Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-04-2013, 15:39   #170
Zajcu
 
Reputacja: 1 Zajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znany
Skowyt rozgryzionych elfich marzeń

- Oi Oi, po co to nerwy? - Faust zapytał przybysza pozostając nad wyraz spokojnym. Jego życie zostało już poświęcone idei, żyje, chociaż powinien umrzeć - nie było niczego, z czego miałby się smucić. Żywot był darem, on zaś trzymał się go jak tonący brzytwy, przy każdej możliwej okazji raniąc swe ciało w zamian za kilka chwil bezpieczeństwa. Może jednak trzeba było podjąć inny wybór, w końcu nauczyć się pływać, lub, co znacznie lepsze odrzucić ideę zagrożenia? Strażnik równowagi wiedział, co powinien robić, jednak fatum poprzednich starć, bólu i ran krążyło wokół jego duszy, przypominając tylko o swej obecności.
- Radość i podniecenie to jego motto - perłowy szermierz szukający równowagi w hawajskich koszulach przemówił raz jeszcze, zaś jego słowa zdawały się zauważać jakąś prawdę, o której łowczy wyraźnie zapomniał.
- Po co pozbawiać go któregokolwiek z nich? - zapytał w końcu.
Odpowiedzią na słowa Fausta był tylko dziki ryk, po czym rycerz przyspieszył kroków pochylając się lekko niczym szarżujący dzik pędząc w stronę trójki wojowników. Wilki zaś już skakały, na krasnoluda i elfa. Brodacz jednak machnięciem miecza, przejechał po gardzieli lecącego w jego stronę potwora, rozpruwając ją niczym wór ze zbożem. Ciało worga gruchnęło o ziemię, gdy ten toczył krwawą piane z pyska, miotał się w śmiertelnych konwulsjach.
Elf jednak tyle szczęścia nie miał, nim zdążył naciągnąć kolejną strzałę, wilk już leciał na niego i po chwili przygniatał długouchego do ziemi. Jego szczęki pognały na spotkanie z szyją blondwłosego zwiadowcy, ale ten zasłonił się ręką. Zęby stwora wbiły się w ciało, i zgruchotały kość i tak osłabionego elfa. Jego krzyk przeszył leśne ostępy, gdy wilk odskakując od miecza krasnala, którym brodacz chciał ochronić kompana, wraz ze sobą zabrał rękę młodego elfiego zwiadowcy. Łucznik wił się na ziemi, gdy poszarpany kikut krwawił obficie na mokrą trawę.
- Rusz się kurwa! -ryknął krasnal w stronę Fausta i zaciskając zęby ruszył do walki z worgiem.
- Po co? - odkrzyknął pełnym emocji głosem blondyn. Najwyraźniej nie interesowały go osobistości inne niż kapłanka, której zawdzięczał swój żywot. Elf stracił rękę, jego użyteczność spadła wystarczająco, by ustawić priorytet na swoje własne cztery litery. Faust nie musiał przywoływać nawet faktu, że efektywnie trzy walki toczyły się w trybie bezpośredniego starcia.
Jeden-na-Jednego.
Perłowa katana pojawiła się w dłoni Fausta, zaś długi, szkarłatny łańcuch oplątywał teraz jego obolałą rękę, sprawiając że ostrze było bliżej szermieża niż kiedykolwiek. Zaciskając zęby uniósł je nad siebie - stanął naprzeciw “swego” wroga.
- Dawaj, dawaj, dawaj! - zagrzewał do walki dzierżyciela gigantycznego ostrza. Palec drugiej dłoni uderzył w jeden z punktów w układzie energetycznym, upłynniając trochę zdolności blondyna. Dokładnie to samo miało na celu przyśpieszenie krwi, która aż zabulgotała w blondynie, przerywając tym samym jedną czy dwie rany. Strumienie szkarłatnej cieczy pojawiły się na jego ciele nim jeszcze zdążył wykonać cokolwiek.
