Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-04-2013, 13:31   #92
Asenat
 
Asenat's Avatar
 
Reputacja: 1 Asenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputację
Alysa i Willam


Lord Dowódca pił dziś dużo za dużo.
Gryzł się tym kłamstwem, jakim karmił Skagijkę od pięciu lat, i aż zanadto dobrze było to widać, choć wyraźnie mu ulżyło, gdy wypluł z siebie wyznanie. Jakby mógł przerzucić na nich ten ciężar, rzecz niegodna dowódcy.
- Masz rację córko. To małżeństwo to może być tylko polityczny ruch. I to nie ruch przeciwko nam. Wiemy, że na Długim Kurhanie siedzi pół tysiąca Skagosów wiernych Moruad. Ilu ich ma na Skagos? Ilu na wyspie jest lojalnych Endeharowi? Nie wiemy. Nie sądzę, by nam to powiedziano. Obawiam się, że Moruad poślubi Czaszkę. Nie by wystąpić przeciwko Straży, nie. By rękami dzikich rozprawić się z bratem. I to może się jej udać. Przyklasnąłbym każdemu sposobowi, jaki ona wybierze, by zdjąć głowę magnara z barków. Tylko nie temu. Nie możemy dopuścić, w imię niczego, by taka masa dzikich przeszła przez Mur, i to jeszcze dzikich Czaszki. Nikt i nic nie zagna ich z powrotem. Do tego ta jej prośba o przebicie tunelu... nauczyłem się już słuchać tych jej próśb. Gdy Moruad prosi o pozwolenie, najpewniej już zaczęła robić to, na co zgodę chce uzyskać. Zapewne już ryją w Murze. I muszą przestać. Waszą rolą jest uzyskanie od Moruad daty, w której zamierza opuścić kurhan, i wybadanie jej stanowiska, w kwestii dzikich i w kwestii tunelu. Nie idźcie w starcie i agresję, jeśli się czegoś niepokojącego dowiecie. Dzień, dwa po was na kurhan dotrze ser Stout z ludźmi. To będzie jego rola. Będzie miał dość ludzi, by wzbudzić strach. Wtedy też, z siłą za plecami, postanowicie. Czy Skagijce można ufać na tyle, by dalej żyła. Jeśli okaże się godna zaufania, dalej, waszą rolą jest rozplątanie sprawy morderstwa Enned. My możemy podejrzewać, nawet być pewni, że Aidan tego nie zrobił. Nikt inny takiej pewności mieć nie będzie. Musicie znaleźć mordercę. Albo go stworzyć, by mógł zapłacić krwią za krew, bo tylko to zamknie Skagosom usta.

Alysa, Willam, Engan i Roddard


Trafiony rewelacją Septy o Beetleyu Lord Dowódca zamilkł na dobrych kilka chwil. Ku nieświadomemu szczęściu niejakiego Henka, który podług wiedzy Septy pomykał sobie teraz wzdłuż Muru na ukradzionym Straży koniu, te rewelacje były tak rewelacyjne, że ich treść wypchnęła ze świadomości Qorgyle'a ich źródło. Inaczej za Henkiem gnałby już pościg.
- To bardzo poważne zarzuty. A na ich poparcie mamy? - wbił w Septę ostre spojrzenie czarnych oczu.
- Słowa pojmanego Skagosa – odburknął Willam, bo się wcale nie przestraszył. - I słowa dzikiego.
- Mało – ocenił Marbran. - Ale dość, by się przyjrzeć Trzem Żądłom. I dość, by doprowadzić do kolejnych jatek. Te podejrzenia zostają w tej komnacie. Dotyczy to was wszystkich.

Erland


Niebezpieczny mężczyzna. Tak Erlandowi rzekła o Qorgyle'u Moruad, gdy kapłan odjeżdżał z kurhanu i zapytał ją o Lorda Dowódcę. Mówią, że jest pająkiem. To nieprawda. Pająki to paskudztwo. On jest jak żmija. Kiedy patrzysz z dala, jak się wygrzewa w słońcu, to najpiękniejsze stworzenie jakie powołali bogowie. Chcesz, żeby dalej leżało, gdzie leży, bo to jego miejsce, i jest doskonale piękne. Nie chcesz podchodzić, bo to niebezpieczne, bo żmija pokaże zęby i może je wbić w twoją skórę. Podchodzisz, bo musisz, żałując każdego kroku..

Erland stał przed Qorgyle'm nie czuł się na pozycji do oceniania męskiej urody. Wiedział też, że nie o urodzie ciała mówiła siostra magnara. Szanowała go, nie dlatego, że był niebezpieczny. Dlatego, kim był i w jaki sposób. Pomimo tego, że tak często się nie zgadzali.

Lord Dowódca przyciągnął sobie jakiś list przed oczy.
- W sprawie Jakyma decyzje już zapadły. Przywdzieje czerń. Nie dlatego, że spodoba się to twej pani. Nie dlatego, że o to prosisz. Dlatego, że Jakym prosił, chcąc zmyć swoje winy. Ci z jego grupy, którą przywiódł zza Muru, pojadą na kurhan za kilka dni, razem z moimi ludźmi, by dołączyć do Moruad. Rannych zatrzymam, tak długo, jak będą potrzebować opieki. Gdy będą zdolni do podróży, wrócą do was.
Erland stał i milczał.
- Niech bogowie mają cię w opiece – oznajmił mu Qorgyle zamiast pożegnania. - Masz ważną rzecz do zrobienia. Ważną dla nas wszystkich.

