Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-04-2013, 12:38   #701
Nefarius
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
Ragnar, Felix & Alveris

Trójka mężczyzn przechadzała się po ogromnym pobojowisku, w poszukiwaniu czegokolwiek. W takich miejscach można było natrafić na wartościową broń, pozostałą po poległych bohaterach. Broń, której słudzy chaosu nie odważyli by się wziąć do ręki. Być może gdzieś tu pomiędzy ogromem trupów leżał jaki skarb? A może ślad który pozwoliłby mężczyznom trafić na drogę ku cywilizacji. Trudno było stwierdzić cokolwiek. Ślady armii dawno zatarł czas.
-Nic tu po nas. Trzeba ruszać dalej.- rzekł elf pochylając się nad półtora metrowym stosem ułożonym z ciał imperialnych żołnierzy. Elf zmrużył oczy przyglądając się tej makabrycznej scence, gdy nagle trupy z wierzchu pospadały gdzieś na boki a z „wnętrza kopca” wyskoczyła paskudna gadzina. Alveris niemal nie potknął się o leżące pod nogami zwłoki, gdy próbował odskoczyć w tył. Stwór był wyjątkowo brzydki i śmierdział zgnilizną na kilka metrów. Jego ciało nie miało określonego kształtu. Kilka rąk, dwie koślawe łapy, rogi na dziwnej głowie, wyrastającej z tułowia.

Bestia błyskawicznie rzuciła się na elfa i choć sięgała mu ledwie do pasa, nadrabiała swoje wybrakowane gabaryty szybkością i zwinnością. Potwór energicznym zamachem, pazurzastej łapy pozostawił Alverisowi na policzku, trzy krwawiące bruzdy. Pozostałe, dwie łapy bezskutecznie próbowały przebić solidny pancerz, który elf miał na piersi. Elf, zamachnął się toporem, lecz stwór uskoczył w bok. Przybysz z Ulthuanu zakręcił młyńca w powietrzu i natarł od góry. Bestia znów odskoczyła w bok, lecz teraz Alveris przechytrzył czarta, wyprowadzając trzeci cios z boku tak że śmiertelnie niebezpieczna głowica topora uderzyła o twardą jak stal skórę paskudnej bestii...


Ragnar widząc bestię postanowił skorzystać z okazji i zaatakować w momencie, kiedy ta zajęta była elfem. Chwycił mocniej krasnoludzki topór i rzucił się na stwora zachodząc go z tyłu. Ciął z boku, aby bestii trudniej było uskoczyć jednocześnie nie ryzykując ciosu od elfiego wojownika.
~ To już? już się zaczęło?! - Felix stał i patrzył na tę istotę z szeroko otwartymi oczyma. Nie mógł się nadziwić temu co właśnie widzi. Nie miał łuku, a jego umiejętności walki wręcz nie należały do najlepszych. Mimo wszystko jak zginąć to chociaż próbując. Skoro to i tak nieuniknione. Felix wyprowadził niezgrabny cios z boku, jednak stwór mimo gabarytów i zajęcia pozostałą dwójką przeciwników z łatwością uniknął ciosu. Łucznik uzbrojony tym razem w ciężki młot zrobił błyskawiczny krok w przód i zaatakował ponownie tym razem uderzając stwora gdzieś w grzbiet.
Stwór syknął groźnie i kłapnął paskudnymi szczękami przed twarzą Alverisa. Mniej szczęścia mieli Ragnar i Felix. Pazurzastuą łapą uderzył khazada w poobijane i niedogojone żebra, łucznik zaś oberwał solidnego kopniaka tylnym odnóżem bestii. Alveris nie tracił czasu błyskawicznie wyprowadził serię płynnych cięć toporem, jednak bestie uniknęła każdego jednego.

Kompani znów natarli w stwora. Pierwszy ruszył Stalowy Czerep, jednak ból żeber zdekoncentrował go i brodacz nie spojrzał pod nogi, potknął się o trupa, których leżała w okolicy cała masa i wyrżnął orła pod nogami stwora jak długi. Ragnar zaklął szpetnie kiedy zaorał mordą o wysuszoną i glebę. Miał zamiar jak najszybciej się pozbierać i wyładować frustrację na demonie atakując z boku i z góry.
W tym samym czasie Felix i Alveris dwoili się i troili, byle tylko w jakikolwiek sposób zaszkodzić bestii. Czarna posoka na kształt krwi wyciekała z licznych ranek paskudnego stwora, który również nie pozostawał dłużny swoim oponentom drapiąc i uderzając. Najgorzej oberwał elf, którego potężny kopniak w pierś niemal powalił na wysuszoną glebę. Felix zdołał raz, porządnie uderzyć młotem w korpus stwora, który aż zawył z bólu.
Chwila walki dała Ragnarowi dość czasu by wstał na nogi i natarł toporzyskiem. Brodacz wziął potężny zamach i uderzył bez wahania. Głowica topora wbiła się w masywne udo stwora. Khazad prawie znowu wyrżnął orła, gdy stojący przed nim demon niespodziewanie zniknął niczym przebita bańka mydlana.

Walka dobiegła końca tak szybko jak się zaczęła. Zdyszani i poobijani usiedli w otoczeniu zakonserwowanych chłodnym i suchym wiatrem trupów jakieś zamierzchłej bitwy. Choć wstyd im było się przyznać powoli odchodziły im siły. Czuli, że przed nimi szmat drogi, a bez zapasów świeżej wody i jedzenia i tak sczezną gdzieś na tym pustkowiu zupełnie jak ci pomordowani dekady temu.
-Chyba...- syknął elf -Chyba będziemy musieli omijać takie pobojowiska...- burknął.

