Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-04-2013, 14:58   #85
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Pobudka po koszmarze nie należała do najprzyjemniejszych. Arturo nie wiedział jakie to zioło podała im staruszka i w jakim celu, ale trzeba było przyznać było mocne. Wizje po nim wydawały się tak realne, że aż nieprzyjemne.
Max próbował się podnieść, ale nie potrafił... Ciało odmawiało posłuszeństwa. Profesor opadł na poduszki i przymknął oczy. Pozostało czekać, aż siły powrócą do członków, a myśli przestaną być zamglone.
Niemniej ciekawość już nie...

Wzrok profesora wędrował po pękach ziół, garach zawierających tajemnicze proszki, po rzeźbionych amuletach i znakach na ścianach nasmarowanych jakimiś maziami... których pochodzenia jakoś Max nie był ciekaw. Za to był ciekaw innych rzeczy.
Arturo poprzez Buriatów zasypywał staruszkę pytaniami, na które ta odpowiadała czasem lub ignorowała.
Same odpowiedzi były zresztą dość mętne... Co Max zrzucał na karb ukrywania tajemnic przed “prostaczkami”... W końcu co to za szamanka, jeśli wszyscy wiedzą że jedynie ziołami leczy?

Niemniej uzyskał nieco odpowiedzi.

Staruszka wspomniała o tym by zawsze pokłonić się duchom Tajgi Baaj Baajanowi - duchowi tajgi. Wspomniała też, by nie przekraczać granic, które wyznaczyli szamani bez pokłonienia się mu, bo to sprowadza nieszczęście.
Wedle opowieści Iny wszechświat dzielił się na trzy światy: górny czyli niebo, środkowy czyli ziemię i dolny czyli podziemia. Świat górny był siedzibą duchów dobrych, dolny zmarłych i duchów nieżyczliwych człowiekowi, zaś ziemia była miejscem gdzie przebywają ludzie, zwierzęta i duchy, zarówno dobre jak i złe.
Jej opowieści nie były zaskakujące dla Arturo, w sumie taki podział można było spotkać zarówno wśród prymitywnych plemion Afryki, jak i w podręcznikach dotyczących historii antycznej.
Dalej zrobiło się nieco mętnie, zapewne przez to że Ina mówiła w swoim języku, a Arturo potrzebował w wersji w języku angielskim.
Pewnie dlatego nie zrozumiał do końca kwestii łącznika czy też wrót... a może okna między światami. Miało nim być kosmiczne drzewo czy też słup świata... i z jakiegoś niezrozumiałego powodu owym łącznikiem była “mityczna rzeka.” Inie chyba chodziło o Amur, ale profesor nie bardzo rozumiał tłumaczone na jego rodzimy język wywody staruszki pełne nieprzetłumaczalnych zwrotów.

A tuż przed podróżą, bagaż profesora wzbogacił się o kilka mieszków z ziołami na różne choróbska, oraz maść z łoju niedźwiedzia (a przynajmniej Arturo miał nadzieję, że to łój niedźwiedzi, bo capiło strasznie).
Dalsza podróż wprawiła Maxa w dobry nastrój. Jego ciało bowiem już jako tako przywykło do zimnych warunków, a umysł nie przejmował się za bardzo narkotycznymi koszmarami oraz śmiercią Samuiła.
Był to co prawda przygnębiający fakt, bowiem profesor polubił tego starego Rosjanina, ale... takie wyprawy nie są do końca bezpieczne. I Maximilian widział już śmierć swoich towarzyszy podczas poprzednich takich “wycieczek”. Rozpamiętywanie śmierci przyjaciół, przynosi tylko ból i udrękę.
Dlatego zamiast zamartwiać się, profesor wolał skupić się na pozytywach.
Reszta ekipy przeżyła, reszta była zdrowa i ruszali dalej. To wystarczało, by Max miał dobry humor.

Podróż była znośna mimo zimna. Krajobrazy ładne choć dość monotonne. Niemniej w końcu dotarli do Bodajbo... Przyczółka cywilizacji.

Miasto wydawało się przypominać alaskańskie miasta z czasów gorączki złota. Cóż... Gwoli ścisłości wyobrażenie Maxa o tamtych miasteczkach. Chałupki wydawały się kruche i delikatne jak na te surowe warunki. Profesor Arturo był niemal pewien, że rozpadną się na kawałki, gdy ludzie opuszczą to miasto przestając się nimi opiekować. Jedynie... atmosfera miasteczka nie pasowała do gorączki złota. Bodajbo nie wydawało się tętnić życiem. Mijani ludzie mieli dość ponure spojrzenia.
Arturo przyjrzał się owym bandytom, zarośnięte ponure mordy... słowiańskie i skośnookie, Buriaci i Sowieci. Dezerterzy, bandyci, zbiegli więźniowie. Uzbrojeni i niebezpieczni.
Spojrzenie Maxa wędrowało raz po twarzach, raz po rzędach cyrylicy. Coś tu profesorowi nie pasowało.
Jak te wraki ludzkie niemalże, które widział po drodze... mogły stać się uzbrojonymi i niebezpiecznymi drapieżcami. Jak zaufać słowom władzy, podczas gdy przecież Arturo widział kłamstwa?
Cóż... zapewne nie będzie okazji do sprawdzenia. Nie przybyli tu wszak przyglądać się nowemu porządkowi, lecz by ścigać jeden z mitów ludzkości.

Gdy James wspominał o ogoleniu się, Arturo odruchowo przesunął po coraz bujniejszym zaroście na swej brodzie. Nie widział jednak powodu by go ogolić, dzięki temu łatwiej wtapiał się w miejscową ludność.
Ale kąpiel by się mu przydała... niemniej miejscowa, a nie europejska.

Sauna... Wynalazek bałtycki. Z tego co Arturo wiedział, saunę znały wszystkie ludy zamieszkujące okolice tego morza. Popularna była zarówno wśród Skandynawów jak i Słowian. A sam Max wyznawał prostą zasadę... “Kiedy jest w Rzymie, czyń to co Rzymianie”.

W końcu ludy zamieszkujące dane miejsce od setek pokoleń, najlepiej wiedzą jak w nim przeżyć.
Tak więc po swej warcie przy pilnowaniu zapasów Maximilian Arturo udał się z Kirginem.
Zarośnięty już jak ... pop.
Sauna była pomieszczeniem zbudowanym z grubych drewnianych bali.



Ciasnym pomieszczeniem, w którym zrobiło się wkrótce gorąco i parnie. I bardzo przyjemnie.
Jednak miejscowi wiedzieli, co dobre. Arturo, masywnym człowiek o posturze niedźwiedzia, brodzie bandyty i umyśle naukowca... czuł się zadowolony i zrelaksowany. Przynajmniej teraz.
Gdzieś w duchu czuł, że musi się czerpać wszystko z tych małych radości. Wkrótce bowiem i ich może zabraknąć.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline