Franc był bardzo niemile zaskoczony atakiem rozwścieczonego nie wiadomo czym kurdupla. Jeszcze bardziej zawiodła go postawa Skurwiela. Nie o to chodziło mu, gdy mówił, że pchlarz ma go osłaniać. Tym niemniej alkohol wciąż krążył jego żyłach a to, o dziwo, pozwalało mu w miarę trzeźwo myśleć. - Dokończymy później! -
Odwarknął Imrakowi i sięgnął do kieszeni. Wciąż miał ze sobą mikstury leczące, które powinny postawić go na nogi. Szybko wlał jedną z nich do ryja. Skrzywił się paskudnie, bo smakował jak końskie szczyny, w dodatku nie schłodzone. Przepił gorzałą i w podobny sposób spożył pozostałe dwie. Khazad pociął go solidnie a Maurer potrzebował być w pełni sił, aby poradzić sobie z przerośniętym robakiem. Tak przygotowany chwycił mocniej Scyzoryk i ruszył na potwora. Łbów miało toto tylko jeden. Akurat tyle i ile Franc zwykle był obcinać. |