Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-04-2013, 21:42   #47
JPCannon
 
JPCannon's Avatar
 
Reputacja: 1 JPCannon ma wspaniałą reputacjęJPCannon ma wspaniałą reputacjęJPCannon ma wspaniałą reputacjęJPCannon ma wspaniałą reputacjęJPCannon ma wspaniałą reputacjęJPCannon ma wspaniałą reputacjęJPCannon ma wspaniałą reputacjęJPCannon ma wspaniałą reputacjęJPCannon ma wspaniałą reputacjęJPCannon ma wspaniałą reputacjęJPCannon ma wspaniałą reputację
Plan był jasny, a grupa bardzo zdeterminowana. Załatwienie wozów i granatów nie stanowiło żadnego problemu.Kierowaliście się do Willi z jasnym zamiarem zmiecenia jej z powierzchni ziemi. Podjechaliście autami pod posesję Mefisto. Było na niej wciąż wyraźnie widać efekty poprzedniego ataku Tomasa i Willy. Obadaya poczuł się tym pewniej gdy usłyszał, że to ich dzieło. Dom z trudem trzymał się w kupie, jednak nie wyglądał na opuszczony. Liczyliście na to, że ten wariat nadal tam jest i czeka na was.

Gdy dojechaliście na miejsce, wysiedliście z samochodów, zamontowaliście na nich granaty i po przyciśnięciu kamieniem gazu, posłaliście je, jeden po drugim w wille. Można było obawiać się, że całość ugrzęźnie w jakimś polu, czy innej sile ochronnej Mefistofero, nic jednak takiego się nie stało. Pojazdy wjechały w ściany domu bez najmniejszego problemu. Eksplozja był ogromna. Wybuchy wyprzedzały się raz za razem na wzajem, powiększając tylko coraz większy obłok dymu, pyłu i odłamków. Tym razem wszyscy byli na tyle daleko by nic nikomu się nie stało. Gdy było po wszystkim, waszym oczom ukazała się frontowa strona domu, a raczej ogromne gruzowisko, które kiedyś nim było. Większość posesji się zawaliła. Pozostałe resztki ścian, wyglądały jak gdyby można było przewrócić je silnym kopnięciem. Nie było jednak śladu żadnych ofiar, co było w tej sytuacji dość dołujące.

Nie mogliście jednak odjechać, bez upewnienia się, że nikogo nie zgładził wasz atak. Przewalaliście gruzowisko jakiś czas. W końcu jedno z was natrafiło na coś, co dawało nadzieję, że nie zmarnowaliście czasu. Pod jednym z odłamków ściany, znaleźliście rozłupaną podłogę. Pod jej fragmentami znaleźliście klapę. Najwidoczniej było to jakieś ukryte przejście. Przyjrzeliście się jej dokładnie, by wykluczyć dodatkowe zabezpieczenia. Gdy w końcu ją otworzyliście, zobaczyliście kamienne schody, prowadzące prawdopodobnie do piwnic domu. Aktualnie z pomieszczenia na dole wydobywała się poświata światła. Najwidoczniej ktoś tam był.

Mieliście już zacząć planować jak zejść niezauważeni na dól, gdy nagle każde z was usłyszało w myślach znany wam głos.

-Dalej, nie wstydźcie się! Wybaczcie, że nie zaproszę was do środka, ale mój dom aktualnie jest w remoncie hahaha! Zapraszam was więc na dół.-Głęboki rechot dudnił silnie w waszych głowach.

Wszelka zasadzka nie miała już raczej racji bytu, zeszliście więc normalnie na dól, wierząc w siłę waszych nowych zdolności. Willy tuż przed zejściem przeskanowała piwnicę. Dostrzegła w niej tylko bolesną blokadę myśli Mefistofero. Tym bardziej mogliście czuć się spokojniej, schodząc po kolejnych stopniach, wiedząc, że czeka na was tylko ten świr.

Piwnice rozświetlały świece stojące na kandelabrach, rozstawionych po całym pomieszczeniu. Miało ono regularny kształt, o prostokątnej podstawie. Ściany były kamienne, a strop podtrzymywał zestaw filarów. Całość przypominała mroczny loch, jakiegoś zamku. Na końcu pomieszczenia znajdował się podest z czymś na kształt tronu. Siedział w nim nikt inny, jak oczywiście Mefistofero. Jak zawsze wymuskany, w drogim garniturze. Patrzył na was z szerokim uśmiechem na twarzy. Już miał coś powiedzieć, gdy nagle powietrze przeszył pocisk wystrzelony z broni Obadayi. Nie chciał pozwolić, by wasz wróg wymówił choćby jedno słowo więcej. Nabój trafił w cel, wbijając się wyraźnie w jego ciało. Najwidoczniej Mefisto nie spodziewał się "takiej bezczelności" bo jego mina szybko zmieniła się, na przepełnioną bólem i gniewem. Kula wbiła się w jego bark. Po chwili wypadła z powrotem z otworu w jego ciele, a rana zaczęła powoli się goić. Mefistofero zachowywał się jednak wyraźnie inaczej niż przy waszym poprzednim spotkaniu. Był wściekły i rozjuszony.Powoli podniósł się z tronu i stanął na równe nogi, trzymając się za ramię. Tym razem wyraźnie odczuł skutki tego ataku.

-Sssss widzę, że nie marnowaliście czasu. Obadaya, jak miło Cię widzieć. Niech was jednak nie zmyli wasza aktualna przewaga. Chciałem byście byli wielkimi bohaterami, w mojej wspaniałej armii, zmieniającej świat. Teraz jednak jestem zmuszony uznać to za jawną zdradę. Cóż znajdzie się jeszcze wielu na wasze miejsce. Teraz będę musiał was pożegnać z tego świata.

Nagle Mefistofero zaczął się "zmieniać". Jego garnitur pokrył się płomieniami w jednej chwili, odkrywając ciało które zaraz potem również zaczęło płonąć. Kolejne fragmenty jego skóry zaczęły odpadać, odsłaniając jego nowe "oblicze"



Gdy już pokazał się wam w swojej nowej formie, uniósł przed siebie dłoń. W tym samym momencie całe ściany pomieszczenia pokryły się ogniem. Tak samo stało się z wyjściem za wami. Byliście odcięci. Jedyne co wam pozostawało to zakończyć to raz na zawsze. Po chwili rzekł jeszcze jedno krótkie zdanie.

-Kill `Em all!-

[media]http://www.youtube.com/watch?v=gp_zdjKcAoU[/media]

Po czym tuż obok niego, nie stąd ni zowąd zmaterializowała się chmara jego sługusów, rzucając się do walki z wami.


Walka od postu 146 ([komentarze i mechanika] Tajemnice Saint Louis)
 
__________________
"Miłość której najbardziej potrzebujesz to Twoja własna do siebie samego"

Ostatnio edytowane przez JPCannon : 15-04-2013 o 19:41.
JPCannon jest offline