Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-04-2013, 20:00   #127
Alaron Elessedil
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
- Pójdziemy. - Powiedział Beniaminek, gdy tylko Gwiazda odszedł. Mimo, że tutaj Mazur nie był ich przełożonym, deklaracja zabrzmiała bardziej jak rozkaz niż propozycja. Przez chwilę odprowadzał wzrokiem młodego dowódcę, po czym podjął ściszonym głosem. - Nie chciałem mówić przy Gwieździe, ale coś mi śmierdzi z tymi rozszarpanymi ciałami. Boję się że Niemcy użyli czegoś nowego... czegoś co wyhodowali w tej willi w Warszawie, lub podobnym miejscu. Być może jesteśmy jedynymi ludźmi w batalionie, którzy mieli z tym do czynienia.

Sprzęgło skinął głową.
-Kapitan Zając mówił o psach. To nie były psy - wyjął notatnik z odtworzonymi wzorami z chaty na tyle, na ile zapamiętał je tuż przed opuszczeniem chaty, kiedy to naniósł jedynie elementy pozwalające na odtworzenie tego, co zdołał na tamtą chwilę zapamiętać.

-Tam były... Wzory. Tak, są wszędzie. Kości ręki ludzkiej tworzą ciąg Fibonacciego, a złoty podział jest stosunkiem, do którego świat dąży. Widząc wzór z łatwością można powiedzieć czego dotyczy. Jeden z nich pokazuje rozwój organizmów symbiotycznych, inny to model logistyczny. Można wyznaczyć wszystko. Rozpoznałbym wzór rozszarpania przez psy. One zachowują się w charakterystyczny sposób. Również te tresowane. Są wyuczone. Przy odpowiedniej ilości danych byłbym w stanie określić rasę psa na podstawie zmiennych takich jak wysokość i ciężar powodujący inny sposób przyłożenia sił. Zestawiając z prawdopodobieństwem wystąpienia rasy w danym miejscu mogę jednoznacznie wyznaczyć rasę. Mając to jestem w stanie oszacować jego wiek. Widząc w chacie to, co tam było jestem pewien, że to nie jest pies. Nie pasuje do schematu - zamilkł patrząc po pozostałych.

-To nie pasuje do żadnego znanego mi schematu i nie byłoby tak źle, gdyby we wzorze nie znajdował się czynnik wyższej inteligencji... Wyższej niż u zwierząt, ale... różnica jest niewielka. Tylko kilka zmiennych. To nie pasuje do ogólnego schematu. Wyjaśnię - rzekł chwytając patyk, którym zaczął pisać wzory po odsłoniętej ziemi.

-Przeciętny człowiek wykazuje pewne zachowania. Im bardziej przeciętny, tym lepiej można przewidzieć jego działania, bo lepiej podchodzi pod ogólny wzór. Wnętrze chaty Bociana wskazuje na inteligentnego nie-człowieka albo człowieka-psychopatę. Fragmenty ciała poukładane były w pewną prawidłowość - puścił w obieg swoje notatki z miejscami, w których zaznaczone były owe prawidłowości.

-A krew na ścianach to jakby... Ma cechy charakterystyczne dla pisma. To, co zapamiętałem jest na następnych stronach. Tyle złych wiadomości z moich przemyśleń. Czas na dobre. Wyobraźcie sobie rurę. Zwykłą, taką, w której płynie woda. Nagle w pewnym momencie pęka w jednym punkcie. Dookoła leci pełno kropel wody. Nie można przewidzieć gdzie upadnie kolejna kropla, bo nie mamy wystarczających danych, za dużo zmiennych, by utworzyć precyzyjny wzór, ale na podstawie tych, które już spadły można ustalić ich źródło z pewnym prawdopodobieństwem. Jeśli zabójstwa, o których wspomniał Zając pochodzą od jednego sprawcy posiadającego jeden punkt wypadowy, to mogę stworzyć mapę. Będzie wyglądała jak mapa topograficzna, z tym że zamiast obiektów najwyższych i najniższych są najbardziej i najmniej prawdopodobne. To pozwoli dopaść psychopatę - stwierdził Albert.

