Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-04-2013, 17:43   #87
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
“Timeo Danaos” głosiło mądre powiedzenie. Z tego też powodu Ian nie miał zamiaru brać uczynności pułkownika Ratzula za dobrą monetę. Jak do tej pory dosyć się napatrzyli na plusy i minusy panującego w Rosji nowego systemu społecznego. I nie wyobrażał sobie szczerej rozmowy z wyższym stopniem wojskowym - zdeklarowanym komunistą.
- Pańskie zdrowie - powiedział, unosząc szklankę pełną jakiegoś ruskiego trunku.
- Zdarowje! - rozpromienił się Rosjanim. - Szczastie!
Zawartość szklanki zniknęła w jego gardle tak szybko, że aż trudno było w to uwierzyć. Ian widział już pijących Irlandczyków. Ale tempo picia narzucane przez Rosjanina budziło ogromny niepokój ale i niechętny ... szacunek.
Nim ludzie zdążyli “ochłonąć” po pierwszej kolejce piekielnie mocnej gorzałki, oficer już polewał kolejną porcję, nie marnując ani kropelki.
- Zdarowje - powtórzył Iwan Ratzul i uniósł kolejny raz sporych rozmiarów kieliszek w górę, uśmiechnięty jak dziecko, któremu dano lizaka.
Profesor jakoś niespecjalnie się angażował w rozmowy i picie. Głównie po to, by nie powiedzieć za wiele. Arturo skupił się raczej na jedzeniu, unikając nadmiaru alkoholu i nie czując się swobodnie w obecności oficera. Może był przyjazny i sympatyczny, ale też i udowodnił, że jest zaślepiony bzdurnymi teoriami komunistów, które cytował lepiej od krewnego Chance’a. A Max niespecjalnie lubił wchodzić w dysputy z wojskowymi entuzjastami obecnego ustroju, uznając ich za tępych i niereformowalnych. A co najważniejsze, za groźnych.
- Nu, agurca - chuchnął pułkownik ocierając grzbietem dłoni drugi kieliszek.
Zakąsił i powrócił do dysputy z Jamesem, na temat wyższości socjalizmu nad resztą politycznych ustrojów. Chcąc nie chcąc angażując w rozmowę Natalię służącą jako tłumaczka. Nie było trudno zauważyć, że tocząc żywiołową wymianę zdań z krewniakiem Chance’a, Ratzul co i raz zerka w stronę ślicznej dziewczyny. Wraz z ilością wypijanego alkoholu jego oczka stawały się coraz bardziej natarczywe.
- Wot, krasawica - powiedział nagle z siłą armatniego wystrzału. - Krasawica.
Zbliżył cuchnącą alkoholem twarz w stronę panny Kelly. W oczkach pojawiła mu się jakaś niespodziewana czułość. Zupełnie nie pasująca do twardej i brutalnej twarzy.
- Jak moja mała córeczka - powiedział wzruszonym tonem. - Pięć lat już jej nie widziałem. Pięć lat w służbie Matuszce Rasiji i rewolucji. Żyzń żołnierskaja. Wot.
Nalał sobie i innym kolejną porcję wódki i wrócił do rozmowy z Jamesem.
- Bo, panimajesz tawariszcz. Nie ma mądrzejszego człowieka niż Lenin. On miał wielką wizję, a my wszyscy, tutaj w Rosji, w naszym Związku Radzieckim, realizujemy tą wizję. I nie bojsja, tawariszcz. Niezadługo nasze słowa i nasze czyny pozna cała Europa, a po niej świat i ta wasza zesputa Amierika. Tak budiet. Panimajesz, tawariszcz?
B.E. Chance przytaknął ciężko głową, spoglądając w stronę Natalii, jakby chciał coś jej przekazać samym wzrokiem.
- Matka Ojczyzna wiele wymaga od swoich dzieci. - Ian skomentował wcześniejszą wypowiedź pułkownika. - A, jak sądzę, w całym niemal świecie słychać głos Związku Radzieckiego.
