Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-04-2013, 00:28   #88
sheryane
 
sheryane's Avatar
 
Reputacja: 1 sheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwu
Wszystko działo się tak szybko. Lou z przyzwyczajenia i przywiązania czuła się w obowiązku czuwać na Vermilem i Ultarem, póki nie zostaną doprowadzeni do chociaż względnego porządku. Rana na nodze krwawiła i piekła, ale uparta elfka nie zamierzała się skarżyć. Co jak co, ale ból jej nie zabije. Drakonia i Brand gdzieś zniknęli. Przypuszczała, że poszli w ślad za Woodesem. Sama by to zrobiła, gdyby nie udo i przyjaciele. Pozostawiwszy ich pod opieką Dorien i ich wzajemną, Lou pokuśtykała przez pobojowisko, przyglądając się poległym. Towarzyszyły jej przekleństwa Ultara. Kochała ich obu, a o ile Vermil miał tendencje do bagatelizowania, tak Ultar często przereagowywał. Co cię nie zabije, to cię wzmocni.

Już od wielu lat śmierć nie robiła na niej wrażenia. Znała ją już zbyt dobrze i widziała wielokrotnie jak przychodzi po jej bliskich, którzy opuszczali ją z mniejszą lub większą godnością. Bardziej zainteresowała ją cała sytuacja, która wyraźnie wyglądała na zwykłą zdradę. Współczuła w duchu Wyrmowi, bo nie ma chyba gorzego zawodu niż zdrada przyjaciół. Nie widząc nic, co mogłoby powiedzieć im więcej, elfka wróciła do towarzyszy na czas, by usłyszeć rozmowę o naszyjniku. Kobieta podeszła do Ultara i położyła mu dłoń na ramieniu, by się uspokoił. Ten jednak tylko z irytacją strącił jej rękę. Fiołkowe oczy powędrowały ku zwłokom, których ona była przyczyną, i wzruszyła lekko ramionami.
- Trochę to chyba nierozsądne tak wystawiać się na atak z tym kluczem na szyi, gdy zachodzi podejrzenie, że może być przyczyną problemów... - skwitowała krótko.


Plany, plany, plan. Lou wolała działać, niż planować. Oczywiście działanie nieprzemyślane często owocowało porażką, ale potrafiło także dawać ciekawe rezultaty. Wysłuchała dyskusji grupy, a potem skierowała swoją uwagę na Xen. Musiała skupić się całkiem na słowach drowki, by zrozumieć, co próbowała przekazać. Nie do końca poprawnie opanowany wspólny przeplatany słowami innego, najprawdopodobniej drowiego, języka nastręczał pewnych trudności. Na szczęście Lou była istotą na tyle inteligentną, by i z nimi sobie poradzić.
- Nie proponowałam działania na ślepo, a jedynie szybkiego i sprawnego. - wyjaśniła swój tok myślenia.
Skoro miała problem ze zrozumieniem Xen, to i drowka mogła nie zrozumieć pełni przekazu. Kto wie?

Rivvin. Abban. Może człowiek i mag? Mniejsza. Księżycowa mniej więcej rozumiała mroczną. Swoją drogą ciągle zastanawiała się, o co chodzi w tej całej rasowej nienawiści. Jakoś ją to ominęło. Nie widziała powodu, dla którego miałaby rzucić się na Xen tylko dlatego że ma inny kolor skóry. W jakiś sposób nawet lubiła ją. Wróciła jednak myślami do bieżących spraw.
- Spokojnie. Poczekamy, aż wrócą. Będziemy ostrożni. Lepszego planu i tak nie dostaniemy. Trzeba też liczyć się z tym, że tamci będą wiedzieli, że nadchodzimy. - stwierdziła, świadoma tego, że może być to zadanie niemalże samobójcze.
- Nie jest nas wielu. Przejście przez korytarz biegnący w pobliżu Podmroku jest niebezpieczne, zgadza się. Nie znamy drogi. Będziemy prawdopodobnie potrzebowali jakiegoś źródła światła. Prawie jak podani na tacy. - odgarnęła białe pasmo za ucho - Droga powierzchnią będzie lepsza, nawet nocą będziemy widzieć więcej niż pod ziemią. Przydałoby się w ciszy zdjąć straż, bo wspominałeś o strażnika. - spojrzenie fiołkowych oczu spoczęło na Wyrmie - Wkraść się do środka, odszukać kogo trzeba... Jeśli zajdzie konieczność - eliminować przeciwników szybko i cicho, jak tylko się da.

Spojrzała na zbliżającą się Xen.
- Za dużo tu jednak niewiadomych. Za dużo liczenia na łut szczęścia. Musimy liczyć się z tym, że przyjdzie nam ratować się ucieczką, zostawiając wszystko i wszystkich za sobą.
~ O ile damy radę uciec, jeśli coś faktycznie pójdzie źle. - dodała ponuro już w myślach.
Zdobyła się jednak na pokrzepiający uśmiech wobec drowki, która zdawała się szukać jej towarzystwa - Zdecydowanie wolałabym iść powierzchnią. Możemy nawet rozdzielić się na dwie grupy i zajść ten obóz z dwóch stron, o ile się da. - zmarszczyła lekko brwi, zastanawiając się nad kolejnymi rozwiązaniami.
- Masz jakąś propozycję? Na pewno gdy wróci...em...abban...chciałby znać też nasze przemyślenia.
 
__________________
“Tu deviens responsable pour toujours de ce que tu as apprivoisé.”
sheryane jest offline