Krew. Zebedeusz był cały we krwi. Ubranie przesiąkało nią, a jej krople spadały na ziemię. Umęczona twarz mężczyzny spoglądała ze stoickim spokojem na demona, a w jego oczach nie można było dostrzec niczego. Zero uczucia. Czysta i zwykła obojętność. Zebedeusz czuł ból. Wiedział, że Bogowie do tej mu pory sprzyjali lecz pewnie w końcu szczęśćie go opuści. Pojawienie się demona pokrzyżowało jego plany i teraz nie miał wyjścia. Obowiązek przede wszystkim, choć wiedział i czuł że jeśli go wykona cała praca pójdzie na marne. Nic to. Wzruszył rękami i poprawił ubrudzoną w krwi czuprynę. Zaczął isć w kierunku demona, nie bacząc że jedna ręka prawie jest sztywna z bólu i utraty krwi, a druga trzęsie się pod naporem ciężaru miecza. Żak zaczął coś mówić pod nosem do siebie, zapewne klnąc a potem uśmiechnął się tylko.
“Co za ironia..żebym ratował Inkwizytora. Dobre. Trzeba będzie zapisać w pamiętniku”.
Wiele już widział i wiele przeszedł. Poruszanie palcami sprawiało mu trud ale robił to powoli, wręcz schematycznie powtarzając ruchy. Szedł powoli z lekko opuszczoną głową, tak, że włosy znów opadały mu na oczy. A na ustach pojawił się szyderczy uśmiech
__________________ Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-) |