidziała szybko jego zamiar, odwróciła się podstawiając mu nogę, oraz szykując łokieć którym mogłaby przywalić mu w tył głowy, gdy tylko zacznie spadać.
Kaze faktycznie poleciał na twarz, ale o łokieć już nie zahaczył bowiem zmienił się w cienista mgłę i pojawił obok dziewczyny. - Dobra, dobra zrozumiałem aluzję. Być cicho i nie przeszkadzać. - odparł kładąc dłonie z tyłu głowy i wesoło pogwizdując ruszył przed siebie.
- On...ma...prawie...tyle...energii...co...ja...-stwierdził z krótkim i mało ekscytującym podziwem Krio ziewając głośno. - Ciężko... czasem...jest...być...takim...żywiołowym... -dodał jeszcze i upadł na ziemię, gdzie niczym gąsienica owinięty w swoja kołdre począł sunąc na tyłach grupy.
- Jak faktycznie tydzień zajmie nam droga to proteza powinna być do tego czasu gotowa. -stwierdził naukowiec by lekko rozluźnić atmosferę.
Shiba uśmiechnęła się lekko. Miała zniszczony nastrój wizją własnej śmierci, ale jej towrzysze wykazywali nader dużo energii i pogodności. Faktycznie szkoda byłoby ich stracić.
- To dobrze. Przyda mi się długa dłoń. - przytaknęła spokojnie.
- Cięzko pilnować dziecka z jedna tylko ręką co?- rzucił wesoło Madred lekkim ruchem głowy wskazując na Krio. - Pocieszna z niego istota.
- Chyba właśnie dla tego go wzięłam. Na szczęście jest też świetnym magiem. - przyznała się niebieskoskóra. Racja. Kiro był czarnoksiężnikiem, Madred jednym z bohaterów, Kaze wyrafinowanym zabójcą. Ale.
- Ryjec się nie zgubił? - zapytała odwracając się.
- Jestem, jestem...kwik! -oznajmił prosiak przebierając raciczkami za plecami Madreda. - Ja tak łatwo się nie gubię!p -odparł prosiak szczerząc swoje kiełki.
- Ej...patrzcie...tu...coś...jest... -odezwał się nagle z tyłu Krio wyciągając powoli dłoń w stronę jednej z płytek posadzki, która wydawała się dziwnie luźna, jak gdyby ruchoma.
- STÓJ! - krzyknęła Shiba oglądając się na Kiro. - Jesteś pewien, że to włącznik od jakieś pułapki? Miało ich tu być pełno...
Krio znieruchomiał, zaś cienisty zabójca doskoczył zgrabnie do niego i pochylił się nad płytką. - Jak najbardziej. Zapewne odpaliła by zapadnie czy inne gówno. -odparł Kaze i podniósł lodowego maga za kołdrę rzucając go Madredowi. - Niech ktoś go poniesie, bo jeszcze ten debil nas w kłopoty wpędzi. I patrzeć pod nogi. -wydał rozkaz uwolniony z kuźni zabójca.
- Nie...jestem...debilem... -mruknął zaspany czarodziej oplatając szyję Madreda rękoma, gdy ten mruczał niechętnie pod nosem.
- Po prostu idźmy dalej. - westchnęła dziewczyna ruszając przed siebie.
 

Ostatnio edytowane przez Fiath : 01-04-2013 o 14:16.
Fiath jest offline