Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-04-2013, 20:40   #124
Alaron Elessedil
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
To co zobaczył nie pozwoliło mu nie zareagować. Teraz już nie dał rady ... zwymiotował, widok i zapach był okropny, tym bardziej że wiedział czyje to szczątki, ci ludzi byli po ich stronie, pomagali narażając własne życie .. i je oddali za idee, wartości i cele które dzielili ... ale na Boga dlaczego tak! ... Rozejrzał się ... to było coś więcej niż zwykłe zabójstwo, niż morderstwo, to był jakiś straszny, bezduszny, ohydny mord!
- Sprzęgło! - Krzyknął - Choć, o Boże! wołaj Stryja, to co miało się zdarzyć już się zdarzyło...
Przełknął gorzką, palącą od kwasu żołądkowego ślinię i uważnie rozglądał się po izbie... nie szukał czegoś konkretnego, ale podświadomie szukał znaków... śladów... które mogą coś im “podpowiedzieć”. Gdy pojawił się Sprzęgło, natychmiast rzucił do kolegi - Bierzemy prowiant i spadamy... Zawołałeś Stryja? - Zadał pytanie nie czekając na odpowiedź.
Sam ruszył do zbierania szczątków ciał, szybko, zrzucał kawałki rąk, nóg w jeden kąt izby. Wreszcie przełamał się, nie chciał zrzucać tego na kogoś z kolegów, wziął gar z głową Bociana ... ujął oburącz ją i rzucił do kupy.
- Spalimy to przeklęte miejsce. Szybko, ruchy! - Krzyknął wręcz... na siebie,... na kolegów dodając motywacji do działania. - Zbieramy co trzeba i wyjazd!
Jednak kolejne torsje na pewno potwierdzały to jak bardzo przeżywał te wydarzenia... nikt tu za pewne nie był “twardzielem”.

-A niechby ich...-zaczął Sprzęgło, lecz natychmiast wyszedł. Może dlatego, że nie mógł patrzeć, a może dlatego, że chciał zawołać Stryja.
Jakby nie było, wrócił po kilku chwilach.
-Zabierajmy się stąd-mruknął na poły do siebie, na poły do pozostałych starając się podpalić najbardziej podatne na to miejsca w domku. Usilnie starał się nie patrzeć na resztki gospodarzy i skupić jedynie na podpalaniu.

Nie bardzo chciało im się oglądać ślady tej masakry w środku. Owszem, byli już przyzwyczajeni do widoku trupów. Sami mieli po kilku ludzi na sumieniu. Widzieli rany, nawet takie po wybuchu granatu czy pchnięciu bagnetem. Ale czegoś takiego żaden z całej trójki jeszcze na oczy nie widział. Szał. Bezrozumna, dzika furia.
Ale czy faktycznie bezrozumna.

Doktorek za długo nie oglądał miejsca zbrodni. Ale jego wiedza w konfrontacji z samymi ranami powiedziała mu coś, czego wiedzieć do końca naprawdę nie chciał. To nie była piła. Ślady po ranach wyglądały jak ciosy szponami lub pazurami. Bardziej poszarpane, niż pocięte czy rozcięte. Obrzydliwe, nierówne, zadawane z ogromną siłą, zdolną kruszyć kości i odrywać kończyny. Do tego doszły ślady kłów i - tego do końca Doktorek nie był pewien - ale chyba również... zwierzęcych kłów. Świeże, jesienne powietrze, pozwoliło mu troszkę ochłonąć. Zaczerpnąć tlenu i odpędzić drżenie nóg.


Jeden rzut oka i Sprzęgło wiedział, że ktokolwiek zamordował rodzinę Bocianów. zrobił to... metodycznie. Dostrzegał zimny wzór w ułożeniu szczątków, nawet w rozbryzgach krwi na ścianach. Jak jakieś ...pismo. Im bardziej obłąkańcze wydawały się inżynierowi te przemyślenia, tym bardziej si,ę w nich utwierdzał. Ktokolwiek wyrżnął ich sojuszników. kierował się przy tym chorą i analityczną inteligencją.
Szybko odszukał zapasy nafty do lamp i zaczął rozchlapywać tam, gdzie istniała największa szansa wzniecenia pożaru. Po chwili w środku wystrzeliły łapczywie płomienie. Ogień, z początku nieśmiało, potem coraz żarłoczniej, jął pochłaniać kolejne fragmenty chaty, otulił ognistą kurtyną ciała pomordowanych właścicieli.

Stryj otarł pot z czoła. Trzy worki przygotowanych dla nich zapasów znalazł za piecem. Na jednym z nich zastygły ślady krwi, ale zapasy były nietknięte. W workach były głownie kartofle, ale także rzepa, brukiew, główki kapusty i zapewne jakieś mięso. Każdy z worów ważył swoje - przynajmniej z dwadzieścia pięć kilogramów może nawet i więcej. Aby go nieść, trzeba było przerzucić sobie ciężar przez plecy i podtrzymywać oboma rękami. W takim ułożeniu ciało dość szybko się męczyło no i nie było szansy na obronę w razie zagrożenia.

Doktorek szedł, worek ciężki jak cholera, jednak w głowie przewalały się myśli. Co u licha zabiło rodzinę Bocianów. Miał złe przeczucia, a raczej wyobrażenia bo zobaczył jak ciała były zmasakrowane. Jakie nawet dzikie zwierze mogłoby to zrobić, w domu. Nie... to niemożliwe, i choć nie był w stanie zaproponować nawet sobie samemu racjonalnej odpowiedzi starał się nie dopuszczać absurdalnych albo fantastycznych możliwości. Obejrzał się za siebie, chata płonęła... miał nadzieję, że tylko ona spłonie, a z nią może to coś...

Sprzęgło wychodził z płonącej chaty powoli. Jego mimowolne odkrycie całkowicie zmieniło punkt widzenia. To już nie były szczątki ludzi. To był wzór. Mazaki na ścianach nie były już rozbryzgami krwi. Były pismem, a pismo było wzorem.
O ile na fragmenty ciał mógł napatrzeć się tylko przed rozpoczęciem sprzątania przez Doktorka, o tyle czerwonego atramentu nie starł.
Pomieszczenie nie napawało go już tak wielkim obrzydzeniem. Nawet ciężki odór stał się jakby mniej dokuczliwy. O nie. Teraz było to studium przypadku logicznego.
Gdyby nie zauważył tego zbyt późno, z pewnością przyjrzałby się temu nieco dokładniej.
Obecnie wychodząc był jakby nieobecny, zaś na wszelkie prawidłowości patrzył z dużym zainteresowaniem.
Zaczął żałować spalenia chaty tak wcześnie, ale stało się. Na szybko starał się rozrysować w notesiku rozmieszczenie szczątków na podstawie zapamiętanej prawidłowości. Zajął się tym na samym początku, gdyż szacował, iż powinno mu to pójść szybko. Później przeszedł do zapisywania znaczków również na podstawie zapamiętanej prawidłowości. Zaznaczał jedynie najważniejsze rzeczy, dzięki którym będzie w stanie odtworzyć z pamięci to, co teraz tkwiło w jego głowie.
Gdy skończył chwycił wyniesiony na szybko worek i podążył za Doktorkiem oraz Stryjem.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline