- Tak, tak, wiadro, wiadro, wiadro trzeba, tak - Dirk przytaknął, po czym zgarbił się jeszcze bardziej niż zwykle i chwycił kubeł wody.
Czy to umiejętności i niesamowity refleks starca, czy też małe wsparcie bogów, ale akurat jak Dirk robił zamach wiadrem, to do karczmy wskakiwał ostatni gobos ze swoim ‘wierzchowcem’. Woda chlusnęła wprost w ten zielonkawy ryj, tak że zaskoczony brzydal, stracił równowagę i spadł ze zwierza. Wychylił się do tyłu i spadł tak niefortunnie na swój czerep, że zgrzyt nienaturalnie wykrzywiającego się karku rozszedł się po pomieszczeniu. - Hi hih hi hi - zapiszczał ze śmiechu Zakapturzony.
Ten śmiech mógł okazać się brzemienny w skutkach dla Dirka. Gdyż rozradowany, chyba zapomniał, że zielonkawy nie był jedynym przeciwnikiem. Był jeszcze wierzchowiec… Wierzchowiec posiadający, długiem, wielkie, groźne i ostre kły. Sierściaty przystanął i stracił chwilę by się otrzepać też z wody i zlokalizować Dirka. A po tej chwili zaszarżował.
~hi hi hi hi~ zmieniło się właśnie w ~iiiiiii~ i mocno spanikowany, nie posiadający w tym momencie w dłoni broni mężczyzna, zaczął wykonywać strategiczny odwrót. Porównując jednak ilość nóg, a także szybkość przebierania nimi, nie miał szans. Nie miał żadnych szans!
Nie miałby, gdyby nie Fernando Torres! Estalijczyk uratował Zakapturzonego w ostatniej chwili! Wilk już się wybił, już warczał i ślinił się w powietrzu wściekle, gdy rapier Torresa, przebił mu serducho. - Dirk dziękuje! Bardzo Dirk dziękuje - rzekł garbaty, wykonując dwa ukłony głową i splatając swe ręce. - Dirk nie zapomni, oj nie! |