Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-04-2013, 20:28   #44
Ajas
 
Ajas's Avatar
 
Reputacja: 1 Ajas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie coś
Siedzacy na wózku chłopak złapał się za klatkę piersiowa gdy jego serce uderzyło szybciej niż powinno. Nie mógł walczyć w ten sposób, wróg używał magii jak i elementów których naukowiec nie znał, by je przetestować musiałby zużyć zbyt dużo mocy, a tym samym uszkodzić swe ciało w zbytnim stopniu. Jednak Makai miał jeszcze jeden sposób na prowadzenie potyczek... sposób z którego wczesniej nie zdawał sobie sprawy, moc która pozwalała wykorzystać mu siłe jego mięśni do walki. Co prawda stworzenie warunków i tak go osłabi, ale w połączeniu z jego zdolnościami reakcji pozwoli mu przetestowac przeciwnika, bez potrzeby z dalszego korzystanie z mocy umysłu. A zarazem... pozwoli mu poczuc sie użytecznym?

Pamiętasz zapewne drogi słuchaczu gdy Maki sprawił że jego kości zrosły się. Tak więc nie myśl że to wszystko do czego zdolny był ten geniusz, chociaż trochę dziwiło go to jak szybko podjął te decyzję. Czyżby zaczął zmieniać sie przez osoby które poznawał?

Szarowłosy zawsze uważał że jest najdoskonalszym bytem... ale wieża udawadniała mu jak bardzo przeciętnym człekiem był, jak wiele istot wykształciło moc większa niż umysł.

Aladyn i jego zdolności metamorfozy.

Prosty Strifer i umiejętności tworzenia pocisków na które nawet Makai nie mógł wpłynąć.

Człowiek w złotej masce i jego mentalne ataki.

Rayner i jego moc atakowania umysłów.

No i Wise który umiał pochłaniac energię.

Zas on po prostu siedział na wózku. Mógł analizowac ich ruchy, zrozumiec ich... a potem mieć nadzieje że nie zabije sam siebie próbując pokonac ich. W ostateczności i tak musiał liczyć na to, że ktos będzie przy nim by pilnowac jego pleców. Tak jak zawsze Sora dbała o niego.

Ale przede wszystkim chłopak okdrył że wszyscy oni... potrafią czerpać z życia prostą radość. Teraz gdy odkrył że jego moc wcale nie zapewni mu wiecznego przetrwania, zrozumiał coś bardzo smutnego - nigdy dotąd nie zaznał prawdziwej radości. Nie miał przyjaciół, jedynie jedną kobietę której teraz szukał. Jego życie było puste, a szczery śmiech za żadko w nim gościł.

Makai nie wiedział jak smakuje miłość, czym jest mieć prawdziwego wroga, jak to jest rywalizować z przyjaciółmi o bycie najlepszym. Jak smakuje życie.

Woda dookoła głowy chłopaka zniknęła nagle, to maska tlenowa, przemieniła się w zbiornik który po prostu wessał ciecz. A szarowłosy odetchnął... wstając z wózka, który wątłą dłonia odtrącił na bok.

- Robaki, robaki ciągle o nich mówisz... - powiedział postanawiając na chwile... przestać być logicznym i ułożonym Makaiem, chciał sprawić sobie pierwotna radość, z robienia rzeczy które normalnie uznał by za totalny idiotyzm.

- A wiesz jak bardzo robaki przewyższają inne gatunki? -zapytał i jego palce zatrzasnęły się delikatnie na okularach ściągając je z twarzy chłopaka, która nagle zaczęła pokrywać się żyłkami. Makai zaciśnął zęby z bólu, gdy całe jego ciało zaczęło wibrować, a na czole pojawiały się czarne plamki, które po chwili przyjęły kształt czegoś przypominającego czarne perły. Oczy stały się nagle jak gdyby zimniejsze, a przy okrzyku bólu z brody chłopaka wyskoczyły dwa małe szczypce.

Wątłe dotąd ręce nagle zyskały zarysowanych mięśni, a cała sylwetka chłopaka przybrała wyrazu. Mimo że ta operacja sprawiała że jego wnętrzności skręcały sie z bólu, coś - nie wiedział co - kazało mu sie uśmiechać, czy nawet śmiać. W końcu czuł się wolny, jak gdyby zrzucił cięzkie łańcuchy.

Makai dyszał ale czuł radość, szczęście że w końcu zrobił coś szalonego.

- Wiesz co to ewolucja? Bo własnie pokazałem Ci jej przyspieszony proces. -wysyapał chłopak, prostując się.

- Wiesz... nie moge tu zginąć... -zaczął mówić powoli naukowiec dając pokierować się emocją, a teraz czół narastający w nim gniew.

- Bo jest ktoś kto czeka na mnie w tej wieży! - krzyknął, by nie powiedzieć ryknął hardo, kierując spojrzenie wszystkich swoich oczu, tak jak i tych nowo powstałych na Wise.



Owady, istoty doskonałe mimo że niedoceniane. Czy Wise wiedział że mrówka królewska jest w stanie podnieść stókrotność swej masy? Czy słyszał o tym że nogi konika polnego pozwalałby mu porzeskoczyć budynek gdyby ten był rozmiarów człowieka?

Makai natomiast wybrał pająka, japońska odmianę ośmionogiego stwora, który żywił się głownie karaluchami. Chłopak przerobił swoje mięsnie, dodał enzymy, zmienił to co było niezbędne, sprawiając, że mimo iż jego ciało było słabe, to teraz urosło w siłę. Jednak wybór tego owada miał jeszcze inną, karte przetargową.

Włoski które pokryły ciało Makaiego.

Czujniki wykrywające ruch, niezbędne w polowaniu na szybkie i zwinne karaluchy. Te włosy wykrywały drgania powietrza, przekazując mózgowym receptorą, na podstawie drgań i ruchów mas powietrza gdzie zaraz znajdzie sie przeciwnik. Zaś w połączeniu z reakcją Makaia powinno dać mu to szansę w walce w zwarciu.

- Nigdy się nie biłem... ale czuje że może być to ciekawe doświadczenie. -stwierdził chłopak napinając swoje nowe mięsnie i zaciskając dłonie. Jego szarewłosy zafalowały gdy pierwszy raz w swoim życiu ruszył w czyjąs stronę biegiem.

- Ohh... - Wise westchnął zrzucając głowę tego, kto, przynajmniej teoretycznie rozpoczął kościelną masakrę. Przeciwnicy religii z całą pewnością będą twierdzić, że był to jeden z rytualnych mordów.

- Więc powinienem wziąć podobiecznego Sory na poważnie? - stożkogłowy zapytał, zaś jego ciało zaczęło emanować białą energią. Żyłki które znajdowały się przy jego rękach błyszczały jak nigdy - najwyraźniej poprzednie działania, jak i rykoszet pocisków Strife’a naładowały je w pełni, wyleciały w stronę Makaia. Oczy chłopaka spojrzały na żyłki, a on odruchowo chciał wykonac minmalny ruch ciałem... ale jego mięśnie zaskoczyły go swoją mocą, zamiast typowej definicji minimalizmu, Makai skoczył w bok na najbliższa ścianę, a jego dłonie i nogi przywarły do niej, tak że teraz wisiał pod kątem prostym do podłoża.

- Niezwykłe... czuje się taki lekki. - powiedział zamyślony, odciągając jedną dłoń od ściany i przyglądając się jej, pierwszy raz w życiu zwracając uwagę na swoje ciało nie zaś na umysł.

Tym co zaskoczyło szarowłosego był nie tylko fakt jak jego ciało zareagowało, ale również, kiedy rozpoczeło to robić, tu zaś, był wyraźny problem - umysł nie działał już tak sprawnie, musząc zadowolić się półśrodkami i bazując bardziej na reakcji opartej na refleksie, niż na skomplikowanych mieszankach wyższej matematyki, fizyki, oraz właściwie wszystkich nauk ścisłych. Makai wyskoczył, jednak w ferworze walki wyraźnie zapominał o tym, że wystrzelone w jego kierunku żyłki zdawały się być przeładowane energią. Nie trudno więc spodziewać się tego, co akurat się stało - blisko nieco zbyt realistycznej wersji spidermana pojawiła się średnich rozmiarów eksplozja, on zaś, po raz pierwszy w życiu mógł poczuć coś, co było chociaż blisko prawdziwego bólu. Krzyk wydarł się z jego gardła mimowoli, ucichł zaś, gdy to zostało zamknięte uderzeniem z kolana. Najwyraźniej bycie wojownikiem różni się nieco od fizyki...

- Podać ci pomocną dłoń? - Jeździec mało się nie popluł ze śmiechu, gdy kątem oka, ujrzał rękę klechy z dala od właściciela. Na razie się nie mieszał, tylko przeglądał swoje pistolety czy wszystko jest z nimi w porzadku. Jednak cały czas nie tracił czujności, gotów odskoczyć na wypadek ataku na jego skromną osobę.

Makai złapał się za twarz tarzając się po ziemi. Cóż za okropne uczucie, czy to własnie był ból? Ale czemu ciągle żył... dlaczego? Przeciez jego ciało powinno było odmówić posłuszeństwa od najsłabszego nawet uderzenia... a teraz przyjął w twarz atak kolanem - jedna z najsilniejszych cześci ludzkiego ciała. Czy to właśnie był smak życia, czy to znaczyło czuć cokolwiek? Ale przede wszystkim czy to przez to musiała przechodzić Sora, za każdym razem gdy cos jej sie nie udało? A przecież zawsze była usmiechnięta...

Makai wstał na drzących nogach i pslunął krwią na ziemię, nie było to spektakularne odrzucenie nadmiaru posoki, bowiem nie miał w tym wprawy, dla tego sporo czerwonej cieczy opadło na jego ubranie.

- Nie wtrącaj się. -rzuci łw stronę Strifera. - Pierwszy raz w życiu mam okazje coś poczuć. Nie chce by ktos mi to zabrał. -po tych swłoach ugiał nogi ale poczuł że całe jego ciało drga. Zniknęła nagle oczy pająka, zas całe ciało pokryły chitynowe płytki. Z nóg i pleców Makaiego wyrosły zas dziwne tuby przypominające trochę silniki.

- Och...- Makai obejrzał się na swoje plecy i wyszczerzył zęby zabarwione krwią. - A to ciekawe... -ocenił i spojrzał na Wise. - Wiesz co to? -zapytał wesoło kciukiem wskazując za siebie. - Bo ja już tak... -stwierdził a jego oczy błysnęły podnieceniem, gdy wyobraził sobie co zaraz będzie w stanie poczuć. - Niektóre gatunki takzwanych topików używają powietrza by przyspieszyć swoje ruchy? -zapytał gdy tlen i inne składniki dookoła zostały pobierane przez tubę. - ale wiesz co jest najciekawsze? - zapytał retorycznie gdy cała podłoga zadrżała przed startem. - Że dzięki temu mogą przebyć w ciągu sekundy dystans równy stupiędziesięciu długościa ich ciał. Sprawdziwym czy to zadziała? -gdy padły te słowa Makai odbił się od posadzki używając tego daru od losu, by ustalic swój życiowy rekord na setkę. A przy okazji pierwszy raz w życiu strzelic kogoś pięścią w twarz.

WISE nie ruszył się nawet o centymetr, pięść Makaia niemalże uderzyła w jego twarz, zatrzymując się jednak na białym pancerzu otaczającym jego ciało.

- Oj? - stożkogłowy zaśmiał się głośno, zaś spod nóg Makaia zaczynały wyrastać białe kajdany.

- To dobra odpowiedź. -stwierdził chłopak, gdy kolejne nowe uczucie zawitało w jego ciele- niepewność. Chłopak miał plan, ale pierwszy raz nie wiedział czy uda mu się go zrealizować. - Konik polny. -podał nazwe kolejnego owada, bowiem czuł jak jego nogi zmieniając się same z siebie, nie kontrolował już ewolucji, ale czy nie było to na pewien sposób piękne. - Jako człowiek potrafiłby preskoczyć budynek. -mówią to zacisnął dłoń, pierwszy raz czując w niej siłę. Uchwycił pewnie hełm przeciwnika, napinając swoje wzmocnione przez moc konika polnego nogi. - Wytrzymały na zgniatanie, czy na rozciąganie też? -zarzucił podstawowa formułka z wytrzymałości materiałów i odbił się by przeskoczyć wysoko nad białym wojownikiem... najlepiej z jego hełmem albo i głowa w dłoni.

- Może jednak jesteś coś wart - ten, który nie musiał ruszać się przez cały pojedynek skomplementował swego przeciwnika, opisując nie tyle efekty jego akcji, co fakt, że podejmował kolejne próby. Makai wyskoczył wyżej, niż kiedykolwiek wcześniej, ciągnąc za sobą głowę przeciwnika, jednak, po raz kolejny podczas tej jednej walki, to jego inteligencja, nie ciało, zawiodła geniusza. Jego nogi zyskały dużo, ręce jednak - ciągle były słaby, zaś, gdyby wykonał ten manewr na normalnym człowieku, zapewne urwał by jego głowę... i swoje ręce.

