Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-04-2013, 15:52   #61
carn
 
Reputacja: 1 carn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwu
Najgorszym co mogło by spotkać wycieczkę po radosnym zdobyciu wieży to dać się okrążyć i z oblegających zmienić się w obleganych, dlatego Jhink nie zignorował złowróżbnego krzyku elfiego maga okraszonego głupcami i wskazaniem kolejnej wydry w zaroślach.

- Pilnujcie maga! Nie odstępować go! - krzyknął do stopniałej już gadziej obstawy theranina, a sam z załadowaną kuszą ruszył w stronę zagrożenia licząc iż jaszczur odsłoni się w końcu.

Gdy grzebień wydry zatrzymał się na chwilę wśród listowia płowowłosy ściągnął palec na spuście wysyłając swój bełt ku celowi, a wtórujące mu t’skrangi dołożyły do tego świst swoich strzał. Dwa trafienia! Jednak, żadne dotkliwe na tyle by uznać zagrożenie za wyeliminowane. Wśród tylu zarośli i gałęzi, tylko na tyle można było liczyć, więc szybszym wydawało się rozwiązanie bezpośrednie.
Przeżuciwszy kuszę na plecy Jhink zerwał z pasa krótki marynarski toporek i ruszył biegiem, za ledwie zranioną wydrą. Przeciwnik nie był jednak zainteresowany bezpośrednim starciem i wycofując się wciągał człowieka w głąb puszczy. Sprytnie. Lecz i tu, po raz kolejny, spotkał człowieka zawód. Tu też nie było zasadzki, a skryty przed resztą adeptów Jhink udowadniał, że na tym terenie jest w stanie osaczyć i dopaść uciekającego t’skranga. Któremu, trzeba przyznać, starczyło zimnej krwi by po nieudanej ucieczce skontrować w stronę ścigającego. Pasje nadały jaszczurom te ich ogony! Wojownik nie miał problemu by uniknąć pierwszego ciosu jednak zwinny gadzi ogon pochwycił go w pasie i ciągnął na krótki, idealny do pchnięć, miecz t’skranga. I choć ostrze doszło miękkiego ludzkiego podbrzusza manewr okazał się za wolny. Gdy Phererak dotarł na miejsce potyczki to wydra leżała martwa na ziemi. W czaszce, tuż pod oczodołem, ziała wyrwa po ciosie toporem który niemal rozłupał ją na dwie. Przydepnąwszy dziób ofiary Jhink oddzielił finalnie głowę od korpusu i pozyskany w ten sposób srebrny dysk rzucił w stronę idącego mu w sukurs jaszczura, samemu zajmując się kieszeniami pokonanego nieszczęśnika.

- Aj z wami T’skrangami. Maga mieliście pilnować! Co jak ten tu poszedł na wabia a jego bracia zatłukli nam therańczyka? Kapitan nie będzie zachwycony jeśli mu drugi elf odpadnie w przedbiegach. Wracamy.

- Jak to tak, zostawić ostrzał bez responsu. Trzeba było wydrzakowi pokazać, że nie można tak strzelać do innych. - zamarudził jaszczur.

Coś było w tym jaszczurzym grymaszeniu. Strzał był deklaracją. Czystą i oczywistą. Intencje wyrażone w jednym akcie agresji i łuczniczego wyzwania. Jaka szkoda, że niesprzyjające okoliczności nie dały im nacieszyć się tą chwilą w pełni. W końcu wymienianie strzał dawało wydrze największą możliwą szansę na wygraną. Jakąż rozkosz potrafią zafundować sobie strzelcy gdy są dla siebie wzajem nieuchwytni. Jednak poskąpiono im czasu. Niezależnie co działo się obecnie w wieży nie miało szans trwać dość długo by nacieszyć obu łowców aktem polowania. Dlatego Jhink musiał zaburzyć równowagę i natrzeć na idącego w sukurs swym współplemieńcom łucznika. Gdyby był sam. Gdyby naprawdę próbował uciec i ta odmiana polowania miała by szansę pocieszyć ducha. Jednak celem biedaka była wieża. Jhink zaś był doraźnym zagrożeniem, które wydra musiała pokonać na swej drodze. I to był błąd który kosztował t’skranga życie. Gdyby nie obecność Scalorowej jaszczurki pewnie nabił by głowę trupa na tykę. Nie pierwszy i nie ostatni jaszczurzy łeb na kiju. Wtedy wreszcie wyglądają na wyższych.

Odetchnął pełną piersią chłonąc wilgoć otaczającej ich dziczy. Servos. Dzika. Niebezpieczna. I całkowicie obojętna na zatargi Dawców. Niczym matka zmęczona kwileniem dzieci.
Wężowa i Servos.

Tak. Był w domu.

- Wracamy.
- klepnął przyjaźnie towarzysza, przypasawszy sobie mieczyk wydry. Dobrych noży nigdy dość.

Jhink i Phererak zawrócili w stronę polany. Drugi z t’skrangów, Screek jak się okazało został przy swym rannym kompanie i opatrującym go Grassimie. Więc przynajmniej oszczędził adeptom rozgryzania swego losu w tej niewielkiej potyczce. Pasjom dzięki.

Gdy uczestnicy wypadu dotarli z powrotem do wieży i tam cała sprawa wyglądała na zakończoną.
 
carn jest offline