Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 14-04-2013, 21:39   #11
 
Irregular's Avatar
 
Reputacja: 1 Irregular ma wspaniałą reputacjęIrregular ma wspaniałą reputacjęIrregular ma wspaniałą reputacjęIrregular ma wspaniałą reputacjęIrregular ma wspaniałą reputacjęIrregular ma wspaniałą reputacjęIrregular ma wspaniałą reputacjęIrregular ma wspaniałą reputacjęIrregular ma wspaniałą reputacjęIrregular ma wspaniałą reputacjęIrregular ma wspaniałą reputację
W swojej chęci oddalenia się od potwora Francesca zawędrowała aż na początek korytarza. Stąd mogła zobaczyć widok za oknem - a był on niesamowity, niemal bajkowy. Ulica, chociaż niezbyt szeroka, była pokryta czymś w rodzaju bruku, takim jednolicie szarym, na oko twardym materiałem; chodniki - czyste i wybrukowane szerokimi płytami, a obok trawnik, na którym w równych odstępach rosły również drzewa. Tak jak drzewa, na chodniku umieszczone były również wysokie słupy z metalu, które kończyły się na górze taką jakby klatką o okienkach z szybek, w której środku bardzo jasno płonęła kula tajemniczego światła. Świeciło ono jaśniej niż jakakolwiek świeca, niemal zmieniając noc w dzień - a przynajmniej w rodzaj zmierzchu czy też świtu. Na ulicy było kilku przechodniów, ubranych w bardzo dziwne stroje. Nie było stąd zbyt dobrze widać, ale Francesce wydawało się, że nigdy nie widziała takiego rodzaju materiału. Nosili też osobliwe fryzury, a jakaś kobieta nosiła spodnie i krótkie włosy. Chodnikiem szła jakaś obejmująca się para, nieco dalej niski chłopak rozdawał coś wszystkim przechodniom - jakieś małe kawałki pergaminu?

Korytarz zakręcał, prowadząc do starych, dawno nieużywanych drzwi z zardzewiałą klamką. Z sufitu korytarza zwisała na grubym, śliskim sznurku jakaś bańka ze szkła, wewnątrz której bystre wampirze oczy mogły dostrzec cieniutki drucik. Do czego toto mogło służyć? W każdym razie - oryginalna ozdoba, ale trochę dziwna. Jak wszystko tutaj, w miejscu, które na oko było miastem, w którym nawet powietrze pachniało zupełnie inaczej. Chociaż ten ohydny zapach zgnilizny dochodził chyba z piwnicy...

Tymczasem stwór z ósmej trumny już w pełni wynurzył się ze swojego dotychczasowego schronienia. Powykręcane kończyny istoty ruszały się niezależnie od siebie, w sposób tak nieskoordynowany, jakby miał się zaraz sam rozpaść. Pomarszczona skóra stwora była jakby jedną wielką blizną, nie wiadomo, po czym - po oparzeniach? Okropnych cięciach? W kilku miejscach jej fałdy zwisały luźno, jak skóra na podgardlu ropuchy, i istne ropusze brodawki w zupełnie niespodziewanych fragmentach... a przede wszystkich ohydny odór zgnilizny. Istny koszmar rodem z marzeń Tzimisce, lecz nie było to dzieło Diabłów, a ludzkich magów. Mimowolne dzieło, warto dodać.

Ów odrażający stwór niemrawo uniknął miecza Gabora, najwidoczniej biorąc osłonę za atak. Wpadł za to na tarczę Richarda, zawadzając po drodze o resztki swojej trumny, doszczętnie ją rozwalając i ciskając odłamkami na pół piwnicy. Duża tarcza, która tak dużo problemów sprawiła przy wciskaniu jej do trumny, teraz również stawiła opór i potwór zrezygnował z przekopywania się przez nią do jej właściciela. Z nadludzką szybkością postąpił krok w tył - i choć ta szybkość była wampirza, jedno z całą pewnością nie było wampirze. Refleks. I ból. Stwór wręcz nadział się na miecz Gabora, którego wcześniej nie zauważył. Nie zwracając jednak uwagi na klingę w klatce piersiowej, zaczął machać rękami, usiłując rozszarpać wampira na strzępy. Sytuacja patowa z drobną przewagą potwora - powoli przesuwał się po klindze, a Gabor nie miał jak poruszyć mieczem. Bez ingerencji Richarda się nie obejdzie...

Jeden z odłamków trumny potwora uderzył w wieko skrzyni Luki. Stuk-stuk - coś zapukało w trumnę wampira. Załomotało wręcz. Widać na zewnątrz robiło się gorąco...
 
__________________
Mole książkowe są zagrożone. Chrońmy ich naturalne ostoje! (biblioteki!)

Wkurzyłam kogoś? Coś pomyliłam? Sorry, ale biblioholik na odwyku to jeden wielki kłębek nerwów. Wybaczcie.
Irregular jest offline  
Stary 15-04-2013, 10:09   #12
 
Pan Błysk's Avatar
 
Reputacja: 1 Pan Błysk ma wyłączoną reputację
- Odejdź, nic tu ciekawego nie znajdziesz. - Luca nie ustępował w próboach przeczekania zagrożenia. Tak był tchórzem i było mu z tym dobrze.

- Jestem niejadalny, mógłbym Ci poważnie zaszkodzić. - Zdecydowanie wolał przekonać ewentualnego napastnika do pozostawienia go w spokoju niż stawać z nim do walki.

- Jeśli odejdziesz to szybciej znajdziesz lepszy cel, bo widzisz ja nie chcę Cię skrzywdzić. Nie chcę też żebyś ty skrzywdził mnie.

Mimo swojej awersji do przemocy Luca nie był całkowicie bezbronny. Prawdę mówiąc posiadał broń która napawała strachem każdego kto miał szansę podziwiać jej niszczycielskie efekty i przeżyć. W tej właśnie chwili przygotowywał się aby jej użyć.
 
__________________
Jemu co góry kruszy jemu nie | Jemu co słońce jego zatrzyma jemu nie
Jemu co młot jego rozbija jemu nie | Jemu co ogień jego przerazi jemu nie
Jemu co głowę jego podnosi nad jego serce | Jemu diament
On diament
Pan Błysk jest offline  
Stary 15-04-2013, 13:21   #13
 
Highlander's Avatar
 
Reputacja: 1 Highlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputację
Mimo niecierpliwości jednego z wojaków, Francuz po raz kolejny utrzymał swoje nerwy na wodzy. Chociaż nagłego zdziwienia malującego się na jego facjacie nijak nie dało się zamaskować, to nie zdążyła minąć nawet chwila, a górę nad nim wzięło wpojone mu przez Ojca zdystansowanie. Sztuczne, ale skuteczne. Gniew był złym doradcą, przekonał się o tym nie raz. Młodzian powstał z klęczek. Westchnął niemal teatralnie, wydając z nieumarłego gardła nietypowy odgłos, stanowiący pomieszanie rozczarowania z cierpiętniczym jękiem. Potem zaś podszedł do pozostałości drzwi i wydobył z nich jedno ze swoich narzędzi. Para niedocenionych przedmiotów po raz kolejny zniknęła w odmętach rękawa. Może powinien się ich pozbyć raz na zawsze? Wątpił żeby tak archaiczne graty były mu przydatne w świecie, który znajdował się teraz na wyciągnięcie ręki.

Przed zbadaniem korytarza obrócił się jeszcze za siebie, analizując kotłowaninę jaka trwała pomiędzy trumnami. Dopiero teraz był w stanie dostrzec pełnię brzydoty stwora, z którym przyszło mierzyć się wojownikom. Jego groteskowo powykrzywiane kończyny, ohydną cerę oraz wynaturzone oblicze, które dawno temu zatraciło resztki człowieczeństwa. Jean-Luc mógł pochwalić się tym, że nie odczuwał strachu, patrząc na walecznych mężów stawiających czoło potworowi. Przez chwilę nawet zastanawiał się, czy nie dołączyć do konfrontacji i nie użyczyć ostrza przy obaleniu biesa, który tak drażnił jego poczucie piękna i estetyki. Uznał jednak, że byłby tylko piątym kołem u wozu. Miejsca do walki nie było za wiele, a on przecież nie mógł się równać bojową sprawnością z kimś takim jak Sir Heldson, czy ten cały Gabor Farkas, syn nieznanego ojca. Zdecydował się więc zaczekać na zewnątrz, nie wadząc innym.

Czekały tam na niego niesamowite widoki. Szklane witraże wyglądały niemal bajkowo, nawet gdy kurz i pajęczyny przyćmiewały ich piękno. Nadnaturalne światło dochodzące z zewnątrz przebijało się przez gęste pajęcze nici, roztaczając wokół nich złotą łunę. Lekki wiatr szumiący zza wadliwej zaprawy sprawiał, że delikatnie podrygiwały, zupełnie jak kroki tancerki poruszającej się zgodnie z rytmem wygrywanym dla niej przez matkę naturę. Po prawdzie, fircyk czuł się onieśmielony tym widokiem, ale jakaś piekielna forma ciekawości zabraniała mu się zatrzymać. Zbliżył się do szklanej zapory, aby świętokradczym gestem przesunąć po niej dłonią. Zatrzymał jednak rękę zanim dotarła do celu, na krótką chwilę zamieniając się w słup soli. Zapewne skamieniałby w tej pozie na zawsze, gdyby nie to, że przez cały czas podświadomie oczekiwał wielkich, szokujących wszystkie zmysły zmian. Wiedział, że musi być na nie przygotowany, jeśli zamierza znaleźć dla siebie miejsce w nowej rzeczywistości. A mimo to, czuł się tak, jakby zaprzeczał swojej wampirzej naturze. Skonfrontowany z tego typu majestatem powinien był paść na podłogę, wyjąc i kwiląc jak małe dziecko. Oto bowiem był świadkiem cudowności, których nie dane było oglądać jego poprzednikom. Most, którego liny utkano z bajecznego światła, sięgał aż po horyzont. Był wykonany z kamienia podobnego do czarnego onyksu i naznaczony linią złota. Co dziwne, nie podążali nim ludzie. Ci poruszali się spokojnie bocznymi deptakami, które zostały wyłożone szarymi płytami w kształcie idealnych kwadratów. Wydawali się tak… beznamiętni. Niewzruszeni. Kompletnie nieczuli na boski splendor otaczającej ich sceny.
- By zobaczyć coś tak pięknego, cisnąłbym kamieniem w oko samego Wszechmogącego.
Bluźnierstwo opuściło usta akompaniowane przez krwawe łzy spływające po policzkach.
 
Highlander jest offline  
Stary 15-04-2013, 23:53   #14
 
katai's Avatar
 
Reputacja: 1 katai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputację
Skulony do tej pory stwór skorzystał z wynikłego stolarskiego zamieszania i skoczył na chwilowo rozkojarzonego miecznika imieniem Gabor. Zamieszanie dawało szansę na wymknięcie się z pomieszczenia. Francesca ruszyła miękkim krokiem w otwór korytarza. Kocie ruchy sprawiały wrażenie jak gdyby kobieta płynęła nad podłogą. Korytarz oświetlała łuna bijąca od okien znajdujących się na jego końcu. Perspektywa nowego świata kusiła. Ciekawość łaskotała nieznośnie i po chwili, kobieta spoglądała na migoczące światła nieznanej rzeczywistości. Na zewnątrz, po niezwykle równych, wyłożonych proporcjonalnymi płytami gościńcach, przechadzali się mieszkańcy nowego egzotycznego świata. Wszystko skąpane było w blasku dziwnych, ogromnych pochodni zrobionych prawdopodobnie z metalu. Feria świateł, barw, dźwięków i zapachów przyprawiała o zawrót głowy. Kobieta wycofała się na powrót w cień. Ekscytacja walczyła z kiełkującą paniką oraz rozsądkiem. Jak do tej pory, jej podróże ograniczały się do okolic klasztoru. Większość czasu spędzała w bibliotekach lub nad alembikami. Warzenie ziół czy studiowanie zakazanych ksiąg nie przygotowały jej na zderzenie z nowoczesnością. Walczącą z myślami Francesce minął szlachcic - włamywacz, całkowicie ignorując jej obecność. Był zbyt przejęty widokiem rozpościerającym się za oknem by zauważyć spowitą cieniem dziewczynę. Widok nieznanego świata, wywarł na nim jeszcze większe wrażenie niż na Francesce, co zdawały się potwierdzać westchnięcia i łzy egzaltacji. Mężczyzna, w żadnym przypadku nie sprawiał wrażenia agresywnego brutala, co ośmieliło Francesce by w końcu ujawnić swoją obecność. Tak czy inaczej obecni kompani byli jedyną znajomą jej rzeczą z jeszcze do niedawna okupowanej rzeczywistości. Współpraca zdawała się jedynym logicznym wyjściem a ów jegomość jedynym godnym zaufania ambasadorem całej tej zgrai.


Cienie rozstąpiły się niczym czarna toń prehistorycznego oceanu uwalniając stopniowo smukłą sylwetkę kobiety, odzianą w szkarłatną szatę. Znalazła się tuż obok pochłoniętego kontemplacją Jean-Luc’a. Spoglądając pół przymkniętymi oczyma na rozgrywający się za oknem teatr świateł odezwała się do nic nie spodziewającego się toreadora.

- Łzy to smutku, azali szczęścia?
 
__________________
"You have to climb the statue of the demon to be closer to God."

Ostatnio edytowane przez katai : 17-04-2013 o 14:14.
katai jest offline  
Stary 17-04-2013, 23:31   #15
 
Smirrnov's Avatar
 
Reputacja: 1 Smirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znany
Bardziej poczuł niż zobaczył, że stwór, kimkolwiek był, natknął się na zimną stal Gabora. Rozwarcie szczęk pozwoliło Fenrirsulfrowi wyjąć swój oręż i oddalić swe mniej opancerzone ciało przez zniszczone odrzwia. Ustąpił tym samym pola dla krzyżowca, będącego w o wiele bezpieczniejszej warstwie metalu. Zręcznie uniknął wymachujących szponów to schodząc im z drogi, to blokując styliskiem. Znał się nie najgorzej na wojaczce, niejeden raz brał udiał w wyprawach wzdłuż brzegu, w górę rzeki, by wiedzieć że dwójka osobników plus zraniony potwór to wystarczająca ilość by konflikt zdusić w zarodku. Może gdyby znał nieszczęsnego wampira przed poddaniem się szałowi mógłby mu współczuć, ale teraz w wyniku różnych, nieznanych skaldowi przyczyn, oznaki egzystencji znikały z bezwolnej i niebezpiecznej maszynki.

- Zabawa dla was – rzucił tylko nim zniknął w półmroku korytarza.

Za to korytarz pośród pajęczyn kurzu i wyraźnie widocznej działalności gryzoni, prezentował się zadziwiająco nienormalnie. Nie było to spowodowane prawie klęczącym pośród zachwytów francuzem, którego charakterystyczny, półpłynny akcent rozpoznał już przy pierwszej rozmowie. Nie było to nawet spowodowane dziwnymi cieniami dającymi prawdopodobnie kryjówkę dla wielu zwierzątek.
Spojrzał na odłamek drzwi. „Cóż to za bajanie?” pomyślał widząc że charakterystyczna tekstura dębu znika zaraz pod powierzchnia cienkiej warstewki by ustąpić pola drewnianym wiórom połączonym jakiegoś rodzaju klejem, czy żywicą, a dalej miedzy dwoma warstwami nie ma nic. Pusta przestrzeń. Z ciekawości podniósł kolejny, większy odłamek. „Tu zapewne trafił Brandr przy pierwszym uderzeniu. Ta deska musi jakoś wzmacniać wewnętrznie całą konstrukcję, Prawdopodobnie, kopiąc wyżej lub niżej, noga by mu utknęła” Wiking przeanalizował swój błąd w ocenie drzwi, zastanawiając się jakież jeszcze dziwy kryje ten świat.

Nie musiał rozmyślać długo. Szkło. Widok zupełnie niecodzienny w tak mocno podniszczonym budynku. Czuł że budynek jest „ten przyszłościowy” ale to, że ściana odpada płatami, podłoga przy każdym kroku protestuje tumanem kurzu, a pośród pajęczyn w narożach widać mnóstwo odchodów, musiało znaczyć iż cel konstruktora wyglądał inaczej. Za młodu. Teraz jednak została rudera, lecz pomimo tego solidna. Tafla szkła, które poznał podczas podróży po kontynencie i dworach różnej narodowości, umieszczona została tak, by osłaniać przed wiatrem i deszczem.
Podmuchy na pewno nie docierały przez taką warstwę. Spojrzał na nią. Powoli zbliżył rękę i przejechał palcami. Cztery smugi i kurz na palcach. Zachęcony przetarł całą dłonią czyszcząc to inne okno. Widział w oczach Jean-Luca pewnego rodzaju niedowierzanie, jakby zrobił coś co zburzyło fragment jego fundamentu. No cóż, zdarza się. Spojrzał na okno z przyzwyczajenia, nigdy nie udało mu się nad tym zapanować. Chwile wcześniej dłoń była oświetlona. Może dziś, może w tym świecie? Niestety. Nie zobaczył nic poza krajobrazem zza tafli. Westchnął i skupił się na nowym widoku.
Widział duże miasta, z oddali, ale widział. Jednak nic nie przygotowało go na takie coś. Źródłem światła w tym świecie był… metal. Zimny, błyszczący, obwieszony na żywicę jakimiś świstkami. Dziwne kule żażące się niczym niegasnąca świeca pod kielichem, ozdobione prawdopodobnie tym samym materiałem z którego zrobiono dla nich styliska. Widok tylu ludzi, pomimo zmroku, którego oznaką było całkiem czarne niebo, wprawił go w osłupienie. Nie odrzucało go od miast, zawsze można było odkryć coś nowego, jednak te tłumy, niczym w biały dzień. Niepojęte.
Szamotanina z pokoju nie zagłuszała całkowicie dźwięków z zewnątrz. Ułatwiały to również nieszczelności którymi wdzierało się do środka świeże powietrze. Dźwięki te były… nieznane. Warkot niczym stada wilków kłócących się o zdobycz. Nie potrafił określić źródła ale na pewno mu się to uda po wyjściu. Podniósł topór na wysokość oczu. W mocno wypolerowanym, choć nieco ociekającym śliną metalu dojrzał swe pobliźnione oblicze. „Może ten francuz da się namówić na przywrócenie moich włosów do porządku.”
Teraz jednak odbicie zdradzało, że każdy pęk żyje własnym życiem a razem tworzą plątaninę. „To co, zetnę, odrosną. Szkoda tylko że nigdy nie schną do końca i trzeba trochę kurzu do tego. Że też Ojciec mnie musiał zmieniać tuz po zejściu na ląd. Ech, zobaczmy zatem co jest poza tym dziwnym przybytkiem”
Począwszy nucić jedną z wielu znanych mu sag Fenrisulfr wyminął Jean-Luca, dziwne zagęszczenie cieni niedaleko niego i udał się w stronę przeciwną niż szamotanina za jego plecami. Licząc że łatwo odnajdzie wyjście, a jeśli nie, rozbije jakiekolwiek okno i wyskoczy. Łatwizna.


- Łzy to smutku, azali szczęścia? - Bard dosłyszał zza siebie.
Nieznany mu głos, zapewne od nieznanego mu właściciela. Kobiecy. Powoli odwrócił się nie chcąc nikogo przestraszyć i przyjżał się postaci nie wymawiając słowa. Obserwując. Wycieczka na zewnątrz chwile musi poczekać
 
__________________
Kto lubi czytać, ten dokonuje wymiany godzin nudy, które są nieuchronne w życiu, na godziny rozkoszy.

Ostatnio edytowane przez Smirrnov : 17-04-2013 o 23:36. Powód: Małe przeoczenie
Smirrnov jest offline  
Stary 18-04-2013, 01:09   #16
 