Postawa służąca przeważnie do otwarcia powinna być wykorzystywana do ataku, lecz co jest najlepszą obroną? Tak, każdy człek słyszał stwierdzenie iż to właśnie on jest najlepszą defensywą. Strażnik równowagi zamierzał oczekiwać na swego przeciwnika w miejscu w którym właśnie stał, nie pozwalając mu przejść nawet krok dalej. Niewątpliwą przewagą Fausta w tym starciu był fakt, że to nie jemu zależało na wykończeniu przeciwnika - wbrew wszystkiemu, nawet chorobie trawiącej jego duszę, był... spokojny.
- “Równowaga” - zamierzał powiedzieć gdy domniemany atak rozpałaszuje nie jego ciało, lecz stworzoną przez lisią boginię iluzję jego ciała. W czasie, który da mu ta tania sztuczka zamierzał znaleźć się na dalszej stronie względem dwuręcznego orężu przeciwnika. - Wymaga opłat - zamierzał dodać, gdy ostrze rozpocznie wędrówkę w kierunku szyi przeciwnika.
Jak że bolesnym jest być osłabionym. Wróg który normalnie zginąłby nim uniósłby ostrze, teraz urastał do rangi nieziemsko silnego przeciwnika, wymagającego stosowania wysublimowanych taktyk. Potężne ostrze uderzyło od góry, przecinając iluzję na pół, oraz sprawiając że ziemia zadrżała w okolicy styku miecza z podłożem.
Faust pojawił się koło rycerza, nawet przyspieszony, zdawał się być zawodnikiem płynącym w kisielu w porównaniu do tego co demonstrował podczas walki z katem. Katana ruszyła w stronę gardła przeciwnika, jednak ten z rykiem, odgiął się w tył, jak gdyby, nie przejmował się bólem jaki sprawia tak nienaturalna pozycja. Ale przecież szaleństwo tłumiło ból i dawało nadludzkie siły, co zresztą pokazała ta sytuacja, bowiem gdy katana śmignęła nad czarnym wojem, on dalej wygięty zaczął unosić swój ogromny miecz, coraz bardziej przypominając zwykłą marionetkę a nie człeka.
- Pokojowe rozwiązanie zostało przez ciebie odrzucone, huh? - blondyn westchnął, wykonując opadające cięcie obierając sobie za cel tors przeciwnika. Jedno było pewne - sytuacja, w której właśnie się znajdywał pozbawiała go jego największego z asów, które trzymał w rękawie, bowiem jego ciało stało się wolne, zmysły zaś przyzwyczajone były do działania w pełni sił. Musiał więc skupić się na tym, co nie zostało tchnięte, zniszczone przez kata niczym szyja każdego ze skazańców.
Głęboko wewnątrz każdego istniał potencjał, zwany przez wielu magią, maną. Blondyn wydobył go za sprawą kontaktów z poszczególnymi bóstwami, jednak nigdy nie była to jego specjalność. Znacznie bardziej wolał negowanie magii niż jej tworzenie, jednak los jest nieubłagany, a on nie zawsze był wśród ulubieńców Fortuny.
Właśnie dlatego jego defensywa nie tyle wyglądała dzisiaj inaczej, co zaczynała wyglądać. Strażnik brał pod uwagę, że nawet w tak pozbawionej równowag postawie przeciwnik zapewne ciągle będzie posiadał większą od niego sprawność. Katana opadała na ciało przeciwnika, jednak energia magiczna skupiała się głównie wokół ciała blondyna - jedyną opcją na odparcie ataku było połączone wykorzystanie uwolnienia(“Kai”), oraz bariery, która miała wkrótce otaczać jego ciało.
Wilczy pan, jeśli tak można nazwać podróżującego z końcem łuczniczej kariery długowłosego elfa, wykonał cięcie z jakże nienaturalnej dla wszystkiego co żywe i normalne postawy. Nawet jeśli jego ciało naginało zbroję, pozostając w pozycji podobnej do akrobatycznego mostka, to ciągle potrafił on wyprowadzać cięcie. Co prawda siła takiego ataku była mniejsza niż normalnego, a mięśnie człeka były nieporównywalnie słabsze niż te należące do kata, ale w stosunku do kogoś, kto w trakcie walki wykonał tylko kilka kroków - na więcej nie pozwalało mu bowiem jego ciało, które najprawdopodobniej wymówiło by mu posłuszeństwa przy pierwszej próbie biegu, nie było to żadnym problemem. Właściwie to była to jedna z wielu walk w których pierwsze trafienie miało zakończyć starcie, chociaż nawet tutaj strażnik równowagi był na straconej pozycji - nie mógł on zablokować cięcia przeciwnika.
