Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-04-2013, 13:41   #41
Fenris
 
Fenris's Avatar
 
Reputacja: 1 Fenris jest jak klejnot wśród skałFenris jest jak klejnot wśród skałFenris jest jak klejnot wśród skałFenris jest jak klejnot wśród skałFenris jest jak klejnot wśród skałFenris jest jak klejnot wśród skałFenris jest jak klejnot wśród skałFenris jest jak klejnot wśród skałFenris jest jak klejnot wśród skałFenris jest jak klejnot wśród skałFenris jest jak klejnot wśród skał
Wyraz twarzy lorda Pijawki nie wyrażał zupełnie nic. Jak zwykle. Mimo to, Robar miał wrażenie, że zauważył błysk satysfakcji w mrożącym krew w żyłach spojrzeniu, którym Bolton go poczęstował. Cały obóz pogrążył się w nienaturalnej ciszy, kiedy tak stali, mierząc się spojrzeniami. Snow potoczył wzrokiem po najbliższej okolicy. Głośni zazwyczaj żołnierze teraz stali z jak wykuci z kamienia, otaczając ich szerokim kręgiem, z rękami na rękojeściach mieczy. Gotowi w uderzenie serca pozbawić życia znienawidzonego przez nich dzikusa. Gniew kipiał w żyłach Robara jak nigdy, jego usta zaciśnięte były tak mocno, że przez chwilę zastanawiał się, czy nie ukruszył kilku zębów. Jego ręka, drżąc, niemal odruchowo sięgnęła do wiszącej u pasa broni. Szum krwi w uszach nie pozwalał dojść do głosu racjonalnemu myśleniu. Był zdecydowany. Zginie tutaj. Trudno! Przynajmniej zabierze ze sobą największego skurwysyna w całych Siedmiu Królestwach! Szczęk stali zgłuszył na chwilę jego myśli, kiedy, w odpowiedzi na jego ruch, z dziesiątek pochew wysunęły się miecze. Jedynie jego ojciec pozostał w tej samej pozycji. Nawet jeden mięsień nie drgnął na jego twarzy, choć stał w obliczu ryzyka utraty życia. Chwila przeciągała się w nieskończoność. Przez mgiełkę wkurwienia, tak kojąco otulającą jego umysł, dotarły do niego słowa Ferro: “Nie chcę umierać, ale jeżeli miałabym umrzeć, to z tobą.” Spojrzał na nią pełnym gniewu, niewidzącym spojrzeniem, a ona, w odpowiedzi, uśmiechnęła się słabo, wyrażając tym gestem całą swoją miłość, wierność i pogodzenie z losem. Dopiero ten uśmiech, w jednej chwili, stopił niemal cały gniew wojowniczego barda. Zupełnie nie zwracając uwagi na otoczenie, zamrugał kilka razy, jakby chciał odpędzić pozostałości koszmaru i wrócić do rzeczywistości. Ręka, która jeszcze uderzenie serca temu sięgała po broń, teraz sięgnęła do twarzy Qohorki, aby, czułym gestem, pogładzić ukochaną wojowniczkę po policzku. Jego wzrok złagodniał, a na twarzy zagościł uśmiech, podobny do tego, który chwilę temu widział u Ferro. Zdał sobie sprawę, że za nic w świecie nie chcę zabierać jej ze sobą do grobu. Zasłużyła na znacznie więcej...

Wziął głęboki wdech, teraz musiał zastanowić się co dalej...Był pewien jednego, nie puści tego płazem! Odwrócił się do starego Boltona i zaśmiał głośno, wywołując tym samym konsternację pośród otaczających go ludzi północy. Spojrzał na glejt, który trzymał w ręku, zgniótł go jakby było to serce samego Boltona, splunął pod nogi pijawce, po czym odwrócił się i skierował do północnego wyjścia z obozu.

- Chodźmy! Nic tu po nas... - Rzucił do Ferro i Kyr’weina, którzy w dalszym ciągu czujnie rozglądali się wokół siebie.

Kilku rycerzy wykonało nerwowe gesty, jakby mięli zamiar zatrzymać niewielką kompanię, jednak cicha komenda ze strony Boltona powstrzymała ich. Goście opuścili obóz Armii Północy w stanie z grubsza nienaruszonym. Jedynie duma Robara piekła i pulsowała, jak jątrząca się rana.

Robar nigdy nie uważał się za małostkowego, wręcz przeciwnie, starał się być pragmatyczny kiedy się dało. Jednak potwarz, której doświadczył ze strony własnego ojca obudziła w nim żądzę zemsty silną jak nigdy dotąd. Kiedy oddalili się poza zasięg wzroku od obozu pozwolił sobie na chwilę oddechu.

- Skurwysyn! Jak mogłem być tak głupi! - Robar wyrzucał z siebie słowa, które zbyt długo już, był uwięzione w jego krtani. - Na co ja, kurwa, liczyłem?!? Na sentyment? Ze strony tego zimnego chuja?!? - Krzyczał do wszystkich i nikogo w szczególności. - Żeby własnego syna... - Pokiwał głową z niedowierzaniem. Wziął jeszcze jeden głęboki oddech i popatrzył na wojowniczkę i maga.

- Dotyczy to nas wszystkich, więc chce żebyśmy decyzję podjęli wspólnie. - Powiedział zawziętym głosem, wodząc wzrokiem po twarzach swoich towarzyszy. - Zasłużyłem na to. Wiem. - Powiedział kiwając głową, jakby w końcu zobaczył to co oczywiste. - Ale i tak chcę, żeby skurwiel dostał nauczkę. Mam pewien plan, cholernie ryzykowny, a oprócz tego, taki na którym możemy nie zyskać nic oprócz kolejnych problemów. Chce jednak spróbować. - Mówił już spokojniej. - Sam jednak niczego nie zdziałam, potrzebuje waszej pomocy. - zrobił krótką pauzę. - Co wy na to?
 
Fenris jest offline