Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-04-2013, 19:15   #11
Maura
 
Maura's Avatar
 
Reputacja: 1 Maura jest na bardzo dobrej drodzeMaura jest na bardzo dobrej drodzeMaura jest na bardzo dobrej drodzeMaura jest na bardzo dobrej drodzeMaura jest na bardzo dobrej drodzeMaura jest na bardzo dobrej drodzeMaura jest na bardzo dobrej drodzeMaura jest na bardzo dobrej drodzeMaura jest na bardzo dobrej drodzeMaura jest na bardzo dobrej drodzeMaura jest na bardzo dobrej drodze
Cesare Borgia szybko i łatwo przywdziewał maskę przywódcy, gdy nie było w pobliżu nikogo wyższego rangą. Jak przystało na kondotiera przystąpił do wydawania rozkazów.

-Michelotto, Vitelli, zbierzcie służbę i przepytajcie. Baglioni, tobie powierzam przesłuchanie dziwek. Da Fermo, weź swoich ludzi i powiadom straże miejskie co się stało. Tylko dyskretnie, niech się dowiedzą, czy się kto nie kręcił pod Pałacem, ale niech nie mielą ozorem dlaczego pytają – krótkie, żołnierskie wytyczne. -Szanowni kardynałowie, wierzę, że poświęcicie swój czas na rozmowę z gośćmi. Może ktoś przypomni sobie coś istotnego, gdy już ochłonie z pierwszego szoku.

A gdy już wszystkie słowa zostały wypowiedziane, sam, bez słowa, udał się na korytarz. Straż zamknęła za nim drzwi, a milczącą pieczę nad salą przejęli pozostali Borgiowie: Lukrecja i Gioffre.

(...)

Drzwi pokoiku otworzyły się kolejny raz. Będącej w szoku Carminie zajęło chwilę, nim zorientowała się, kto wszedł - Cesare. Krok miał sprężysty, postawę władczą, jakby wydarzenia sprzed paru chwil w ogóle nim nie wstrząsnęły. Nim się odezwał, wziął głęboki wdech i przemówił cicho i krótko.

-Co widziałaś?

Machnęła ręką, że wszystko. Ucztę, zabawy, tańce, atak, ucieczkę. Pokazała mu obraz, na którym wyrazistym szkicem pojawiły się już wszystkie postacie, niektóre nawet obleczone w kolory. Jej policzki pokryły się rumieńcem, czy od oglądanych scen, czy z innego powodu... Czy pytał w konkretnym celu? Nie widziała, by brał udział w zabawach, tak samo, jak i Marco Visconti, na którego czasem zerkała. Czy upewniał się? A może chodziło mu o niedoszłą zabójczynię? Carmina miała dobrą pamięć, plastyczną i żywą. Na obrazie Cesare mógł ujrzeć wiernie oddane sceny i osoby.

-Cała sala... imponujące - stwierdził. -Czy ktoś na sali zachowywał się według ciebie dziwnie? - dopytywał rzeczowo, lecz spokojnie. Samemu zaś przyglądał się płótnu, jakby szukał na nim jakichś odpowiedzi.

Nie była purytanką, ale pytanie o dziwne zachowanie nieco ją zbiło z tropu.

- No cóż... - mruknęła zarumieniona. Raczej nie chodziło mu o kurtyzany, zbierające kasztany, kopulujące pary, kardynała, pijącego wino spomiędzy piersi dziewki i amory Francuzów na stole... to pewnie było normalne. - Nie spodziewałam się, że nastąpi atak. I ten kontratak Viscontiego i Michelotto... Musiał przerazić nie tylko mnie, bo nawet służba uciekała, a ten w brązowym odzieniu pierwszy..- wskazała narysowanego na obrazie mężczyznę, stojącego przy drzwiach. - A panienki omal się nie zadeptały...

-Ten w brązowym? - podłapał. -Jakiś sługa?

- Pojęcia nie mam, plątał się koło służby.... - przygryzła wargę, patrząc na scenę na obrazie, a potem przenosząc wzrok na ścianę i otwory w niej. Naprawdę,starała się być spokojna, choć wszystko w niej skręcało się z niepokoju, nerwów i przeżytego wzruszenia. Nieczęsto się maluje orgiastyczne uczty, na których ktoś próbuje dokonać zamachu. Prawdę mówiąc, robiła to pierwszy raz w życiu. Na szczęście nie była delikatną florencką damą, a młodą, zdrową dziewczyną z Toskanii, toteż na omdlenia jej nie zbierało. Spojrzała z wahaniem na Cesare.

- Czy... czy mogę już udać się do domu, signore? Jesli zechcesz, zabiorę obraz i wykończę u siebie.

Cóż, jej kotka pewnie obraziła się śmiertelnie z powodu braku kolacji. A stara Giuliana, sąsiadka, mająca naglądać na pracownię, śpi snem sprawiedliwej plotkary...

-Faktycznie, godzina jest już późna, a i okoliczności nie sprzyjają abyś została -zgodził się Borgia. -Czy kazać ci przygotować powóz?

Skinęła głową, nagle poczuła się bowiem zmęczona i smutna. To nie tak miało być, by stali teraz z Cesarem w mrocznym pokoju, za którego ścianą po szaleństwach nastał czas na mrok i gniew. Spojrzała na swoją dłoń, nadal trzymającą pędzel. Odłożyła go ostrożnie do gliniaka.

- Będę wdzięczna...

Valentino, mimo chaosu, który zapanował w Pałacu Apostolskim, znalazł służących, którym mógłby powierzyć odwiezienie swojego gościa. Powóz przyprowadzono przed główne wejście, lecz Cesare nie mógł osobiście odprowadzić do niego Carminy. Tej nocy czekała go jeszcze cała masa obowiązków.

Jazda powozem była czymś innym, niż przedzieraniem się pieszo przez zatłoczone uliczki. Carmina trzymała nieco sztywno pakunek z obrazem, który zabrała z pałacu, patrząc ze znużeniem przez okienko, zasłonięte częściowo aksamitną firanką. Zwykle lubiła Wieczne Miasto o tej porze, gdy kamienne mury oddawały ciepło, nagromadzone za dnia, a uliczki wypełniał rozochocony tłum. Teraz jednak była zbyt zmęczona, by dostrzegać piękne detale czy barwy. Kiedy powóz stanął w uliczce, którą wskazała woźnicy, wyszła na zewnątrz, nieomal trąc oczy ze znużenia. Trzymając obraz pod pachą, zapakowany w płótna i owiązany sznurkiem, ruszyła ku schodkom na pięterko starej kamienicy, w łagodny mrok, woniejący kotami, kwiatami kapryfolium i przypaloną kapustą. Pewnie Giuliana znowu gotowała...


Po omacku znalazła klucz pod doniczką z przekwitniętymi cebulami hiacyntów, otworzyła drzwi, słysząc znajome skrzypienie i nagle coś z miauknięciem otarło sie o jej nogi.
- Och, Damo... - mruknęła, odstawiając obraz i biorąc kotkę na ręce - Żebyś ty wiedziała, co mnie dzisiaj spotkało...
 
__________________
Nie ma zmartwienia.

Ostatnio edytowane przez Maura : 02-04-2013 o 19:17.
Maura jest offline