Cathil czuła się źle, nerwowo, jak zwierze w potrzasku. Chciała wyjść z chaty, jednak wiedziała, że ulewa może przynieść zły oddech, gorączkę i śmierć. Poza tym nie znała tego lasu i wolała nie zapuszcząć się w niego sama. Krążyła wręcz w pobliżu wyjścia i wyglądała co chwila na zewnątrz, kątem oka obserwując staruchę i jednym uchem słuchając jej słów. Niewiele z tego co mówiła wiedźma znaczyło cokolwiek w targanym niepokojem umyśle łowczyni. Wiedziała, że trudno będzie jej tu zasnąć.
- No to co? - zapytał nagle Orin odwracając się od zawieszonych u powały zeschłych liści, po czym wyjrzał na zewnątrz - Zostajemy...? - bardziej stwierdził niż zapytał.
Cathil prychnęła w odpowiedzi na pytanie niziołka, jak wściekła kotka. Potrząsnęła szopą burych włosów i pokazała zęby, spoglądając na staruchę spode łba.
- Nie podoba mi się tu - warknęła.
- Nie bardzo widzę inne opcje.. - stwierdziła Kesa - Wyczuwam, że się niepokoisz - przeniosła spojrzenie na Cathil - Ale większość z nas potrzebuje odpoczynku. Pod dachem. Kobieta nie jest nam wroga.
- Bah - nieokreślony wyraz irytacji był jedynym komentarzem Cathil. Znachorka nie poznałaby wroga gdyby ugryzł ją w dupę. Ktoś musiał czuwać i zabijać staruchę wzrokiem na wszelki wypadek. Cathil nie miała przed tym żadnych oporów.
__________________ I don't mean to sound bitter, cold, or cruel, but I am, so that's how it comes out. ~~ Bill Hicks |