Potem zaś plan szybkiego odjazdu musiał ulec pod presją wydarzeń. Dlatego, że Willam Snow nie dał Hwarhenowi koni. I dlatego, że Willam Snow okazał się szybszy niż Erland. Nim kapłan zdążył pomówić z bratem Moruad, zwiadowca Roddard przyszedł po nich, i niebawem Erland znalazł sam siebie w siodle, podążając razem z Hwarhenem i milczącym Urregiem za czarnymi braćmi na wschód, wzdłuż Muru.

Joran


Przyszli godzinę po świcie. Krótko po tym, jak Joranowi udało się uchylić minimalnie powiekę opuchniętego oka. Fallona zabrali dużo wcześniej, i Joran siedział w ciemnościach i samotności. Nie odpowiedzieli, gdy pytał, gdzie idą. Nie odpowiedzieli, gdy spytał o Fallona. Na pozdrowienie zresztą także nie odpowiedzieli. Jego bracia.

Szedł, nie wiedząc, co będzie u kresu drogi i z każdym krokiem coraz mocniej upewniał się, że Marbran jednak go zetnie. Głowa Jorana Lannistera spadnie, aby rzesze kłusowników, morderców, gwałcicieli, złodziei i świniopasów mogły zobaczyć, że w Nocnej Straży naprawdę panuje równość, że tu nie liczy się ani nazwisko, ani zasługi... dla tej samej Nocnej Straży. Tu mężczyzna dostaje tylko to, na co zasługuje. Ot, gorzka prawda. Potkniesz się raz jeden, w złą godzinę, i zasłużysz na topór i katowski pieniek. I Marbran zetnie głowę Jorana, by na jego przykładzie wyłożyć innym tę prawdę jak na tacy.

- Ja ci ten durny łeb zetnę, Lannister – rzucił mu wściekle Dornijczyk przez stół. Byli sami. Joran stał tak, jak go wywleczono z lochów, bez broni, w porwanej przyodziewie, wysmarowany krwią własną i cudzą, błotem i plugastwem z ciemnicy. Marbran nie wskazał mu krzesła. Sam siedział i rozgrzewał się do czerwoności własnym gniewem.
- Zetnę ci ten durny łeb i płakać po tobie nie będę – ryknął Lord Dowódca i pieprznął w stół fantazyjnym świecznikiem, i trzaskał nim raz po raz po blacie, aż drzazgi szły pod sklepienie. - Wiesz, podnóżku Tywina, ilu mamy ludzi? Wiesz, ile trudu nas kosztuje, by kogokolwiek tu przywlec? Wiesz, że każdy jeden, który przywdział czerń, jest dla nas na wagę złota? Wiesz to?! Wiesz! I wychodzisz mordować własnych braci, jakbyś szedł na wroga. Nie myśl – Lord Dowódca lekko oklapł na krześle, ale Joran nie dał się zwieść. Qorgyle miał pewne cechy Tywina. Furia przeszła w fazę cichą i utajoną, Dornijczyk skończył wrzeszczeć i już planuje zimno, jak najdotkliwiej Joranowi dosrać... a może nie? - Nie myśl, że nie wiem, dlaczego to zrobiłeś. Nie dlatego, żeby ratować tych Skagów, choć, na bogów, trzeba było ich ratować, z tym nikt nie dyskutuje. Idzie o to, jak to zrobiłeś, i czemu byłeś do tego zdolny. Zrobiłeś to, byłeś w stanie to zrobić, bo gardzisz swymi braćmi. Masz kilku, któryś sobie wybrał, a na resztę plujesz. Dlatego z lekkim sercem poszedłeś ich mordować. Bo byli nieważni. Każdy jeden, którego zabiłeś, był ważny. I dlatego cię zetnę, bo twoja pogarda jest niebezpieczna. Na twoje szczęście, nie teraz. Wystąpiły nieoczekiwane okoliczności.

Rąbnął świecznikiem raz jeszcze i wreszcie dał mu spokój. Nalał sobie wina i pił długo.
- Jedziesz nad morze. Komendę powierzyłem Willamowi Snow. Jedziecie najpierw na kurhan, a potem do Wschodniej Strażnicy. Masz być posłuszny i słuchać rozkazów, do cholery. Zabiłeś swoich braci. Zabrałeś lekkomyślnie życia, które były dla nas ważne. Nauczysz się je znowu cenić, albo to będzie twój koniec. Jeśli ktokolwiek z grupy, z którą wyruszysz, zginie, twoja głowa spadnie. Jeśli zginie moja córka, wtedy, Joranie, zanim cię zetnę, odbiorę ci wszystko. Masz strzec innych. Masz strzec Alysy nawet za cenę własnego durnego życia. Na wypadek, gdyby Skagijka doszła do wniosku, że skoro ja jej coś odebrałem, ona się zemści i odbierze coś mnie. Na wypadek, gdyby we Wschodniej Strażnicy nieoczekiwane okoliczności ujawniły się w pełnej krasie. Ruszasz natychmiast. Tamci już siadają na koń.

- Moi ludzie... - zaczął twardo Joran, a Qorgyle podniósł się wolno zza stołu, wspierając o blat krzepkie dłonie.
- Nie masz już ludzi. Część poszła już za Mur z Ulmerem, na Czaszkę. Reszta ruszy niebawem. Kwestię twego dowództwa nad zwiadowcami ze Wschodniej jeszcze przemyślę. Jak i kwestię twojej głowy, jeśli okażesz się jednak godzien. Poszedł precz.
 

Ostatnio edytowane przez Asenat : 17-04-2013 o 19:56.
Asenat jest offline