- Sprzęgło jak zwykle pięknie literacko przedstawił plan - Tunia uśmiechnęła się lekko, ale zaraz spoważniała. - Myślicie, że to może mieć coś wspólnego z tym co odkryliście w willi? - spytała spoglądając na chłopaków.

- Tego się obawiam. W willi trafiłem na pewne dokumenty. Teczkę, którą Doktorek ze Stryjem wynieśli potem kanałami. Nie miałem wiele czasu by się przyjrzeć, a potem sprawę przejął sztab. W tych dokumentach, hmm.. Szwaby pracowały nad czymś dziwnym, widziałem zdjęcia latających blaszanych dysków, chodzących zwłoki w oficerskich mundurach, jakieś okultystyczne badziewia, myślę, że większość to fotomontaże ale... sami pamiętacie ten budynek. Z tych dokumentów wyglądało, jakby próbowali wprowadzić w życie pomysły rodem z odpustowych czytadeł. - Beniaminek mówił jakby mimochodem, zdawał się pogrążony we własnych myślach. Jego umysł powoli przekładał wykład Sprzęgła z akademickiej matematyki na chłopski rozum. - Czyli najprawdopodobniej człowiek. Człowiek zachowujący się jak zwierzę? - Podsumował wykład, zwracając się ni to do Sprzęgła, ni do siebie, starając się przetłumaczyć samemu sobie, co właściwie usłyszał. Przetrzymał notatki trochę dłużej przyglądając się im badawczo. Następne zdanie wymamrotał chyba nie do końca świadomy, że mówi je na głos:
- Jak wilkołak, czy coś?

- O Boże! - Tunia zakrztusiła się z wrażenia - to pewnie jakieś szalone eksperymenty biologiczne. Może nie trzeba było od razu palić tej chaty?

Wilga chciał zaprzeczyć. Tam była chłodna logika niewłaściwa zezwierzęceniu, jednak zanim to zrobił przybył Wiktor.

- Podjeliście decyzję? - Wiktor wynurzył się z mroku. - Jeśli idziecie, weźcie wodę w manierki z kociołka i ruszamy. Czeka nas szybki marsz. noc jest jasna. Powinniśmy dojść do Otuliny w godzinę. Ale trzeba będzie mocno wyciągać nogi. To jak? Ruszamy, panowie?

- Będziemy musieli wciągać nogi, boś się guzdrał jak pensjonarka na bal. Mchem z nudów obrastamy. - Beniaminek wyszczerzył żółte zęby w uśmiechu i podniósł się z ziemi.

Faktycznie, narzucili ostre tempo. Dla Tuni był to pierwszy nocny marsz przez puszczę, więc czuła się naprawdę niepewnie. Dla reszty jej dawnego oddziału takie nocne podchody były codziennością partyzanckiego życia. Czymś już normalnym. Czymś, do czego można przywyknąć, choć raczej nie można polubić.Jak śpiewali w swoich licznych pieśniach - puszcza była ich domem.
Jednak ta noc była jakaś inna. Towarzyszyło im jakieś wewnętrzne napięcie, jakiś niechciany lęk budzący się w zakamarkach dusz. Srebrzysty księżyc w trzeciej kwadrze świecił jasno. Nad ziemią unosiła się lekka mgiełka i było dość mroźnie. Szybki marsz wydeptanymi przez zwierzęta ścieżkami i piaszczystymi leśnymi duktami znanymi tylko nielicznym bywalcom Kampinosu rozgrzewał jednak krew w żyłach i nie musieli martwić się tym, że zmarzną.
Im bardziej oddalili się od obozowiska, tym marsz stawał się ostrożniejszy, a przez to wolniejszy. Najpewniej zbliżali się do Otuliny.

W pewnym momencie porucznik Wiktor zatrzymał swoją i ich grupę.

Gdzieś, przed nimi, wyraźnie słychać było silniki samochodów, szczekanie psów i inne odgłosy świadczące o tym, że we wsi znajduje się spora grupa Niemców.

- Jerzy - Wiktor przywołał jednego ze swoich podkomendnych. - Weź dwóch ludzi i szybko sprawdzicie, co się dzieje.

