Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-04-2013, 23:31   #15
Smirrnov
 
Smirrnov's Avatar
 
Reputacja: 1 Smirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znany
Bardziej poczuł niż zobaczył, że stwór, kimkolwiek był, natknął się na zimną stal Gabora. Rozwarcie szczęk pozwoliło Fenrirsulfrowi wyjąć swój oręż i oddalić swe mniej opancerzone ciało przez zniszczone odrzwia. Ustąpił tym samym pola dla krzyżowca, będącego w o wiele bezpieczniejszej warstwie metalu. Zręcznie uniknął wymachujących szponów to schodząc im z drogi, to blokując styliskiem. Znał się nie najgorzej na wojaczce, niejeden raz brał udiał w wyprawach wzdłuż brzegu, w górę rzeki, by wiedzieć że dwójka osobników plus zraniony potwór to wystarczająca ilość by konflikt zdusić w zarodku. Może gdyby znał nieszczęsnego wampira przed poddaniem się szałowi mógłby mu współczuć, ale teraz w wyniku różnych, nieznanych skaldowi przyczyn, oznaki egzystencji znikały z bezwolnej i niebezpiecznej maszynki.

- Zabawa dla was – rzucił tylko nim zniknął w półmroku korytarza.

Za to korytarz pośród pajęczyn kurzu i wyraźnie widocznej działalności gryzoni, prezentował się zadziwiająco nienormalnie. Nie było to spowodowane prawie klęczącym pośród zachwytów francuzem, którego charakterystyczny, półpłynny akcent rozpoznał już przy pierwszej rozmowie. Nie było to nawet spowodowane dziwnymi cieniami dającymi prawdopodobnie kryjówkę dla wielu zwierzątek.
Spojrzał na odłamek drzwi. „Cóż to za bajanie?” pomyślał widząc że charakterystyczna tekstura dębu znika zaraz pod powierzchnia cienkiej warstewki by ustąpić pola drewnianym wiórom połączonym jakiegoś rodzaju klejem, czy żywicą, a dalej miedzy dwoma warstwami nie ma nic. Pusta przestrzeń. Z ciekawości podniósł kolejny, większy odłamek. „Tu zapewne trafił Brandr przy pierwszym uderzeniu. Ta deska musi jakoś wzmacniać wewnętrznie całą konstrukcję, Prawdopodobnie, kopiąc wyżej lub niżej, noga by mu utknęła” Wiking przeanalizował swój błąd w ocenie drzwi, zastanawiając się jakież jeszcze dziwy kryje ten świat.

Nie musiał rozmyślać długo. Szkło. Widok zupełnie niecodzienny w tak mocno podniszczonym budynku. Czuł że budynek jest „ten przyszłościowy” ale to, że ściana odpada płatami, podłoga przy każdym kroku protestuje tumanem kurzu, a pośród pajęczyn w narożach widać mnóstwo odchodów, musiało znaczyć iż cel konstruktora wyglądał inaczej. Za młodu. Teraz jednak została rudera, lecz pomimo tego solidna. Tafla szkła, które poznał podczas podróży po kontynencie i dworach różnej narodowości, umieszczona została tak, by osłaniać przed wiatrem i deszczem.
Podmuchy na pewno nie docierały przez taką warstwę. Spojrzał na nią. Powoli zbliżył rękę i przejechał palcami. Cztery smugi i kurz na palcach. Zachęcony przetarł całą dłonią czyszcząc to inne okno. Widział w oczach Jean-Luca pewnego rodzaju niedowierzanie, jakby zrobił coś co zburzyło fragment jego fundamentu. No cóż, zdarza się. Spojrzał na okno z przyzwyczajenia, nigdy nie udało mu się nad tym zapanować. Chwile wcześniej dłoń była oświetlona. Może dziś, może w tym świecie? Niestety. Nie zobaczył nic poza krajobrazem zza tafli. Westchnął i skupił się na nowym widoku.
Widział duże miasta, z oddali, ale widział. Jednak nic nie przygotowało go na takie coś. Źródłem światła w tym świecie był… metal. Zimny, błyszczący, obwieszony na żywicę jakimiś świstkami. Dziwne kule żażące się niczym niegasnąca świeca pod kielichem, ozdobione prawdopodobnie tym samym materiałem z którego zrobiono dla nich styliska. Widok tylu ludzi, pomimo zmroku, którego oznaką było całkiem czarne niebo, wprawił go w osłupienie. Nie odrzucało go od miast, zawsze można było odkryć coś nowego, jednak te tłumy, niczym w biały dzień. Niepojęte.
Szamotanina z pokoju nie zagłuszała całkowicie dźwięków z zewnątrz. Ułatwiały to również nieszczelności którymi wdzierało się do środka świeże powietrze. Dźwięki te były… nieznane. Warkot niczym stada wilków kłócących się o zdobycz. Nie potrafił określić źródła ale na pewno mu się to uda po wyjściu. Podniósł topór na wysokość oczu. W mocno wypolerowanym, choć nieco ociekającym śliną metalu dojrzał swe pobliźnione oblicze. „Może ten francuz da się namówić na przywrócenie moich włosów do porządku.”
Teraz jednak odbicie zdradzało, że każdy pęk żyje własnym życiem a razem tworzą plątaninę. „To co, zetnę, odrosną. Szkoda tylko że nigdy nie schną do końca i trzeba trochę kurzu do tego. Że też Ojciec mnie musiał zmieniać tuz po zejściu na ląd. Ech, zobaczmy zatem co jest poza tym dziwnym przybytkiem”
Począwszy nucić jedną z wielu znanych mu sag Fenrisulfr wyminął Jean-Luca, dziwne zagęszczenie cieni niedaleko niego i udał się w stronę przeciwną niż szamotanina za jego plecami. Licząc że łatwo odnajdzie wyjście, a jeśli nie, rozbije jakiekolwiek okno i wyskoczy. Łatwizna.


- Łzy to smutku, azali szczęścia? - Bard dosłyszał zza siebie.
Nieznany mu głos, zapewne od nieznanego mu właściciela. Kobiecy. Powoli odwrócił się nie chcąc nikogo przestraszyć i przyjżał się postaci nie wymawiając słowa. Obserwując. Wycieczka na zewnątrz chwile musi poczekać
 
__________________
Kto lubi czytać, ten dokonuje wymiany godzin nudy, które są nieuchronne w życiu, na godziny rozkoszy.

Ostatnio edytowane przez Smirrnov : 17-04-2013 o 23:36. Powód: Małe przeoczenie
Smirrnov jest offline