Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-04-2013, 16:39   #1
Aschaar
Banned
 
Reputacja: 1 Aschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znany
"Granice Postapokalipsy"

Poniższe przemyślenia zostały spisane trochę na kolanie, telefonie właściwie, choć powstały a nawet zostały przedyskutowane już kilka lat temu. Wznieciły wtedy sporą dyskusję i może ten odgrzewany kotlet na LI zadziała podobnie... Zachęcam do dyskusji. A nawet jak nie - to nie mówcie, że nie próbowałem... Poważnie zaś - przepraszam za ewentualne błędy w tekście...


Na początku zaznaczam, że będę pisał o POSTapokalipsie, nie apokalipsie, którą w zasadzie wkładam w nurt katastroficzny. Jednak, aby postapokalipsa mogła wystąpić musi mieć miejsce apokalipsa - jakaś... Mówiąc "postapokalipsa" prawie momentalnie widzimy atomowe grzybki i świat zaraz po tym. To jeden z głównych nurtów w fantastyce postapokaliptycznej - w zasadzie chyba pierwszy, powstały tuż po WWII, kiedy fantaści dość szybko ekstrapolowali to co stało się w Hiroshimie i Nagasaki. Późniejszy wyścig zbrojeń dolał tylko oliwy do tego płomienia. Historycznie kolejnym "pomysłem na apokalipsę" było zawalenie się światowej gospodarki opartej na ropie naftowej - tutaj wszystkim znany MadMax. Pomysł z katastrofą energetyczną zresztą eksploatowany był wielokrotnie... Dalej - strachy rozbudzone możliwymi zmianami klimatycznymi - Wodny Świat czy Pojutrze. Stad już było blisko do ogólnoświatowej pandemii i zombie... Tylko czy to wszystko? Czy tak wygląda postapokalipsa? Czy zawsze musimy widzieć wywrócony do góry nogami krajobraz - niezależnie czy zalany wodą, zasypany śniegiem, czy wypalony słońcem? Czy zawsze musimy widzieć zniszczony świat i niedobitki ludzkości usiłujące przetrwać w zgoła zaskakującej rzeczywistości? Co tak naprawdę definiuje gatunek postapokalipsy?

Dość powszechnym ujęciu postapokalipsa opisuje istnienie resztek cywilizacji po jej upadku. Upadek ten może być wywołany różnymi czynnikami - poza "oklepaną" wojną (niezależnie czy nuklearną, czy najazdem kosmitów), wyczerpaniem zasobów naturalnych, katastrofą ekologiczną czy kosmiczną, znajdujemy również ocierające się o powieść psychologiczną dzieła, w których do upadku cywilizacji doprowadził błędny osąd - wspominając kanon tego podgatunku - nowelę "Anthem". Na marginesie - polecam wszystkim zachłyśniętym poprawnością polityczną i równouprawnieniem wszystkich do wszystkiego... Na polskim gruncie - opowiadania Marka Oramusa, czy Andrzeja Zajdla. Drugim ważnym podgatunkiem jest ten opierający się na założeniu, że nastąpił błąd technologiczny - niezależnie, czy "bunt maszyn", czy wirus - polecam świetny komiks H+, czy w końcu opierający się na powstaniu technologicznej jedności...

Przytoczę kilka przykładów. Na pierwszy ogień "Społeczeństwo 2.0” kanadyjskiego autora Davida Couplanda. Motyw zresztą powielony przez kilu innych pisarzy... Technika idzie do przodu, społeczeństwo się rozwija, jest pięknie. Technika pozwala na wczepianie do mózgu chipa zabraniającego agresywnych zachowań. Początkowo otrzymują go tylko przestępcy, jednak później - w imię prewencji i ochrony jednostki - wszyscy. Przecież nie wiadomo, kto kogo kiedy zabije, zwymyśla od pedałów, obsypie piaskiem w piaskownicy... Jedyną możliwością uniknięcia zachipowania jest rzadka choroba powodująca, że wszczepienie chipa jest niebezpieczne dla życia. Odsetek tych dzieci jest jednak na tyle niski, że społeczeństwo godzi się na ich istnienie zakładając, że wpływ otoczenia będzie na tyle silny, że poskromi ich agresję. Społeczeństwo staje się spokojne, wręcz utopijne. Przestępczość spada do zera, policja zajmuje się przeprowadzaniem staruszek przez jezdnię... Powiecie, że to nie postapokalipsa, bo świata nic nie zniszczyło, ludzie też nie wyginęli? To pomyślcie co jest motorem napędowym człowieka, szerzej cywilizacji, jaka człowiek stworzył? Współzawodnictwo, rywalizacja, chęć bycia lepszym, chęć pokonania kolejnych granic, agresja. Dokładnie tak, wymazanie agresji z życia spowodowało bierność i upadek cywilizacji - bo każda rywalizacja zakłada, że ktoś będzie gorszy, że ktoś zostanie z tyłu, że komuś będzie przykro, a przecież tego nie chcemy...

Wspomniałem o H+ - tutaj trochę ludzi ginie - jakaś 1/3 populacji, ale to dalej daleko do standardowych kilku ocaleńców z pogromu. W świecie też nic się nie popsuło nie wybuchło, nie zlodowaciało... Tylko internet przestał działać - tak skracając fabułę na maksa. Wirus nie dostał się do sieci bankowych, wojskowych, etc (a przynajmniej nic o tym nie wiadomo), ale fejsa szlag jasny trafił, ciocia wikipedia pojechała na wczasy, a wujek google wyszedł z domu i nie powrócił... Nie apokalipsa? Cywilizacja megusta odcięta od słit foci, hipsterzy nie mogący wrzucić kolejnego flapa... Wyłącz komputer na dzień, zostaw laptopa w domu i smartfona w samochodzie. Przeżyj 24 godziny bez nerwowego sprawdzania gg i klikania odśwież w poczcie... potem porozmawiamy o życiu postapo bez internetu...

Crowley napisał w latach siedemdziesiątych ubiegłego wieku nowelę, której tytułu nie pomnę w chwili obecnej, ale chciałem przytoczyć zarys fabuły jako kolejny punkt do dyskusji. Pomysł zresztą również wykorzystano później w serialu "On the other Side". Na planecie X rozwija się cywilizacja industrialna, podbija kosmos, itp. Jednak wyekspoatowane środowisko grozi katastrofą. Cywilizacja postanawia wykorzystać swoje możliwości i wynosi się na odległe planety, kolonizuje je i zapomina o rodzimej planecie zapewne uważając, że już nic tam nie ma po katastrofie ekologicznej. Jednak inteligentna technologia, gdy tylko ludzie się z planety wynieśli wyłączyła wszystkie zbędne rzeczy i środowisko zaczęło się uzdrawiać. Minęły setki lat, podczas których środowisko wróciło do równowagi, a samonaprawiająca się technologia trwała. W tym zielonym świecie z działającą technologią pojawiają się ludzie... Zupełnie losowa grupka ochotników zamrożonych w pewnym eksperymencie, o którym w ferworze ewakuacji wszyscy zapomnieli...

Czy w postapokalipsie ważny jest sam moment apokalipsy? Oczywiście, część utworów koncentruje się na samym rysie psychologicznym bohaterów, którzy przetrwali apokalipsę. Bohaterowie pamiętają ją, pamiętają czas przed apokalipsą - spójrzmy na "Jerycho" czy "Jestem legendą" chociażby... W wielu utworach apokalipsa w zasadzie jeszcze trwa - bo inaczej nie można spojrzeć na wszelakiego rodzaju produkcje o zombiakach, chociażby "The Walking Dead"... Jednak wiele utworów nad motywem apokalipsy prześlizguje się, mytologizuje ją, pozostawia niedomówienia... przywołując chociażby "Szosę" McCarty'ego. Czasem akcja toczy się millenia później - "Zawsze wracam do domu" Ursuli K. LeGuin...

Wracam wiec do pytania postawionego na początku. Czym wg Ciebie, drogi czytelniku, powinna się charakteryzować postapokalipsa? Co powoduje, że klasyfikujesz pozycję jako postapokaliptyczną?
 

Ostatnio edytowane przez Aschaar : 04-04-2013 o 09:21. Powód: składnia, styl, literówki, etc.
Aschaar jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem