Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-04-2013, 16:51   #54
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Gilbert jak zwykle sprawiał kłopoty. Marjolaine właściwie nie powinna czuć się zaskoczona tym, co się działo w ogrodzie. Wszak kawaler d’Eon zawsze wpadał na dziwne pomysły i często wprawiał ją w gniew i zakłopotanie i... inne uczucia.
A potem... zwykle lądowała w jego ramionach, dawała się tulić, całować pieścić i była zupełnie zadowolona z tej sytuacji.
Doprawdy, życie Marjolaine stało się ciekawsze dzięki obecności tego mężczyzny w jej życiu. Nie zawsze co prawda fakt ten wywoływał uśmiech na jej twarzy, ale...

Jakoś nie miała czasu na kontemplowanie tego, że jej zgrabnie zaplanowane i wygodnie ułożone życie, zmieniało się w chaos podobny temu co opisywały tanie romansidła.
Podobny jedynie... bowiem w żadnym romansidle, główny bohater nie obłapiał tak lubieżnie, nie całował nie pieścił, wpierw nie wygłosiwszy pełnych pasji tyrad błagając w nich wybrankę o jej przychylność.
Żaden z tych romantycznych kochanków nie zagarniał swej wybranki jak łupu wojennego.
No... ale też żaden z nich nie był Maurem. Żaden nie tulił i nie całował, tak że Marjolaine odbierało oddech i żaden z nich wzbudzał takich emocji jak on.
Marne romansidła w których tak zaczytywała się Lorette nie dorastały do pięt rzeczywistości.
A inni jej wielbiciele, nie mogli się równać z Maurem. I to mimo, że każdy skarb, który otrzymywała od swego wybranka, musiała wywalczyć.

Tak ja dzisiaj.

Zyskała wszak błyskotkę. Naszyjnik, który teraz zdobił jej szyję i który nieco ją udobruchał po tym co musiała przejść.
Strzelanie! Co za niedorzeczny pomysł! Ona nie powinna się uczyć strzelać. W końcu nie po to miała gwardzistów, by samej naciskać spust.
I nie po to miała jego, by nocą zasypiać z pistoletem pod poduszką!

Skoro już jakoś zgodziła się na to, by spędzali razem noce (choć w zasadzie to on wdarł się do jej alkowy, tak jak przedtem do jej dworku, zajmując i jedno i drugie jak podbite terytorium), to nie po to by spokój ducha czerpać z dymiącego kawałka drewna i stali.
W dodatku zaczęła się martwić o jego bezpieczeństwo, ale to akurat była wina tej przeklętej intrygantki Lecroix.
I bynajmniej nie dlatego, że go kochała. O nie! Nie dlatego, że coś czuła do tego Maura, poza oczywistą irytacją na jego pomysły i sugestie.

Owszem... martwiła się nieco o jego zdrowie i życie.

Ale tylko dlatego, że był jej wspólnikiem. I dawał jej błyskotki. Co prawda musiała je niemal mu wyrywać z rąk, ale... i tak zdobywała nowe skarby do swej kolekcji. Jak ten błyszczący naszyjnik obecnie zdobiący jej szyję.

Więc była w dobrym humorze... przynajmniej do kolacji.

Gilbert nie zjawił się bowiem na posiłku. Gilbert zniknął ponoć... Ani chybi obłudnik pojechał do posiadłości tego nieboszczyka Étienne’a! Mimo, że mu zabroniła.

Kłamca, oszust, jak on mógł!

Nic dziwnego, że minka Marjolaine zrzekła, ku nieskrywanej radości maman, która niewątpliwie czuła nosem małżeński kryzys... cóż, przedmałżeński kryzys.
Antonina mimo wykrycia tego faktu, jakoś nie spieszyła się z dopytywaniem o powód nagłej markotności hrabianki. Bała się zapeszyć tę chwilę nieostrożnym słowem. Tyle razy wszak Marjolaine okazywała niezwykle szaleńczą i zaślepioną miłość do swego wybranka. I broniła go niczym lwica całkowicie zaskakując swą zapalczywością zarówno dostojną matronę i jak siebie samą.
Tak więc rozmowa przy kolacji upłynęła na rozmowie na neutralne tematy. Głównie dotyczące piękna pogrzebowej uroczystości i przede wszystkim plotkowaniu o paryskiej arystokracji i krytykowaniu kreacji różnych dam. Temat idealny na taki wieczór.



Oszust, kłamca... mogła to przewidzieć, że ją tak potraktuje. Hrabianka była rozgniewana faktem, zniknięcia jej narzeczonego. I odrobinę przerażona.
Oczywiście, widziała się oczami wyobraźni w miejscu Madeleine, przyjmującego kondolencje na pogrzebie...
Doprawdy przejmujący widok. Jedynym jednak problemem, był fakt że na pogrzebie Maura nie byłoby takich tłumów, a już na pewno nie byłoby jego królewskiej mości.
Non... To nie byłby pogrzeb godny jej obecności. No i przede wszystkim hrabianeczka nie godziła się na to, aby jej narzeczony zginął. Nie, nie, nie...

Chciała go mieć żywego, nie dlatego że żywiła wobec niego jakieś uczucia (co ciągle on insynuował wprawiając ją w zakłopotanie i irytację), ale dlatego że był jej narzeczonym. Należał do niej i był jej własnością.

A ona nie lubiła jak się jej odbiera zabawki.

Dlatego była zła na niego i na świat, jeśli okaże się, że coś mu się stało. Była rozsierdzona i dlatego pewnie zgodziła się na kąpiel, gdy usłyszała od sługi, że przygotowano ją dla niej. Ciepłą gorącą kąpiel z olejkami zapachowymi.
Tak, to mogło pomóc.
Zestresowana Marjolaine, że nie zwróciła uwagi na fakt, kto jej o tej kąpieli powiedział... a mianowicie jeden z najemników przysłanych przez Maura do obrony jej posiadłości i cnoty.

A kąpiel rzeczywiście była gotowa i zgodna z gustem Marjolaine. Duża wanna, pełna ciepłej wody i płatków róż i wonnych olejków. Tak jak lubiła.

Idealna okazja by się zrelaksować.

-Moja ptaszyno... -znajomym głos towarzyszył znajomej osobie. Zza parawanu wyszedł Gilbert d’Eon. Jej Gilbert. Właściwie nie wiedziała, czy ma się dąsać na niego za to, że znikł na resztę popołudnia i nie pojawił się na kolacji. Czy też może cieszyć, że najwyraźniej jej narzeczony ją posłuchał i został w Le Manoir de Dame Chance.

Jednak te sprawy na razie nie zajmowały myśli ptaszyny, której spojrzenie jakoś ciągle ześlizgiwało się z ozdobionym kpiącym uśmieszkiem oblicza narzeczonego.

Ześlizgiwało się niżej i niżej...


Po rozwiniętej klatce piersiowej i pięknej rzeźbie brzucha, na... ręcznik. Jedyny fragment materiału okrywający nagość jej narzeczonego.
W przeciwieństwie do poprzednich nocnych spotkań, komnata z wanną pełną wody była oświetlona kilkoma kandelabrami.
I muskulatura kocha... non... narzeczonego hrabianki, była doskonale wyeksponowana przez blask świec.
Ciało jej wybranka przypominało, teraz grecką rzeźbę która zeszła z postumentu ożywając ku jej uciesze.

Tyle że Marjolaine ucieszona nie była, choć zaczęła odczuwać dziwne ciepłe uczucia. Co gorsza jej oczka co chwilę zsuwały się na ten nieszczęsny kawałek materii.
“Bo i co się stanie, jak przeciąg zawieje i ten kawałek tkaniny opadnie?”- Piersi dziewczęcia mimo, że drobne i niewielkie, wydawały się chcieć rozerwać gorsecik je krępujący, gdy hrabianka oddychała intensywnie wpatrując się w ów kawałek tkaniny okrywający sekrety męskiego ciała. Niby wiedziała co tam jest, bowiem wiele nagich rzeźb i obrazów odkrywało tajniki męskiej natury w tym względzie. Niemniej co innego martwa natura, a co innego... natura jak najbardziej żywotna i w zasięgu ręki.

Sytuacja wydawała się arcy-komiczna... Bo gdyby on ją przyłapał tylko oplecioną ręcznikiem, to niewątpliwie by krzyczała i wrzeszczała, licząc że jej głosik wystarczy aby odstraszyć intruza.
Ale teraz sytuacja była odmienna, to Gilbert był nagi, a ona ubrana. I to ona była intruzem.
Tyle, że to był jej dom i jej kąpiel! A on nie miał prawa jej tego zabierać.
Poza tym ciągle była ta natrętna pokusa, by... zerwać z niego ten ręcznik. I strach przed tym co się stanie potem. Strach zmieszany z dużą dozą ekscytacji.



Kolejny przyjemny poranek, bo stresującym wieczorze. Może powinna się do tego przyzwyczaić, że jej narzeczony zapewniał jej silne doznania przed zaśnięciem? Może powinna się mu poddać i pozwolić, by zwyciężył? Byłoby to na pewno mniej męczące i zapewne bardziej przyjemne niż ciągła walka z jego pokusami.

Popijając słodką czekoladę i podjadając ciasteczka Marjolaine przygotowywała się psychicznie do boju.
Wyścig... Konny wyścig, który ten niecny obłudnik wyruszył zaplanować i przygotować.
I to było ekscytujące i niepokojące... Bo co, jeśli ona nie wygra. Jeśli będzie musiała stać przed nim godzinami, naga i bezbronna. I znosić jego lubieżne spojrzenie na swym nagim ciałku, co jednak jakoś nie wydawało się jej, aż tak straszne jak być powinno. No i co będzie jeśli on nie poprzestanie na patrzeniu, jeśli zacznie dotykać i całować.
Samo rozmyślanie o tym wywoływało drżenie ciała hrabianki. Kłopot w tym, że nie drżała ze strachu.

I wtedy właśnie została poinformowana, iż Giuditta Piscacci wpadła z wizytą. Zapewne po to by plotkować o wczorajszym pogrzebie, o pochodzie arystokracji, o królu... o tym wszystkim co Marjolaine z racji urodzenia mogła obejrzeć, a co było już poza zasięgiem Giuditty.
Jednakże po wkroczeniu do salonu, w którym hrabianka siedziała, Giuditta rozejrzała się nerwowo i dodała konspiracyjnym tonem. -Czy na pewno nikt nas tu nie będzie podsłuchiwał? Bowiem dowiedziałam się...- tu nastąpiła dramatyczna przerwa.-... co nieco o znaku, o którym mi mówiłaś.
No tak.. Jeszcze więcej stresów i strachów dla biednej hrabianki d'Niort.
Życie jest niesprawiedliwe !!
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 12-10-2014 o 17:23. Powód: poprawki
abishai jest offline