Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-04-2013, 00:44   #12
Aeshadiv
 
Aeshadiv's Avatar
 
Reputacja: 1 Aeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputację
Ich ofiary były już martwe, niestety. Nie z jego ręki, niestety. Ani z łap Brata... niech to szlag! Miguel zdziwił się widząc nowego typka. Jego czarne szaty przypominały mu kogoś. Widział chyba już podobnie ubranego mężczyznę. Kiedyś, gdy był w mieście u swojego przyjaciela od różowych tabletek, ktoś podobny właśnie wchodził do jakiegoś małego pokoiku z dziewczyną ubraną w poszarpane ciuchy. Dziewczynką raczej. Nie był to jednak interes Jose. W tym momencie ten dziwak patrzył się na jego Brata i do niego mówił.
Miguel zbliżył się do jaguara i przyklęknął przy nim. Popatrzył się na jego pysk i wskazał palcem na księdza.

- Co o nim myślisz? - zapytał szeptem.
Jaguar jedynie się oblizał.

- Wiem. Apetycznie wygląda. Stary nie jest. Pewnie ma dobre serce. Chciałbyś jakieś młode serce prawda?

Bestia usiadła. Po prostu. Jakby Brat po prostu cierpliwie czekał na rozwój wydarzeń. Niczym domowy kociak.
- Niech będzie tak jak zaproponowałeś. - powiedział Miguel wstając.
Zbliżył się do księdza i zaczął go ... obwąchiwać?
Ksiądz stał dumnie nie zmieniając uchwytu na różańcu bojowym. Nie czuł strachu, bo całkowicie oddał swój los w ręce Boga. Zastanawiał się, czy coś odpowiedzieć. Jednak stał tylko, dając się obwąchiwać. Jako człowiek wszechstronnie wykształcony przez Kościół, a do tego szkolony na misje podejrzewał że obwąchujący go Miguel jest dzieckiem natury. Domyślał się też, że umyte mydłem ciało nie będzie dla niego zapachem przyjemnym.
- Śmierdzi jak miastowy... - mówił do siebie meksykanin. Następnie podniósł rękę nowego łapiąc ją za nadgarstek.
Ksiądz poddał się zabiegowi bez oporu, a różaniec wyciągnięty z kieszeni dyndał ostrzem krzyża. Spojrzał na Miguela bez strachu, z zaciekawieniem. Walka spojrzeń i charakterów.
Jose żadnej walki nie podejmował. Palcem zsunął rękaw księdza i dotknął jego skóry. Powąchał nadgarstka, a następnie zerknął na drugi z różańców. Kucnął tak, aby mieć go zaraz przed twarzą.

