***
-Dowód moich błędów i zdrad. Tylko jej oddaj – przystanął nagle. - Dziś w południe idzie za Mur pierwsza grupa zwiadowców, którzy będą walczyć z ludźmi Raymunda – powiedział zmieniając nagle temat. Założył dłonie za plecy. Potem się uśmiechnął, z ulgą człowieka zrzucającego z barków wielkie brzemię.
Erland przyglądał się zwiadowcy i przemianie jaka w nim nastąpiła. Przemianie, która przeraziła kapłana. „Co skrywałeś w swym sercu Qhorinie?” pomyślał Erland, ale nie powiedział nic, bo i cóż mógł powiedzieć temu dumnemu człowiekowi. Wypytywać o rzeczy o których ten nie chciał mówić? Współczuć mu?
- Pamiętajcie o Cierniu – odpowiedział na stwierdzenie Qhorina o zwiadowcach – znajdźcie go a dowiecie się co planuje mój bóg.
- Znajdę go. I zapytam. Zanim zabiję.
- Obyś miał rację... - skitował stwierdzenie zwiadowcy Erland.
Następnie Erland spojrzał na małe puzderko z czardrzewa, z twarzą dziecka. „Czyżbym był aż tak ślepy?” kapłan zamyślił się, przypominając sobie nieliczne wizyty Moruad w jego pustelni. Podróż na ląd ją odmieniła, ale Erland myślał, że powodem jest mężczyzna stojący u boku. Dopiero teraz zrozumiał, że był w błędzie. „Co by zrobiła matka dla swojego dziecka?” odpowiedź była oczywista.
- Każdy kogoś kocha – wyszeptał.
Zwiadowca pochylił głowę, poprzetykany pasmami siwizny ciężki warkocz zsunął mu się przez ramię.
- Każdy - poświadczył.
- Oddam jej osobiście ten przedmiot, choć nie z lekkim sercem. Powiedz Qhorinie czy ktoś jeszcze o tym wie? - kapłan uważnie przyglądał się zwiadowcy. Śledził każdy jego ruch. „Muszę wiedzieć, muszę wiedzieć co jej doradzić i jak opanować jej gniew”.
Czarny brat wyciągnął okaleczoną dłoń, przeciągnął palcami po rzeźbionej twarzy na wieczku.
- Kiedy mi mówiła: Mur musi być chroniony, kiedy powtarzała to tak często jak człek, któremu bogowie odjęli rozum, uwierzyłem. Tak długo, jak Mur stoi, jej syn jest bezpieczny. Jak i każde inne dziecko w królestwie. To prawda, ale tylko ją rozwścieczy. Powiedz jej to, co rzekłeś mi. Każdy kogoś kocha.
- Być może i prawdą jest to co mówisz. Za Murem są rzeczy dużo niebezpieczniejsze niż Dzicy,choć wielu nie chce o tym pamiętać... A jednak dziecko Moruad Magnar nie będzie bezpieczne tak długo jak jego matka nie zostanie nowym bogiem na Skagos. A nawet wtedy dla Straży będzie tylko i wyłącznie kartą przetargową.
***
Gdy dotarł na miejsce w sali już czekali: córka Lorda Dowódcy, Egan zwany Kamykiem, William Snow, którego Erland znał jedynie z widzenia, ale o którym dużo słyszał, nieznana Wrona o bystrych oczach i twarzy wskazującej, że nie jedną zimę spędził za Murem. Był też Qoryle, rozluźniony, podobny do Qhorina, który zrzucił wielkie brzemię. Były i puste kielichy wskazujące, że spotkanie trwało już jakiś czas i że podjęto jakieś decyzje. Decyzje które zapewne nie spodobałby się Szepczącemu.
Starzec ukłonił się i przywitał z wszystkimi. A potem słuchał słów tak pustych i bez znaczenia, że aż trudno było mu w to uwierzyć by mogli marnować tak czas. Ostatnie zdanie o wyborze Williama na dowódcę grupy podsumował tylko kiwnięciem głowy.
Poczekał aż wszyscy wyjdą, a w komnacie zostanie tylko Lord Dowódca.
-Zanim opuszczę Czarny Zamek chciałem prosić byś przyjął na służbę Jakyma Magnar. To krewniak Magnar i doświadczony wojownik, a mnie łatwiej będzie opowiadać mej pani o tym co zaszło na Czarnym Zamku wiedząc, że został przyjęty do Nocnej Straży. - Serce Zimy zdawało się pochłaniać światło ogniska, a w sali zapadła cisza.
***
- Wybierz nam szybkie i wytrzymałe konie - rozkazał Hwarhenowi Szepczący- jeżeli będziesz mieć problemy powiedz, że posłaniec Moruad nie będzie jeździć na byleczym. Jeżeli pomimo tych słów nadal nie zechcą wydać ci odpowiednich wierzchowców wróc do mnie. Będę u Jakyma. Magnarowi przyda się maść i garść rad.
Szepczący nie zdradził, że zamierza wraz z Hwarhenem powrócić do Moruad. "Musi znać prawdę" pomyślał wchodząc do komnaty w której spał Jakym. Chciał się pożegnać z starym wojownikiem i przekazać mu decyzję Lorda Dowódcy. Chciał też się dowiedzieć co zamierzają pozostali Skagosi z jego grupy.
Następnie Szepczący zamierzał się rozmówić z krewniakiem i zapytać się o jego ocenę całej sytuacji. "Ostrożność nie zaszkodzi" pomyślał, choć nie chciał mu mówić wszystkiego. Nurtowało go jednak pytanie co gotów byłby zrobić Hwarhen dla swojego jedynego dziecka...