Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-04-2013, 11:57   #89
kanna
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację
Nathalie nie piła wódki.

Miała wielką ochotę opuścić towarzystwo i wrócić do swojego – jakże luksusowy na ten czas się wydawał - pokoju, aby tam rokoszować się ciepłem, miękkością łóżka, przestrzenią i .. samotnością. Tak, siedząc przy stole w sali kominkowej, Nathalie bardzo jasno uświadomiła sobie, czego jej najbardziej brakowało przez ostatnie dni – wcale nie ciepła, tylko sposobności do pobycia jedynie w swoim towarzystwie.

Ale że była jedyną osobą, która mogła tłumaczyć, jej odejście byłoby sporym nietaktem. A byli przecież coś winni ich .. dobrodziejowi.



Piła herbatę, i z uprzejmym uśmiechem starała się tłumaczyć słowa Pułkownika na angielski, a potem wypowiedzi swoich towarzyszy podróży na rosyjski. Polityka niewiele ją interesowała, podobnie jak duch rewolucji. O Leninie owszem, słyszała - czy może czytała jakiś artykuł? Trudno było spamiętać te wszystkie nazwiska i idee, a tłumaczenie niektórych zwrotów, jak “zwycięstwo wielkich, ludowych idei” wydawało się równie trudne, jak specjalistycznego, górniczego słownictwa. Przy “kobietach, narzędziach rozrodu” żachnęła się wyraźnie, ale - mimo dość młodego wieku - miała dość rozumu, żeby wiedzieć, że dyskusja na taki temat z zamroczonymi alkoholem mężczyznami odebrana może być jednoznacznie.

Rodzaj “ojcowskiej czułości”, który wyraźnie żywił do niej pułkownik, wydawał się jeszcze mniej przyjemny, niż zaloty oficera z pociągu - w każdym razie zaś podobnie krępujący.
Kiedy już temat górnictwa został wyczerpany, a pułkownik wydawał się na tyle pijany, że niemrawe potakiwanie Iana wystarczało mu za całą konwersację, Nathalie odwróciła się do dr Chance.

- Bardzo wnosząca dyskusja, prawda? - zapytała.
- Nie bardzo - zaprzeczył z uśmiechem na brodatej twarzy. - Ale trzeba udawać zainteresowanego ideą rewolucji. To niebezpieczny człowiek. Ale ma szerokie koneksje i wpływy w Witimsku. Możesz zapytać go dyskretnie o ojca. Najwyraźniej cię lubi. Ja wolę nie zwracać uwagi zbędnymi pytaniami oficerów. Wiesz. W sumie byłem tutaj już raz. I mam wilczy bilet. Nie chciałbym, by mnie skojarzył z kimś, kto był antyrewolucjonistą. Ale twoje pytania, to co innego. Są na miejscu. Szczególnie że nasz sowiecki przyjaciel wyraźnie lubi sobie popić.
- Dlaczego sądzi pan, że może coś wiedzieć o moim ojcu?
- Nathalie podniosła brwi, zdziwiona. - Pan zwodzi mnie w tej sprawie od wielu dni... czy to ma być kolejna próba odwrócenia mojej uwagi?
- Z tego co mi wiadomo ostatnie wieści pochodzą z Witimska. Tutaj mieliśmy się z nim spotkać -
spojrzał na nią z pewnym gniewem w oczach. - A insynuacje i to zupełnie bezpodstawne, że pannę zwodzę, są mi naprawdę nieprzyjemne. Już chyba kilka razy wyłuszczyłem moje obawy w tej sprawie. Podzieliłem się z panią pewnymi, zgoła nieładnym podejrzeniami co do pani ojca, czego się jeszcze do tej pory wstydzę i za co przepraszałem. Jest późna pora. Nie zdążyłem zasięgnąć języka o pani ojcu i moim przyjacielu. Ale, jeśli nie będzie go w Witimsku, rozpytanie pułkownika wydaje mi się dobrym pomysłem. Ja nie omieszkam tego zrobić, jeśli pani ojciec znów zniknie bez śladu lub zostawi jedynie wiadomość, że można go znaleźć tutaj lub tam, lub znów ktoś powie, że go widział. Pani, panno Kelly, zrobi co chce. Męczą mnie te pani ciągłe podejrzenia. I ranią.