- Żartowałem - powiedział, zaś wokół Makaia pojawiły się trzy powoli wirujące dyski, które z dziwnym, niemym rozbawieniem zbliżały się do jego ciała. Co ciekawsze, chłopak nie był w stanie zlokalizować żyłek - gdy tylko wykorzystały one zgromadzoną energię, przestały świecić.

Chłopak wylądował, a od razu otoczyły go dyski - twory przeciwnika. Dyszał...nie ze zmęczenia, a z radości że w końcu może się ruszać tak jak zawsze chciał. Jednak nie mógł pozwolić by to przytłumiło jego inteligencję. Siła i umysł z tymi dwoma asami mógł pokonac wise nie mógł tylko szaleć. Chociaż było to takie pociągające, skakać i biegać, uderzać i być uderzanym. Chłopak powoli rozumiał czemu lud z jego świata oddał sie tym czynościa w tak dużym stopniu.

Wise chciał go osmieszyć pokazaż, że nie ważne co zrobi będzie nikim, dla tego dyski były wolne. A jak wiadomo błąd wroga, przyjacielem atakującego.

Makai znowu wyskoczył i mimo że dalej uśmiech gościł na jego twarzy to tym razem miał zamiar zachowac zimna krew. Uniósł sie do góry zostawiając dyski pod soba, a w powietrzu począł się obracać - było to takie proste gdy znało się fizykę. Tym samym Makai wykonał pierwsze w swym życiu salto, które sprawiło że jego nogi dotknęły jednej z kolumn, by znowu odbić sie od niej i nadając tej słabej jeszcze parę minut temu sylwetce jeszcze większej prędkości. Tym razem jednak nie miał zamiaru popełniac błędu - tylko jego nogi były silne, więc nimi musiał atakować. Spojrzeniem ocenił... przeanalizował zbroje wroga, miał zamiar wykonać jeszcze jedno salto i poteżnym koppnięciem trafić w miejsce na hełmie gdzie przed chwilą uderzyła jego pięść. Dokładnie w ten sam punkt. Szarowłosy miał zamiar przebić się przez zbroje nawet jeżeli miała to być ostatnia rzecz jaką zrobi w życiu.

- Widzisz jak na robaka przystało mam zamiar być bardzo irytujący.- rzucił w stronę Wise pedząc przez powietrze, dzięki mocy jaka dawały mu nogi polnego skoczka.

Ten, który przedstawił się jako członek stalowej gwardii zmienił nieco swoje nastawienie wobec przeciwnika, tym razem zamierzał on... Zaatakować. Może i nie było to nic nadzwyczajnego, jednak przez cały czas był pasywny, jakby nie zamierzał ranić, lecz tylko sprawdzać przeciwnika. Gdy Makai wystrzelił w kierunku stożkogłowego, wykonując przy tym kopnięcie opadające na jego głowę, ten zwyczajnie przybrał postawę niczym bokser i... uderzył prawym prostym w nogę byłego już inwalidy.

Powietrze wystrzeliło w każdym kierunku, dając znać, że efekty obu ciosów zostały zanegowane, szczęśliwie dla geniusza bez wyrządzania przy tym jakichkolwiek ran. Limik łask fortuny jednak chyba właśnie się wyczerpał, a żyłki zacisnęły się na jego nodze. Wszystko miało swoją cenę, zaś szarowłosy ciągle nie był typem zdolnym do walki wręcz na wysokim poziomie, wykorzystywał więc fizykę do tego, by zadawać możliwie najbardziej skuteczne ciosy, zapominał jednak o tym, że z nie wszystkich pozycji da się podjąć defensywę.

Dokładnie tak było tym razem, zaś chłopiec, mimo szczerych chęci nie miał możliwości ucieczki. Broń przybranego w biel oplątała prawą nogę, która to wyprowadzała kopnięcie, zaś były, oraz możliwie przyszły, inwalida, był teraz za łasce swego przeciwnika. Ten zaś, jak gdyby nigdy nic przyciągnął Makaia do siebie.

Każdy, kto próbował rozegrać tą scenę w myślach, zapewne szykował teraz lewą rękę do wyprowadzenia uderzenia... Tak też było i tym razem, a intensywna, biała poświata była czymś, co zapewniało inteligentego chłopca o tym, że zetknięcie będzie bolesne.

Chłopak spojrzał na nadlatująca pięść oszołomiony, kolejny jego plan nie wypalił, a co gorsza nie miał jak uciekać. Jego niezawodna dotąd metoda obrony - unik była niemożliwa, zas pięść zbliżała się coraz szybciej ku jego twarzy, zas energia wskazywała na to że albo cios będzie silniejszy niz na to wskazywał, albo co gorsza buchnie płomieniami. W umyśle geniusza na chwile zagościła panika, myśli biły się o pierwszeństwo jedna za drugą...

