Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-04-2013, 19:32   #44
Ajas
 
Ajas's Avatar
 
Reputacja: 1 Ajas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie coś
Gaia korzystając z ciała swej kochanej córki, wciąż pozostawała dominująca częścią tej drużyny w walce o świętego Grala. Jej mistrzyni a zarazem dziecko, musiało odpoczac, duch wszechstworzenia nie mógł pozwolić by Terra cierpiała z powodu postrzałowej rany.

Chinka o błyszczących oczach siedziała po turecku na głowie olbrzymiego gada. Jaszczur nie posiadał skrzydeł, jednak nadrabiał to swoją długością i możliwościa poruszania się pod powierzchnią ziemi. Jego łuski były czarne niczym węgiel, a z całego ciała wyrastały kolce swym kształtem przypominające gałęzie, co widoczne było przede wszystkim w okolicy pyska stworzenia, gdzie dwa rogi rozwidlały się i wiły niczym stare drzewo. Ślepia stworzenia wbitę były w malutka sylwetkę Gofreya, na która padał cien olbrzymiego legendarnego stwora. Zdawało sie że paszcza bestii mogła bez problemu rozgryźć czołg, czy nawet samolt, jednak pokaz zniszczenia ambasady jednym jedynym atakiem był wystarczającym dowodem na potęge stwora.


- Witaj synu. -odezwała się Gaia z grzbietu swego wierzchowca. - Widze iż poznałeś już Nidhögg'a. -przedstawiła jaszczura kobieta. Merlin zas zapewne obeznany z historią i legendami, mógł wiedzieć iz jest to imię jednego z najważniejszych stworzeń w mitologii Nordyckiej. Smok ten podobno żył pod korzeniami drzewa życia, żywiąc się nimi a jego życie zakończyć miał dopiero Ragnarok.

- Z kim mam przyjemność? Tak wiele mych dzieci mnie zdradziło iż nie pamiętam twarzy każdego z was.

Merlin z kolei... uśmiechnął się. Na razie jednak nie wykonał żadnych ruchów. Zmierzył Żmija wzrokiem, oceniając go na oko na 30 metrów.

- Imponujące. Prawdziwie imponujące. - ukłonił się delikatnie - Jam jest Merlin, król magii. - zawachał się przez moment, a następnie westchnął. - Ujawniłem swoje imię. Otrzymam twoje, czy też mam zgadywać? - przekrzywił głowę, zastanawiając się.

- Jestem matką twoją jak i innych stworzeń, tą z której zrodził się ten świat Merlinie. Jestem Gaia. -przedstawiła się kobieta swym donośnym głosem. - Ta od której wszelka magia pochodzi ale i ta która może zakończyć każdy żywot.

[Media]http://www.youtube.com/watch?v=QpWVkARyZU0[/Media]

Merlin westchnął delikatnie, ponownie. Jeśli dojdzie do walki, zanosiło się na ciężką konfrontację.

- A czy musimy walczyć? Nasza konfrontacja nie będzie należała do przyjemnych, także dla świata. - zastanowił się przez moment nad czymś, po czym uśmiechnął się - Ale byłoby nie miło z mojej strony nie zaprezentować choć części swej mocy, biorąc pod uwagę twojego chowańca. - Merlin odetchnął głęboko, i uderzył laską w ziemię. Za jego plecami otworzył się olbrzymi portal. A to co z niego wychynęło, stanowiło koszmar dla ludzkości.





Smoki. Dwa gigantyczne smoki, przy których sługa Gai wyglądał niczym karzeł. Straszliwe bestie liczyły sobie dwieście metrów długości, a w kłębie mierzyły ponad osiemdziesiąt.

- Dawno się nie widzieliśmy, mistrzu. - odezwał się niebieski głębokim głosem. Czerwony zaś prychnął - Aż za długo! Tęskniliśmy za bitwą! A złożyliśmy tobie przysięgę wierności. - uderzył łapą w podłoże wzbudzając małą falę uderzeniową. Merlin uśmiechnął się.