Odwrócił się od niej nieco zbyt ostentacyjnie, ale widać było, że swoimi słowami wzbudziła w nim sporo emocji - głownie gniew.
Nathalie poczuła, że przeholowała.
- Proszę się na mnie nie gniewać... - uśmiechnęła się do doktora. - Mój ociec tak dobrze się o panu wyrażał.. powinnam bardziej ufać jego słowom. Wybaczy mi pan? - zajrzała mu w twarz.
Uśmiechnął się szybko z pewnym zakłopotaniem.
- Ależ nie mógłbym się na pannę długo gniewać - zahuczał nieco wzruszonym głosem. - Wie panna, że ja nie potrafię tak. Ot, zrobiło mi się przykro, bo pani ojciec, bo Heniuś, jest dla mnie w takich chwilach ciężkich, prawdziwą podporą. Ostatnim prawdziwym przyjacielem, który się ode mnie nie odwrócił, jak od dziwaka i wariata czy utracjusza. Ja bym za niego życie oddał, gdyby trzeba było, panno Kelly. Przysięgam na brakujące ogniwo Darwina.
- Proszę, bardzo proszę, mówić do mnie Nathalie
- dziewczyna spojrzała znów doktorowi w twarz. - Natasza. Tata mnie tak nazywa.

Ian, mimowolny świadek tej wymiany poglądów i uprzejmości, tylko wzniósł oczy ku niebu, a raczej ku sufitowi i udał, że delektuje się smakiem rosyjskiej wódki, przypominającej, prawdę mówiąc, nienajlepszej jakości bimber.
- Towarzyszu pułkowniku - powiedział - a co pan, proszę wybaczyć ciekawość, co ktoś taki jak pan robi tutaj, na tej kulturalnej pustyni?
- Służba nie drużba
- powiedział po tym, jak już Nathalie przetłumaczyła pytanie. - Zresztą, lubię ten kraj. Jest surowy, jak ja. Nieugięty i nieposkromiony - zakończył swoją wypowiedź szybkim osuszeniem kolejnego kieliszka. Jego twarz wyraźnie poczerwieniała i pokryła się potem.

Możliwe, że powodem tego był fakt, że obsługa w hotelu napaliła w piecu tak, że z trudem dało się wytrzymać. Lub też rumień wywołała wypita gorzałka. W sumie i jedno i drugie mogło być tego doskonałym powodem.
- Konieszno, nieposkromiony jak wy – Nathalie pierwszy raz zwróciła się wprost do pułkownika. - Córka musi być z was dumna...
- Nadieżda. Tak ma na imię
- oficer poszukał czegoś w mundurze i po chwili wyjął fotografię.

http://www.rootsweb.ancestry.com/~in...ille_evans.jpg

- Teraz jest nieco starsza. O jakieś - przeliczył szybko - siedem, nie, osiem lat. Widać, ze twarda z niej socjalistka, prawda? - bardziej stwierdził, niż zapytał.
- Nie znaju - odpowiedziała szczerze Nathalie. - Ale widać, ze jest piękna. Pewnie za wami tęskni. Korespondujecie ze sobą?
- Oczywiście
- pokiwał głową. - Pracuje w Odessie. Zajmuje się pomaganiem rannym. Jest tą, no ... no ... - chyba jednak alkohol zaczął działać, bo pułkownikowi zabrakło słowa.
- Pielęgniarką? Sanitariuszką?
- Oooo
- rozpromienił się cały szczęśliwy. - Sanitariuszką. Pomaga ludziom. A pani czym się zajmuje?
- Jestem artystką. Wodewilową. Zaśpiewać coś panu?


Uśmiech pułkownika zrobił się jeszcze szerszy.
- Da - potwierdził.
- A co pan lubi, panie pułkowniku? - uśmiechnęła się.- Czy mam coś wybrać sama?
- Niech pani sama wybierze
- zachęcił.
- Haraszo. Dobrze więc - Nathalie pochyliła się w jego stronę i czystym, nieco ściszonym głosem zaśpiewała tradycyjną, rosyjską kołysankę, którą rodzice śpiewają córeczkom. - Maja malenkaja zwiezda.

