Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-04-2013, 22:04   #123
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Obejście było duże, co najmniej trzykrotnie większe, niż w poprzednio odwiedzonej zagrodzie. Krzątało się tu też więcej osób - wśród długowłosych kobiet znajdowało się także kilku mężczyzn i chłopców. Z kuźni dobiegały odgłosy kucia, w które co chwilę wplatały się głosy zwierząt: rżenie koni, kwik świń, gdakanie, gęganie i gulganie ptactwa. Wiatr przyniósł zapach obornika i beczenie owiec wypasanych na wzgórzach.
Największe wrażenie robiła chałupa, która była niemal dworem. Zbudowana z grubych, przetykanych mchem bali, kładzionych na kamiennej podmurówce i pokryta strzechą, górowała nad zabudowaniami. Przed wejściem do domu znajdowała się weranda utworzona przez przedłużenie i wypłaszczenie spadzistego wyżej dachu. Stało tam kilka pięknie rzeźbionych stołów z ławami i stołkami przy nich. Duże, dwuskrzydłowe drzwi, otwarte obecnie na oścież, zamiast do sieni prowadziły do dużej izby będącej funkcjonalnym przedłużeniem werandy. Rozstawiono tutaj identyczne stoły, a dodatkowo pod ścianami znajdowały się nakryte skórami ławy.
Ze względu na ładną pogodę Jeż zaprosił przybyszów na werandę. Wkrótce przed nimi pojawił się gar parującej zupy, gomółka sera, olbrzymi bochen chleba i garniec piwa. Podobnie nakryto jeszcze dwa stoły, bo na obiad zeszli się niemal wszyscy z całego obejścia - nawet dzieci, wśród których podróżni rozpoznali niektóre twarze. Przez pewien czas było dość cicho, nie licząc odgłosów siorbania, skrobania i podobnych. Języki zaczęły się rozwiązywać w miarę, jak zaspokajano pierwszy głód. Ludzie byli serdeczni i bezpośredni, prostym językiem rozmawiali o codziennych problemach. Jeż próbował podpytać Kevina i Shannon o wieści z szerokiego świata, ale ze zrozumiałych względów wiele się nie dowiedział. W końcu uciszył zgromadzonych i poprosił przybyszów, żeby opowiedzieli wszystko, co wiedzą o okolicznościach i miejscu śmierci Szybkiego. Wysłuchawszy ich relacji zamyślił się głęboko.
- Zawiadom Mądrą - zwrócił się do jednego z siedzących przy stole malców - Niech przyjdzie dziś wieczorem tutaj. Ona najprędzej wyrozumie, gdzie to się mogło stać. A reszta wracać do roboty, dosyć leniuchowania! - sołtys na wpół żartobliwym tonem pogonił towarzystwo, które z mniejszą lub większą werwą, ale zareagowało na polecenie.
- Głowa rodziny cieszy się należytym posłuchem - powiedział Kevin z lekkim uśmiechem. - Czy skoro zostaliśmy sami - zmienił temat - moglibyśmy pomówić o interesach? Jak już mówiłem, straciliśmy niemal cały ekwipunek. Jest pan, Jeżu, kowalem, i jestem pewien, że jakiś nóż można u pana kupić.
- Pewnie, coś niecoś się znajdzie, zaczekajcie. I nie żałujcie sobie piwa.
Sołtys poszedł do kuźni, a po chwili wrócił do stołu ze skórzanym zawiniątkiem, który, zrobiwszy uprzednio miejsce na blacie, rozwinął przed gośćmi. Był to wąski i długi płat skóry z powszywanymi od wewnątrz kieszeniami, w których umieszczono zestaw noży w taki sposób, że rękojeści wystawały powyżej kieszeni, zaś spod każdej z nich wystawała końcówka ostrza. Było tam ich ze dwa tuziny. Różniły się głównie materiałem, z którego wykonano rękojeść oraz kształtem i zakończeniem ostrza, a także - w mniejszym stopniu - długością i szerokością.
- Proszę - rzekł Jeż. - Nie wiem, czego dokładnie potrzebujesz, ale coś się powinno nadać.
- Wziąłbym na razie dwa - powiedział Kevin. - Jeden dobry do rozmaitych prac obozowych, a drugi, nie ukrywajmy się, przeznaczony do walki. Czasy są niebezpieczne i niekiedy tęga pała nie spełni oczekiwań. Który z tych noży jest na tyle dobrze wyważony, żeby nim rzucać? - spytał.
Na wzmiankę o walce sołtys rzucił niespokojne spojrzenie.
- Do rzucania powinien się nadać ten albo ten. Nie wiem, który lepszy. Wypróbuj. Tylko mi inwentarza nie kolnij.
Kevin zważył w dłoniach oba noże. Dość podobne z wyglądu - porządne, ciężkie ostrza, drewniane rękojeści. I wagę miały podobną.
Rozejrzał się za potencjalnym celem.
W rogu podwórza, tuż obok niewielkiej szopy, stał pieniek do rąbania drewna, a obok leżał stosik pieńków, czekających na swoją kolej.
Pierwszy nóż minął minimalnie cel, natomiast drugi...
- Idealnie - powiedział, bardziej do siebie, niż do Jeża.
Podszedł do pieńka i wyrwał dość głęboko wbity nóż, a potem zabrał ten drugi.
- Bardzo dobrze leży w dłoni - powiedział, siadając naprzeciw kowala.
- Miecze masz również, Jeżu? - spytał, oglądając pozostałe noże.
Kowal przez dłuższą chwilę w milczeniu przyglądał się pytającemu. W końcu pokręcił głową.
- Nikomu u nas miecza nie trza - powiedział. - Umieć to bym i umiał wykuć, jeno z tydzień by mi na to zeszło. No i sam wiesz, że szlachta krzywo na takich patrzy, co z mieczami paradują. Nawet strażnicy nad miecze przekładają coś mniej śmiertelnego. Maczugi na ten przykład.
- Tęga pała cuda zdziała - mruknął Kevin. - A łuki czy proce? - spytał.
- Łuku u nas nie uświadczysz - odparł Jeż. - Szybki tylko z łukiem na polowania chadzał. No a proce to dostać można. Z tym też polować można.
- Ano, zda się - Kevin skinął głową. - Gdy człek po bezdrożach wędruje, to czasami warto by coś samemu upolować. No i to bym jeszcze wziął. - Wskazał na długi, myśliwski nóż.
 
Kerm jest offline