Jesli jednak chodzi o wielki miecz okutego w pełną płytową zbroję rycerza, to napotkał on dziwny opór, jakby coś za wszelką cenę utrudniało mu dostanie się do blondyna. Cel tej eskapady, jak i jedno z nielicznych źródeł rozrywki znajdującego się na szczycie czarnej wieży, był nieosiągalny dla zwykłego ostrza.
Gdy miecz wyhamował, blondyn uśmiechnął się. - Miałeś inną opcję, prawda? - odparł wyraźnie rozbawiony. Perłowa katana, która opadała w ostatnich sekundach była już o włos od ciała swego celu, gdy wirus niestabilności mentalnej przemówił przez ciało Fausta. - Prawda? - zawołał, sprawiając że głos przemknąl przez polanę niemal tak samo jak jego broń przez zbroję przeciwnika.
Czerwony łańcuch, który wiązał rękę ucznia najprawdziwszego z katów, tego skąpanego zarówno w szkarłacie, jak i perle, zadzwonił gdy ostrze zataczało drugie koło - by, niczym samuraj, przygotować je do włożenia do swej pochwy po udanym manewrze. Tak też było i tym razem, a gdy tylko ostrze udało się do innego wymiaru, cielsko przeciwnika upadło z hukiem na ziemię. Faust rozejrzał się po okolicy, chcąc sprawdzić, czy reszta kamratów żyje, oraz, co nieograniczenie wręcz ważniejsze, jak ma się Inori.
Drugi z worgów poległ pod ciosami krasnoluda, elf zaś łkał na ziemi, otoczony leczniczym światłem Inori, która tamowała krwotok z jego ręki.Faust natomiast poczuł jak dusza wroga wpływa do Kata... tylko że tym razem zdobycz zdawała się być brudna i ciężka. Widac szaleństwo kalało nie tylko umysł... a może dusza nierozłącznie związana była z myślami?
Faust ruszył powoli w kierunku towarzyszy. Nie spoglądał nawet na leżące bezwiednie ciało powalonego sługi tego, którego głowy tak pragnął piewca chaosu. Jego oczy nie spoglądały również na kończynę, która postanowiła wypowiedzieć swoją służbę elfowi i to bezterminowo.
- Odsuń sie - blondyn powiedział to nie tyle do kogoś konkretnego, co zwyczajnie przed siebie, dając znać, że chce mieć swobodne dojście do rannego. Gdy tylko przy nim się znajdzie, zamierzał uderzyć w punkt na ciele odpowiadający za przepływ krwi - spowolnić go, a co za tym idzie uratować elfa od wykrwawienia. Po chwili zastanowienia zbliżył się również do kapłanki, przekraczając nieco strefę prywatności.
- Jesli pozwolisz, Inori-chan - szepnął do jej ucha w tonie, który mógł przypomnieć jej o ostatnim z momentów, w którym odczuwała prawdziwe spełnienie. Jego palec musnął delikatnie jej ciało, ułatwiając jej manipulację energią.
Palce blondyna niczym igły uderzyły w punkty na ręce Elfa, który stęknął cicho, a jego ręka zdrętwiała, gdy krew zaczęła krążyć wolniej. Dało to kapłance czas by zasklepić ranę, a zwinne palce jej kochanka, sprawiły że proces był ten szybszy i bardziej efektywny. Inori uśmiechnęła się, a jej dłoń delikatnie przejechała po nodze stojącego koło klęczącej dziewczyny mężczyzny.
- Nic Ci nie jest Fauście? -zapytała gdy elf zmęczony zamknął oczy, a krasnal z mlaskiem wyrwał ostrze z cielska worga.
- Cały i zdrowy - strażnik równowagi zaśmiał się, pierwszy raz od walki z katem coś, co było widoczne przez wszystkich, wyszło mu dokładnie tak, jak planował. Jego ręka uniosła się do głowy Inori, gładząc nieco jej włosy. Przytulił ją mocno, jakby miało to przekazać chociaż cząstkę tego, co mogło zacząć kształtować się w jego sercu.