- Tak jest - niewysoki partyzant, którego oczy lśniły w mroku potwierdził rozkaz i po chwili trzy osoby oddaliły się od oddziału.

Reszta partyzantów miała chwilę, by złapać oddech.

Jerzy wrócił szybciej, niż się spodziewali.

- Mają Zająca - wydyszał. - Niemcy. Pakują ich na ciężarówki, razem chyba z mieszkańcami Otuliny.

- Ilu? - rzeczowo zapytał Wiktor.

- Przynajmniej trzydziestu żołnierzy. Mają też kilka psów, dlatego nie podchodziliśmy za blisko.

Szybko przeliczyli szansę. Ich grupa liczyła w sumie o połowę mniej ludzi.

- Mają Zielonego? - zapytał Wiktor Jerzego.

- Nie mam pojęcia. Nie widziałem nikogo z naszych, poza Zającem. Mogą odjechać w każdej chwili, poruczniku - nerwowo powiedział Jerzy.

- Cholera - zaklął Wiktor. - Mało nas, a w ciemności łatwo zastrzelić nie tych, co trzeba.

Przeniósł wzrok na młodszego od siebie Gwiazdę.

- Duże ryzyko. A ty, kolego, co sądzisz?

Zapytany odruchowo spojrzał na Beniaminka, którego w takich sprawach traktował jako autorytet i doradcę. Niewypowiedziane pytanie zawisło w powietrzu.
Czuła, że ta noc, jej pierwsza noc w lesie na akcji nie będzie zwykłym spacerkiem. Jakby samo jej przebywanie w pewnych miejscach przyciągało kłopoty i tych przeklętych szwabów. Z napięciem czekała na decyzję Beniaminka.
Muszę do diabła nauczyć się lepiej strzelać - pomyślała.

- Dotarliśmy w samą porę. Lepiej zaryzykować dwóch-trzech zabitych naszymi kulami, niż wszystkich w jakiejś gestapowskiej mordowni. Mamy przewagę zaskoczenia i lepiej ruszamy się po lesie. Dwóch Niemców na głowę. A to tylko do momentu, w którym paru naszych się nie uwolni. Jak znam Zająca sam położy trzech choćby zębami. Powinniśmy zaryzykować.

Wszyscy lubili Zająca. Gwiazda kiwnął glową. Wiktor poklepał go po ramieniu.
- Panowie - wydał rozkaz. - Nie ma czasu do stracenia. Broń sprawdzimy w drodze. Ruszamy. Dowódcy nakreślą drużynom sytuację w marszu.

Tunia szybko sprawdziła broń. Magazynek był pełny, ale zimny metal w dłoni przyprawiał ją o gęsią skórkę. Miała zabijać. Ludzi? Wrogów. Tak to sobie musiała poukładać w głowie, inaczej dłoń mogłaby jej zadrżeć. Strzelaj do wrogów Tunia - mówiła sobie w myślach - do tych potworów, którzy bez pardonu pakowali kulki w głowy tych wszystkich kobiet w lasach pod Warszawą. Obrazy minionych wspomnień pojawiły się jak krótki film w głowie. Krew...rozbryzgująca tkanka mózgowa, wyraz oczu ofiar, zimne spojrzenia katów. I już się nie wahała. Z zaciętymi ustami oczekiwała rozkazów Beniaminka.

Planował podejść najbliżej jak się da od zawietrznej, żeby utrudnić psom zwęszenie ich, a potem ostrzelać możliwie wszyscy jednocześnie, by zyskać jak najwięcej na przewadze zaskoczenia.
Chciał w pewnej odległości ustawić dwóch trzech dobrych strzelców, którzy “zaopiekują” się uciekinierami.
Wszystko to przy założeniu, że logistyka pakowania więźniów zajmie im na tyle, że AK-owcy zdążą zdybać ich we wsi, jeśli nie, to rzucą się biegiem do pierwszego miejsca, gdzie można zrobić zasadzkę.

Tymczasem Albert na szybko spróbuje oszacować ich przybliżony przedział czasowy, jaki mieli, a następnie weźmie z niego minimum.
Postara się też obliczyć najlepsze pozycje strzeleckie w miejscu zasadzki.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline