Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-04-2013, 03:49   #51
Tyaestyra
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
-Obowiązki maman, obowiązki. Odnajdę Cię później – zaświergotała Marjolaine korzystając z szoku w jaki wprowadziła Antoninę wicehrabina. Pozwoliła też tej drugiej powoli i dyskretnie odciągać się od rodzicielki. Z własnej woli, jak gdyby nie nauczyła się jeszcze na własnej skórze, że rozmowy z tą Beatrice były dalekie od bezpiecznych! Naturalnie, na koncerciku u monsieur du Pontenac'a sama skusiła się na rozmowę z nią zaciekawiona relacji jakie łączyły ją z Maurem, ale ten jeden raz wystarczył i nie miała zamiaru powtórzyć więcej swego błędu. Jej zatargi na niewinność panieneczki nie były nawet w połowie tak przyjemne jak ataki ze strony Gilberta.. a mimo to znowu wpadała w jej pułapkę!

Ah, ileż musiała się poświęcać, ileż musiała przełykać wyrzeczeń, aby tylko nie pokazać się w tak licznym towarzystwie jako dziecko ciągle trzymające się maminej spódnicy. A wicehrabina pomimo swego upadku i dzięki swym.. wielce nieobyczajnym „balom”, miała zbyt wiele wpływów wśród szlachciców, by Marjolaine mogła sobie tak po prostu zignorować możliwość podsłuchania od niej soczystych ploteczek. Właśnie przez swą ciekawość mogła zatem porobić trochę dobrej miny do złej gry. Bo i czyż życie wśród arystokracji nie składało się głównie z fałszywych uśmiechów i równie nieprawdziwych przyjaźni? Wszystko oczywiście w odpowiednich granicach, których, jak miała nadzieję, Beatrice nie będzie zbyt nachalnie próbowała przekraczać. Krótka pogawędka i tyle.

-Bardzo sprytnie, mademoiselle. Na pochlebstwa z ust swej własnej córeczki maman też niegdyś reagowała podobnie, co było wielce użyteczne.. - mruknęła z nutką podziwu w głosie, gdy już wystarczająco zgubiły w czarnym, ponurym tłumie. Zaraz też westchnęła smętnie, idealnie wpasowując się w otaczający je nastrój -Niestety z wiekiem się uodporniła na mój urok..
-Należy zmieniać oręż moja droga. Nawet najbardziej tępy szermierz w końcu nauczy się unikać tego samego pchnięcia, jeśli stosowane je przeciwko niemu za każdym razem. Kluczem do wybicia przeciwnika z równowagi jest ciągła zmiana taktyki i uderzenie w miejsce którego się nie spodziewał. Na przykład...
- nachyliła się i cmoknęła znienacka jasnowłosą ptaszynę w policzek. Gest niby niewinny, częsty wśród bliskich przyjaciółek. Ale to była ta Beatrice i pocałunek tak miał ukryte podteksty, tak i czubek języka ukryty między wargami wicehrabianki niczym zdradziecki sztylet którym musnął skórę Marjolaine.-... tak jak teraz. Ale nie o tym chciałam porozmawiać, tylko o twym kwitnącym romansie. Łatwo utonąć w objęciach Gilberta, non? Łatwo się zapomnieć?

Marjolaine ostatnimi czasy tyle razy już wygrażała, wyrywała się i straszliwie złorzeczyła, gdy tylko Maur miał czelność okazywać jej nawet najdrobniejsze czułostki w swym lubieżnym wykonaniu, że takie reakcje prawie już weszły jej w krew jako instynkt obronny. Tak bezpośredni atak ze strony kogoś innego był nowością, na którą jednak zdołała odpowiedzieć z wdziękiem. Czyli wcale. Nie wypadało tak przy ludziach, wszak nawet przy przebrzydłym satyrze była uległa w towarzystwie. Ku swego skrytemu zadowoleniu, że nie musi ostentacyjnie walczyć o swą godność.

-Oui, bardzo łatwo. Ale to jeden z powodów, dzięki którym jest mym narzeczonym – odparła panieneczka z beztroskim uśmiechem, po czym rozejrzała się krótko po tłumie odprowadzającym markiza w jego ostatniej podróży -Wystarczy tylko, że wrócę do mego dworku i szybko sprawi, że zapomnę o ponurościach tego pogrzebu. To miłe.
-Tak, tak. Dotarły do mnie wieści o waszej zażyłości. Co wprawia mnie zresztą w zakłopotanie. Z jednej strony cieszy mnie wasze szczęście. Z drugiej... zazdroszczę jego tobie i jemu ciebie.
- rzekła z enigmatycznym uśmieszkiem Beatrice. Po czym dodała z rozmarzonym wzrokiem spoglądając na maman i koleżanki jej światowe matrony. Które to właśnie wykorzystały chwilę oddalenia hrabianki, by rzucić się na jej matkę niczym stado sępów próbujących wydrzeć od niej opowiadania o bezeceństwach, jakie niewątpliwie mają miejsce w dworku Marjolaine.- Ponoć ostatnio na balu dopuściliście wykorzystania okazji, na zabawy nie przewidziane w planach gospodyni, non? Była w to zamieszana jakaś pończoszka?
Kobieta uśmiechając się ironicznie dodała.- Acz.. czemuż akurat pończoszka i czemuż tak ostentacyjnie, na porożu. Czyżby to miało ukryć coś przed oczami tłumów, odwrócić uwagę... wszak łatwo zdjąć pończoszkę, nieprawdaż?
Marjolaine miała pewność, że ta kobieta, przejrzała ich małą mistyfikację. Niemniej wicehrabianka kontynuowała dalej.- Dlatego cieszy mnie że wasze pożycie niezbyt małżeńskie, kwitnie. Wszak dobrze jest wypróbować ogiera zanim założy mu się siodło na grzbiet. Ale o czym to ja...- nagle zmieniła temat, przechodząc do kolejnej sprawy.- … właśnie. Wizyta. Ponoć po owym skandalicznym balu, miałaś nagłą wizytę po nocy. Kogoś podwiozłaś, może ? To mnie bardziej ciekawi, niż owa pończoszka.
-Miałam? Doprawdy?
- jasnowłosa ptaszyna wniosła ku górze równie jasne brwi w niemałym zdziwieniu. Nie określiła przy tym jednoznacznie cóż takiego wprowadziło ją w zaskoczenie, czy wiedza Beatrice o jej nocnym gościu, czy może usłyszenie tak „niewiarygodnej” pogłoski -Powinnam chyba pogratulować wszystkim plotkującym kwoczkom. Od niedoszłych zaręczyn Madeleine nad wyraz prężnie zaczęły udzielać się w moim temacie..
-Oui. Urok nowości, choć... nie w tym problem moja droga. Otóż zapewne nie zauważyłaś swego dobrego przyjaciela Gilberta de Avenier wśród żałobników, non? Jest ku temu ważny powód, związany... z jego wizytą w swej dawnej posiadłości, a potem z prywatną audiencją u króla. Biedny Étienne. Kto by pomyślał, że po śmierci będzie sprawiał więcej kłopotów niż za życia. I że miał takie słabe serce
.- ironiczny uśmieszek na twarzy Beatrice sugerował, iż kobieta wie więcej niż mówi.
-Oh?Jakiż to zatem ważny powód skrywa markiz? Oprócz, oczywiście, nadmiernej chęci skorzystania z mej gościny? - Marjolaine wykazała cień zainteresowania słowami towarzyszki. W końcu zawsze przydatnym było posiadać o kimś informacje, którymi ta osoba niekoniecznie sama się chciała dzielić. Jeśli były wystarczająco pikantne, to mogłaby je wykorzystać przeciwko staruchowi, aby jeszcze podwyższyć jego zapłatę za pobyt w jej dworku.

