Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-04-2013, 00:23   #94
kanna
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację
Nathalie ściągnęła futrzaną rękawicę i wyścignęła rękę. Mróz musnął jej odkrytą dłoń, ale jakoś.. mniej zaciekle niż zwykle, jakby chciał powiedzieć , poinformować „ciągle tu jestem ” a nie atakować i gryźć wściekle, jak to miał w zwyczaju.

Wyciągnęła odkrytą dłoń, zbliżając ją powoli do głowy zwierzęcia. Szarpnęło łbem, ale po chwili wysunęło pysk w jej stronę, trącając palce dziewczyny. Nos zwierzęcia pokryty był puchem, który śmiesznie łaskotał. Uśmiechnęła się lekko, przesuwając ręką po szyi zwierzęcia, pokrytej gęstą, szorstką sierścią.

- Jak się nazywa? – zapytała Taksę.
Ten odpowiedział coś gardłowo, dziewczyna nie wiedziała, czy to było imię renifera, czy jakieś pytanie. Próbowała powtórzyć słowo, ale tylko coś zniekształciła.

- Będzie więc Rudolf – zdecydowała – To dobre imię dla renifera, prawda, mój słodki? – przeciągnęła jeszcze raz dłonią po sierści. Zwierzę prychnęło, trudno było wyczuć, czy aprobująco, czy w proteście.

Nathalie naciągnęła ponownie rękawicę, bardziej z rozsądku, niż realnej potrzeby. Generalnie, od wyjazdu z Witymska, dziewczyna nie czuła zimna. Patrzyła, zdziwiona na innych, ale oni dalej trzęśli się pod swoimi skrótami w trojkach. Sądziła początkowo, ze to objaw nawracającej choroby, że może ma gorączkę, albo uszkodziła sobie mechanizmy termoregulacji w organiźmie – ale nie, nic takiego się nie działo. Chyba. Po prostu było jej ciepło. Zaczęła się bardziej pilnować, dbać o dopinanie futra, smarowanie odkrytej skóry – miała świadomość, ze ten stan, choć pozornie miły, mógł być niebezpieczny. Mogła sobie odmrozić palce i nawet się nie zorientować… zaczęła się bardziej pilnować, stała się czujniejsza, bardziej uważna, zwracała większa uwagę na innych i szczegóły, które wcześniej jej umykały.

Szorstkość futra renifera, cierpkość herbaty, oddalanie się dr Chance od realnego życia, lepkość futer w saniach, podążające za nią oczy Hana. Muskała często palcami dziwną „pięść” zawieszoną na rzemyku, prezent – talizman od szamanki. Czy to ten podarek był odpowiedzialny za jej obecny stan? Za dziwne ciepło, które odczuwała? Nosiła talizman przy sobie, przywiązany do futra. Nie znalazła odwagi, aby zawiesić go na szyi. Czasem zastanawiała się, czy sztyletem udało by się rozluźnić gliniane place i sprawdzić, na czym są zaciśnięte. Ale na to też nie miała odwagi. Talizman miał ją chronić, prawda? A jeśli po rozchyleniu palców ochronna moc uleci? W Bostonie taka myśl wydałaby się jej szalona. Tutaj, w tym kraju skrytym pod śniegiem – już nie.

Dodatkowo, od czasu wyjazdu z Witymska męczyły ją koszmary. Początkowo był to tylko dziwny niepokój, niejasne, zamazane obrazy – ciemna jama? lepianka? - które powodowały, ze wierciła się na swoim posłaniu, nie znajdując spokoju w czasie snu. Im dalej od miasta – bliżej celu ich podróży? – się znajdowali, tym sny były straszniejsze, coraz mocniej niepokojące. Noce nie dawały wypoczynku, znów w czasie podróży drzemała w saniach, z głową wsparta na ramieniu Iana. Nie znajdowała wytchnienia ani radości w rozrywkach, które proponował, męczyło ją towarzystwo, przechodziła od rozdrażnienia do apatii.

Radość z perspektywy – rychłego – spotkania ojca przytłumiało niewyspanie i zdenerwowanie. I strach, obawa przed kolejną nocą. Dobrze choć, ze już nie marzła…

Ostatnie dni podróży – kiedy renifery zastąpiły konie – słabo pamiętała. Choć drzemała w ciągu dnia i odwlekała moment wieczornego spoczynku, to w końcu jednak zmęczenie brało górę. I koszmary znów ją nachodziły. Z każdym dniem mocniejsze, ale też coraz bardziej konkretne – jama, jaskinia, w mroku której czaiło się coś.. strasznego, pierwotnego, nieopisanego. Czyste zło. Budziło grozę, właśnie przez swoje nieopisanie, niemożność zdefiniowania. Bała się nocy, ale też kiedy sen przejmował jej umysł, starała się dotrzeć… zrozumieć to coś ukryte w mroku. Przerażało, ale też przyciągało. Czy kiedy je zobaczy... zrozumie.. przestanie się bać? Tak musiało być, wierzyła w to głęboko, przecież ludzi boją się nieznanego, prawda? Zmagała się z tym... czymś całe noce, a rano budziła się bardziej zmęczona, niż wieczorem , kiedy udawała się na spoczynek.

Ostatniej nocy obudził ją stłumiony krzyk. Jej własny. Usiadła na posłaniu, starając się uspokoić szaleńcze bicie serca. Zobaczyła więcej niż dotychczas, więcej niż by chciała, i więcej niż była gotowa przyjąć. Nie zobaczyła tego.. czegoś, skrytego w mroku. Dalej tam tkwiło, przerażając ją, napawając strachem. Ale po dnie jaskini , wśród dziwnych szczątków, których też nie była w stanie zidentyfikować, coś pełzało. Jak wąż.

Nie coś. Ktoś. Jej ojciec. Był tam..pełzał po dnie jaskinie, czy uciekał, czy dążył do tej mrocznej siły skrytej w ciemnościach? Nie wiedziała. Musnęła palcami talizman Iny. Wiedziała, ze dziś nie da rady już zasnąć.
 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.
kanna jest offline