- Cierpliwości przyjaciele. Cierpliwości. - odwrócił się w stronę Gai. - Czy nasze spotkanie musi zakończyc się walką, Matko Ziemio? Będzie ona miała straszne skutki nie tylko dla nas, ale i dla świata który starasz się chronić.

Gaia z załozonymi na piersiach rękoma obserwowała dwa potężne gady które wyskoczyły z portalu prężąc swe cielsko. - Chłopcy, chłopcy... czy nie wiecie, że liczy się technika a nie rozmiar? -zapytała ze słodkim uśmieszkiem, po czym w języku smoków zwróciła się do dwóch gadów. - Przykro mi dzieci że musimy stanąć na przeciw siebie w tej bitwie, w nowym świecie wasze grzechy zostaną wam zapomniane nie martwcie się. -gdy z jej ust wypłynęły te przypominające warkoty odgłosy zwróciła się do Merlina.

- To jest wojna, bitwa o lepszy świat. Prędzej czy później i tak przyjdzie nam się zmierzyć. - stwierdziła wzdychając głośno, zaś Nordycki smok począł powoli zapadać się w ziemie z której się wyłonił, tak by kobieta mogła patrzeć na starca z niższej perspektywy.

Mag ukłonił się głęboko.

- Aye. To walka o lepszy świat, uformowany według naszych myśli. I stąd moja propozycja. - uśmiech znikł z jego twarzy, zastąpiony powagą - Dlaczego nie zniszczyć naszych wrogów, a następnie stoczyć walkę pomiędzy nami o los tego świata? Wątpię czy nasze cele były aż tak sprzeczne ze sobą.

- Merlinie jako mędrzec powinieneś wiedzieć, że odkładanie niczego na później nic nie da. Zresztą jeszcześ człowiekiem, a wy macie tendencję do zdrady. Juz raz porzuciliście mnie swoją matke jak i miłość wobec waszych braci. - Gaia spojrzała w niebo, które znajdowało się nad ruinami ambasady. Merlin natomiast mógł zauważyć pewne dziwne zjawisko, otóż malutkie świetliki co jakiś czas wychodziły z ciała jego przyzwanych sług i kierowały się w stronę Gai, by wniknąc w jej ciało po chwili. - Ludzie, mimo, że byli dziećmi które ukochałam najbardziej za to jak słabi ale i silni jednocześnie byli, odrzucili mnie. Merlinie na wojnie którą wygrać może tylko jedna ze stron nie ma sojuszy. Jest tylko ułuda i maski, czyli to czym zniszczyliście wasz piękny dom. -stwierdziła kobieta a z jej świecących oczu popłynęły dwie łzy, sunąc po policzku by zaraz spaść na głowę jeszczura na którym stała. - Przykro mi mój synu, zawsze będe Cię kochać, ale nie moge zapomnieć błędów twoich jak i twoich braci.

Merlin potrząsnąl głową.

- Szkoda. Nie znajdę w tym przyjemności. - westchnął, a kiedy ponownie uniósł głowę jego oczy były twarde.

- Ja tez synu, ja też. - westchnęła kobieta a jej klatka piersiowa urosła niczym balon, jak gdyby ktoś napełniał Gaię od środka ogromna ilością powietrza. - Ci którzy ośmieli się sprzeciwić swej matce, niechaj zgniją. - wyppowiedziała słowa zaklęcia i pochyliła się otwierając szeroko usta z których niczym pod ciśnieniem wypadły kłęby brunatnego dymu, które rozlewać się zaczęły dookoła amerlina i łap jego przyzwanych pomagierów. - Rot. -dodała krótka nazwe zaklęcia po czym wraz ze swym żmijem zniknęła pod ziemią, niczym zatapiając się w wodzie.