~*~


[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=8pi6kFYR8zk[/MEDIA]

-Hej Makai. - Sora obracała się na jednym z krzeseł na kółkach, wesoło rozkładając ręce, gdy chłopak na wózku z maską ochrona na twarzy, łączył ze soba jakieś dwa skomplikowane elementy.

- Hym? -odparł naukowiec, nie odrywając oczu, ukrytych za brudną szybką, od idealnie dobranego płomienia.

- Nie kusi Cię czasem by stąd wyjść? By iść coś zobaczyć, by zwiedzić coś nowego? -zapytała dziewczyna o oczach białych niczym manifestacja puchu, który co zimę okrywał większość planet, odchylając do tyłu głowę.

- Nie.- odparł krótko chłopak, swym monotonnym tonem. - Wszystko czego mi potrzeba moge zbudowac lub zobaczyć na ekranie. -dodał lekkim ruchem wskazując monitor jednego z komputerów, które stanowiły lwią część jego miejsca zamieszkania.

- Ale nie uważasz, że miło byłoby czasem poczuć coś na własnej skórze? -zapytała dziewczyna, a jej nogi zatrzymały krzesło, tak że teraz wpatrywała się w plecy naukowca, w tej dziwacznej pozie, jaką zajmowała na krześle.

- Po co? Dokładnie wiem jakie by to było. Ba, wiem więcej niż mógłbym poczuć. Znam dokładną tempearatuę, siłę a nawet bakterie które mogłyby zamieszkiwć cokolwiek. -odparł chłopak nie rozumiejąc jak dziewczyna może tego nie rozumieć, przecież odpowiedź była oczywista.

- Ale nie uważasz, że nauka to nie wszystko co ciało może wyczuć? Że jest coś jeszcze?

- Oczywiście że nie! Dzięki nauce czujesz, nie da sie poczuć więcej niż to opisuje fizyka. -odparł z lekkim uśmieszkiem Makai. - Czasem jestes tak nawina, że nie moge w to uwierzyć.

Dziewczyna patrzyła chwile w milczeniu na plecy szarowłosego, by wstac po chwili z krzesła. - Wychodzę. Chcesz iść ze mną? - odparła zarzucając na siebie jeden z płaszczy które kiedys stworzył jej Makai.

- Nie. Baw sie dobrze. -odparł zbyt zajęty nauką geniusz, by przejmować sie takimi dziecinnymi sprawami. Ot zwykłe reakcje chemiczne, którym ulegali słabi, chciała wywołać w nim poczucie winny lub wykoprzystać ich przyjaźń do tego by posłuchał jej bezsensownych teroi. Żałosne.

Dziewczyna nic nie odpowiedziała, a po chwili drzwiczki windy zamknęły się za nią z cichym sykiem.

Makai nawet nie wzruszył ramionami, po prostu całkowicie skupił się na urządzeniu które konstruował.

Czas pędził niczym strzała wypuszczona po to by powstrzymac genialnego mieszkańca świata Pięciu osi przed rozwikłaniem tajemnicy białej kości.

- Sora możesz podac mi tą małą ściereczkę, której używam do czyszczenia komputerów? -rzucił chłopak wystawiając za siebie rękę.

Odpowiedziała mu cisza.

- Sora? -chłopak odwrócił się od skończonego wynalazku - komputera tak małego że można była trzymać go na kciuku. Dziewczyny jednak nie było w kryjówce, ukrytej w wnętrzu planety. Jeszcze nie wróciła? Co mogła robić tak długo?

- Sora? -powtórzył zaniepokojony chłopak, podjeżdżając do komputera, który monitorował wszystko na planecie. Dziewczyny nie było w wykazie osób.

- Sora! -krzyknął, a kółka jego wózka wpadły do windy, gdzie nacisnął guzik, tak szybko i mocno na ile pozwoliło mu jego wątłe ciało. Maszyna ruszyła do góry, by niespodziewanie po chwili zatrzymac się na piętrze, którego wcześniej nie było. Drzwi rozsunęły się, a Makai trafił do miejsca w którym nigdy wczesniej nie przebywał, do pomieszczenia które nie miało prawa istnieć na tej planecie. Miejsca przypominającego dziedziniec zamku, na końcu którego znajdowały się olbrzymie otwarte wrota.

