Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-04-2013, 23:15   #93
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Pijatyka, bo inaczej nie można było nazwać kolacji wyprawionej przez pułkownika, nieprędko się zakończyła. I z różnym skutkiem dla różnych osób - wszystko w zależności od stopnia zaangażowania w imprezę. I nie chodziło tu bynajmniej o udział w dyskusji...
Ian, którego pociąg do trunków wysokoprocentowych był odwrotnie proporcjonalny do ilości owych procentów, nie odczuwał rankiem żadnych negatywnych skutków, znanych niejednemu miłośnikowi napojów wyskokowych. Ból głowy, nadwrażliwość na hałas, pragnienie - wszelkie tego typu atrakcje na szczęście go ominęły.
Pewne zaniepokojenie budziły informacje, jakie zdobyli “na pułkowniku”. Chociaż te były dość optymistyczne, przynajmniej dla Nathalie, pozostawiały jednak pewien... niedosyt. Czemu ojciec dziewczyny nie poczekał na nich? Chyba wiedział, że Chance ma przyjechać... Coś się stało? Coś, co skłoniło Michalczewskiego do wyruszenia w drogę bez nich? Coś, czy ktoś?

Mimo dość biernego udziału w spożywaniu trunków Ian czuł pewne zmęczenie.
Nie wiedzieć czemu przyśniły mu się lodowe wiedźmy, ‘poznane’ podczas wyprawy na spotkanie z koszmarami purgi. Krążyły wokół niego, szczerząc kły w nieprzyjaznych uśmiechach, przedstawiając obietnice wczesnego spotkania i wspólnej zabawy w kotki i myszkę. A on stał bez ruchu, jakby mu nogi wrosły w ziemię. Czuł, jak powoli zamarza, jak trzymający go w lodowym uścisku mróz posuwa się coraz wyżej i wyżej... I z niemałym trudem zdołał się wyrwać i uciec. A bieg w śniegu, pod wiatr, jest męczący...

Za to musiał przyznać, że ucieszył się z panującego w pokoju ciepła.

***
- Idziemy na zakupy? - zwrócił się do Nathalie, gdy skończyli spożywane w odrobinę okrojonym gronie śniadanie.

***
Miasto, mimo zajmowanego obszaru, nie należało do zbyt okazałych. Szeregi podobnych, dość ponurych baraków, w większości byle jak okorowanych bali, o niewielkich okienkach zamykanych na grube okiennice. Wąskie ścieżki wydeptane w śniegu, otoczone wysokimi ścianami śnieżnych zasp.
Trzeba było jednak przyznać, że ruch na zaśnieżonych ulicach był dość duży. Widocznie mieszkańcy Witymska byli przyzwyczajeni do zimna i trochę mrozu i śniegu nie robiło na nich wrażenia. Najwyraźniej nie zdawali sobie sprawy z tego, że w takim na przykład Bostonie uznano by to wszystko za klęskę żywiołową.
Pewne uznanie wzbudzała też w nim działająca tutaj w najlepsze poczta pantoflowa. Każdy sklepikarz wiedział, że piękna panna Nathalie i jej towarzysze cieszą się sympatią pułkownika Ratzula. Co w oczywisty sposób wpłynęło na stosunek sprzedawców do klientów-obcokrajowców. I na znaczną obniżkę cen.

***
“Ostatnią ostoję cywilizacji” opuścili rankiem, dnia następnego. Tylko i wyłącznie dzięki Ratzulowi. Jego wstawiennictwo błyskawicznie obniżyło wszelkie progi i usunęło bariery, jakie stawiała przed nim tutejsza biurokracja. I bez problemów załatwiono również pozwolenie na odstrzał, ewentualny, syberyjskiego tygrysa.
Ianowi do szczęścia nie była potrzebna czacha na ścianie, wyszczerzonymi kłami strasząca gości, ani też tygrysia skóra przed kominkiem, ale jeszcze mniej tęsknił do kłopotów, jakie z pewnością by miał, gdyby bez zezwolenia ustrzelił zwierzaka i próbował wywieźć jego skórę.
Pięćdziesiąt rubli to nie była zbyt wielka fortuna, a lepiej było się zabezpieczyć. Tak na wszelki wypadek.

***
Han Ugawa, tubylec, przewodnik.
Przewodnikiem pewnie był wspaniałym. Przynajmniej na razie nic nie można było mu zarzucić. Prócz tego, że spojrzenia rzucane na cudzoziemców były zdecydowanie mało pochlebne.
Całkiem jakby uważał, że są tu całkowicie niepotrzebni. Zbędni. Nie na miejscu. Przeszkadzają.Takim wzrokiem spoglądano w Ameryce Środkowej na gringos, czy na Alasce na cheechako.
Ciekawe tylko, czemu podjął się tak niewdzięcznego zadania jak opieka nad Europejczykami.
Trzeba było przeczekać i tyle.
Albo zdołają się dogadać, albo lepiej by było, gdyby się rozstali.

***
Do wszystkiego można się, z czasem, przyzwyczaić. Do zimna, do wiatru. Do ponurych spojrzeń Hana. Do zmiennego humoru towarzyszy podróży. Do monotonii krajobrazu.
Ale krajobraz, chociaż monotonny, działający usypiająco, nie potrafił uspokoić wewnętrznego niepokoju Iana. Niepokoju spowodowanego ledwo odczuwalnym wrażeniem wewnętrznych zmian..

***
Próba zbudowania igloo, podjęta podczas jednego z postojów, zakończyła się połowicznym sukcesem. Śnieg jak śnieg - czy na kanadyjskiej Alasce, czy to na Syberii - wszędzie był taki sam i dawało się wykroić śnieżne bloki, stanowiące podstawowy i jedyny materiał wykorzystywany do budowy igloo. I wybudowany kawałek śnieżnej chatki wyglądał całkiem nieźle. Niestety... współtowarzysze wyprawy nie okazali należytego entuzjazmu i nie współuczestniczyli w tej nietypowej formie rozrywki.
Cóż... Nie da się ukryć, że namiot rozstawiało się dużo szybciej.

***
Obudził się, sam nie do końca wiedząc czemu.
Ktoś go wołał? Czegoś chciał?
Usiadł i rozejrzał się dokoła.
Wszyscy spali, mniej czy bardziej spokojnie, rozsądnie wykorzystując noc na odpoczynek. Dokoła panowała cisza i spokój. Skąd więc wrażenie, że coś tam jest, że woła? Złuda... Po prostu zmęczenie monotonią kolejnych mijających dni. Trzeba się z tego otrząsnąć.

***
Kolejna noc, kolejne wołanie.
To musi być złudzenie. Skoro cisza przerywana jest tylko szumem wiatru, nie może się to dziać naprawdę. Nikt nie woła, nie wzywa do siebie.
Wyobraźnia. Nic więcej. Z pewnością nic więcej...

***
Znowu to odczucie. Że gdzieś, daleko, coś jest. Coś, co go szuka. Co na niego czeka. Co go woła. Tęskni do niego.
I świadomość, że byłby głupcem, gdyby posłuchał tego wołania. Pewnie skończyłby niczym marynarze, zwabieni na skały syrenim śpiewem.
I ciekawość, czy w tym wypadku można zastosować fortel Ulissesa...

***
Kolejna wioska, kolejni tubylcy.
Ian miał nadzieję, że będą tak gościnni, jak wszyscy, nieskażeni cywilizacją ludzie.
I że podzielą się z nimi swoją wiedzą.
 
Kerm jest offline