Problem z dużymi sojusznikami był jeden - wielkie cielsko łatwiej trafić, szczególnie gdy wrogiem jest dym, który może dotknąć ciało z każdej strony. Gdy brunatny opar opuścił gardło Gai wystarczyło by musnął pazura, łuski czy inną czesć smoka. Matka wszech rzeczy zas na swym wierzchowcu krażyła pod ziemią, czekając na ich reakcję. Spodziewała sie iż gady użyją swych skrzydeł by odeprzeć atak brunatnego oparu i szczerze liczyła na to, no chyba że ich reakcja będzie za wolna i opar zdaży dotknąć ich wcześniej.

Merlin zareagował natychmiast. Wystaczyła jedna myśl, a jego moc odepchnęła całe powietrze i opary w kierunku przeciwnym od niego i jego sojuszników. Włożył w to dużą ilość many, wystarczająco by nawet beton pękł pod naporem jego mocy. Smoki również nie pozostawały w miejscu, rozwijając skrzydła, i próbując odepchnąc opar ich machnięciami, jak rówież wznieść się w powietrze i uniknąć przyszłych ataków.

Czy brunatne opary mogą być czymś niebezpiecznym? Cóz, pewien sługa - nieszczęśliwie już martwy - z pewnością to potwierdzi. Przekonać się miały o tym także smoki. Smog zdążył dotrzeć do obu gadów, kiedy powietrze pod wpływem telekinezy miało zostać odrzucone. Cieżko powiedzieć co poszło nie tak, ale po chwili czerwona bestia została otoczona brunatnym smogiem, kiedy druga zanurzyła w nim “jedynie” łapy. Ognisty smok zaczął prychać, jednak ciężko było w tym dojrzeć jego dawną potęgę. Po chwili padł na ziemie, martwy.

Gaja próbowała zawrócić resztę dymu, tworząc coś na kształt tuby. Stety bądź niestety, uderzenie powietrza było za silne i ziemna tuba rozpadła się na malutkie kawałeczki.

Czerwony smok dyszał jeszcze chwile na ziemię, ale jego ciało rozpadało się niczym poddane przyspieszonemu upływowi czasu. Mięśnie rozpadały się, gnijąc na oczach maga, a kości obracały się w pył. Nawet narządy pękały, pokrywając się zółtymi bąblami. Wirus pochłaniał całe ciało smoka, rozprestrzeniając się z niezwykłą wręcz szybkością, po chwili jedynie pył i smród pozostały z majestatycznej bestii.

Merlin stał w spokoju, choć jego oczy płonęły. Wiele osób zapominało, że prócz ludzkiego posiadał również demoniczny rodowód. A demony były mściwe. Błekitny smok zareagował duż , o mniej spokojnie.

- Bælþrac! - ryknął, z wściekłością. - Matko stworzenia! Przemielę twe kości na proch! - ryknął, wydychąjąc strumień lodu, mając na celu zamrażenie ziemi na wiele metrów w głąb. Jeśli uda mu się to uczynić, Merlin planował uderzyć telekinezą w głąb, rozbijając lód, i masakrując Gaię odłamkami.

- Mój wierny przyjacielu będę potrzebowała twej pomocy. -szepneła skryta pod ziemią Gaia do swego wierzchowca, który zasyczał z aprobatą. Lodowy smok został zarażony, kwestią czasu było nim dołączy do swego brata. Gaie smuciło to iż zmuszona była odebrać życie kolejnym ze swych starych dzieci, jednak wybrały one służbę u niegodnych. Gaia zauważywszy że smok ma zamiar ziac w ziemię, złożyła ręce skupiając swoją moc, a z ziemi przed gadem wyrosła nagle oblrzymia sylwetka.


Kamienie i inne pierwiastki uformowały się w człekokształtną istotę. Nie można było tego nazwac golemem, bowiem nie miał on własnej woli, były to zwykłe skały którymi poruszała wola matki wszechrzeczy. Kobieta kierowała masami skalnymi tak, by potężne łapska golema złapały za paszcze smoka, i zamknęły ją w potężnym uścisku nim ten zdąży jeszcze zionąć, a gdyby to się nie udało, twór miał przyjąc na siebie lwią część tego ataku. Legendarny potwór nordyckiej mitologii natomiast otworzył szerzej oczy i uniósł do góry paszczę, czekając na ewentualny posiłek.

Smok zionął prosto w powstającą karykature golema. Trzeba przyznać, że wiele ona nie zrobiła - została zniszczona niemalże zaraz po stworzeniu. Energia magiczna w postaci zionięcia lodem podążała w dół ku ziemi, gdzie czekała na nią otwarta paszcza drugiego smoka.

Część ziemi jednak zamarzła. Uderzenie telekinezą nie przyniosło aż tak dużych skutków - chociaż ziemia była zamarznięta, to jednak wciąż była ziemią a nie lodem.

Żmij beknął cicho wydychając przy tym małą strużkę energii magicznej i uśmiechnął się lubieżnie po spożytym posiłku.

- Kochany jesteś. -skomentowała Gaia cmokają czoło swego wierzchowca, po czym zacisnęła jedną pięść. Ten gest sprawił, że Merlina otoczyły dwumetrowe kamienne figury, podobne do ich wiekszego kuzyna, który przed chwilą został zniszczony. Kamienne łapy tym razem jednak dzierżyły miecze i topory, wykonane z normalnej stali - wszak Gaia mogła dowolnie wpływac na pierwiastki ukryte w ziemi. Twory opuściły swój oręż w stronę maga, chcąc zgnieśc go na miazgę.

Merlin zmierzył konstrukty spojrzeniem.

- Ferhþ ofer andweorc. - Wyszeptał. Potężna fala energii telekintycznej uderzyła w przeciwników. W zamierzeniu zgniatając ich na proch. Tych zaś których przetrwali, Merlin planował zaatakować z pomocą swej laski. Smok tymczasem kontynuował atak na Gaię.

Walka dwóch smoków trwała dalej, tym razem jednak lodowa bestia zaczęła zdobywać przewagę. Ziemia zamarzała coraz bardziej, także w okolicy Gai i jej pupila. Jednak lodowa gadzina coraz bardziej zaczynała odczuwać skutki zostania zarażonym przez Rot.

W mniej-więcej tym samym czasie Geoffrey falą uderzeniową zmiażdżył posągi. Te jednak, niczym kinder niespodzianka, wypełnione były tajemniczym prezentem. Doprawdy gorącym - dokładniej rzecz biorąc to lawą. Część roztopionych skał zetknęła się także z czarodziejem i chociaz nie były w stanie go podpalić, to zadać rany - jak najbardziej.

Lodowy smok mógł na własne gadzie oczy zobaczyć iż choroba nie chciała ustapić, jego łuski na łapach gniły, a mięśnie powoli zaczynały wydzielać smród typowy dla rozkładających się tkanek. Zas wstrętna choroba niczym po filarach pieła się w górę nóg smoka, powoli zbliżając się do jego podbrzusza, by i tam zapuścić swe podstępne macki. Raz zarażona istota nie miała szans by uciec przed działaniem choroby, nie dało się jej zwalczyć, nie dało zatrzymać - tak jak śmierci samej w sobie.

Gaia uśmiechnęła sie lekko widząc, że Merlin nabrał się na sztuczkę z golemami, cóż widac pycha potrafiła zgubić. Miała nadzieje że gorąca lawa tylko podgrzeje jego temperament, bowiem rozłoszczony wróg często popełnia błędy.

Kobieta obawiała się jednak jednego. Merlin od początku pokazywał iż nie będzie się wachał szastać mocą, tak więc niedługo mógł objawić swoją najpoteżniejszą moc - Noble Phantasm. Jednak jaka mogłabyć ostateczna zagrywka króla magii. Cóż Gaia miała trzy pomysły na to jak mógłby on wykorzystac swoją potęgę z przeszłości.

Pierwsza opcją było potężne zaklęcie ofensywnę, pasowałoby to do słów o zniszczeniach na planecie. Wybuch magii, przywołanie spadającej gwiazdy, a może ognista burza, o której dowiedział się studiując zapiski jednego ze starych proroków. Takie zaklęcie jednak na pewno będzie wymagało chwili na przygotowanie, tak więc należałoby przygotować jakiś sposób by je przerwać.