Highlander's Avatar
 
Reputacja: 1 Highlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputację
- Radości. Egzaltacji... szczęścia, bez wątpienia. Współczuję tym, którzy zginęli Śmiercią Ostateczną. Oni nie mogą już doświadczyć równie cudownych widoków. Feeria barw, niezwykłe kształty, idealny układ świateł…
Szarość średniowiecza wydawała się teraz taka nudna, ponura i płytka. To, co niegdyś nazywano sztuką i szczytem architektonicznego zamysłu, obecnie mogło stanowić jedynie wstęp do kiepskiego żartu, jakiejś farsy w wykonaniu podrzędnego błazna. Bellerose za żadne skarby nie zgodziłby się aby wrócić do dawnych czasów. Nie zaciągnięto by go tam rozszalałymi końmi. Gnany artystycznym nienasyceniem, Jean-Luc chciał natychmiast doświadczyć większej ilości cudów nowego świata. Przejechać swoją dłonią po dziwnie układającej się, metalowej strukturze. Dotknąć świecącego globu magicznego światła. Magicznego. Kiedy słowo odbiło się echem w jego głowie, natychmiast przywołało go do porządku. A co jeśli to właśnie plugawi magowie byli odpowiedzialni za wszystkie te cudowności, które podziwiał zza szklanego witraża? Być może gdy oni spali owładnięci snem wieków, czarokleci otwarcie przejęli władzę nad światem i zaczęli… nie. Odrzucił tą teorię niemal równie szybko jak się pojawiła. List wspominał przecież o tym, że w obecnej rzeczywistości także istnieją wampiry. Przebiegli manipulatorzy w postaci krwiopijców nigdy nie pozwoliliby się wygryźć z raz objętych pozycji. Zapewne wciąż manipulowali poczynaniami niczego nieświadomych śmiertelnych, mając ich za niewiele więcej jak pionki na swojej antycznej szachownicy. Poza tym, gdyby ci podstępni mistycy faktycznie posiadali pełnię kontroli, ich mały eksperyment zostałby należycie zabezpieczony. Obiekty badań trzymano by pod kloszem, nie zaś proszono o dobrowolne zgłaszanie się do potomków ciemiężycieli i zdawanie im relacji. Martwe płuca próbowały odetchnąć z ulgą, jednak zabieg ten był niemożliwy – powietrze dawno w nich bowiem nie gościło. Dopiero wtedy Francuz zdał sobie sprawę, że głos należał do kobiety. Jako, że młodzieniec nie posiadał przy sobie chusty, powoli otarł rzęsy oraz policzki przy pomocy porwanego fragmentu materiału tworzącego uszkodzony rękaw. Doprowadziwszy się do względnego porządku, był gotowy na podjęcie konwersacji.

- Wybacz pani, nie zdawałem sobie sprawy z Twojej obecności. Świat zza szkła na chwilę przyćmił moje zmysły. Ach, ale gdzież są moje maniery! Najmocniej przepraszam. Nazywam się Jean-Luc Bellerose, jestem Potomkiem Allarda Bissete, jednego z przedstawicieli Starszyzny klanu Toreador.
Wyliczanka ta nijak miała się do półstronicowej recytacji nazwisk, pokoleń i posiadanych ziem, jaka zwykle towarzyszyła prezentacjom w wykonaniu Ventrue. Nie mniej jednak, dla osób nieobeznanych z salonową etykietą i tak mogła uchodzić za przydługą i pretensjonalną. Po prawdzie, taka właśnie była. Przepraszające uderzenia w pierś oraz głęboki ukłon dodawały przynajmniej widowiskowości. To wszystko nie przeszkodziło mu dokładnie przyjrzeć się damie. Jej ubiór, choć w żaden sposób nie naznaczony piętnem niezwykłości, tworzył ciekawy kontrast karmazynu i kremowej bieli. Śnieżna cera i drapieżne spojrzenie kreowały w jego myślach niebezpieczną fascynację oraz wizje zakazanych, cielesnych przyjemności. Tym bardziej, że noszone przez nią szaty jasno określały kogoś kto owe przyjemności porzucił, oddając się całkowicie w ręce Pana. Dziwić więc mógł brak reakcji na jego wcześniejszy wybryk, dotyczący ciskania kamieni…
 
