Jackie przebierała swymi zgrabnymi nóżkami przez kolejne korytarze, mając nadzieję że zdąży na czas. Lecz w pewnym momencie co jakby “pykło”.
-
Huh... nie dobrze... naprawdę zjebanie... - Przygryzła wargę wpatrując się w starszego pana. -
Ty go załatwiłeś słodziaku? Wiesz... potrzebuje many by zabijać, a on mi ją zapewniał. - Rozłożyła ręce usmiechając się słodko, choć smugi krwi na jej twarzy nieco odejmowały jej uroku. -
What should i do... what should i do... - Dopowiedziała z mocnym angielskim akcentem, przejeżdżając językiem po zębach Bez przerwy wpatrywała się nieprzyjemnie w Samuela, lub może nawet pożądliwie?
- Więc to ty byłaś jego sługą? Cóż za niewinnie wyglądająca osóbka - przemówił staruch, lustrując dziewczynę od stóp do głów. -
Wiesz, też jestem magiem. Ponadto jak mniemam znacznie zdolniejszym od twojego mistrza. Mam też dla ciebie pewną propozycję.
Samuel zrobił kilka kroków w kierunku Jackie, jakby się jej w ogóle nie obawiał.
- Od urodzenia miałem duże zasoby energii magicznej, jak również umiejętności jej manipulacji. Sądzę że mógłbym spróbować zasilić i ciebie jeśli zgodziłabyś się ze mną sprzymierzyć.
Czerwonowłosa uśmiechnęła się upiornie, po czym powoli postąpiła w kierunku Samuela. Tuż przed nim obróciła się jak baletnica, i objęła go za szyję.
-
Zapewnij mi dużo zabawy, a nie mam nic przeciwko. - Wyszeptała mu na ucho, muskając je delikatnie ustami.
- Ależ oczywiście młoda damo. Tam gdzie zmierzam będzie tyle zabawy, że wystarczy dla wszystkich - odrzekł żyd, uśmiechając się pod brodą, gdy nagle woda obok dwójki zafalowała gdyż z trumny Aleksandra wyłoniło się kilka człekokształtnych istot niosących ciało byłego mistrza Jackie w kierunku czarnoksiężnika niczym kanibale swoją najnowszą zdobycz.
- Radziłbym młodej damie odwrócić wzrok - stwierdził Samuel, wyciągając spod płaszcza skalpel. Następnie zaś jeden z homunkulusów podniósł rękę martwego maga i odwinął jego rękaw, ukazując trzy niewykorzystane zaklęcia rozkazu. -
To nie będzie miły widok.
Czerwonowłosa zamrugała zdziwiona, po czym puściła starca i odwróciła się na pięcie.
-
O... Aleks... - Podszedła do niego powoli i zmaterializowała jedne z swych nożyków. Z chirurgiczną precyzją machnęła, na jego rękę i odkleiła starannie kawałek skóry z zaklęciami.
-
Tak się składa że jestem chirurgiem... - Uśmiechnęła się słodko, po czym dodała.
-
Po za tym widok krwi to miód na moje serce, love - z tym samym uśmieszkiem, oblizała nożyk i go zdematerializowała.
- Widzę że zdolna z ciebie osóbka. Z pewnością znajdę dla ciebie miejsce w swoich planach - to powiedziawszy staruszek pogrzebał trochę w torbie którą miał pod płaszczem. Zastukało kilka fiolek z nieznanymi substancjami i po chwili Samuel wyciągnął w kierunku Jackie obie dłonie. Jedną z otwartym słoikiem formaliny w której miała zanurzyć odcięty fragment skóry swojego byłego mistrza i drugą w której połyskiwała szklana kula. Dało się odnieść wrażenie że wymiana która miała zaraz nastąpić przypominała swoisty rodzaj kontraktu. -
Nie zamierzam jednak ograniczać twojej swobody. Nie jestem twoim mistrzem, więc nie mogę wydawać ci rozkazów, jednak jeśli pragniesz stać po mojej stronie w tej wojnie, to to magiczne urządzenie pozwoli nam utrzymać między sobą kontakt niezależnie od odległości.
-
Interesujące doprawdy... - Rzekła wkładając odcięty kawałek skóry do słoika, a w dłoń biorąc kryształową kulę. Zaczęła oglądać ją z każdej strony. -
Naprawdę interesting... Mów mi Jackie... a jak mam się do ciebie zwracać przystojniaku? - Rzekła nie odklejając wzroku od kulki.
- Na imię mam Samuel, ale możesz się do mnie zwracać jak tylko chcesz - przedstawił się czarnoksiężnik, odwracajac się od swej rozmówczyni. -
Idę teraz na spotkanie z moim sługą. Możesz mi towarzyszyć jeśli masz ochotę poznać swojego partnera.
Wspierający się na lasce staruch począł iść w kierunku wyjścia z kanałów. Zamierzał jednak opuścić to miejsce możliwie z dala od budynku otoczonego przez żołnierzy zakonu. Poinformował przy tym Hetmana, że ma zamiar spotkać się z nim u stóp bloku na szczycie którego Samuel zostawił swą służącą.
Czerwonowłosa złapała go pod rękę i rzekła: -
Mogę wziąć sobie te noże? - Tutaj wskazała palcem na plądrujących ciało Aleksa Homunkulusów. -
Proszę? - Jej usta zacisnęły się w dzióbek i oparła głowę na jego barku.
- Zawsze byłem zbyt uległy wobec kobiet - stwierdził Samuel, po czym pstryknął palcami, a jeden ze sztucznych ludzi podążających za dziwnie wyglądająca parą podał dziewczynie noże z których korzystał jej mistrz.
- Mam nadzieję że ci się spodobają i szybko ci się nie znudzą - rzekł staruch niczym dziadek ofiarujący swej wnuczce najdroższe buty od Armaniego.
Jackie dziko pochwyciła sztylety i zakręciła nimi parę sztuczek w swych bladych paluszkach.
-
Dziękuję! - Pocałowała go w policzek, po czym schowała oba sztylety za pasek. Znów wzięła go pod ramię towarzysząc mu do jego celu.
* * *
Mniej więcej pół godziny później Samuel wraz z Jackie wyszli przez studzienkę ściekową kilka przecznic od miejsca gdzie czarnoksiężnik stoczył swój magiczny pojedynek w wrogim mistrzem. Na powitanie zaś wyszła im Anita, która rzuciwszy spojrzeniem na obejmująca starucha dziewczynę, natychmiast zrobiła zdziwioną minę.
- Co to za lafirynda? - zapytała bardziej z ciekawością niź zawiścią, jednakże jej głos wydawał się chłodniejszy niż zwykle.
- Sługa mistrza którego zabiłem - oświadczył Samuel.
- Co!? - służąca wydała z siebie zdumiony okrzyk i przybrała bojową pozę, zaś w jej dłoniach ni stąd ni zowąd pojawiły się dwa srebrne sztylety. -
Więc trzyma teraz pana jako zakładnika, tak!? Niech pan pozwoli mi się rozprawić z tą bezwstydnicą! - Nie. Obiecałem że teraz ja będę ja zaopatrywał w manę, więc będzie walczyć po naszej stronie - odpowiedział uspokajającym głosem staruch.
- A-ale ona nie jest pana sługą! Nie może jej pan kontrolować! Skąd wiadomo że nie wbije panu noża w plecy przy pierwszej okazji? - Anita podejrzliwym wzrokiem lustrowała Jackie, gotowa w każdej chwili by zaatakować dziewczynę.
-
Oh my... cóż za pogodna dziewczyna. - Odwzajemniła spojrzenie czerwonowłosa, wpatrując się w nią jak w obrazek. Wydawało się że wpadła w oko Jackie.
-
Dopóki mam manę od Samuela i ludzi do zabijania będę potulna jak baranek, zapewniam cię sweetheart. - Z tymi słowami wtuliła się w rękę Samuela. -
Twoja kobieta czy wnuczka mój drogi? A może służka? - Zapytała starca półszeptem.
- To ostatnie - odpowiedział Samuel. -
Anito, jesteś nieuprzejma. Życzę sobie byście się dobrze dogadywały. W tej wojnie silni sprzymierzeńcy są na wagę złota, a czuję że Hetman nie poradzi sobie w walce z tak potężnymi sługami jakich widzieliśmy.
Służąca przytaknęła i schowała swoją broń. Następnie zaś sztywnym i jakby niepewnym krokiem podeszła do nowo poznanej dziewczyny i wyciągnęła w jej kierunku dłoń.
- Jestem Anita Zalewska, miło mi cię poznać - wymuszony uśmiech i pulsująca na skroni żyłka wskazywały na to że wypowiada te słowa co najmniej niechętnie. -
Mój ulubiony kolor to czerwony. Lubię classic rock, ciasto truskawkowe i magię. Nie cierpię nudnych ludzi i zwykłego życia.
Widać pokojówka spełniała wszystkie polecenia swego pana znacznie dosłowniej niż powinna.
Jackie odstąpiła od Samuela i uścisnęła dłoń Anity, kontakt z jej delikatną skórą nieco przyspieszył jej rytm serca. Uśmiechnęła się jednak szczerze w przeciwieństwie do służki.
-
Jestem Jackie, także mi miło. Mój ulubiony kolor to szkarłat. Lubię heavy metal oraz muzykę klasyczną, earl greya, autopsję i przemoc. Nie cierpię wrzasków i zwykłego życia. - Puściła oczko jednocześnie, niezbyt chętnie zwolniła uścisk dłoni.
-
Samuelu wspominałeś coś o partnerze... raczysz mi powiedzieć coś o nim? - Z tymi słowami zaczęła krążyć dookoła, szukając bóg wie czego, z złożonymi dłońmi za plecami.
Szlachcic nie przybył na koniu, unosząc się w powietrzu. Pojawił się idąc nonszalancko ulicą, a w dłoniach trzymając buławę zdobioną klejnotami. Hetman szedł spokojnie. Także i widok Samuela wraz z jego towarzyszką ...i rudą paskudą, z którą miał nieprzyjemność się potykać pół godziny temu, nie poruszył go za bardzo. Szlachcic wsunął buławę za pas i wyciągnął nagle szablisko, stając w postawie szermierczej i krzycząc.-
Odstąp Samuelu od tej rudej niecnoty... Toż to sługa, którego ubić trzeba!
-
TY!? - Warknęła czerwonowłosa, jednak po chwili uspokoiła się. -
No nic... nie dość że ucieka to w dodatku dalton... To jest czerwony wać chamie. - Wypowiadając te słowa złapała się za kosmyk włosów i wystawiła go przed siebie. Kto by pomyślał że przyjdzie jej teraz współpracować z kimś kto o mało jej nie zabił... i vice versa zresztą.
-Czyli te kłaki to kubła z farbą wkładasz ? O tempora, o mores!...- westchnął Hetman zerkając w niebo w teatralnym geście.-
Tak koszmarna, że woli się przebierać za błazna, niźli prawdziwą twarz światu pokazać... cóż... prawdziwe włosy.
Podrapał się po podbródku przyglądając dziewczynie.-
A może ty łysinę i świerzb pod peruką ukrywasz?
Po czym nie czekając na odpowiedź, spytał.-
Samuelu odpowiedz wartko, co ona tu robi... i w dodatku jeszcze żywa ?
Jackie słysząc komentarze na temat swoich pięknych włosów poczerwieniała ze złości tak że niemal jej twarz zlała się z ich kolorem. Nie powiedziała nic tylko fuknęła, i odwróciła się do hetmana bokiem. -
One są naturalne... you simpleton... - Burknęła cicho pod nosem.
Czarnoksiężnik odchrząknął, po czym wskazał otwartą dłonią dziewczynę.
- Jackie jest od teraz naszym sprzymierzeńcem. Właśnie zabiłem jej mistrza, a jak sam wiesz sługi nie potrafią przetrwać bez energii magicznej. Dlatego zaoferowałem jej współpracę w zamian za utrzymanie jej przy życiu do końca tej wojny, więc póki co nie musimy się niczego obawiać z jej strony. Ponadto obawiam się że w obecnej sytuacji połączenie sił może być naszą jedyną opcją. - Widziałam waszą walkę ze szczytu tego budynku - wtrąciła się niespodziewanie Anita. -
Nie ma mowy żeby którekolwiek z was dało radę pokonać w pojedynkę tamtego sługę-czarodzieja. -Układanie się z czartem... Nie popłaca w ostatecznym rozrachunku, ale...- rzekł szlachcic chowając szablę do pochwy.Po czym zwrócił się do Anity.-
Nieładnie to tak, nie doceniać moich możliwości. Niemniej... cóż to za sługa-czarodziej, o którym wspomniałaś ? - Nie wiem, ale widziałam jak podczas pojedynku z jakimś greckim hoplitą zniszczyli cały Zamek Królewski, a potem zniknęli. Jak to się nazywało... - Anita zająknęła się próbując sobie przypomnieć właściwe słowo.
- Bąbel Rzeczywistości - dokończył za nią Samuel. -
Choć lepiej brzmi angielska nazwa, Reality Marble. Tylko najpotężniejsi magowie potrafią zamanifestować swój wewnętrzny świat. Wymaga to ogromnych pokładów energii magicznej i dziesiątków lat praktyk. Ale kiedy już się kogoś w nim zamknie, to ucieczka staje się dla niego prawie niemożliwa. Czy hoplita przeżył to starcie? - Owszem - przytaknęła pokojówka. -
Choć wyglądał jakby był na skraju śmierci. Widziałam jak wcześniej dał radę zranić tamtego czarodzieja przy pomocy swojej włóczni. - A więc mamy do czynienia z przeciwnikiem którego słabością jest bezpośrednia walka - stwierdził staruch, gładząc się po brodzie. -
To działa na naszą korzyść. Choć nie można lekceważyć potęgi starożytnych magów. Jestem stuprocentowo pewny, że ten sługa jest znacznie starszy od waszej dwójki - zakończył Samuel spoglądając na Hetmana i Jackie. -
Podobnie zresztą jak tamten hoplita. Choć wątpię czy prędko go zobaczymy. -Na razie powinniśmy się przyczaić i wylizać rany. I następnym razem nie zdawać się na przypadek w pojedynkach. Dobór miejsca i taktyki do przeciwnika, będzie nieocenioną przewagą.- odparł szlachcic po namyśle.
- Aye... jeżeli mamy cokolwiek zabić to trzeba odpocząć. Jak tam oko? - Zerknęła na Hetmana wcale nie pytając o to z poczucia winy czy zmartwienia, ze złośliwym uśmieszkiem na ustach.
Hetman pytanie dziewczyny zignorował po prostu, tak jak ją samą.
- Zgadzam się - przytaknął Samuel. -
Mam także kilka eksperymentów do przeprowadzenia. Sądzę też że będę potrzebował co najmniej dnia przerwy aby odnowić moje zapasy energii magicznej. - Hej, widziałam też twojego pupila! - zawołała nagle Anita, podchodząc do Jackie. -
Niezły z niego słodziak. Myślisz, że mogłabyś go wysłać na Plac Zamkowy żeby wywęszył zapachy tamtej dwójki sług póki są jeszcze świeże?
-
Basky come! - Z portalu obok dziewczyny wyłoniła się bestia, dziwnie zerkała na obecnych, szczególnie na Hetmana.
-
NO! down boy... he’s our... “Friend” now. Sniff out some mongrels for mommy ok? And keep your distance if possible! - Mówiła do bestii przykucając, przed pyskiem. Ogar zamerdał ogonem, i liznął dziewczynę po twarzy. -
Alright, go now! - Po słowach Jackie, Basky poleciał na plac zamkowy, wiedząc że ma tam isć tylko po “próbki” zapachu.
-
Widzę to co on i na odwrót. Więc od razu bedę mogła się przyjrzeć naszym wrogom. - Wzruszyła ramionami na koniec wypowiedzi.
- Bardzo dobrze. W takim razie rozstała nam jeszcze jedna sprawa do załatwienia - Samuel skierował swe spojrzenie w kierunku studzienki ściekowej przez którą wyszli wraz z Jackie. Teraz zaś wyłonili się z niej biali ludzie niosący łupy jakie Samuel zdobył po wygranym pojedynku z Aleksandrem. Na całe szczęście zapadła już noc, więc nie było w pobliżu żadnych przechodniów których mógłby przestraszyć widok nagich stworów. -
Hetmanie, mówiłeś że potrzebujesz broni. Czy pasuje ci może coś z tego? Jeśli tak to natychmiast rozpocznę ich zaklinanie aby dać ci przewagę w twoim następnym starciu. -Ten karabinek... Może być przydatny.-rzekł w odpowiedzi szlachcic, biorąc broń i bez większego kłopoty wyjmując i wkładając do niej magazynek.
- No to ja wezmę to - rzekła Anita biorąc od jednego z homunkulusów zestaw noży do rzucania.[/i] - Ostrych zabawek nigdy za dużo.[/i]
- Świetnie - stwierdził Samuel, strzygąc wąsem w zadowoleniu. Ostatnie dwa rewolwery schował pod płaszczem, zaś sztuczni ludzie powrócili do kanałów gdzie ich miejsce, by dalej terroryzować każdego kogo spotkają i dostarczać swojemu mistrzowi rzetelnych informacji. -
Nie chciałbym więcej kłopotać mojego przyjaciela, więc znajdziemy sobie jakiś tani motel na przenocowanie i jutrzejszy dzień przeznaczymy na zregenerowanie sił.
Staruch postąpił kilka kroków w stronę zaparkowanego cadillaca i wsiadł od strony pasażera, po czym otworzył drzwi kierowcy zapraszając Hetmana by usiadł za kółkiem.
- Wsiadajcie moi mili - rzekł do dwójki swych sprzymierzeńców. -
Do świtu jeszcze daleko. Wiem że wy nie potrzebujecie snu, ale człowiek w moim wieku bez dobrego odpoczynku nie jest w stanie trzeźwo myśleć.
Szlachcic zajął miejsce za kierownicą pieszczotliwie przekręcając kluczyk w stacyjce. Tym hałaśliwym pudłom na kółkach daleko było do gracji koni, ale... miały swoje zalety.
-
Uuu! Automobile z tych czasów mają tyle klasy! - Rzuciła podekscytowana Jackie wskakując do tyłu gdzie się rozsiadła z rozłożonymi rękoma na oparciu. Zaletą przejażdżki było jeszcze to że Anita pewnie bedzie siedzieć obok niej.
- Właściwie to fajnie że z nami jesteś - stwierdziła służąca, która po tym jak zajęła miejsce koło Jackie poczęła ostentacyjnie patrzeć przez szybę. Mogła to być oznaka zarówno zmęczenia, jak i tego że wciąż nie do końca ufała nowej towarzyszce. -
Hetman to porządny gość, ale straszny z niego sztywniak. Mówienie do niego to jak rozmawianie z nauczycielem historii.
-
Też jestem rada, po za tym jakoś mnie nie dziwi że ze szlachcica jest nudziarz. - Zachichotała jak damulka, przysłaniając usta dłonią.
-Panienka szlachcica nie widziała pewnie nigdy... Prawdziwi szlachcice, nie zadają się z tawernianymi dziewkami.- odgryzł się Hetman. Jackie zaś znów zarechotała, tym razem mniej kulturalnie, wystawiając swój nieprzyzwoicie długi język do Hetmana w lusterku samochodowym.