Drugą z mocy jakie Gai przychodziły na myśl, było wezwanie rycerzy okrągłego stołu, wszak Merlin nie raz pomagał Arturowi. Ci potężni wojownicy mogliby być bardzo pomocni... o ile teren by im sprzyjał, tak wiec w tym wypadku główną przewaga jakiej potrzebowała kobieta, była dominacja pola bitwy.

Trzecią opcją która najbardziej martwiła Gaię - była niepewność. Wszak Noble Phantasm maga mógł równie dorze wzmocnić go, osłabić magię Gai czy nawet zamknąc ich na jakiejś odosobnionej arenie, tak więc tutaj ciezko było o kontrę. Jednak postanowiła najpierw wykonać zabezpieczenie na dwa pierwsze ruchy starca... przy pomocy tylko jednego zaklęcia. Mocy której Gaia jeszcze w czasie bitwy magów nie pokazała, a dokładniej nie użyła w pełni tego słowa znaczeniu.

Gaia skryta pod ziemią uniosła do góry dłonie, a moc dookoła jej ciała zafalowała, zdawało się iż coś porusza się w przymrożonej glebie.

- O planeto, pozwól że ukształtuje Cię raz jeszcze... -zaczęła wymawiać skupiona matka wszechrzeczym, zaś beton dookoła całej ambasady, jak i podłoże tego zniszczonego budynku zaczęło drgać. -... niechaj moje ręce stana się narzędziem, a ty gliną, która pozwoli mi zdominować tych którzy Cie zniszczyli. Największe z mych dzieł niechaj narodzi sie jeszcze raz, niech rozkwitnie ponownie. Rozkwitnij! -krzyknęła Gaia, aczkolwiek Merlin głosu spod ziemi słyszeć nie mógł, za to efekty zobaczyć trudno nie było. Beton i ziemia, wszystko pękło, wypuszczając korzenie, kwiaty i trawy. Drzewa które kryły się wewnątrz ziemi czekając na rozkwit, teraz w przyspieszonym tempie urosły, a zamiast ambasady i terenów jej przyległych nagle w Warszawie pojawił sie niezwykle bujny las. Wyrastające drzewa wyskakiwały zewsząd, nawet spod stóp maga czy jego powoli umierającego chowańca, a gdy tylko sie pojawiały, gałęzie, liany i trawy splatały się tworząc grube bicze, pędzące by schwytać czarodzieja, by go smagać i przygwoździć.


Musiał przyznać, zdolności Gai były prawdziwie imponujące. Nie spodziewał się że jej konstrukty będą wypełnione lawą. Stanowiło to bardziej drobną irytację, niż prawdziwe zagrożenie, nie mniej jednak... ciągle nic co wymagałoby drastycznych środków. Każdy sługa posiadał jakąś ostateczną zdolność. Jego była potężniejsza niż większość, choć w dalszym ciągu nie niepokonana. Mimo wszystko...

Jego tok myślowy przerwał las wyrastający ze wszystkich stron. Widać nie mógł sobie pozwolić na bycie sympatycznym ani chwili dłużej. Zaczerpnął głęboki oddech.

- Sé ærworuld sylfum dædweorc bealucræft! - jego głos, wsparty przez olbrzymią moc magiczną dosięgnął nawet uszu Gai. Nie mogąc zlokalizować swego przeciwnika, zaklęcie przybrało zasięg sfery, wciągając wszystkie istoty w promieniu 500 metrów do jego wymiaru.



Do reality marble zostały wciągnięte wszystkie żywe istoty w sporej odległości. Niestety, jeden z smoków już nie zaliczał się do tej grupy, konając z powodu trucizny, która w końcu objęła jego serce.

