Zgodnie z sugestią Amaliara, grupa zaczęła zbierać kości więźniów i zanosić je na polanę przed więzieniem. Żaden ze szkieletów nie ożył w trakcie tego procederu, ale mimo wszystko każdy był gotów niemal natychmiast dobyć oręża.
Choć stos kości był już gotowy, gorzej było ze znalezieniem odpowiedniego drewna. Drzew było w koło niewiele, a chrustu jeszcze mnie. Gdyby Mitwickey wciąż żył to na pewno z łatwością wywołałby tutaj mały pożar, ale bez niego nawet stos kości był wyzwaniem.
Stos w końcu zapłonął, unosząc popiół wysoko ponad dach więzienia. Amaliar śpiewał swoje modły, ale Azubuike nie mógł opanować nieco krzywej miny. Czyż nie była to ironia? Ludzie, który zginęli z powodu pożaru teraz mają być oczyszczeni w ogniu?
Stos wciąż płonął gdy Amaliar dokończył modły, przez zapadające się gałęzie wciąż było widać skrawki biały kości, większość była jednak sczerniała od sadzy i dymu. Mając już za sobą ten rytuał, grupa musiała w końcu podjąć decyzję co dalej. Gdzie teraz pójść? Bez jej podjęcia nie mogą posunąć śledztwo do przodu. |