- Wiem tyle, ile powiedział mi czarodziej. Do jego psim mi zaglądać pewnie tyle co i tobie, bo nie znam języka, w jakim są pisane. I cieszę się z tego akurat.
- Bergman mówił, że to całe zło, które nas spotkało, jest wynikiem odprawienia jakiś obrzędów czarnej magii. Mówił, że udało mu się zdobyć wiedzę, co to za diabelskie sztuczki i dlatego słudzy czterech tak bardzo chcieli go dopaść. Sam rytuał miał być czymś, co ma odwrócić tamta złą magie. Czarodziej mówił, że jeśli się uda, a to ponoć nie lada sztuka, to efekty będą praktycznie natychmiastowe, zło zniknie, monstra, plugawą magią ożywione rozpadną się a ci, dla których jeszcze jest nadzieja, uleczeni. Mówił, że oprócz składnika, o którym rozmawialiśmy, potrzeba będzie do tego ognia, że musi się to odbyć tutaj, przy źródle i że za wszelką cenę nie można dopuścić do przerwania raz zaczętego rytuału, bo szansa na odczynie tego zła, będzie tylko jedna, jedyna. Tyle, powiedział czarodziej... - - Czarodziej! - jeden z zakutych w stal rycerzy parsknął z obrzydzaniem. - Wszyscy spłonąć powinni na stosach, razem ze swoja plugawa magią! Tylko miecze w dłoniach, tych którzy odwagę i wiarę w Sigmara mają, mogą zło zwalczyć! Stalą i ogniem! - - A ile jeszcze nam tych mieczy zostało? - odparła mu zmęczonym głosem kapłanka - Ile już straciliśmy w walce z tym, czego stal się nie ima? -
Rycerz parskał tylko w odpowiedzi i odszedł na brzeg kielicha, gdzie ze swym towarzyszem oberwali pożar szalejący na dole. |