-W tym rzecz moja droga... Powód niebezpieczny na tyle, by zniknąć z Paryża, na rozkaz króla. Powód na tyle ważny, by kryć się pod czyjąś spódnicą, gdy...- uśmiechnęła się ironicznie zerkając na muszkieterów królewskich, którzy będąc dyskretnie w pobliżu pilnowali bezpieczeństwa jego królewskiej.- … jest się szukanym przez osoby o wątpliwej reputacji, non?
Po czym Beatrice spojrzała na Marjolaine pytając.- A skoro już jesteśmy przy temacie spódnic, to jak tam twój energiczny narzeczony. Miewa się dobrze, entuzjazm względem ciebie mu nie opada, a zdrowie... dopisuje? Ostatnio bowiem pojawiła się jakaś plaga która zabija mężczyzn w sile wieku. I wygląda że dotyka tych, którzy mieli kontakty ożywione z naszym biednym nieboszczykiem.
-Był cały i zdrów kiedy go ostatnio widziałam dzisiejszego ranka. I zapewniam mademoiselle, że nic mu nie opada – odparła panieneczka ze spokojem, chociaż w duszy zaniepokoiła się wielce. Czyżby Gilbertowi coś groziło, nawet jeśli Étienne nie przyznawał się publicznie do natury kontaktów jakie z nim utrzymywał? Czy dlatego teraz spędzał swe dnie ( i noce szczególnie ) w jej dworku, aby skryć się przed tą „plagą”?
I najważniejsze... czemu wicehrabina tak bardzo interesowała się Maurem? Aż zanadto w opinii jego narzeczonej, w której aż się zagotowało po usłyszeniu tych pytań zadanych milutkim głosikiem. Co dokładnie łączyło jej lubieżnego satyra z tą obłudną kobietą?

-A markiz powinien mieć ważny, bardzo ważny powód, którym potrafiłby wytłumaczyć ściągnięcie mi na głowę bandytów – dodała po chwili, nie dając po sobie poznać tego wewnętrznego wybuchu zazdrości -Mimo to spodziewałam się, że będzie na pogrzebie. Ten powód naprawdę musi być wyjątkowy, skoro zmusił de Aveniera do opuszczenia takiego wydarzenia..
-Oui, bardzo poważny
.- stwierdziła z udawanym smutkiem Beatrice i nachyliwszy się szepnęła do uszka Marjolaine.- Wyraźne polecenie króla. Jego wysokość jest najwyraźniej zaniepokojony ostatnimi zgonami, tym bardziej, że... Étienne nalegał na spotkanie prywatne w apartamentach królewskich, dzień przed swym zgonem, ponoć w ważnej sprawi Co czyni jego atak serca dość podejrzanym zdarzeniem?

Wicehrabianka nie wiedziała, że biednego narzeczonego Madeleine otruto. Tylko Marjolaine znała prawdę. Miała sekret, ale... nie był to pikantny sekrecik, który można było podzielić się z przyjaciółkami przy kawałku ciasta i filiżance gorącej aromatycznej czekolady. To był sekret, który mógł zabić! Pomijając Guidittę. Tylko jej powiedziała o swym niesamowitym odkryciu w gabinecie markiza. Wprawdzie Włoszka nie była znana z trzymania nóg razem, ale wiedziała, kiedy trzymać usteczka zamknięte i nie dzielić się z innymi osobami tajemnicami Marjolaine.

-Ah! Czyżbyś podejrzewała.. że ktoś wspomógł serduszko naszego ślicznego i łagodnego Étienne'a, aby zdradziło go przy zaręczynach? - udała zatem zaskoczenie dyskretnymi insynuacjami kobiety, po czym zapytała już szczerze zaciekawiona -I gdzie w tym wszystkim jest monsieur de Avenier? Trudno mi sobie wyobrazić, aby ten stary pudel mógł mieć z tym coś wspólnego..
-Niewątpliwie, zgon Étienne’a był pewnie dla kogoś wygodny. I choć nie ma dowodów na to, by ktoś maczał palce w jego śmierci... poza... hmm... ale ty wtedy miałaś sekretne spotkanie Maurem i upajałaś się atutami swego kochanka, non ? Nadal jest... tak dobry?
- spytała Beatrice lubieżnie przesuwając czubkiem języka po swych wargach. Hrabianka nie wiedziała co kobieta w tej chwili myśli, ale przypuszczała że coś obscenicznego i lubieżnego zarazem.- A co do starego pudla, to on był jedną z pierwszych osób, którzy widzieli Bénédicta Deuponta tuż po śmierci. I... przypuszczam, że plotki na temat śmierci biednego Bénédicta nie są do końca zgodne z prawdą.

Nazwisko to było znane hrabiance, podobnie jak pogłoski o jego śmierci z rąk bandytów, którzy niedawno napadli na jego dworek. Niemniej nie wiedziała, jakie są koneksje wpływowego szlachcica Deuponta z Avenierem, poza towarzyskimi oczywiście. Zaś Lecroix uśmiechnęła się lubieżnie zadając pytanie, które... było dość zaskakujące i nieprzyzwoite.- Więc jak się sprawuje ogonek Gilberta w twojej norce?