Kiedyś.
“Samotność jest cechą bogów” - tak właśnie powiedział jedyny mentor blondyna. Może i miał rację? Egzystencja strażnika równowagi zaś nie była jeszcze na tym poziomie i nikt, nawet on sam nie śmiał twierdzić, że kiedykolwiek się znajdzie.
Zawdzięczął Inorij swój żywot, co więc logiczne, nigdy nie zdoła jej wystarczająco odpłacić. Mógł pomagać jej przy każdej możliwej sytuacji, zapewniając że jej ubogie zdolności staną się coraz przyjemniejsze w użyciu dla pacjentów, zaś przychylność bóstwa, ktoremu służy wzroście.
-Przynajmniej nie mniej niż przed starciem - dodał po chwili.
- Skoro znaleźli nas teraz znajda i znowu... -mruknął krasnal. - Trzeba zwiewać. -dodał gdy Inori uśmiechnęła sie lekko do Fausta. Jednak w słowach brodacza było trochę racji - nie mogli tutaj odpoczywać, skoro znalazł ich czarny rycerz, to odnajdzie i kat.
- Trzeba...iść...do...wróżek... -wyjęczał elf uchylając ledwo oczy, ale z determinacja patrząc w oczy strażnika równowagi.
- Wróżek? - blondyn upewnił się, że dobrze słyszy. Sam fakt dostępu kogoś o znaczeniu, którego jeszcze nie poznał, do wioski wróżek znaczył tak wiele, że był aż szokujący dla strażnika równowagi.
- Jeśli znasz drogę - stwierdził Faust. I tak nie mieli nic lepszego do roboty, a mozliwość zapewniania mięśnią ciągłego ruchu nie była wcale tak zła dla czasu jego rekonwalescencji. Nie zamierzał wspominać przyszłemu elfickiemu bandycie# o tym, że sprowadzi to tylko gniew kata na tą właśnie wioskę. Tym razem zamierzał być gotowym i znaleźć najbardziej rozsądne rozwiązanie z tej sytuacji.
- Do...nich... nie... ma... drogi... -wymruczał jeszcze pół przytomny elf i znowu zamknął oczy, zaś krasnal burknął tylko. - Majaczy z bólu.
- Możliwe, ale nie zaszkodzi go wysłuchać. - odparł nieco smutno strażnik równowagi ludzi, jak i wszystkich innych istot żywych.
- Gość ledwo mówi a ty chcesz słuchać elfich bajeczek? -prychnął krasnal, zaś Inori ułożyła kompres na głowie elfa. - To stara bajka elficka. -wyjaśniła kapłanka.- Ponoć w lasach żyją wróżki, która pojawiają się wtedy gdy ktoś naprawdę ich potrzebuje, by pomóc wędrowcy o ile zasłuży na ich wsparcie.
- To co mówią o kacie brzmi jak coś do straszenia bachorów - blondyn odgryzł się krasnoludowi. - Ponoć w każdej bajce jest nieco prawdy - dodał po chwili nieco spokojniejszym głosem
Blondyn oddalił się nieco od pochylonej nad najbardziej rannym dwójki. Położył rękę na jednym z pobliskich drzew, skupił się. Jeśli faktycznie znajdowały się tu jakieś osobliwości, mity, legedny, to może miło byłoby je poznać?
- Opiekunowie tego lasu, ci o których istnieniu elfy wiedzą od samego dzieciństwa. - strażnik rozpoczął, delitaknie gładząc korę drzewa. - Nawet jeśli tak ciężko niektórym uwierzyć w wasze istnienie, czemu miałybyście porzucać tych, którzy nigdy was nie negowali? - zapytał otoczenie, nie zwracając uwagi na to, jak skomentuje to Wąsal.
- Nawet jeśli jestem strażnikiem, nie wzywam was ze swojego powodu - powiedział całkowicie szczerze w przestrzeń. - Wątpię jednak by Lukkan, który, gdy tracił z bólu przytomność, wspomniał właśnie o was, zasługiwał na taki koniec - dodał po chwili w kierunku teoretycznie niewidocznych bóstw.
 
Zajcu jest offline