Kobieta o spojrzeniu anioła, stała przed nimi, niczym zaczarowana, przyglądając się temu co było za nimi, jednak co widziała? Tego Makai nie mógł stwierdzić.

- Sora! -te same słowa po raz kolejny tego dnia opuściły gardło zdesperowanego inwalidy.

Dziewczyna wolno odwróciła się w jego stronę uśmiechając sie lekko smutnym uśmiechem.

- Przecież dobrze wiesz jak to jest prawda? Przeciez nauka Ci na to odpowie. -odparła z żalem w białych oczach, po czym przekroczyła świetliste przejście, a potężne wrota z trzaskiem zamknęły się za nią, freski zdobiące odrzwia zdawały się szydzić z naukowca, który na swym wózku niemal rozbił sie o ich powierzchnię.

- Sora, Sora, SORA!! -chłopak juz nie krzyczał, on darł się, waląc dłońmi w kamienne wrota, co sprawiało że kości jego delikatnego ciała, wręcz pękały. Co sie działo ,czemu czuł się tak dziwnie. Czym było to uczucie? Czemu łzy ciekły mu po policzkach, czemu jego organizm tak reagował, przeciez powinien być to kontrolować.

Czemu?

- Wpuście mnie... -wyjęczał chłopak w stronę bramy przez łzy. Ta jednak niezwzruszona, pozostawała zamknięta, odcinając go od jedynej osoby, która kiedykolwiek poświęciła mu więcej uwagi, niż to potrzebne by kopnac inwalidę.

- Otwórzcie się...- łzy ściekały po twarzy dyszącego chłopaka, z którego dłoni ciekła krew, jednak wciąż nie było odzewu.

- Nie odbierajcie mi jej...- kolejna fraza, a dokładniej ruch strun głosowych, sprawił że powietrze zadrżało.

- Nie jesteś godny by wejść. - w głowie chłopaka robrzmiał dziwny głos. - Nie masz tu zresztą czego szukać. Przeciez wszystko już masz. -wrota zdawały się kpić z mężczyzny o szarych włosach.

Makai uniósł przekrwione oczy do góry, zaciskając zęby i w milczeniu patrząc na kamienie które nie chciały odpuścić.

- Przecież dobrze wiesz co sie dzieje... to tylko chemia i biologia prawda? - wrota kontynuowały swoją tyradę, gdy chłopak powoli odsuwał sie od nich, pierwszy raz cierpiąc na bezsilność. Jego wózek odwrócił się powoli tak że teraz to plecy Makaiego znajdowały sie przed przejściem.

- Nie nie doceniajcie mnie...- rzucił w przestrzeń powoli odjeżdzając z miejsca swej największej porażki. A nie wiedząc czemu drzwi zdawały się uśmiechać, do sylwetki odjeżdżającego chłopaka.

~*~


”Straciłem Cie dla tego, że nic nie rozumiałem. Przybyłem tu po Ciebie nie dla tego by Cie uratować, ale by znaleźć zbawienie dla siebie. Teraz to rozumiem, to że nigdy nie żyłem. Ja po prostu wysunułem toerię życia, łudząc się że tak własnie powinno ono wyglądać. Dlatego nie mogę przestać się wspinać póki Cie nie przeproszę. Póki nie powiem Ci jak głupi byłem. Póki nie poczuję dotyku twoich dłoni. Póki razem z toba nie usiądę na trawie by poczuć jak zimna i wilgotna jest od rosy. Póki nie powiem Ci jak bardzo dziękuje za to że ze mną byłaś.” - Makai przymknał oczy gdy powiew wiatru wytworzony przez atak wroga był już wyczuwalny na jego twarzy. - Dla tego nie moge przegrać, pierwszy raz gdy czuje cokolwiek... - te słowa już wypłynęły z jego ust, niczym szept, który miał poruszyć jego dusze do działania. Zaś łza spływająca z czarnego oka, mogła być jedynie potwierdzeniem tej obietnicy. W czasie gdy myśli zajęły dusze chłopaka, jego ciało postanowiło bronić tych marzeń. Nie było szansy na unik, blok nie mógł dać nic po za utrata rąk. Ale organizm miało swój sposób na defensywę.

Zniknęły mięśnie pozwalające skakać, pojawiły się za to inne, nowe i twardsze. Skóra na całym ciele pokryła się warstwą dziwnego pancerza, który o ironio był idealnym przeciwieństwem odzienia Wise. Niczym Ying i Yang, biały i czarny walczyli teraz ze sobą.

Karaluch.

