Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-04-2013, 23:08   #30
liliel
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
Przyjęcie w domu Xaniquos upływało w dużej mierze na obowiązku doglądania Malady. Han'kah była nieuleczalną wręcz służbistką z racji wojskowego chowu i rozkazy zwykła traktować dość dosłownie. Miała pilnować dyplomatki? To lepiej niech Malady przywyknie do oddechu pani pułkownik na karku. Na dłuższą metę jej towarzystwo okaże się pewnie uciążliwe. Ale skuteczne aby ją kontrolować.

- Ostatnio czuję się zaniedbywany. Nie wpadasz nawet na krótkie pogaduszki. Czyżbyś zmieniła zainteresowania? - usłyszała za plecami znajomy niski głos. Mężczyzna wskazał palcem Malady rozmawiającą z Zebeyriią. -Cały czas zerkasz w jej kierunku.
- Skąd wiesz jakie są moje zainteresowania? - mimo mocnych słów mina Han’kah wyglądała na przyjazną. Zawsze traktowała Belnolu z Vae dość oschle co nie zmieniało faktu, że bardzo ceniła sobie jego obecność i zeń rozmowy. - O ile mi wiadomo, przyjacielu, nigdy nie dałam ci okazji abyś je poznał.
-Toteż jestem skazany na domysły. Choć dzisiaj zaskakujesz mnie na wiele sposobów. Żołnierze unikają takich zabaw, a i wielu taktyków również tak czyni.- zastanowił się czarodziej zerkając na kobietę .- Choć widzę, że nadal w stroju nieodpowiednim do tak radosnej okazji.
- Nie jestem tu z przyjemności - odparła. - A co do stroju... nadrabiasz za nas oboje. Bardzo... gustowna - wskazała na jego szatę z wyszytym symbojem pająka i po dziewczęcemu przygryzła wargę w wyrazie rozbawienia - sukienka...
-Szata maga... zresztą dość cenna. Poprzedni jej właściciel bardzo sobie ją cenił.- odparł z pewną dozą fałszywej irytacji czarodziej.-Jeśli nie przyjemność, to co cię sprowadza na ten bal?
- Moje umiejętności bojowe zostały docenione przez samą Matronę - wskazała na stolik z trunkami i ruszyła w tamtą stronę. - Powierzyła mi nader tajne zadanie i ma ono związek z obserwowaną przeze mnie szlachcianką. Zaintrygowałam cię?
- Doprawdy... ta drowka musi być kimś ważnym.-odparł z uśmiechem czarodziej. -Czy narażę cię na kłopoty jeśli spytam, co to za tajne zadanie?
- Łgałam - odparła z uśmiechem, bez cienia żalu. Podniosła dwa kielichy, jeden wręczyła czarodziejowi. - Droczę się z tobą. Żadne tajne. I żadne wzniosłe. Po prostu... mam chronić ją własną piersią. Zdaje się, że to niezwykle obiecująca kariera i jeszcze o tej damie usłyszymy - upiła spory łyk.
- Pozazdrościć, być chronionym przez taką pierś.- rzekł żartobliwie Belnolu i rzekł na drowkę, którą Han’kah pilnowała.-Niemniej, nie ma co się stresować. Xaniqos nie dopuszczą do morderstwa na ich balu. To by była potwarz dla nich.
- A ty? Co cię tu sprowadza? Chcesz korzystać z darmowych trunków czy coś zaliczyć? - nie kryła szerokiego uśmiechu. Lubiła go deprymować.
- Korzystam ze znajomości i okazji do wypicia doskonałych trunków. Wątpię by trafiła się okazja na coś... innego.- westchnął nieco smętnie czarodziej.
- Trochę optymizmu Belnolu - sprzedała mu lekkie klepnięcie w łopatkę. - Za chwilę będzie tu cała masa w sztorc pijanych napalonych drowek. Na pewno którejś wpadniesz w oko, w końcu niczego ci nie brakuje. Sama zapewne bym się pokusiła gdybym nie ceniła tak wysoko naszej przyjaźni.
- Nasza przyjaźń nie jest aż tak cenna, a drowki nie bywają aż tak pijane.- westchnął nieco dramatycznie czarodziej.-Dziś pewnie też... nieważne. Ty zamierzasz patrzeć, jak... owa podopieczna dobiera sobie partnera lub partnerkę do łóżka?
- Zarzuca mi się brak wyczucia ale odrobinę go jednak mam. Patrzeć nie będę. Co najwyżej zerkać z daleka - zabrzmiało jak żart ale nie było jasne czy nim było. - I... dziś pewnie też, co? Skończ jak zacząłeś. Nie czytam w myślach.