Jednak wróćmy do tego, co działo się wewnątrz tej potężnej umiejętności. Nowy świat był wypełniony latającymi wyspami, których znajdowały się tu dziesiątki. Każda była inna, Gaia wylądowała akurat na trawiastej, z jednym drzewkiem pośrodku. Jednak poza faktem bycia latającymi wyspami, łączyło je jeszcze coś - na każdej wylądowała jedna istota jak i... jeden Merlin. Jednak matka wszechrzeczy odczuła coś nazwyczaj przyjemnego w tej rzeczywistości - była ona wypełniona magią, które jej ciało pochłaniało. Jej smok natomiast, którego widziała w dalekiej oddali, zaczął... pożerać zaklęcie, osłabiając powłoke oddzielającą je od realnego świata.

Merlin odetchnął głęboko. Brakowało mu tego. Uczucia wszechmocy... Spojrzał na stojącą na przeciwko niego Matkę Ziemię.

- Witaj, w moim świecie. Życzę powodzenia! - uśmiechał się szeroko. Ogarnął spojrzeniem cały świat. Czekał na ruch Gai.

Stopy Gai dotknęły jednej z trawiastych wysp, gdy potęzne zaklęcie Merlina wyciągnęło ją z jej podziemnej kryjówki. Matka wszechrzeczy wciągnęła delikatnie powietrze do płuc, czując jak nawet ono smakuje magią.

- Tobie też Merlinie. Trzeba to zakończyć. -odparła na powitanie prężąc dumnie pierś.

Merlin nieświadomie swym potęznym czarem sprawił że i ona stała się potężniejsza, bowiem mag nie wiedział o jednym - kobieta nie wysysała many tylko ze sług i magów. Potrafiła pobrać swój posiłek ze wszystkiego.

[Media]http://www.youtube.com/watch?v=TiVIFMbwxOc[/Media]

Ze zwierząt.

Z roślin.

Z powietrza.

A nawet z zaklęć.

Im potężniejszy był czar, im więcej magicznej mocy kryło się w jego podstawach, tym potężniejsza dawka trafiała do Gai. Teraz zaś gdy znajdowała się w bąblu rzeczywistości, jej moc rosła z każda sekundą.

Smok Nordyckiego położenie, z otwartą paszczą wchłaniał w siebie magię jednej z wysp, chcąc przerwać bąbel zaklęcia, dokładnie tak jak rozkazała mu jego właścicielka przez swe myśli. Merlin nie będzie mógł się na nim raczej skupić, gdy Gaia miała zamiar sprawić by stary mag miał pełne ręce roboty. Dla tego kwestia wydostania się z tego świata była kwestią czasu... ale czy warto z niego uciekać? Póki co zdawało się że to kobieta ma przewagę, bowiem Merlin nie zdawał sobie sprawy z jednego ale to maleńskiego szczegółu, o którym słuchaczu dowiesz się za chwilę.

Gaia machnęła ręką a za jej plecami pojawił się portal, ten który widziała wcześniej Jackie, brama służąca do wzywania sojuszników.

Gdy stary duch tego świata, zdał sobie sprawę na czym polega moc przeciwnika, spodziewała się, iż będzie on próbował wciągnąc ją do świata, gdzie jej największy sojusznik -ziemia, nie będzie już tak pomocna. Dla tego też dokładnie wiedziała jakiego sprzymierzeńca wezwać. Z

Z portalu dobiegło rżenie, kopyta dotknęły trawy, a grzywa poruszyła się lekko od pędu z jakim skrzydlaty koń wystrzelił z bramy.



Pegaz podniebny wierzchowiec stanął obok swej Pani gotowy do walki i do działania. Jednak nim Gaia wskoczyła na jego grzbiet zrobiła jeszcze jedną rzecz. Zacisnęła dłonie i wezwała jedną ze swych słabszych mocy, która sprawiła, że dookoła niej pojawiły się trzy głazy, lewitujące dookoła jej ciała.



Jednak nie miała zamiaru strzelić nimi we wroga, dotknęła każdego po kolei dłonią, tak że dwa zamieniły się we włocznie, które chwyciła w dłonie, trzeci zaś miał lecieć obok pegaza, by w razie potrzeby ochronic go przed wrażymi pociskami.