Jego pancerz pokrył całe ciało chłopaka, tuż przed uderzeniem. Zbroja stworzenia tak niepozornego a tak wytrwałego. Ciało tego robaka, mogło wytrzymać niemal wszystko. Od zimna, po ogien czy nawet promieniowanie. Ale najlepiej sprawdzało się przeciwko naciskowi. Przełamanie tego pancerza nawt przy użyciu magi czy techniki nie mogło być za łatwe.

Pięść zaś gruchnęła w twarz geniusza by sprawdzić tą tezę...

Ahh, jak pięknie musiała wyglądać twarz geniusza, która jeszcze kilka chwil temu była całkiem urocza, teraz zaś... przypominała jedno z najmniej pozytywnie kojarzonych stworzeń na tej planecie, zwłaszcza przez bardziej uroczą, lecz słabszą płeć. Prawdopodobnie gdyby Sora zobaczyła teraz jego twarz zdecydowała by się na długotrwałe unikanie tego osobnika. Ot, dla bezpieczeństwa, a może nawet i przyjemności.

W końcu co dobrego może wyniknąć z nie tyle bliższych, co jakichkolwiek kontaktów z człowiekiem karaluchem? Cóż, ludzie z całą pewnością są uprzedzeni, a granicę wyznacza tylko niezmierzony ocean zwany głupotą. Pięść stożkogłowego zbliżała się tylko po to, by skonfrontować poglądy geniusza z rzeczywistością.

Jednak, jak powszechnie wiadomo, są rzeczy zdecydowanie bliższe estetom niż widok miażdżonej czaszki, przenieśmy się więc do gasnącego umysłu kapłana, oraz bliskiego spotkania Raynera z bóstwami ofiarującymi martwej już istocie swe łaski.

- No cóż, twoi towarzysze chyba właśnie pozbawili go życia... - przemówiła nimfa, zaś świat mimo bycia nieustannie torpedowanym wizjami biało czerwonych istot, nie uginał się. Jedyną zmianą, którą można było zaobserwować był fakt, że światło które dotychczas pojawiało się znikąd, zaczynało gasnąć, a wraz z nim - wszystko, czym atakowała niematerialna istota, intruz tego martwego już świata. To, co właśnie obserwował było znacznie bliższe ostatnim uderzeniom serca, z trudem podtrzymującą nieistniejącą już świadomość przed końcem. Przynajmniej póki ważniejsi od kapłana nie załatwią swoich spraw.

Wracając jednak do normalnego, materialnego, a co za tym idzie, znacznie bardziej brzydkiego i okrutnego świata, pokryta białą energią pięść ciągle zbliżała się do twarzy Makaia, a może to on zbliżał się do niej? Nawet jego nieograniczona wręcz inteligencja miała problem z rozdzieleniem obu sił i stwierdzeniem, która z nich dominuje. Jedno było pewnie - nie wpływało to zbytnio na jego los.

Strife był już bliski wymyślenia tego, jak dokładnie zamierza wyśmiać człowieka-karaczana, jego umysl działał na maksymalnych, czyli w porównaniu do Makaia wyjątkowo niskich, obrotach, a on osiągnął gotowość. Wiedział już jak może wykorzystać ten dar od losu i przybliżyć innym sylwetkę jeźdzca apokalipsy, który zwiastował tylko śmiech i nieskończone wręcz fale szyderstwa.


- Biały Kieł! - słowa stożkogłowego przemknęły przez cały budynek, dominując świadomość wszystkich zgromadzonych. Ułamek sekundy później do uszu wszystkich dotarł dzwięk silnego uderzenia, które spotkało się z całkiem wytrzymałym pancerzem. Ambasador karaluchów w świecie zwanym ludzkim z całą pewnością właśnie teraz powinien odlecieć w kierunku ścian, stykając się z tą niemożliwą do poruszenia barierą. To jednak nienastąpiło, zamiast tego, do bólu pochodzącego z uderzenia nadszedł drugi, jeszcze większy - to jego noga własnie teraz uniemożliwiała jego ciału spełnienie prawa zachowania pędu...

Ból był jeszcze wiekszy gdy podrzucono go nieco wyżej, uwalniając tym samym jego nogę.


- Biały Monsun! - zakomunikował stożkogłowy, zaś ciało chłopaka zostało wystrzelone w powietrze. WISE przybrał postawę, która komunikowała że walka nie ma dalszego sensu. Był wyprostowany, rozluźniony, żaden z jego mięśni nie był w pełni napięty.

