Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-04-2013, 18:54   #143
AJT
 
AJT's Avatar
 
Reputacja: 1 AJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputację
Teraz już wszyscy skupili swą uwagę na demonie. Istota z innego świata, po dość szybkim rozprawieniu się z akolitami, spojrzała swymi ślepiami na inkwizytora. Po Wildbaum rozniósł się w tym momencie jeszcze głośniejszy klekot, tak jakby przybysz z innej domeny, zaczął się właśnie śmiać. Chwilę później okazało się, że była to zapowiedź, pokazanie swej siły i potęgi. Owadzia głowa zaczęła pluć w stronę Sigmaryty czerwoną, krwistą, posoką. Rozpaczliwa obrona mężczyzny na niewiele się zdała, gdy substancja, niczym kwas, zaczęła przeżerać, jego zbroję, ubiór, ciało. Demon nie przestawał pluć, zalewając sługę Sigmara żrącą krwią. Ten wił się z bólu! Krzyczał, gdy jego ciało było trawione. Rozpaczliwie rzucił się na ziemie, próbując jakoś ulżyć sobie w bólu i pozbyć się substancji. Na niewiele się to jednak zdawało… W końcu osłabł…

Demon pewnie by nie przestawał upajać się tym widokiem, gdyby nie to, że właśnie tuż przed jego rzędem oczu, przeleciał bełt wystrzelony przez Detlefa. On chybił, ale tego błędu nie popełnił już Gringar, który pierwszy dopadł stwora. Bestia zaklekotała, odwracając się w stronę khazada. Jego topór przeszedł przez kościaną zbroję straszliwego oponenta, której część posypała się niczym popiół.

Za khazadem biegli już kolejni dwaj dziwlni wojownicy Franc i Imrak, którzy zdecydowali się odłożyć na jakiś czas swój spór. Maurer, posiadający zdecydowanie dłuższe kulasy, miał dobiec pierwszy. Jego Scyzoryk, zgodnie z tradycją, powinien zaraz ściąć łeb. Imrak, z zakrwawioną głową, biegł nieco na ślepo, ale biegł w dobrym kierunku. Biegł i szczerzył swe zębiska. Skurwiel, który puścił już maurerowy zad, również dzielnie pędził, piskliwie ujadając przy okazji.

Gringar powtórzył atak. Tym razem jednak stwór go zablokował, chwytając jego dłoń. Gdy to uczynił, zgiął się tak, że jego łeb znalazła się na wysokości głowy krasnoluda, a jego ślepia zaczęły wpatrywać się prosto w oczy khazada. Gringar jakby skamieniał, nie wiadomo, czy ujrzał coś w oczach demona, ale rozdziawił gębę i znieruchomiał. Stan ten nie trwał długo, gdyż demon, uniósł swój kostur, by z ogromnym impetem zdzielić krasnoluda. Czaszka khazada pękła od razu, a ten martwy padł na zakrwawioną ziemię. I tak ostatni z trójki bliźniaków poległ w obronie Wildbaum.

Moment później zaatakował już Franc. Scyzoryk przeciął powietrzę, przeciął także ciało demona. Gdyby przeciwnikiem Franca był normalny człek, zwierzoczłek, czy nawet ork, z jakimi mierzył się do tej pory w swym życiu, z pewnością mógłby się cieszyć z kolejnego zabitego w swej karierze. Tak, odpowiedział mu tylko przerażający klekot. Nic więcej.

Imrak również zaatakował, jak i u Franca, jego topór pięknie zagłębił się w ciele demona. Wychodząc z niego, zostawił w powietrzu ślad popiołu. Bestia odwróciła się w jego kierunku, tak jak wcześniej do Gringara. I tak jak na tamtego khazada, wejrzała i na Imraka. Nienawidzący demona krasnolud ujrzał w tym momencie, w czerwonych ślepiach stwora, śmierć. Piekielne wizje wdarły się w umysł krasonoluda, który nagle stracił kontakt z rzeczywistością. Już go nie odzyskał, spotkał go taki sam los jak Gringara. Całe szczęście głową Imraka była mocniejsza. Czaszka się nie rozpadła, ale khazad padł bezwładnie na ziemię.

Po chwili bestia zaklekotała ponownie. Tak samo, jak w momentach w których trafiały ciosy Imraka i Franca. Odwróciła się w pewną stronę, jednak o dziwo patrzyła w kierunku, gdzie nikogo nie było. Teraz Franc mógł ponownie zaatakować. A może, to był najlepszy moment, by się wycofać… Czy Maurer jeszcze wierzył w pokonanie tego demona? Czy Detlef wierzył? Czy Wildbaum miało jeszcze szanse, by przetrwać, czy te tlące się jeszcze przed chwilą szanse, całkowicie już zgasły.

W tym samym czasie Ramirez został praktycznie sam, by poradzić sobie ze swoją raną i ostać przy życiu. Raz po raz do świątyni wbiegali nowi uciekinierzy, żaden jednak nie myślał o tym, by ratować estalijczyka. Wznosili jedynie błagalne modły do swych bogów, chowając się gdzie się dało. Gdy Ramirez otwierał flakonik, słyszał wśród biadolących bab, że pewnie karczmarz, by sobie poradził. Inne mówiły, że raczej jednak nie. Ale wszystko wskazywało na to, że to właśnie karczmarz, którego estalijczyk nie widział na placu boju, był też miejscowym cyrulikiem. Co jednak z tego, jeśli go tu nie było. Jakie to znaczenie miało? Ramierez wiedział też, że nie ma czasu, by go teraz szukać. Musiał wypić tą cuchnącą zawartość flakonika i zrobił to. Nie zadziałało! Ramirez poczuł się jeszcze słabiej! Czuł, jak życie od niego właśnie odchodziło. Jak szybko teraz go opuszczało. Choć nie! Spojrzał na ranę, a ta… a ta zdawała się zasklepiać. Widział jak kawałki przeciętej skóry zaczęły się zrastać. Chyba tylko ten ohydny smak spowodował osłabienie, a sama mikstura działała. Działała!
 

Ostatnio edytowane przez AJT : 13-04-2013 o 19:59.
AJT jest offline