Zirnig, Dawit, Delros & Jarl

Kompani czuli się spełnieni. Przynajmniej dwójka generałów przystała na pomoc w walce z barbarzyńcami, a trzeci... Cóż, trzeci był wielką niewiadomą. Mężowie, po części rozumieli jego frustrację i rozgoryczenie, jednak uważali że nie jest to powód by odmawiać wzięcia udziału w walce z przeciwnikiem swego królestwa. Z małym żalem spoglądali jak masywna, okuta żelazem skrzynia pełna złota jedzie na niewielkim wozie w towarzystwie kilkunastu zbrojnych i emisariusza do skorumpowanych i sprzedajnych dowódców wojska Kislevskiego. Skrzynia była symbolem walki, poświęcenia i słusznej sprawy. Nie czekając na odpowiedź adresatów ogromnej przesyłki kompani ruszyli na Kislev. Stolica królestwa o tej samej nazwie była ogromna, choć nie tak imponująca jak stolica Imperium. Tutaj na ulicach panował ogromny kontrast biedy i ubóstwa z bogactwem i przepychem.

Żebracy, zalegali uliczki zdani na łaskę i gest równie licznej grupy magnatów i bogaczy przechadzających się tym samym brukiem. Ubogie rodziny zamieszkujące pozbawione okien ruiny domów, stanowiły przeciwwagę do rzeszy pałacyków, których kopułowate dachy zdobiły z daleka krajobraz miasta.
Kompani mieli szczęście i pecha zarazem. Szukanie płytowej zbroi na krasnoluda okazało się być trudnym zadaniem, nawet w tak wielkim mieście jak Kislev, jednak w końcu im się udało. Zbroja wymagała konserwacji i kilku drobnych napraw, ale ostatecznie Zirnig mógł ucieszyć się z nowego, drogiego jak diabli nabytku. Mniej szczęścia miał niziołek. Tak naprawdę był jedynym przedstawicielem swej rasy w Kislevie, co spotkało się zresztą z masą wścibskich spojrzeń i szeptów na jego widok. Nie sposób było znaleźć jakikolwiek towar strikte przygotowany dla tych małych i gadatliwych człowieczków.

Jarl korzystając z okazji zakupów, wymienił swój sfatygowany topór na piękny, dwuręczny Rozbijacz rodzin. Toporzysko budziło respekt samym wyglądem. Długi i prosty drzewiec nie budził zainteresowania przeciętnego obserwatora, w przeciwieństwie do pięknej głowi o podwójnym ostrzu i szpicy wystającej w przód. Częściowo zadowoleni z zakupów wrócili do obozu. Mieli jeszcze trochę czasu przed epickim wręcz pojedynkiem dwójki starych, zasłużonych mężów...

Gabriel, Gottwin & Niedźwiedzi Pysk

Walka trwała w najlepsze. Kilka metrów dalej, na uboczu swój pojedynek toczył krasnoludzki zabójca trolli z dowódcą mrocznych elfów. Khazad doskoczył błyskawicznie do przeciwnika a ten, chcąc uniknąć ciosu toporem ustąpił w bok, co było wielkim błędem, gdyż elf w ferworze walki nie dostrzegł wystającego z grząskiej ziemi korzenia, o który zahaczył nogą i padł na plecy jak długi. Khazad błyskawicznie natarł widząc swoją okazję. Zamaszysty cios topora zrobił niemałe wgniecenie w pancerzu elfa. Drugą rękę brodacz zaatakował z boku uderzając w żebra i kolejny raz wyprowadził cios prawicą z góry, również trafiając w obezwładniony cel. Poobijany elf przetoczył się na bok, próbując znaleźć okazję do zmiany patowej pozycji.
W międzyczasie najemnicy walczyli zresztą druchii.

Zanim doszło do bezpośredniego starcia Gottwin zdążył skorzystać ze swej naprawionej kuszy. Kilka bełtów trafiło celu, lecz większość zniknęła gdzieś w skąpanym mrokiem wieczoru brzegu rzeki. Najemnicy i ochroniarze barki wartko starli się w bezpośredniej walce. Szczęk stali, iskry i jęki pierwszych rannych spłoszyły śpiące już ptactwo na okolicznych drzewach. Walka trwała kilka chwil. Kątem oka dostrzegli jak krasnoludzki zabójca płynnym ciosem toporzyska odrąbał rękę przywódcy mrocznych elfów. W tym czasie trójka z pozostałych druchii już poległa, niestety zabierając ze sobą pięciu najemników z barki. Krzyk rozczłonkowanego elfa rozniósł się głębokim echem, uwieńczony ostatnim, celnym ciosem topora prosto w pierś, który pozbawił go tchu i ostatecznie życia.
Mimo śmierci dowódcy mroczne elfy z nienawiścią w oczach walczyły do ostatniego tchu, wiedząc że i tak nie mają po co wracać do swego domu po przegranej bitwie.

Bitwa dobiegła końca. Wartki nurt rzeki spłynął tej nocy krwią kilkunastu dusz. W świecie żywych pozostało pięciu najemników, oraz trójka kompanów, spośród których to khazad siał największy pogrom.
-Zrzuć drabinkę!- krzyknął jeden z ochroniarzy, do grubego kupca, który pozostał na pokładzie barki.
Choć udało im się zwyciężyć tę cholernie trudną potyczkę mieli nie lada problem. Ochrona łodzi zredukowała się o ponad połowę załogi a droga była jeszcze długa. Trzeba było zrobić coś z ciałami, oraz przede wszystkim odepchnąć barkę z mielizny, by myśleć o kontynuowaniu podróży...
 
__________________
A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny!
Nefarius jest offline