Moment, w którym ciało byłego inwalidy zetknęło się z powierzchnią ściany, został podsumowany przez świat kilkunastoma głośnymi wybuchami, nadchodzącymi z każdej możliwej strony. Nawet ziemia rozpoczynała delikatnie drgać. Energia, która trzymała ich w środku tego pomieszczenia zniknęła, pozostawiając tylko opary po poprzedniej blokadzie.

- Ohh, szybko skosztowali rajskiego jabłka... - westchnął stożkogłowy, po raz kolejny zastygając w bezruchu. W jego ręce zmaterializował się mały kryształowy naszyjnik.

- Dajcie to waszemu koledze gdy wróci. - powiedział wyraźnie rozbawiony. Biała energia pokrywająca jego ciało zniknęła, on zaś wykonał krok przed siebie. Pod jego stopami pojawiło się dziwne przejście, zwyczajna dziura w rzeczywistości.

- Będę na was czekał. Nie zawiedź mnie, ani Sory. Jest taka słodka - zaśmiał się głośno. Jego ciało spadło w otworzoną pod nim przestrzeń. Zniknął, tak jak dziura, która zamknęła się tuz za nim.

Makai dosłownie spłynął po ścianie, a jego tyłek dotknął zimnej podłogi. Krew zalewała jego twarz z której opadały szczątki pancerza króla insektów. Głowa wisiała bezwładnie, jak gdyby młode geniusz był już tylko powłoka pozbawioną duszy, jak gdyby życie uleciało z niego przy pomocy kościstych dłonie jednego z jeźdźców.

Ręcę opadły na posadzkę, ale umysł chłopaka czuł to czego martwy nigdy nie powinien zaznać - ból. Wszystko go bolało, ale przede wszystkim duma.

Przegrał, pierwszy raz kiedy na prawdę chiał wygrać odniósł porażkę.

-...ani Sory. Jest taka słodka - do uszu Makaia dotarły ostatnie ze słów Wise. Czyli mężczyzna wiedział gdzie jest dziewczyna. Czy to on ją tu sprowadził, czy to on wysłał jej zaproszenie zwane ideeą i ciekawością przez które przekroczyła bramę. Jak śmiał mówić że jest słodka, kiedy tak naprawde nie znał jej, na pewno nie umiał docenić jej uśmiechu i tego jak pomocna była.

- Jeszcze... - wydukał Makai z trudem łapiąc oddech gdy Wise własnie szykował się do skoku w portal. -... po nią wrócę... - dodał gdy jego dłoń poczęła sunąc po ścianie by znaleźć w niej oparcie, a obolałe ciało, niczym na sznurkach poczęło dźwigać się do góry. - Już raz wam powiedziałem... - kolejna kilka z trudem wyartykułowanych słów wypadło z ust naukowca który stanął na chwiejnych nogach, a włosy opadły na jego zakrawioną twarz, tak że jedynie jego czarne oko, po którym spływały stóżki krwi z rozciętego czoła, łypało na Wise. - Nie... niedoceniajcie mnie... -dodał wykonując kilka kroków w stronę zbrojnego, lecz ponownie upadł na ziemię bez sił.

- Ale najpierw... trochę odpocznę... -dodał czując jak słaby jest, a jak przyjemnie kojąca jest zimna posadzka.

- Zapraszam do stalowego ogrodu. - Makaiowi odpowiedział już tylko głos, bowiem ciało stożkogłowego zniknęło już w przejściu.

Owadzie elementy zaczęły znikać z ciała geniusza, a po chwili to zostało już bez jakichkolwiek zmian.

Ale czy aby na pewno?

Dłonie Makaiego jak icała sylwetka zdawała się nie być taka krucha, a wzrok mimo że zmęczony to jakiś bardziej hardy. Pierwszym co się stąło, było nagłe przestawienie kości nosowej na swoje dawne miejsce. Żebra powoli też zaczęły tworzyć się na nowo, jednak to zajmie chwile nim całe ciało chłopaka znowu będzie gotowe do poruszania się.

Ale czy to problem, przecież mógł stworzyć sobie nowy wózek, stary bowiem zniszczony został w czasie walk. Myśli naukowca skupił na obiekcie... ale powietrze zadrgało jedynie i nic wiecej się nie stało.

Ahh czyli straciłem tez to... - pomyślał chłopak... z uśmiechem. W końcu był wolny od przeszłości niemal całkowicie. Ostatkiem sił stworzył jedynie jeden przedmiot, zdjęcie Sory, które zacisnął w dłoni.


 
__________________
It's so easy when you are evil.
Ajas jest offline