Wpatrzył się w nią, jak w obrazek co było chyba zachętą do śpiewu.
Zaśpiewała dwie kolejne piosenki, które, jak pamiętała, śpiewał jej ojciec w dzieciństwie.
Uśmiechnęła sie do Pułkownika.
- Wiecie, skąd znam te melodie? - zapytała.
- Nie - pokręcił głową z rozmarzeniem.
- Matka mi je śpiewała w dzieciństwie. Daleki krewny mojej matki jest stąd. Przed śmiercią prosiła, żebym przekazała mu pozdrowienia... Chyba go kochała.. choć to była zakazana miłość, byli rodziną, formalnie przynajmniej... miała z nim przyjechać na Syberię, rozpocząć nowe życie.. ale nie udało się jej. Nie zdążyła na statek. On wyjechał, pewnie z myślą, ze go porzuciła. Smutna historia. – westchnęła i pokiwała głową. - No, ale wszystko ma swoje dobre strony. Poznała potem mojego ojca i ja się urodziłam.
- Smutna
- przytaknął pułkownik ciężko. - Ale żyzń smutnych historii pisze wiele. Ale jak socjalizm zapanuje wszędzie, na świecie, takich historii nie budjet. Ludzie szczęśliwi będą. Wsie.
- Mam nadzieję...
- uśmiechnęła się i spojrzała mu w twarz, jakby sobie właśnie coś uświadomiła - Wy tez ją macie. Nadzieżada.
- Da. Ona. Dla niej buduję te lepsze jutro. Krwią i trudem. Dla niej i ojczyzny. Matuszki Rasjij.
- Uda się wam
- powiedziała z głębokim przekonaniem i położyła mu dłoń na ręce - Obie będą z was dumne, pułkowniku.
- Da
- rozpromienił się i polał alkohol wszystkim przy stole. - Za Lenina!
Wzniósł kieliszek w górę w socjalistycznym toaście.
- Wypiję za niego - stwierdziła Nathalie i też uniosła kieliszek, pierwszy tego wieczora.
- Proletariusze nie mają w rewolucji nic do stracenia prócz swych kajdan. Do zdobycia mają cały świat. Proletariusze wszystkich krajów, łączcie się! - pułkownik przechylił kolejny toast wlewając w siebie wódkę w powalającym tempie. Znów był to chyba cytat z jakiegoś demagoga komunizmu, które oficer tak uwielbiał wrzucać do rozmów.

Nathalie spełniła toast, krzywiąc się tylko trochę. Wódka zapiekła ją w gardle, oczy zwilgotniały.
Spojrzała na Pułkownika. Broda jej lekko drżała, zapewnie ze wzruszenia.
- Jaka szkoda, ze moja matka nie dożyła tych czasów.. Była by tu szczęśliwa. Razem z Henrykiem.
- Za pani matkę!
- kolejny toaścik zniknął w najwyraźniej spragnionych ustach Ratzula.
Nathalie spełniła kolejny toast.
- I za Henryka Władysłowicza Michalczewskiego! - zawołała, wznosząc znowu kieliszek.
- Na zdarawije jemu! - zawtórował ruski oficer.
- Zna go pan? - zadziwiła się, sprawiając wrażenie wyraźnie już rozochoconej alkoholem.
- Da - powiedział. - Podpisywałem mu zezwolenie na posiadanie broni i pobyt. Nie tak znowu dawno. Tutaj. W Witimsku.
- Panie pułkowniku!
- objęła go i na moment przytuliła twarz do jego klatki piersiowej - Moja matka była by szczęśliwa, wiedząc, ze jej.. ukochany przeżył i ma sie dobrze. Jakie to szczęście, że.. – zamilkała na sekundę, wyraźnie szukając odpowiedniego zwrotu – że duch rewolucji mnie tu zesłał!
- Mogę dowiedzieć się, czy jeszcze tutaj jest. Jakby panienka chciała
- widać było, że bliskość atrakcyjnej dziewczyny wyraźnie mu pasuje.
- Nie.. nie panie pułkowniku. - Nathalie potrząsnęła głową - Nie śmiałabym obarczać was moimi problemami i prosić taki wielkiego rewolucjonistę o pomoc w tak błahej sprawie. Na pewno jesteście bardzo zajęci. Mi wystarczy sama świadomość, że moja zmarła matka była by szczęśliwa. Dziękuję wam. Balszoje spasiba.

Popatrzyła na niego z wdzięcznością wypisaną na twarzy .
- Wybaczcie moje wzruszenie – powiedziała – I pozwólcie, że was pożegnam, towarzyszu. Przekażcie od mnie Nadieżdzie, że zazdroszczę jej ojca. Do cwidania.
- Panowie
– skinęła głowa pozostałym i wróciła do swojego pokoju.

Targały nią sprzeczne emocje. Z jednej strony – zaufała silniej dr Chance, widząc, ze przedstawiał jej prawdziwe fakty, ale z drugiej – obawa, ze nie spotka już ojca nie chciała wywietrzeć jej z głowy. Choć rozum podpowiadał, że skoro się zameldował i dotarł to powinien tu być, to intuicja ciągle podsuwała obraz jego pękającej czaszki i mackowatych odnóży, sięgających do jej twarzy.

Zadrżała, choć nie z zimna. Nathalie przywykła ufać swojej intuicji.
 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.
kanna jest offline