Policzki Marjolaine przybrały odcień uroczej, czerwonawej barwy. Raz – bo ze wstydu i zażenowania tym pytaniem do niej skierowanym, w którym użyte przez Beatrice określenia nijak nie łagodziły dwuznacznego sensu. Wręcz czyniły go jeszcze bardziej.. perfidnym i sprośnym. Dwa – zarumieniła się też ze złości, która gotując się w błękitnej krwi nie mogła znaleźć należytego sobie ujścia. No bo co ona właściwie miała na myśli mówiąc „nadal”?
-Bardzo dobrze się sprawuje. Przekażę Gilbertowi Twe zainteresowanie naszym narzeczeństwem, mademoiselle – powiedziała w końcu dość lakonicznie i nieco chłodnawno.

Oh, już ona mu przekaże. A jak już przekaże, to będzie się domagała odpowiedzi. A jak już je usłyszy, co zapewne wcale nie uspokoi jej serduszka, to będzie się gniewać i wściekać na swoją ciekawość. Tak właśnie będzie. Już on zobaczy.

Póki co jednak starała się ze wszystkich sił nie dociekać zbytnio w znaczenie słów wicehrabianki, a także ignorować jej gesty dalekie od niewinnych. Było ciężko, ale nawet zdołała zaczepić się o jej własną wypowiedź – Zatem cóż takiego mnie ominęło na balu? Czyżby ktoś czyhał na biednego markiza, kiedy akurat nie patrzyłam?
-Oui. Ktoś musiał, non? Kariera Étienne’a była zbyt szybka i zbyt piękna by była prawdziwa. Na pewno kryło się za nią drugie dno. W które twój narzeczony może być zamieszany, albo świadomie, albo nieświadomie ... Jeśli jednak wbrew sobie został w to zamieszany, to znasz ten typ mężczyzn, non?
- rzekła ze znawstwem słyszanym w każdym wypowiedzianym słowie Beatrice, przesunęła palcami po swych piersiach.- Śmiali, nieustraszeni, bardzo... przyjemni kochankowie, ale też i bardzo, bardzo nieodpowiedzialni. Gilbert mógłby zacząć węszyć koło sprawy śmierci Étienne’a , a to...- spochmurniała dodając ciszej.- Nie wiem, czy to by było rozważne. Mam nadzieję, że powstrzymasz swego narzeczonego przed głupstwami. Bo to się może skończyć źle. Nie wiem wszystkiego, ale skoro król ukrył de Aveniera, skoro musiał ukrywać to sprawa może być bardzo poważna. A ponieważ żywię do was pewną... sympatię, to nie chciałabym, by coś wam się stało.
-Oui, wielce nierozważne.. - mruknęła Marjolaine, a jej śliczna twarzyczka przywołała nieco cienia. Topielce, księgi majątkowe, odwiedziny posiadłości nieboszczyka po zmroku.. oui, Maur już był nierozważny. Już nawet bez rozmowy z Beatrice miała złe przeczucia co do jego ciekawości oscylującej wokół Étienne’a. W biblioteczce mówił, że to z powodu jego interesów, czyż nie? Nie mogła mu się dziwić, wszak dbał wielce i powiększanie swego majątku. Jednak jeśli rzeczywiście coś mu groziło przez to wścibstwo, to panieneczka była wielce niezadowolona z jego lekkomyślności.