Kobieta wskoczyła na grzbiet rumaka, który uniósł kopyta i rozłożył skrzydła, tak ze przez chwile widoczny był tylko jego majestat. A nastepnie Gaia wzbiła się w powietrze.

Merlin uśmiechnął się tylko. To był jego świat. Tutaj był niepokonany. Poruszył delikatnie ręką. W powietrzu dookoła Gai pojawiły się łańcuchy. Wystrzeliły one ze wszystkich stron, w zamierzeniu oplątując skrzydła pegaza i łamiąc je. Swoją główną uwagę jednak skupił na smoku. Jeśli zostawiłby go w spokoju, mógłby uszkodzić jego wymiar...


Z wyspy na której pozostawał smok wyskoczyły trzy potężne, wyglądające na stal, golemy. Patrzący nie mogli wiedzieć że w rzeczywistości zbudowane w dużo potężniejszego Adamantytu. Dwa z nich, bez żadnego uzbrojenia rzuciły się na smoka, by przytrzymać go w miejscu. W tym samym czasie, trzeci, nieco większy od pozostałych, rzucił się na niego z olbrzymim toporem, mając zamiar go zdekapitować jednym ciosem.

Zacznijmy od walki czwórki przywołańców. Rzecz jasna wszyscy są ciekawi, co sie dzieje w centralnym miejscu pola bitwy, istnym Schwerpunkt, w którym obie strony skupiają większość swoich sił. Jednak czasem mała bitwa na flance potrafi zadecydować o tym, co stanie się na całym froncie. Dwójka golemów-chwytaczy rzuciły się na smoka, niestety bądź stety, nieudolnie. Nidhögg po prostu odleciał, zaprzestając jedzenia wymiaru i zgrabnie uciekając przed adamantytowymi łapskami. Następnie wrócił do pożywiania się, jednak tym razem magią pochodzącą z uzbrojonego golema. Jego kły zamknęły się na pasie wrogiego przywołańca, a ten został nie tyle zniszczony co zniknął.

Wróćmy jednak do głównego miejsca zmagań między dwójką czarodziejów. Pegaz z Gaią na swym grzbiecie lawirował pomiędzy wyskakującymi łańcuchami, poszukując przy tym Merlina. Przeleciał między kilkoma wyspami, aż uniósł się nad tą, na której stał prawdziwy twórca tej strefy. Cisnęła w niego włócznią, ta jednak została odrzucona podmuchem telekinezy. Kamienna powłoka została z nich zdarta a diamentowe wnętrze trafiło... Gaie. Jednak nie mogło wiele zrobić z racji jej ochrony. Merlin natomiast skrył się w stalowej kopule.

Gaia westchneła, widać moc przeciwnika była tu o wiele większa niż tego się spodziewała. Pegaz zleciał kawałek niżej ,a kobieta zeskoczyła na wyspe na której krył się Merlin. Jej stopy uderzyły o trawę, co dla podkreślenia dramatyzmu wywołało mały wstrząs. Bowiem za dziewczynką, pojawiła się bestia, która swego czasu pożarła snajpera. Szczątki w jej otwartej paszczy, wydawały się być w takim samym stanie jak ostatnio, no może różnicą było to że jest ich więcej.

- Merlinie!- krzyknęła Gaia poteznym głosem, który przypominał ryk burzy i ruchy przedwiecznych gór. - Potezny z Ciebie wróg, tak więc i ja nie mogę ograniczać swej mocy. Jednak zanim to nastanie mam jedno pytanie. Jeżeli przegram co zrobisz z ciałem mej córy z którego teraz korzystam? -zapytała kobieta patrząc na stalową kopułę.

Merlin uśmiechnął się delikatnie, choć Gaia nie mogła tego zobaczyć.
- Pochowam je zgodnie z rytuałami starożytnych druidów brytyjskich, jako wyraz szacunku dla potęgi ziemi. Jeśli będzie żyła, puszczę ją wolno. Bez ciebie nie stanowi dla mnie zagrożenia. - wzruszył ramionami - Nie czerpię przyjemności z zabijania magów.
 
__________________
It's so easy when you are evil.
Ajas jest offline