- Co to? - zapytał.
- To co ma być? różaniec.
- Czyli co?
- Rzecz przydatna do życia ludziom takim jak ja. Bóg dał mi to, a Tobie Brata Mniejszego.
- Hę? Jakiego mniejszego ? To jest po prostu mój Brat. No mniejsza. Wierzysz w jedynego słusznego boga?
- Nie ma jedynego słusznego boga, jest tylko jeden bóg.
- A jak ma na imię?
- Jestem Tym Którym Jestem, a jak ci się to nie podoba to ześle na ciebie deszcz ognia. Tak ma na imię, i zrobił jak powiedział - Jezus wypiął pierś z dumą.
- Yy... dziwne imię. Mój bóg ma inne. Jednowyrazowe. Tezcatlipoca.
- Też myślałem, że to dziwne imię, potem doszedłem do wniosku, że jest ono niewypowiadane w inny sposób na język ludzi. Może w tym języku jakiego użyłeś, jest na to jedno słowo.
- Yhy... Język Nahuatl jest pięknym językiem. Bardzo starym. Twój bóg to patron kogo? Kogo kocha? Tak szczególnie. Mój ojciec, Tezcatlipoca kocha jaguary. On sam jest jak jaguar. - powiedział Miguel chowając Desert Eagle’a i przekładając nóż do prawej ręki.
- Niektórzy mówili, że to patron rybaków, ale żadnemu rybakowi na dobre nie wyszło czczenie go. Najstarsze słowa o moim Bogu mówią, że pierwszego człowieka jaki zabił drugiego człowieka obdarował życiem tak długim, do póki nie zginie od noża, jednocześnie zabronił komukolwiek go zabijać, więc jest bogiem siły i morderców
- Dziwny. Mój bóg ma chyba fajniejsze moce. Mój bóg... mój ojciec... On stworzył ten świat, a teraz go zniszczy z moją pomocą.
-Wiedziałem, gdy tylko cię zobaczyłem! Przed chwilą modliłem się o pomoc do mojego boga. Mój bóg przykazał mi zniszczyć wszystkich ludzi. I przybyłeś akurat teraz. To musi być wola boża
- Hm... może coś w tym jest. To... to zróbmy pakt tak jak Tezcatlipoca nakazuje, ok?
- A jak Tezcatlipoca nakazuje robić pakty? - odpowiedział Smith, zastanawiając się dlaczego Jose nie użył zawrzyjmy.
- Sięgnij do mojego plecaka, po lewej w kieszonce masz strzykawkę i obok niej takie szklane coś z “VII”. Podaj mi.
-Jak sobie życzysz człowieku wybrany do czynienia woli Pana.[i/]
Ksiądz spełnił wole Jose. Z uśmiechem wyjął strzykawkę i fiolki. oczy mu się zalśniły, bo domyślał się jakie działanie ma specyfik.
Miguel niestety był zmuszony rozczarować Jezusa. Wprowadził niewielką ilość płynu do strzykawki, a następnie wbił ją sobie w ramię. Chwilę później meksykanin wziął nóż, rozciął sobie dłoń wzdłuż i podał księdzu.
- Pakt krwi?
- Wiesz co to jest HIV przyjacielu? Musisz wiedzieć, że ja to mam - mówił Jezus podwijając rękaw sutanny.
- Hę? To znów jakiś łańcuszek?
- W pewnym sensie... to jest broń, która płynie mi we krwi. Wirus, małe coś, co sprawia, że ludzie chorują i umierają. Niektórzy bardzo szybko, niektórzy tak jak ja żyją z tym latami. Czy Tezcatlipoca chce byś przeją tą broń? Czy ciało, którym cie obdarzył przetrwa tą broń?

- Yy... ja mam słabą krew. To był mój lek. To w strzykawce. Słyszałem chyba o tym. Taka dziewczyna jedna to miała. Umarła. Nie podoba mi się twoja krew.
-Nie ma w niej nic co mogłoby się podobać, ta broń to była straszna kara, jaką bóg dawno temu zesłał na Afrykę by zniszczyć wszystkich ludzi, którzy tam żyli. Nie opamiętali się. Rozprzestrzenił tą broń na cały świat, by zniszczyć ludzi. Ja też ją noszę ludziom, może ona zabije tych, których nie dosięgnie moja ręka i będzie zabijać, gdy bóg mnie wezwie do siebie.
- Nie łatwiej ich zastrzelić?
- łatwiej, dlatego mam ze sobą to - Ksiądz wskazał na przytwierdzoną do jego leżącego pod drzewem plecaka kniejówkę - ale nie starczy kul, by oczyścić świat. Dlatego bóg daje mi więcej broni i wspiera, gdy tego potrzebuję. To co pakt? - powiedział zjadając kolejne gotowane oko z różańca.
- Mi się amunicja nie skończy. W razie czego mam to. - Miguel wskazał na maczetę zaczepioną o jego plecak.
- I Brata. - Jose kucnął i wyciągnął dłoń do jaguara, który zlizał ociekającą krew.
Następnie mrucząc coś pod nosem o tym, jak to miastowi nie szanują swojego zdrowia ruszył w stronę ciał ich ofiar. Chciał zrobić sobie z ich ubrań prowizoryczny bandaż, a następnie... złożyć ofiarę.

 

Ostatnio edytowane przez Nasty : 23-04-2013 o 22:34. Powód: Poprawa błędu.
Aeshadiv jest offline