Pod kątem ilości grania to był chyba najbardziej intensywny (hłe hłe) zlot, jaki pamiętam.
Udało nam się rozegrać aż 3 sesje improwizowane, z których każda była najgorszym koszmarem erpegowca.
Mimo to, a może właśnie dlatego, X-letnia przerwa w spotkaniach w ogóle nie wprawiła nas w jakieś zmieszanie. Nie wydaje mi się też żeby ktoś przeżywał szok poznawczy. Od razu byliśmy bandą starych znajomych, która budziła popłoch u pozostałych gości lokalu i... to jest moc.
Dzięki serdecznie i mam nadzieję, że udało nam się tym samym wskrzesić tradycję spotkań Liczy