Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-04-2013, 16:48   #18
Maura
 
Maura's Avatar
 
Reputacja: 1 Maura jest na bardzo dobrej drodzeMaura jest na bardzo dobrej drodzeMaura jest na bardzo dobrej drodzeMaura jest na bardzo dobrej drodzeMaura jest na bardzo dobrej drodzeMaura jest na bardzo dobrej drodzeMaura jest na bardzo dobrej drodzeMaura jest na bardzo dobrej drodzeMaura jest na bardzo dobrej drodzeMaura jest na bardzo dobrej drodzeMaura jest na bardzo dobrej drodze
//wspólne dzieło Maura&Kelly&Yannar&GM//

Lukrecja dziwiła się, że tak tęgie głowy, jakie zgromadziły się dziś w tejże oto sali, ufały tak słabym poszlakom. Podstawowe założenia, że oddana służba jest rzeczywiście oddana, a przyjaciele dworu są realnymi przyjaciółmi były szyte grubymi nićmi. Nic dziwnego, że w Rzymie a nawet i samym Watykanie łatwo było stracić życie, tym bardziej Lukrecja obiecała sobie uważać na bezpieczeństwo swoje i bliskich. Stała spokojnie z boku i opanowywała drżenie rąk. Długi sznur pereł doskonale spełnił swoją rolę, przesuwała jedną za drugą w dłoniach tak wolno jak to tylko było możliwe. Koiło to skołatane nerwy. Pojawiła się dziś w skromym stroju by nie budzić zbytniej ciekawości. Wolała być zupełnie obok wydarzeń niż stać się obiektem niepotrzebnych zainteresowań. Z szeptów pomiędzy służbą dowiedziała się, że razem z ową uroczą młodą dziewczyną obie były naocznymi świadkami mogącymi pomóc rozwiązać zagadkę. Kobieta, bo przecież już nie podlotek, wydawała się jej pełna jakiegoś światła. Przyglądała się jej z nieskrywaną sympatią, licząc na to, że wśród męskiej dominacji znajdzie w tym obcym mieście siostrzaną duszę. Czuła, że jej skojarzenia są mocno na wyrost i dopiero poddane weryfikacji będą mogły się materializować. Tak po ludzku czuła się tu samotna. Cóż że z trudem obdarzała ludzi zaufaniem. Wycofywała je równie powolnie co przyznawała. Nie zauważyła nawet, że myśli krążące wokół jedynej współzaproszonej na to niecodzienne spotkanie, odciągnęły ją zupełnie od wypowiadanych treści. Przywowała się do porządku, by nie okazać Cesare lekceważenia. To mogło zbyt wiele kosztować. Na dźwięk słowa “damy” skłoniła się tylko w stronę wypięknionego mówcy. Próżno było nie dostrzegać emfazy z jaką się wysławiał. Przymrużyła oczy. Zamienił się w wielkiego, kolorowego kapłona, który wygrzebując robaki z tłustej gleby, nieustannie stroił i poprawiał piórka. Bieganie po mieście z portretem poszukiwanych było liczeniem na łut szczęścia. Mądrzej by było zacząć szukać od zupełnie innej strony. Tyle, że watykański dwór był jej obcy. Nieświadomość wszystkich zakulisowych układów była tu kluczowa. A jej brakowało tej wiedzy. Tak bardzo brakowało. Czekała w milczeniu aż wyznaczą jej rolę w tym swoistym teatrze. Kobiecie nie przystawało być reżyserem tej sztuki. Zwłaszcza tej.


Carmina nieco zagubionym wzrokiem przyglądała się zebranym, na kolanach dzierżąc swoje szkicowniki i małą, skórzaną sakwę. Jej myśli uciekały do dawnych czasów, gdy jako mała dziewczynka uczyła się malować.Tak samo dziwiły ją wtedy barwy, twarze, świat..



Bankier Chigi wyglądał jak duża, krzykliwie kolorowa papuga. Naliczyła na nim co najmniej sześć różnych odcieni i gdy pozostali rozmawiali, Carmina w myślach rozrabiała farby, by malować w wyobraźni ten barwny strój. Cieszył ją widok Viscontiego, wspomnienia z ogrodów wróciły i w komnacie zrobiło się mniej ponuro. Spojrzała na twarz Cesare. Oprócz niej w komnacie była jeszcze jedna kobieta; ładna, nieco wyniosła, ciemnowłosa. Miała na sobie perły; Carmina przyglądała się im otwarcie i ciekawie. Pewnie prawdziwe. Jakby dodać weneckiej żółci do błękitu i bieli, a potem nieco szarego... tu i ówdzie różowego... perły jak żywe. Carmina w swojej szarej, grzecznej sukni z koronkowym kołnierzem, w znoszonych ciżemkach, z jasnymi włosami,splecionymi w luźny warkocz, niczym pszenne pole i z ciepłym, nieco zagubionym spojrzeniem uniosła głowę, patrząc na Cesare, gdy padły słowa o portrecie.

- Mam namalować brązowego wąsacza? Powinnam to zrobić szybko, nim zapomnę twarz. Pani Lukrecja może korygować moją pracę wskazówkami - odezwała się miękko, z toskańskim akcentem, jak zawsze bezpośrednia, bez żadnej maniery.
- Wprawdzie na malarstwie się nie znam - powiedział Viconti - ale propozycja panny di Betto wydaje się mieć istotną wagę. Im bardziej portret bedzie odzwierciedlał dokładnie rzeczywistość. Wszelkie brodawki, pryszcze, moze blizny, ukształtowanie twarzy oraz cokolwiek może bardzo pomóc podczas poszukiwań.

- Mam wstępny szkic postaci - odparła Carmina, nieco się rumieniąc na wspomnienie, jak ów szkic powstawał - tylko Cesare i ona znali tajemnicę sekretnego obrazu - Widziałam go wcześniej w pałacu... mam pamięć do twarzy.

Nie umiała kłamać, ale należało jakoś wyjaśnić, skąd zna ową wąsatą gębę i dlaczego będzie wspomagać Lukrecję swoimi zdolnościami malarskimi. Za żadne skarby nie chciałaby się przyznać, że była tajnym świadkiem kasztanowej orgii.
- Hm, siniorina di Betto, ale jak rozumiem, jest to szkic na tyle wstępny, że współpraca pani di Medici mogłaby wnieść dodatkowe, istotne szczegóły? - upewnił się uśmiechając się do pełnej wdzięku malarki.

- O tak, widziałam go tylko z daleka...a pani Lukrecja ponoć twarzą w twarz. Wierzysz, panie, że z twarzy można wyczytać charakter czlowieka? - obróciła ku niemu swoją całkiem ładną, ale niewyrafinowaną twarz, z lekkimi oazami piegów na zadartym nosku i oczyma, jak brązowe orzechy.
- Ciekawe pytanie - zastanowił się Pizańczyk. - Chyba taaak ... wierzę, aczkolwiek wierzę także, że są osoby potrafiące przywdziewać zręczna maske niczym aktor teatralny. Niekiedy takie maski stają się wręcz dodatkową skórą. Ale skąd takie pytanie, siniorina? Można jednak liczyć, że ów wybiegający mężczyzna jednak był pod taką presją, że odkryjemy jego prawdziwe oblicze. Aczkolwiek obawiam się czego innego, że mógł dokleić sobie jakieś sztuczne wąsiska czy cokolwiek innego. Cóż, zobaczymy. Śledztwo przypomina chyba strzelanie w miejsca najprawdopodobniejsze oraz szukanie tam jakichkolwiek tropów. Wizerunek owego człowieka jest jest jednym spośród tropów najważnieszych, a rola obydwu pań bardzo istotna - skłonił się obydwu damom.

- Pańska twarz byłaby przyjemna do malowania, przyjemniejsza, niż wąsatego uciekiniera - odparła z lekkim uśmiechem, mimo powagi sytuacji - Mój padre mawiał: ładny nos, oczy i broda, to męska uroda. Przepraszam za żarty. Mogę zacząć malować nawet teraz, jeśli signore Cesare pozwoli. Mam ze sobą wszystkie przybory, ten żołnierz, sztywny jak kołek, co przyszedł po mnie rano, przezornie kazał mi zabrać malarskie narzędzia - poklepała sakwę.

-Co o tym uważacie, kardynale? O podobiźnie, znaczy się - uściślił Borgia, bowiem rozmowy zaczynały się powoli rozbiegać, jak to często się działo w większych grupach osób.

-Czas jest bardzo istotną kwestią - podkreślił Michiel. -Boję się nawet, czy już nie jest za późno. Podobiznę trzeba przede wszystkim dostarczyć do bram. Jeśli owy mężczyzna wymknie się z miasta, jest dla nas stracony. Wtedy możemy szukać prowodyra tylko po omacku. Zgadzam się też z panem Viscontim. Ktoś powinien równolegle szukać śladów wokół martwej ladacznicy. Nawet jeśli inne panny, które wieczorem dostarczały rozrywki swymi występami niewiele o niej wiedziały, to nie znaczy przecież, że rodziny gdzieś w Rzymie nie ma. A co już szepczą wrogowie Ojca Świętego w swoich salonach, to wiedzą jeno oni, diabeł i Duch Święty - podsumował krótko.
 
__________________
Nie ma zmartwienia.
Maura jest offline