Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-04-2013, 00:32   #95
Aeshadiv
 
Aeshadiv's Avatar
 
Reputacja: 1 Aeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputację
Chłopakom Crubnasha walka wyszła fajosko. No może trochę mniej dla Vagraha. Czarny ork dostał przez łeb od tego blaszanego, tak, że aż metalowa obręcz, na której trzymała się jego futrzasta zbroja na łbie się wgięła. Vagrah usłyszał takie “trachu” i trochę go zabolało. Taki tam ból to tylko motywacja. Dwójka ocalałych strażników broniła się zaciekle. Widać największy z zielonoskórych był ich celem. Ten bardziej ranny gwardzista dźgnął mieczem w czarnego orka. Trafił potężnie. Praktycznie przebił na wylot grube udo Vagraha. Niefajno, niefajno.

Jego radość z zadania tak bolesnego ciosu nie trwała długo. Praktynie została rozdarta przez topór Flakorwija razem z jego klatką piersiową. Chlusnęło, plusnęło i po strażniku. Hehe. Widząc całe zajście jego kompan chyba się nieco speszył. Koncentrację poprawił jednak silny cios Mordobija. Bum i mednica strzeliła. Ludek jednak walczył dalej. Trzeba było poprawić. Tacy przeciwnicy to sama frajda. Widać, że twardzi, a i tak orkowe cepy ich mucą jak no... siano? Nie wiem co tam się muci cepem u ludków. Oni mają dziwne zwyczaje. Nie potrafią dobrze siepać to rośliny biją. Hehe... gupole.

Blaszany rycerzyk ciął ile mógł, został praktycznie otoczony przez orków. Walczył jak ten duży kot z grzywą. Nie wychodziło mu to jednak za dobrze. To tu to tam coś machnął przed nosem któremuś z chłopaków Crubnasha, ale ... gdy Mordobij pozbawił jednym ruchem obydwu nóg jego podwadnego to... chyba się zasmucił. Wszyscy orkowie zarechotali paskudnie. Na znak Vagraha unieśli swoje toporzyska i w jednej chwili opuścili je na łeb człowieka. No... i to by było na tyle.


Po oblężaniu... trzy dni później.

Bgul zajmował się wszystkimi. Przynosił Wam nawet obiadki zrobione z ludków i tych małych ludków. Fajosko. Dawno tyle ludków nie nażarliście siem. Kogosh był chyba na siebie zły. W końcu dał się powalić takim małym mieczykiem. Grr...! W dodatku stracił stopę. Bardzo niefajno. Przynajmniej Bgul mu zrobił taką nakładkę, co może stukać jak idzie przez ludkowe miasto. Wszyscy się wtedy śmieją, bo to śmiesznie brzmi i jest śmieszne. Hehe.

Ogólnie miasto zdobyliście. Było lekko. Jak zawsze. Siła WAAAGH przeciwko nędznemu oporowi spaczoludków i ludków to takie jak jak... jak... aaa... są słabi i tyle.
Dwóch wodzów poległo. Crubnash był ciężko ranny. Ten krasnoludziowy z czerwonymi włosami trzymał się ze trzy razy dłużej niż ta mała grupka pod dużym domem coście z nią walczyli. Sam rozwalił dwóch szefów i jednego zranił. Teraz za to fajnie smakuje. Nawet próbowaliście kawałek. Trochę żylasty, ale dużo fajoskiego czerwonego mięcha. Dobre.

Ciszę jak zwykle przerwał Crubnash.
- Chopaki! Nie ma opierdalania siem! Bo mamy kolejnego dziwnego problema! Sam ni wiem co to je.

- Hęm? Co je szefunciu? - zapytał jak zwykle Vagrahh.

Crubnash nie odpowiedział. Całą rozmowę przerwał Grabber goniący Ghajuka.

- No cho! Przydasz siem w potrafce!

- Nje ! Nie! Weście go ode mnje! - panikował gobos widzac tasak w rękach ich kucharza.

- Hue hue hue! - wszyscy orkowie jednakowo zareagowali na tę scenę.

Ghajuk wbiegł między swoich. Schował się za Vagrahem, a Grabber widząc to westchnął i wrócił do szukania kolejnej kostki goblinowej do rosołu.

- No... to sprawucha je taka. Nasze szamany mówio, rze tu je coś dziwnego w mjeście. Że czujom jak siem zblirza coś gupiego i nie wiedzom co to je. Wy bendziecie grupą, ktura to ma zbadać. Zaczaiły tempe łeby? Hę?! Podczas naszego trachu widać było jakieś zielone płomyki. Ani Chaotowe ludki, ani my nie byliśmy tam jak siem paliło. Ićcie zbadać co to je i gdzie to je i przynieście mi kawałek tego do żarcia. No!
 
Aeshadiv jest offline