- I dobrze. Moje myśli nie są czymś, co powinienem ujawniać. Zgorszyć, pewnie byś się nie zgorszyła, ale mogłabyś się zdegustować.- rzekł z uśmiechem czarodziej i spojrzał po sali.- Przyjrzym się im, w większości zobaczysz gładkolicyh mężczyzn o delikatnych rysach. Tacy jak ja... o rysach bardziej ostrych nie są teraz... interesujący dla kobiet. Taka moda. Ale cóż... zawsze pozostaje dom schadzek, prawda?
- Nie wiem - odparła z brutalną szczerością. - Nigdy nie musiałam płacić za chędorzenie. A jak.. Quildar? Wykazuje potencjał?
- Tak. Ma talent, ma cierpliwość. Będzie z nieco coś wartego uwagi.- odparł czarodziej wzruszając ramionami. - Dużo jednak przed nim dopiero.
- Wierzę. Podesłałabym ci w ramach wdzięczności jakąś uroczą niewolnicę ale obawiam się, że byłaby za brzydka i za zielona jak na twój gust.
- Zdecydowanie... Zresztą nie przepadam za niewolnicami. W większości toto zestrachane lub stremowane.- westchnął czarodziej.- Jednym słowem nudne.
- Bardzo cię lubię Belnolu - skwitowała rzeczowo pani porucznik. - Lubię twoje towarzystwo, rozmowy. Ale uwierz mi, to wszystko pieprznie o kant dupy jeśli wylądujemy w łożnicy. Chyba, że to tylko część naszej gry, którą co bardziej wyrafinowana drowka na moim miejscu nazwałaby niewinnym i nic nie znaczącym flirtem i na tym z zasady się poprzestaje.
- No cóż...to był bardzo zimny prysznic Han’kah, bardzo zimny. Po takim czymś, najlepiej zatonąć w alkoholu.-rzekł śmiejąc się czarodziej, po czym rzekł.- Dlatego wybacz, że cię opuszczę pani. Nie mogę wszak zajmować miejsca podboju innym drowom.
- Och, daj spokój - drowka ujęła go pod ramię aby przy sobie zatrzymać. - Wybacz moją obsceniczność, ale taka jestem. Może lepsze to niż fałszywe uśmiechy i pełne pochlebstw kłamstwa. Doszły mnie słuchy, że zakonnicy z Eilservs przejmą część Vae. Pozwalacie na to?
- Pozwalamy ?- zaśmiał się Belnolu, przytulił ją poufale dodając cicho.- Jedni pozwalają, inni nie. Ponoć kapitan straży Domu, niejaki Lesen Vae na samą wieść o tym, że kapłani Selvetarma obejmą część świątynną dostał ataku wścieklości i pluł pianą... ale ode mnie tego nie słyszałaś.
Po czym już dodając głośniej. -Ach oburzamy się strasznie, my magowie. Oburzamy się ostentacyjnie i głośno. Ale tylko w naszym małym wąskim gronie. Ostatecznie, co za różnica kto będzie pilnował kapłanek, strażnicy Lesena czy też kapłani z Eilservs? Kogo to obchodzi, dopóki nie zaglądają nam do ksiąg.
- Ktoś ostatnio powiedział, że to jak wpuszczanie pająków do zagrody rothów. Mam nadzieję, że nie odbije się to źle na domu Vae. Fanatyczki jeśli coś sobie upatrzą nie spoczną póki cel nie będzie zrealizowany, a jak już skończą często zostają po nich jeno zgliszcza i swąd spalenizny.
- Być może... ale to nie fanatyczki są wpuszczane, a fanatycy. A ci ślubowali posłuszeństwo każdej kapłance Lolth, a nie tylko Eilservs. - rzekł z lekkim uśmiechem czarodziej.- Widzisz teraz potencjał tej sytuacji? Widzisz możliwości dla Vae? Tak? Nie? Cóż... Matrona na pewno widzi, skoro pozwoliła Opiekunce Świątyni tak wzmocnić swoją pozycję.
- Nie mam wątpliwości, że Sereska ma swoje powody - skwitowała drowka. - Trudno jednak przepowiedzieć jakie skoro pozbawieni jesteśmy pełnej perspektywy. Elerei-Cinlu pełne jest misternie utkanych sieci i, przy nejlepszych intencjach, nie sposób pojąć wszystkich pośród nich powiązań i zależności.
-To prawda, prawda... lepiej skupić się na swoim podwórku i swoich interesach. - zasugerował Belnolu. Po czym spytał.- A jak tam twoje interesy, poza niańczeniem dyplomatki, chyba nie masz na co narzekać ?
- Narzekają tylko ci, którym skończyły się pomysły - Han’kah posłała kompanowi przyjemny uśmiech i dopiła swój trunek. - A teraz wybacz mój drogi, pozwolę sobie wrócić do moich obowiązków. Obiecuję jednak odwiedzić cię wkrótce w domu Vae i nie dać ci więcej powodów do wnioskowania, że cię zaniedbuję.
-Oby... będę czekał.- pożegnawszy się tymi słowami Belnolu i lekko chwiejnym krokiem oddalił się od Han’kah.

* * *
Bal został drastycznie przerwany wieściami o szlamiastych abomincjach Ghaunadaura. Pani pułkownik stawiła się w zamku domu Tormtor zgłaszając gotowość swoją i swoich ludzi. Dostała rozkazy aby zgarnąć regiment i prewencyjnie rozstawić wzdłuż ulice na granicy terenów domu Tormtor. Należało zarządzić blokady, przygotować obronę, zdusić ewentualną panikę.
Ferwor i chaos dodał Han'kah werwy. Jej orki spuściły łomot plebejskiemu ścierwu, któremu się zebrało na panikę. Chłopcy przynajmniej mieli rozrywkę, trochę muskuły rozruszali.
Sama oglądała z odległości jak czaromioty różnakich domów podlatują do szlamów i walą w nich magicznymi pociskami, kulami kwasu, lodu czy błyskawicami. Kolorowo się zrobiło. Miło dla oka, festyniarsko niemal. A pod feerią magicznych wybuchów na swoich pająkach sunęły majestatycznie kapłanki. W takich chwilach Han'kah przypominała sobie kim jest i kim nigdy nie będzie. Jest tu. Nigdy nie będzie tam.

* * *
Przez umysł prześlizgnął się pomysł czy nie powinna wpierw się przebrać? Zaraz jednak odpowiedziała na tą niemą sugestię splunięciem na bruk. Od zapachu potu i świeżo ulanej juchy nikomu się jeszcze krzywda nie zadziała. Leniwym krokiem zboczyła do komnat swojej matki.

Blichtr, z jakim urządzono pokoje Moliary niezmiennie wprawiały Han'kah w zakłopotanie.
Każdy mebel, skrawek podłogi czy materiału wydawał się nieskazitelny i pułkownik bezwiednie myślała o brudzie i pyle z koszarów, który ze sobą przywlokła i teraz kala harmonię tego idealnego wnętrza. Zazwyczaj chwilę spędzała na stojąco aby oswoic się z uczuciem dyskomfortu i dopiero później decydowała się usiąść.

Usługiwały tu same półdrowy, jako że za ludźmi matka nigdy nie przepadała. Chłopak o gładkim licu przekazał Han’kah, że Matka przyjmie ją po wieczornych modlitwach i ablucjach, tak więc wojowniczka musiała swoje odsiedzieć. Dość typowe.

Moliara przywdziała zwiewną szatę z białej pajęczej przędzy. Siedziała w biblioteczce przeglądając zwoje i księgi religijne. Maska... Prawdopodobnie matka planowała coś innego, jednakże przyjęła córkę, by nie wzbudzać podejrzeń. Z tego co Han’kah pamiętała, Moliara nie była specjalnie religijną osobą, oczywiście jak na kapłankę.

- Matko - Han’kah skinęła lekko i nadzwyczaj ostrożnie opadła na fotel. - Czy ta twoja dyplomatka... Malady. Istotnie jest taka ważna? Potrzebna? Jest dość mocno przekonana o swojej... niezastąpywalności.
- Czyżby i ciebie ta jędza z przerostem ego zirytowała?- zakpiła Moliara przeglądając zwoje.- Jest użyteczna. Niewiele naszych dyplomatek ma tak dobre stosunku z Domem fanatyczek. Niezastąpiona ? Nie. Raczej nie. Na pewno znalazły by się inne na jej miejscu, tylko...
Moliara potarła kark w irytacji.- Malady zbudowała już sobie kontakty w Domu Eilservs, zbyt cenne by je pochopnie marnować. To ją chroni, przynajmniej na razie.
- Mnie nie jest łatwo zirytować - odpała spokojnie pani porucznik. - Nie mam o niej zdania. Nie jest ani wrogiem ani sprzymierzeńcem. Słyszałam jednak... jak twierdziła, że miękniesz.
- Naiwnie sądzi, że mnie zastąpi... Nie ona jedna.- parsknęła gniewnie drowka.- One wszystkie myślą, że słabnę... Każda z tych szczerzących zęby dyplomatek, które ledwie co posmakowały polityki, a już czują się prawie matronami.
Moliara spojrzała na swą córkę.- Uważasz, że mięknę Han’kah?
- Nie wiem matko - drowka zaplotła dłonie i śmiało spojrzała Moliarze w oczy, - Nie znam cię jako polityka, nie znam cię jako wroga... Może to i lepiej. W każdym razie, jeśli osoba mojego pokroju mogłaby coś doradzić... Malady na kochanka. Byłego championa domu Eilservs, niejakiego Shyntala... Wiem, że nie stroni od mężczyzn ale z tego... jeśli nie darzy senstymentem to nad wyraz ceni sobie jego... usługi. Weź go sobie. Możesz. Jesteś wyżej postawiona. Pokażesz jej tym samym, że trzymasz rękę na pulsie, wiesz z kim się umawia na dyskretne schadzki. Kontrolujesz ją. I pokażesz jej swoje miejsce. Odbierz jej zabawkę, zepsuj ją i wyrzuć. Da jej to do myślenia..
Moliara uśmiechnęła się spoglądając na córkę.- A jednak... zalazła ci za skórę, choć nie chcesz się do tego przyznać przed matką.
Spojrzała woczy Han’kah.- Przemyślę twój pomysł, bo jest ciekawy i rzeczywiście warty do zrealizowania. Gdybym jeszcze miała dość... czasu, którego w przyszłości może zabraknąć. Ostatnio w domu Tormtor zrobiło się gorąco, więc uważaj na siebie Han’kah.
- Nie zalazła mi za skórę - Han’kah usilnie pozostawała przy swoimu. - Powiedzmy, że... dbam o twoją reputację i stanowisko matko. Wolę widzieć jako usta Veardeth kogoś, kto czasem szepnie o mnie Matronie pochlebne słowo. Pół biedy jeśli twoje miejsce zajęłaby Neerice - nie zamierzała ukrywać jak rzeczywiście widzi całą sprawę. - Ona... na swój chory sposób zawsze stała za mną... Ale obca suka aspirująca na twoje stanowisko po prostu nie jest mi na rękę. I... - zmieniła temat - uważać na co?
- Lojalna i oddana córka, to rzadkość wśród drowów, no i...Mam wiele córek, a Neerice, która tak o ciebie dba.. - ostatnie słowa Moliara wypowiedziała z ironią. Po czym rzekła.-... celuje wyżej. Niemniej inne moje córki chętnie zajęłyby me miejsce. Tyle że nie ich ambicja przerasta ich talenty.
Drowka spojrzała w dokumenty.- Sama dziś widziałaś co się działo na ulicach. Wiesz więcej ode mnie, jeśli chodzi o wydarzenia poza murami miasta. Sama mi więc powiedz, czy żyjemy w spokojnych czasach ? Nastroje w Domu i poza nim są napięte. Coś się wydarzy... prędzej czy później. Coś znaczącego. Wróżby są niepokojące.
- Nie znam się na wróżbach matko. A co do wydarzeń... w Erelhei-Cinlu co chwila dzieje się coś znaczącego. Zmieniają się jedynie podmioty zainteresowania. Podejrzewam, że jeśli coś wybuchnie będzie miało związek z Czerwonymi Czarodziejami. Jeszcze nigdy nikt z powierzchni nie miał w mieście tak znaczących wpływów. To... stawanie plecami do czatownika.
- Możliwe, ale... Thay i jego obecność w mieście wzmacnia Dom Tormtor, dzięki niemu Erelhei-Cinlu przeżywa rozkwit, a bogactwa płyną do skarbców wybranych domów. Możliwe, że trzeba będzie ukrucić i wyplenić rozruchy wywoływane przez... kogoś.- mruknęła Moliara, podpierając dłonią podbródek.- Bo ktoś... albo na zlecenie Domu, albo z własnej inicjatywy wywołuje tę falę niechęci wobec czerwonych magów.
- Drowy nigdy nie grzeszyły tolerancją... A ludziom powodzi się lepiej niż wielu z naszej rasy. Zazdrość i niechęć są oczywiste. Jeśli jednak rozruchy i bazgranie po murach są jedynie preludium do konkretniejszych działań to w rzeczywistości są wymierzone nie w Thay, a w Tormtor. Pretendentów do wojny jest ośmiu - wygięła wargi w cieniu uśmiechu - tyle co domów oczywiście. Choć otwartą niechęć żywią jedynie dwa. I te mają najwięcej do stracenia. Lub zyskania.
- Matrona jest tego świadoma. I zapewne podjęła już odpowiednie środki zaradcze.- rzekła w odpowiedzi Moliara uśmiechając się pod nosem.
- Matko... - podjęła pani porucznik obracając w palcach kielich zapatrzona w chlupoczący płyn. - Mogłabyś szepnąć Matronie dobre słowo na mój temat? Aby dała mi wymagające zadanie. I szansę.
- Jakiego rodzaju zadanie ? Jesteś wojowniczką, ku temu cię szkolono Han’kah. Gdy przyjdzie wojna będziesz mogła się wykazać. Chyba, że...- spojrzała w oczy swej córki. -Czyżbyś chciała się sprawdzić w innej rozgrywce?
- Wojskowa ścieżka mi odpowiada. Ale chcę sięgnąć wyżej niż tytuł pułkownika. Myślałam nawet czy nie wystartować w igrzyskach, ale championi przychodzą i odchodzą... Zwycięstwo by z pewnością nie zaszkodziło... Niech matrona mnie sprawdzi. I odwoła mnie z niańczenia Milady. Miałam się dowiedzieć czy jest lojalna wobec Tormtor. Nie znalazłam podstaw że jest nielojalna.
- Przekażę jej twe słowa córko.- rzekła w odpowiedzi Moliara.
- I weź sobie tego Shyntala, posłuchaj dobrej rady.
- Nie jest z Tormtor. Nie wypada sobie go po prostu wziąć. To w złym smaku.
- Nadal masz świetne cycki matko, na pewno pamiętasz jak się ich używa. Jeśli wykarzesz zainteresowanie, nie odmówi ci. A później upokorz go, najlepiej publicznie, żeby żadna drowka już nie wyciągnęła po niego ręki. Milady zrozumie to jako jawną komendę “waruj suko i miej baczność kto jest nad tobą”.
Moliara zaśmiała się. - Jesteś pewna, że nie zalazła ci za skórę?
- W żadnym razie.

* * *

Rozmowa z Akormyrem sprawiła, że spojrzała na sprawę z innej perspektywy. Postawiła strażników pod pokojami Malady i udała się wprost do koszarów.
Kiedy jej narowisty skorpion dosłownie wbił się w plac ćwiczebny pani pułkownik zeskoczyła na ubitą ziemię i z miną, która zwiastowała trzęsienie ziemi pomaszerowała do swojej kwatery.
- Goooica! Tarrrmyr ‘rar! Do mnie! Aleee już!
Kiedy kapitanowie pojawili się w zasięgu wzroku a drzwi zatrzasnęły się za nimi pani pułkownik wydarła się tocząc z ust pianę.
- Zapytam jeden kurwa raz! I jeśli usłyszę szczerą odpowiedź obędzie się bez mojego wkurwu, zrozumiano? Czy któryś z was donosi mojej siostrze?!
- A czemu akurat siostrze pani?- spytał żartobliwie Goica. - Ostatnio wiele słychać o twych sukcesach z Malady. Ponoć to ma być jako awans traktowane. A przy Malady kręci się tyle kundli, któryś na pewno obsikuje więcej niż jedno drzewo... jak to powierzchniowcy mówią.
- Ja przy tej suczy mordy nie otwieram. - zaprzeczył ponuro Tarrmyr’rar.- Ani przy dziwkach, które w czasie wolnym obracam... też nie.
Han’kah zaczerpnęła dwa oddechy a później skinęła głową i każdego z kapitanów pogłaskała po głowie w sposób, który niósł ze sobą odrobinę czułości i odrobinę agresji.
- Ta ciota Bellin’erd i jego miałkie usta na pewno sprzedają wszystko na mój temat, każdej z zainteresowanych stron - syknęła cicho. - Dajcie mu przy najbliższej okazji delikatny wycisk. Nie na tyle jednak żeby jego babka miała do nas pretensje.

Przywołała do siebie Grumbakha z nakazem żeby przyprowadził Quildara. O prawdziwej tożsamości chłopaka nie wiedział bodaj nikt poza może Dintrinem, któremu Han’kah zwykła ufać. Jak na złość szczeniak nie mógł się znaleźć.
Ustawiła swoich oficerów w karny rządek a podczas przesłuchania bawiła się nożem żeby zająć palce.
- Czy ktoś się ostatnio kręcił w pobliżu chłopaka? Pytał o niego?

Zdawali się być skonfundowani skąd gniew o niedorostka niewolnika, który czyści żołnierzom broń, naciera oliwą zbroję i pomaga w garkuchni. Ale Han’kah kipiała jakby rzeczywiście miał się za chwilę po dziedzińcu potoczyć jakiś łeb.

Minęły dwa dzwony nim gówniarz się znalazł. Ha'kah zwolniła podkomendnych zostając sam na sam z chłopcem.

* * *
- Otwierać! - skórzana rękawica załomotała w eleganckie drzwi. Ćwieki zarysowały ich gładką jak lustro powierzchnię.
- Wyjebię te drzwi z zawiasów jeśli ktoś mi zaraz nie otworzy!

Zachwiała się ale zdołała w porę oprzeć ramię o futrynę i nie wyrżnąć na pysk. Drzwi uchyliły się w między czasie ukazując gładkie przestraszone lico. Han'kah prychnęła na ten widok unosząc oskarzycielsko palec i wykrzywiając usta w kpiącym uśmiechu.
- I dlatego wolę koszary... Kiedy patrzę na orka, przynajmniej wiem czy mam do czynienia z samcem czy z samicą.

Pchnęła sługę do wnętrza i weszła do środka na dość rozchwianych nogach. Wraz z panią pułkownik wtoczył się ciężki zapach mocnych trunków.
Od progu wyrośli przed nią dwaj zielonoskórzy ochroniarze o, nawet jak na orki, imponujących gabarytach i wyjątkowo szkaradnych mordach.
- Złazić mi z drogi parchy! - wrzasnęła nie znającym sprzeciwu tonem, jak zwykła to robić względem swoich żołnierzy. - Nie pozajecie mnie półmózgi? Jestem JEJ siostrą! JEJ siostrą! Bywam tu kiedy mi się rzewnie podoba! Przepuśćcie mnie!

- Przekażę pani Neerice, że jej siostra chce ją widzieć - poinformował niewolnik ze spuszczoną głową i wycofał się wgłąb komnat.
- Przekaż! - wrzasnęła za nim Han'kah plączącym się językiem. - Przekaż tej głupiej kurwie, że to koniec, rozumiesz? Niech wpuści sobie w dupę swój własny jad!

Orki zamknęły korytarz jak para solidnych dwupłatowyh drzwi. Han'kah warknęła ze zniecierpliwienia i furii i zaatakowała jednego z nich ale jej skuteczność w takim stanie pozostawiała wiele do życzenia. Ochroniarz wykręcił jej rękę i pchnął na ścianę, prawdę mówiąc dość delikatnie jak na możliwości swoich napompowanych zielonych ramion.
Drowka zaklęła jeszcze kilka razy pod nosem aby miękko spłynąć w dół i usiąść na własnych piętach. Ork poluzował nieco uścisk widząc, że się uspokaja.
 
liliel jest offline