Jak ów głos był odbierany, tego wolał nie mówić. Jak i nie chciał sugerować, że słowa Rosjanina brzmią niczym zapowiedź wielkiego podboju, nie tylko ideowego. Milczenie jest złotem, jak powiadają niektórzy.
Pułkownik wysłuchał tłumaczenia i rozpromienił się w szczerym uśmiechu.
- Mądry z pana człowiek, towarzyszu Weld. Wiadomo, że co dobre, szybko podchwycą inni. Jak napisał Marks w swej mądrości: “Burżuazja jest niezdolna do pozostawania nadal klasą panującą społeczeństwa i do narzucania społeczeństwu warunków istnienia swej klasy, jako normy regulującej. Jest ona niezdolna do panowania, gdyż jest niezdolna do zapewnienia swemu niewolnikowi egzystencji bodaj w ramach jego niewolnictwa, gdyż jest zmuszona spychać go do takiego stanu, przy którym musi go żywić, zamiast być przezeń żywion”. Tak właśnie jest i nie można się z tym nie zgodzić, prawda, panowie towarzysze. Prawda, pani. Bo przecież kobiety to coś więcej niż narzędzie rozrodu. A, znów cytując mądrość Marksa, “Burżua widzi w swej żonie zwykłe narzędzie produkcji”. Prawdziwy rewolucjonista, widzi piękną kobietę.
- Z pewnością nie jestem żadnym burżua, towarzyszu pułkowniku - odparł Ian. - Tak się u was mówi, prawda? A wracając do tematu. Kobiet, znaczy się. Zawsze widzę piękno kryjące się w kobiecie, a nie jakieś, jak to pan powiedział, towarzyszu pułkowniku, narzędzie produkcji.
Pułkownik pokiwał głową w uznaniu. Rozpromienił się i niespodziewanie poklepał Iana mocno w ramię.
- Umnyj czeławiek z pana, towarzyszu Weld, już rzekłem. A co pan powie na mądre słowa, naszego ojca rewolucji, iż “Nasz kodeks moralny jest absolutnie nowy.(…) nam wszystko wolno, ponieważ jako pierwsi na świecie wyciągamy miecz nie w celu zniewolenia, lecz w imię wolności i wyzwolenia spod ucisku”. To hasło przyświeca nam tutaj, na Syberii. To i jeszcze jedno, które kształtuje nas zaciekłymi wrogami kotrrewolucjonistów, burżuazji, wrogów narodu i innych odmieńców. Bądźcie wzorowo bezlitośni - powiedział nasz przywódca. I tacy jesteśmy. Dla rewolucji i zwycięstwa naszych wielkich, ludowych idei. Polejmy! Napijmy się! Wódka, jak kobieta, nie lubi za długo czekać! - zaśmiał się ze swojego niewyszukanego żartu.
Chance zawtórował mu odrobinę tylko nieszczerze.
- Co prawda, to prawda. - Ian pokiwał głową, nie precyzując, które ze zdań popiera.
- A jeszcze nie spytałem, co sprowadza was, towarzysze, na Syberię?
- Ja tu jestem, prawdę mówiąc, tylko od strzelania - uśmiechnął się Ian. - W razie konieczności, oczywiście. Ale nasz szef szuka tutaj różnych złóż. Węgiel, ropa naftowa... Doktor Chance, on to godzinami mógłby o tym opowiadać, ale mam nadzieję, że nie w tym momencie... Może w skrócie, parę słów, doktorze? - zwrócił się do Chance’a.
- Tak, oczywiście - doktor napił się wódki i zaczął opowiadać o ich przykrywce. W kilka minut wyłożył znudzonemu nieco pułkownikowi zasady szukania złóż używając przy tym tak skomplikowanego słownictwa, że co drugie słowo trzeba było tłumaczyć szukając innych, prostszych analogii.
W końcu pułkownik chyba miał dość. Zaklął coś pod nosem, polał znów alkoholu i przeszedł na swój ulubiony temat - doktrynę marksistowską.
 
Kerm jest offline