Highlander jest offline  
Stary 18-04-2013, 07:58   #17
 
malkawiasz's Avatar
 
Reputacja: 1 malkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie coś
Gabor nie zwlekał ni chwili. Znał możliwości takich szponów wspartych do tego siłą nieumarłego. Puścił miecz, cofnął prawą nogę o krok do tyłu, odbił się z niej i wyprowadził do przodu potężne kopnięcie. Bez finezji, czysta siła. Celując w tułów wykorzystał sprężystość swoich mięśni i twardość kości. Świadom każdego ruchu celował tak by rzucić stwora ponownie na tarczę krzyżowca. Oczy świeciły mu nadnaturalnym blaskiem, wysunął kły i zdawało by się, że cała ta walka zamiast przerażać, podniecała go tylko. Rozpostarł ręce szeroko, a w każdej trzymał sztylet. Przyczaił się gotów do skoku gdyby okazało się, że trzeba nieszczęśnika dobić.
 
malkawiasz jest offline  
Stary 18-04-2013, 21:32   #18
 
Irregular's Avatar
 
Reputacja: 1 Irregular ma wspaniałą reputacjęIrregular ma wspaniałą reputacjęIrregular ma wspaniałą reputacjęIrregular ma wspaniałą reputacjęIrregular ma wspaniałą reputacjęIrregular ma wspaniałą reputacjęIrregular ma wspaniałą reputacjęIrregular ma wspaniałą reputacjęIrregular ma wspaniałą reputacjęIrregular ma wspaniałą reputacjęIrregular ma wspaniałą reputację
Potwór wydawał się być zdziwiony - na tyle, na ile zdumienie może być widoczne na tak obrzydliwie zdeformowanej... twarzy? Nie, twarzą żadną miarę nie można było tego nazwać. To była sieczka, mieszanina zwisającej luźno skóry, nadgnitego mięsa i pożółkłych kości. Albo było to złudzenie, albo nieszczęsna istota z każdą minutą dyskretnie zmieniała się. Lśniąca bielą kość żuchwy, wystająca nieco z lewej strony, pożółkła. W kilku miejscach resztki mięśni odpadły, a skóra makabrycznie przesunęła się, jeszcze bardziej zniekształcają potwora. Praktycznie się rozpadał...

Nic więc dziwnego, że mocny cios Gabora cisnął istotą o twardą tarczę sir Heldsona. Krzyżowiec strząsnął potwora z tarczy, zostawiając na niej długą rysę od pazurów stwora, który bardziej teraz przypominał żywego, choć zgniłego trupa niż efekt uboczny dziwnego eksperymentu. Potwór osunął się bezwładnie na ziemię, jakby kompletnie uszła z niego ta nieludzka siła i energia. Mimo to Gabor spróbował dobić go sztyletem, a sir Richard ponownie uderzył tarczą. Ciężko powiedzieć, która z tych rzeczy dobiła stwora. W każdym razie bezwładnie członki potwora rozwlekły się na podłodze, a zgniłe ciało błyskawicznie zaczęło rozpadać się, rozwiewać w pył, aż w końcu na oczach zdumionych wampirów z paskudztwa został tylko zgrabny stosik popiołu oraz przykry zapach w powietrzu.

Dopiero teraz zauważyli drugi skutek tej walki. Wskutek szarpaniny strącili wieko z wciąż zamkniętej trumny - i oto stanęli oko w oko ze zdumionym Luką, który najwidoczniej nie zamierzał zbyt wcześnie z niej wychodzić.
 
__________________
Mole książkowe są zagrożone. Chrońmy ich naturalne ostoje! (biblioteki!)

Wkurzyłam kogoś? Coś pomyliłam? Sorry, ale biblioholik na odwyku to jeden wielki kłębek nerwów. Wybaczcie.
Irregular jest offline  
Stary 20-04-2013, 21:43   #19
 
malkawiasz's Avatar
 
Reputacja: 1 malkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie coś
Krótka walka sprawiła, że krew szybciej krążyła w jego ciele. Przeciwnik nie był od początku dla nich wyzwaniem więc Gabor nie zdziwił się, że padł tak szybko. Skinął głowa z szacunkiem Templariuszowi i zaczął zbierać swoje zabawki i przy tej czynności zauważył kolejnego Kainitę. Nie przerywając czynności rzucił do niego.

- Zbieraj się Panie. Czas opuścić te lochy.

Pogrzebał jeszcze w szczątkach trumny potwora. Tak jak zapamiętał były tam jakieś pergaminy. Zwinął je zgrabnie na później. Zabrał swoje sakwy, narzucił płaszcz i podążył do wyjścia. Po znudzonej minie widać było, że chce już opuścić to miejsce.

Zaraz w korytarzu natkana się na resztę. Zaskoczony zobaczył, że jeden Kainita nadstawia gardło drugiemu pod nóż. Szybko jednak dostrzegł swa pomyłkę. Włosy spadały na podłogę. Nawet nie próbował zgadywać o co chodzi. Dostrzegł szklane okno.

„Niesamowite. Tyle szkła i takie przejrzyste. Nigdy takiego nie widziałem. To chyba dwór jakiegoś bogacza.”

Momentalnie stracił zainteresowanie postrzyżynami i podszedł do okna. Chciał dotknąć szyby i wtedy zobaczył cały krajobraz.

Zamarł zaskoczony. Do tej pory nie wierzył w te bujdy z podróżą w czasie, ale to co zobaczył zasiało w nim ziarno zwątpienia.

- Iluzja? – był tak zafascynowany, ze nawet nie zauważył, że myśli na głos. – Nie. Raczej nie. Chyba bym zauważył.

Zamilkł. Obserwował. Jego myśli pędziły jak szalone. Rozważał wszelkie implikacje tego co właśnie oglądał.

„Jacy są teraz ludzie. Czy Spokrewnieni nimi władają czy dalej się ukrywają? Broń! Czym się teraz walczy? Cholera. Czuje się jak nowo narodzone, bezbronne dziecko.”


Mimo wszystko był kim był i powoli odzyskiwał rezon.

„Taa. Jak będę tak stał to niczego się nie dowiem. Muszę złapać jakiegoś tubylca i go gruntownie przebadać. Najlepiej kilku. Jak najszybciej."

Odwrócił się i spojrzał zniecierpliwiony na pozostałych. Opóźniali go. Mimo wszystko wdepnęli w to samo bagno i byli teraz niezamierzonymi sojusznikami. Nie wiedział co go czeka za progiem i tylko głupiec rzuciłby się tam samopas. Powstrzymał więc swa porywczość i przyglądał się jak nóż tańczy w zwinnych rękach szlachcica. Poczekał aż nadarzy się okazja i przemówił.

- Nie wiem jak wy, ale chciałbym by świt zastał mnie jak najdalej stąd. Zanim dowiemy się czegokolwiek musimy znaleźć schronienie. – sięgnął pamięcią do swoich doświadczeń. – Musimy znaleźć jakieś męty. Złodziei. Bandytów. Obojętnie. Na nich się żywić. Takich zawsze ludziom nie szkoda. I bezwzględnie znaleźć inne lochy do spania.
 
malkawiasz jest offline  
Stary 22-04-2013, 18:04   #20
 
katai's Avatar
 
Reputacja: 1 katai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputację
Lubieżne spojrzenie Toreadora, po części schlebiało Francesce. Jednak lekka nuta pogardy nieprzyjemnie gryzła gardło.

Mężczyźni zawsze są tacy sami. - pomyślała krzywiąc się w myślach jednocześnie zachowując nieskazitelnie przyjazny wyraz twarzy.
Żywi, martwi... zniewoleni instynktem w tym samym stopniu. - przemknęło przez myśl.

W gruncie rzeczy była wdzięczna za tą ułomność. Bywała przydatna. Wrodzona przezorność kobiety nie pozwalała na zbytnią poufałość. Przynajmniej nie teraz. Nie tu.

- Cała przyjemność po mojej stronie Paniczu Bellerose. Francesca Ruiz de Castellano. - zaakcentowała introdukcję lekkim dygnięciem i gestem dłoni. Wybacz Panie ale, nie pochwalę się swoim rodowodem, gdyż mój ...“ojciec”, nie był na tyle wyrozumiały by się przedstawić. Jedyna łaskawość jak mnie spotkała z jego strony to fakt że nie pozostawił mnie na słońcu, choć i to być może było jedynie przejawem okrucieństwa.
 
__________________
"You have to climb the statue of the demon to be closer to God."
katai jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 00:43.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172