Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-04-2013, 01:32   #121
Gryf
 
Gryf's Avatar
 
Reputacja: 1 Gryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputację
Gwiazda, Beniaminek, Tunia - cz I


Kiedy wyznaczeni “na ochotnika” AK-owcy zebrali się do wymarszu Gwiazda usiadł na zwalonym pniu jakiegoś drzewa i spojrzał w ścianę lasu. Drzewa złociły się i pyszniły pełną paletą jesiennych drzew. Las był cichy i spokojny. Gdzieś daleko dzięcioł wystukiwał szaleńczy rytm, zaskrzeczał jakiś ptak. Mieli chwilę czasu na odpoczynek, co cieszyło Beniaminka. Tunię zresztą też. W pożyczonych od jakiegoś partyzanta butach, nieco za nią przydużych, jej nogi szybko się męczyły. No, ale buty, w których ją aresztowano zamieniono na jakieś rozpadające się łapcie, kompletnie nie nadające do lasu. Musiała więc zacisnąć zęby i dziękować losowi, że w zgrupowaniu znalazł się młody żołnierz o niezbyt dużej stopie.

- Cicho - powiedział Gwiazda po kwadransie. - Może nawet za cicho, co?

Beniaminek spojrzał w bok. Chyba coś zobaczył. Kogoś? Jakaś postać przeskoczyła pomiędzy drzewami jakieś sto, sto dwadzieścia metrów od polany, na której oczekiwali na powrót reszty oddziału. Beniaminem nie potrafił powiedzieć nic więcej, poza tym, że postać ubrana jest raczej “pow wojskowemu” i wyraźnie skrada się w ich stronę. Chociaż Niemiec to to nie był. Kolor stroju się nie zgadzał.

O! Kolejny i kolejny! Przynajmniej trzech następnych ludzi zachodziło ich z lewej i prawej.

- Nie odwracać się. Obchodzą nas z mojej trzeciej i dziewiątej. Dwóch albo trzech z każdej strony. Nie Niemcy. - powiedział Beniaminek cicho, tonem niezobowiązującej pogawędki. Mimochodem zwolnił zatrzask kabury pistoletu i posłał Gwieździe przelotne pytające spojrzenie.

Gwiazda też chyba zauważył intruzów, bo szybkim ruchem, ciągnąc za sobą Tunię, legł na ziemi. Nie była to idealna kryjówka. Ale mogli zniknąć z oczu podchodzącym za zwalonym pniem, na którym jeszcze przed chwilą siedział Gwiazda.

Beniaminek szybko doskoczył za tą samą osłonę, bo poza nierównościami terenu czy pniem rozłożystego dębu, nic więcej nie stwarzało szansy na ukrycie się przed kulami. Skoro Gwiazda uznał skradających się za zagrożenie, weteran nie powinien ryzykować więcej, niż to potrzeba.

Niemniej jednak obaj z Gwiazdą wiedzieli, że mają dość kiepskie położenie i oflankowanie ich pozycji dla średnio rozgarniętego żołnierza to tylko kwestia czasu. Na razie mieli wolny fragment za plecami i istniała szansa odskoczenia w las. Ryzykowna, gdyby intruzi chcieli otworzyć ogień, bo aby dopaść do linii krzewów i drzew trzeba było albo przebiec albo przeczołgać się przez jakieś trzydzieści metrów otwartej przestrzeni.

- Mają nas, jak na widelcu - mruknął zły na siebie Gwiazda. - Na razie zachowajmy spokój. Nie wiemy, co to za ludzie. Może to nasi - dodał z powątpiewaniem. - Może zwiewają przed obławą. Albo coś.

Beniaminek skinął głową. Spokojnie przygotował karabin do strzału, kaburę lugera pozostawił otwartą. mechanicznie odtworzył w głowie lokację dodatkowych magazynków po kieszeniach. Czekał.

Tunia przywarła do ziemi. Nie była wprawnym strzelcem, ani tym bardziej znała się na walce w lesie, wolała nie przeszkadzać mężczyznom. Patrzyła na nich czujnie i była gotowa na wszystko co zadecydują.

- Strzel blisko jednego z nich, ale tak by nie zranić - polecił Beniaminkowi Gwiazda, wiedząc, że dla strzelca wyborowego taka sztuczka to drobnostka.

Beniaminek uniósł lufę o ledwie zauważalne milimetry i wcisną spust. Kula wyrwała solidny kawał mięsa z nisko zwieszonego konaru pod którym pospiesznie przemykał najdalej wysunięty członek obcego oddziału, obryzgując go fontanną drewnianych drzazg i kory.

- Kim jesteście?! - wykrzyknął Gwiazda, kiedy przebrzmiał strzał Beniaminka.

Tamci przypadli do ziemi, pochowali się za drzewami i w wykrotach.

- Kim jesteście?! - wykrzyknął ponownie Gwiazda, gdy nie doczekał się odpowiedzi.

- A wy?! - odkrzyknął ktoś z lasu mocnym, męskim głosem.

- To my zadaliśmy to pytanie pierwsi! - nie dał za wygraną Gwiazda jednocześnie szukając wzrokiem kolejnych intruzów.

- Przynajmniej ośmiu, może i dziecięciu, albo i dwunastu - szepnął dowódca do Tuni i Beniaminka w oczekiwaniu na odpowiedź. - Po lewej, na wprost i po prawej. Dobrze zorganizowani. Nie wychylajcie się.

- Ale nas jest więcej! - odkrzyknął właściciel męskiego głosu.

Gwiazda spojrzał w stronę Baniaminka, jakby w starszym wiekiem mężczyźnie upatrywał jakiejś pomocy.

- To się może szybko zmienić, widzę cię za tą brzozą. - Beniaminek nie był typem dyplomaty, ale w pewnych sytuacjach umiał być aż nazbyt przekonujący. Namierzał źródło głosu od momentu, gdy rozbrzmiał po raz pierwszy. - Wojsko Polskie, Armia Krajowa, kurwie wasze macie. Pytamy ostatni raz: Coście za jedni?
 
__________________
Show must go on!
Gryf jest offline