Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-04-2013, 22:16   #8
Titania
 
Titania's Avatar
 
Reputacja: 1 Titania nie jest za bardzo znany
Titania dosiadła Cyklona i pogalopowała do siebie. "Do siebie"... dobre sobie. Catalina nie znała swojego miejsca na ziemi. Nikt nie czuł się tak samo jak ona. Pozbawiona wspomnień, żyjąca nienawiścią do własnej osoby. Gardząca pychą ludzką i niehonorowością. Właśnie dlatego dołączyła do tej organizacji - bo mogła czuć się potrzebna i byli tam ludzie ponadprzeciętni – co prawda niekoniecznie mili, niekoniecznie dobroduszni, ale inni. Tak jak ona.
Zwolniła do kłusa, widząc znajomą górkę, za którą stał jej dom. Westchnęła cicho, na co koń tylko drgnął uchem. Wiedział, że jego pani teraz rozmyśla i nie warto jej przerywać. Byli ze sobą bardzo związani. Cyklon najchętniej odpowiedziałby na nurtujące ją pytania, bo tylko on jej pozostał. Pomimo iż był tylko zwierzęciem, szczerze żałował, że nie może się odezwać w ludzkiej mowie.
Koń poczuł, że spięła mięśnie. Nagłym ruchem pociągnęła wodze i zawróciła, na co zaskoczyło rumaka. Nieśpiesznym kłusem pokierowała konia do znajomego lokalu 'Hikari' w centrum miasta. Kobieta okrążyła budynek, by na tyłach zostawić Cyklona w niewielkiej stajni dla wierzchowców klientów. Zeskoczyła z siodła, rozluźniła nieco popręg i wpuściła konia do trzech innych. Sięgnęła po szczotkę i wyczesała czarną sierść. Popatrzyła na niego jeszcze przez chwilę i podziękowała w duchu, że go ma.
Podeszła do brązowych drzwi i bezgłośnie wślizgnęła się na zaplecze. Przez chwilę szła zaciemnionym korytarzykiem, aż znalazła się w szatni. Pracownicy zostawiali tam swoje odzienie i ruszali do pracy. Do pomieszczenia prowadziło troje drzwi; jedne z kuchni, drugie zza kulis a trzecie to te, którymi weszła.
Zdjęła ubrudzony płaszcz zwiadowczy i odłożyła na swoją półkę. Broń jednak wolała mieć wciąż przy sobie, nigdy nie ubiła rozstawać się z mieczem czy nożami.
Catalina bardzo lubiła ten lokal - był jednym z tych lepiej zadbanych, oraz należał do ludzi o duszach artystów, ludzi, którzy dopiero na scenie mogli poczuć się wolni i wystąpić tak jak im się żywnie podoba. Titania grywała tam czasami na pianinie, praktycznie za półdarmo. Scena była dostosowana do zmieszczenia niewielkiej orkiestry bądź grupy tanecznej; widownia składała się ze stolików z półkolistymi fotelami z oparciem, obijanych atłasem. Dziewczyna była tam częstym gościem, niekoniecznie występującym. Dziś stwierdziła, że nie zagra, nie miała ochoty. Przyszła tu, żeby się odprężyć w ich luksusowej łaźni, bo ostatnio za dużo stresu męczyło jej biedne ciało.
Rozpaliła kadzidełka i zapaliła świeczki. Rozebrała się i spojrzała na paskudne szramy. Przejechała palcem po podbrzuszu, czując wypukłości blizn. Szkarłatne włosy upięła w wysoki kok, niesforny kosmyk spłynął po obnażonym ramieniu, zatrzymując się na wyrazistym obojczyku. Jak twierdziła część męskiej publiki, oba były specjalnie projektowane przez samego Leonarda da Vinci.
Wspięła się na dwa schodki, poczym zamoczyła po brodę w balii. Ciepło przyjemnie rozchodziło się po zmęczonym ciele. Z lekka odpływała, zapomniała o otaczającym ją świecie. Przez chwilę myślała o zadaniu które ją czeka, lecz zaraz w jej głowie zrobiło się pusto, wszystko stało się nieważne.
- Catalina? Słyszysz mnie? Skarbie, odezwij się....
- Ona musi umrzeć. Zdechnie jak Ty!

Wzdrygnęła się. Co to było? Wspomnienie? Kolejny urywek pamięci? Już dawno nie miała wizji. Ale dlaczego ‘skarbie’? Zdecydowanie był to męski głos. Pokręciła głową. Postanowiła odstawić to na później. Widać odprężenie nie jest jej pisane. Westchnęła cicho i wyszła z balii. Nie siedziała w niej nawet dziesięć minut. Owinęła się białym ręcznikiem i podeszła do toaletki zostawiając za sobą mokre ślady stóp. Przyjrzała się odłożonym na niej nożom do rzucania, poczym zaczęła je czyścić z zaschniętej krwi swych dzisiejszych ofiar. Bawełnianą szmatką delikatnie sunęła po srebrnych ostrzach, dopóki efekt nie był zadowalający. Dopiero po czasie uświadomiła sobie, że wciąż siedzi w ręczniku, więc ubrała się pośpiesznie. Na koniec posprzątała po sobie i upewniając się, że niczego nie zostawiła, wyszła.
Cyklon zarżał radośnie na widok swej pani. Nasunęła maskę na twarz, poprawiła popręg i tym razem pojechała do domu. Stara chałupa wyglądała nieco odrażająco jak na pierwsze wrażenie. Nieocieplany, obity deskami, pośpiesznie naprawiony. Koń miał własną stajnię, przeznaczoną tylko na jednego wierzchowca – niewielki budyneczek pełen świeżego siana. Część mieszkalna składała się z dwóch pokoi – sypialni i saloniku. Toaleta stała na zewnątrz. Posiadłość nie była wyszukana, ale najważniejsze, że zdatna do życia.
Catalina rozebrała się z jednoczęściowego stroju, na szczupłe ciało nasunęła cieniutką, prześwitującą koszulę i położyła do łóżka. Zastanowiła się nad jutrzejszymi zadaniami: misja od kupca oraz obstawa jakiegoś starca… ciężko było jej zasnąć. Myśli kłębiły się w głowie, analiza danych i przypuszczenia próbowały znaleźć spójność. Zrezygnowana zapaliła świeczkę na stoliku nocnym i sięgnęła po „Anatomię Zbrodni” L. Goldstone’a. Główny bohater dokonywał autopsji na trzech dostarczonych właśnie ciałach, diagnozując zaobserwowane zjawiska wraz z Profesorem i grupą innych lekarzy. Z oczarowaniem czytała następne strony, zapamiętując ważne szczegóły, wiedząc, że mogą być przydatne w przyszłości. Gdy uprzytomniła sobie, że zostały jej niecałe trzy godziny snu, odłożyła tom i owinięta w koce, usnęła.
Wstała z rana, i nieco nieprzytomna, zaczęła się pakować. Niewielka torba idealnie zmieściła dwa zapasową odzież, latarnię, bukłak, kilka przedmiotów dla Cyklona, suszony prowiant, podręczną apteczkę oraz nieskończoną wcześniej książkę - wątpiła, żeby komukolwiek się to spodobało, pewnie reszta uzna to za zbędny bagaż. Broń była na miejscu. Po namyśle dorzuciła jeszcze notatnik i coś do pisania.
Gdy uznała, że to wszystko, narzuciła płaszcz zwiadowczy i poszła nakarmić Cyklona, sama ruszając bez śniadania. Doczepiła ekwipunek do łęku. Po krótkiej oględzinie kopyt przejechała przez miasto i zatrzymała się w niewielkiej spelunie, śmierdzącej i napawającej odrazą. Weszła do środka, do podziemi; nieprzytomni chleje i bibosze walali się wszędzie. Cuchnęło nędzą, kloaką i chorobą. Nie czekając na jakiekolwiek zamówienie, przysadzisty kelner wskazał jej głową tylne drzwi. Po cichu je otworzyła, natrafiając na brązową kotarę. Odchyliła ją nieco. Pokój tonął w półmroku, miał jedynie malutkie, brudne okienko. Ściany ociekały breją spływającą z pękniętych rur.
Po środku stało troje mężczyzn. Otaczali okrągły stolik, na którym walało się pełno sprzętu laboratoryjnego i proszków. Rozmawiali szeptem, nieco poirytowani. Dostrzegła także strzykawki – dotarła pod właściwy adres. Wcześniej, dostając zlecenie od kupca, miała śledzić jego syna, który ostatnio zaczął zachowywać się niepokojąco. Kilkukrotnie powracał do tej knajpy, więc zapłaciła kelnerowi za kilka informacji. Teraz wyciągała saksę, spodziewając się ataku od strony najsilniejszego z mężczyzn. Wyszła zza kotary, na co mężczyźni drgnęli. W ich oczach malowało się przerażenie. Najdrobniejszy z nich, syn kupca, szybko strącił strzykawki, wiedząc, że wszystko i tak się wydało. Pozostali, obtatuowani, śmierdzący i zdemoralizowani, stwierdzili, że dadzą radę kobiecie. Jeden z nich już miał w ręku linę.
Dziewczyna bez problemu obezwładniła obu; rzuciła saksą w najsilniejszego z nich, głęboko rozcinając ramię i niespodziewanie atakując, stając na rękach na jego ramionach i przekręcając się tak by wylądować z drugiej strony. Następnie boleśnie kopnęła go w krocze i zajęła się tym z linami. Odrzucił przedmioty i rozpoczęła się walka wręcz. Mężczyzna wykonał szybki ruch i trafił pięścią w brzuch Titanii. Zgięła się wpół, co wykorzystał chudzielec, wcześniej sięgając po linę, zacisnął ją na szyi kobiety. Przewidując to, mocno szarpnęła do przodu, prawie że wyrzucając tamtego w powietrze, wprost na kolegę.
Po chwili cała trójka była związana, tą samą liną, której chcieli użyć przeciwko niej. Skrępowała ich tak, aby szli gęsiego. Po chwili szarpaniny, uspokoili się. Zgarnęła cały sprzęt ze stołu do worka. Wychodząc na zewnątrz skinęła głową kelnerowi. Obolali mężczyźni zostali dodatkowo obdarowani kneblami. Titania wykonała zadanie.
Spojrzała na niebo i swobodnym stępem pozwoliła koniowi prowadzić. Wyciągnęła notatnik i pieczołowicie coś skrobała. Gdy dotarli do portu, ze statku kupieckiego doszedł ich niski głos. Po chwili zszedł do nich elegancki kupiec, przypominający nieco Juliusza Verne, z wąsami prawie łączącymi się z bokobrodami, w obstawie czterech osiłków. Westchnął ciężko.
- A więc to prawda. Mój syn jest narkomanem. Miał być chemikiem, a został ćpunem. Dziękuję ci Titanio, za wykonaną pracę.
W odpowiedzi dziewczyna pokazała mu notatnik, w którym wąskim pismem widniało następujące:
Z moich przypuszczeń wynika, że Pański syn starał się rzucić nałóg. Wraz z dwoma kolegami rozpoczął eksperymenty. Na początku byli uzależnieni od kokainy, którą potem starali zastąpić mniejszymi dawkami morfiny. Niestety, pomimo początkowych efektów, głód był niemiłosierny. Właśnie dlatego ostatnio był poirytowany i agresywny. Dzięki temu, że opływa Pan wiele regionów, miał on szeroki dostęp do różnorakich dealerów.
Próbując wytworzyć dawkę, która zatrzymałaby nałóg, zaczął prowadzić doświadczenia z morfiną. Niewiele osób jest w stanie to zrobić, ale on owszem – gotując sproszkowaną morfinę z bezwodnikiem octowym, otrzymał pochodną acetylową, czyli diacetylomorfinę. Można jej stosować w bezpieczny sposób, jednak jest wykorzystywana tylko w szpitalach. Przekazuję ich w Pańskie ręce. Proszę tylko uważać, ciężko mi było ich ujarzmić, musiałam podać im nieco narkotyku.
Resztę musicie załatwić między sobą. Na tym moja rola się kończy.

Kupiec oniemiały czytał tekst. Titania wyjęła z dłoni notatnik, poczym podała mu koniec liny. Przyjął ją niepewną ręką, ale co się dalej działo, nie obchodziło już dziewczyny. Dostała mamonę już wcześniej.
Zostało jej idealnie tyle czasu, by dotrzeć po południową bramę.
 
__________________
Normalni ludzie wydają na świat dzieci; pisarze wydają książki. Jako pisarze jesteśmy skazani na to, by poświęcić im życie, choćby miały odpłacić nam niewdzięcznością.
C.R.Z.

Ostatnio edytowane przez Titania : 06-04-2013 o 12:19.
Titania jest offline