Bezwiednie wydęła delikatnie wargi pod wpływem swoich myśli -Czy monsieur Deupont'a też coś łączyło z naszym biednym nieboszczykiem?
-Oui. Bardzo się przyjaźnili. Zazdrośnicy kryjący się po kątach Luwru mówili nawet, że Étienne był jego protegowanym, acz...
- Beatrice zamilkła nad czymś wyraźnie się zastanawiając. Zatrzymała się, tym samy zmuszając hrabiankę do wstrzymania kroków.- ..nie sądzę, by sama protekcja Deupont'a była wystarczającym powodem sukcesów Étienne’a na dworze królewskim. Tu kryło się coś jeszcze. Więc nic dziwnego, że jego śmierć była tak... teatralna, non? Może nasz drogi Gilbert mógłby rzucić nieco światła na tą sprawę?
-Non, nie sądzę..
- bądź co bądź, jeśli Maur rzeczywiście ukrywał jakieś brudne sekreciki związane z tą sprawą, to ona pierwsza je pozna. Ona, Marjolaine, jego słodka narzeczona. Nie jakaś tam wścibska wicehrabianka o nieokreślonej z nim relacji.
-Prędzej drugi Gilbert, de Avenier, non? Wątpię, aby był bardzo wylewny, ale może coś zdołałoby mu się.. wymsknąć? Niestety, wczorajszego ranka najbardziej był skupiony na ucieczce z mego dworku na spotkanie z królem. Prawie się paliły pod nim jego pantofelki.. - zatrzymana przez swą towarzyszkę panieneczka, rozejrzała się leniwie, w poszukiwaniu czegoś lub kogoś dostatecznie interesującego, by móc zawiesić nań swe spojrzenie na dłużej. I wtedy padło ono na piórka tu i ówdzie falujące ponad tłumem żałobników.

Ten widok przywołał lekko figlarny uśmieszek, jedynie objawiający się w drobnym uniesieniu kącików jej warg -Albo może ktoś z jego muszkieterskiej eskorty nie ma talentu do trzymania dla siebie posłyszanych pogłosek. Lub tajemnicy, jaką jest kryjówka markiza.
-Masz kogoś konkretnego na myśli?
- ciekawość wicehrabiny została podrażniona tą sugestią, dając Marjolaine możliwość przerzucenia jej uwagi na nową ofiarę, a tym samym uwolnienie się od towarzystwa Lecroix. Lub wspólne osaczenie owej zwierzyny. Nieszczęsny Gaston Leowerres, nie wiedział jeszcze o oczkach dwóch wilczyc wpatrujących się w jego osobę.

-Ależ nie, jakżebym mogła... - hrabianeczka zatrzepotała niewinnie rzęsami, w próbie teatralnego zaprzeczenia swym knowaniom wobec przezabawnego muszkietera, jednego z jej ostatnich gości -Jedynie głośno myślę. Być może młody dowódca eskorty nieświadomie stałby się wielce rozmowny pod odpowiednim naciskiem kobiecego czaru, ne?
Ah, żalem ją przepełniało nasyłanie na niego Beatrice. Wszak swymi śmiałymi, acz drobnymi występkami w jej ogrodzie, nie zasłużył sobie na rolę celu tej damy wszetecznej. Acz, z drugiej strony, z pewnością wielce pochlebi mu bycie jej ofiarą i będzie mógł zaprezentować w końcu swą wartość. A sama Marjolaine straci rozkoszne towarzystwo. Jakaż wielka szkoda.
Machnęła lekko ręką, wzdychając przy tym -Oczywiście, mi nie wypada.
-Oui. To ten ciężar narzeczeństwa, który zwykle odrzucałaś,non?
- spytała z cynicznym uśmieszkiem Beatrice.- Chętnie poznałabym argumenty Maura, które skłoniły cię do zostania jego wybranką. Acz... zostawię to na inną rozmowę, moja droga.

Musnęła ustami policzek Marjolaine w pożegnaniu i ruszyła na podbój Gastona. Bo czyż mógł oprzeć się jej urokowi?
Oczywiście, że nie. Wystarczy, żeby zaledwie przesunęła koniuszkiem języka po swych nabrzmiałych zapewne słodyczą wargami, by już padł u jej stóp, wpadł do jej alkowy i na koniec opadł rozkosznie wyczerpany. Wpadnie wprost jej sidła, tak jak każdy inny mężczyzna. Każdemu miękły kolana, a jednocześnie twardniała męskość na widok tej ladaniczej sztuczki. Każdemu, zapewne też i Maurowi. A może jemu w szczególności?

Musiała zacisnąć mocno dłonie w piąstki, aby dreszcz nienawiści wobec oddalającej się wicehrabianki nie wstrząsnął zbyt wyraźnie jej drobnym ciałkiem. Pozwoliła sobie jedynie posłać delikatny grymas prosto w plecy tamtej. Który szybko zmienił się w wyraz szczerego zaskoczenia, wymieszanego ze śmiertelną obawą o swe życie, gdy poczuła gwałtowne pociągnięcie za ramię.




Marjolaine!
 
Tyaestyra jest offline